Dwa płuca Europy
Na europejskie dziedzictwo składają się dwie wielkie tradycje: Wschodu i Zachodu. W uproszczeniu można powiedzieć, że kulturze wschodniej bliżej jest do Platona i św. Jana, zaś zachodnia czerpie z Arystotelesa i św. Pawła. Wschód to duch, metafizyka i prawosławie, Zachód – rozum, racjonalizm, katolicy i protestanci. We wspólnej Europie musi być miejsce dla obu tych tradycji – w przeciwnym razie nie będzie mowy o autentycznym zjednoczeniu kontynentu.
Papieska metafora
„Tak wielkie bogactwo chwały, zebrane z różnych form wielkiej tradycji Kościoła, mogłoby nam dopomóc do tego, aby Kościół zaczął na nowo oddychać w pełni «obydwoma płucami»: jest to dzisiaj bardziej konieczne niż kiedykolwiek. Stałoby się to wielką pomocą w rozwoju dialogu prowadzonego pomiędzy Kościołem katolickim i innymi Kościołami oraz Wspólnotami kościelnymi Zachodu” – napisał Jan Paweł II w encyklice „Redemptoris Mater” z 1987 roku.
Papieska metafora „dwóch płuc”, odnosząca się przede wszystkim do wysiłków ekumenicznych, często pojawia się w… politycznych dyskusjach nad kształtem zjednoczonej Europy. Otóż wielu politologów uważa, że po upadku komunizmu dawną „żelazną kurtynę” może zastąpić w Europie nowa granica między Wschodem a Zachodem, tym razem o charakterze głównie ekonomicznym, a nie politycznym. Bogate kraje, czerpiące z dobrobytu Unii Europejskiej, zamkną granice ze wschodnimi sąsiadami (np. Ukraińcy obawiają się wprowadzenia przez Polskę wiz po wejściu naszego kraju do Unii). To z kolei może spowodować cywilizacyjną degradację społeczeństw spoza UE. Co więcej, wymiana w dziedzinie myśli, nauki czy sztuki zostanie zablokowana, co pogłębi różnice kulturowe. Nowa granica Unii – za wyjątkiem Grecji – oddzieli kraje katolickie i protestanckie od prawosławnych, „twierdzę dostatku” od „zacofanego, nieeuropejskiego Wschodu”.
A przecież upadek komunizmu powinien dać impuls do integracji, a nie izolacji. „Wydarzenia w Polsce sprzed dziesięciu lat stworzyły historyczną szansę, by kontynent europejski, porzuciwszy ostatecznie ideologiczne bariery, odnalazł drogę ku jedności. Mówiłem o tym wielokrotnie, rozwijając metaforę «dwóch płuc», którymi winna oddychać Europa, zespalając w sobie tradycje Wschodu i Zachodu. Zamiast jednak oczekiwanej wspólnoty ducha dostrzegamy nowe podziały i konflikty. Sytuacja ta niesie dla polityków, dla ludzi nauki i kultury i dla wszystkich chrześcijan pilną potrzebę nowych działań służących integracji Europy” – mówił Jan Paweł II w czerwcu 1999 roku, podczas wizyty w polskim parlamencie.
By nie było nowych granic
Myślenie w kategoriach podziału na „dziki Wschód” i „europejski Zachód” jest rozpowszechnione już dziś, przed planowanym na rok 2004 poszerzeniem Unii. „Wyznawców prawosławia najbardziej irytuje teza, że Europa kończy się tam, gdzie zaczyna się prawosławie” – mówi profesor Viorel Ionita, prawosławny teolog z Bukaresztu. Dominuje opinia, że tylko to, co zachodnie, jest tożsame z tym, co europejskie. Kościół jako pierwszy przełamał ten stereotyp podkreślając, że na chrześcijańską tożsamość Europy składa się tradycja i Wschodu, i Zachodu. To, co podobne, ma Kościoły łączyć. To, co różne, ma je wzbogacać. Chrześcijańskie korzenie Europy to nie tylko św. Benedykt i św. Wojciech, ale też święci Cyryl i Metody.
Dlatego zadaniem chrześcijan jest przeciwdziałanie powstawaniu nowych granic na naszym kontynencie – takie stanowisko reprezentuje cały Kościół w Europie. Nie jest to opinia wyłącznie chrześcijańskich hierarchów. „Kościoły powinny być pomostem między Wschodem a Zachodem” – mówił w 2001 roku Wolfgang Thierse, przewodniczący Bundestagu i czołowy polityk niemieckiej socjaldemokracji, podczas Kongresu „Renovabis – Akcji Solidarności Katolików Niemieckich z Mieszkańcami Europy Środkowej i Wschodniej”.
Ekumenizm i jedność Europy
Ale jak chrześcijanie mają w praktyce budować te pomosty? Zadanie jest o tyle trudniejsze, że Kościoły Wschodu i Zachodu, choć świadome wspólnych korzeni ewangelicznych i historycznych, nadal pozostają podzielone. Dlatego właśnie ruch ekumeniczny, dążenie do zjednoczenia chrześcijaństwa jest ważnym etapem na drodze budowy zjednoczonego kontynentu – i to z dwóch powodów. Po pierwsze, tylko blisko współpracujące ze sobą Kościoły będą liczącym się graczem na europejskiej arenie politycznej. Po drugie – to banalne stwierdzenie, ale nadal często sobie tego nie uświadamiamy – Kościół to nie tylko duchowieństwo, ale i świeccy. Zatem współpraca Kościołów powinna prowadzić do zbliżenia społeczeństw, co z kolei stanowi fundament integracji europejskiej.
Trudno przecenić wysiłki Jana Pawła II w dziedzinie dialogu ekumenicznego z tradycją wschodnią. Długo można by wymieniać wszystkie encykliki, dokumenty, wypowiedzi i gesty Papieża, które świadczą o jego zaangażowaniu na rzecz jedności chrześcijan – i tego, by Europa „oddychała dwoma płucami”. Najczęściej jednak – być może dzieje się tak za sprawą mediów – mówi się o papieskich pielgrzymkach i spotkaniach z przedstawicielami Kościołów wschodnich. Wystarczy przypomnieć podróż do Rumunii w maju 1999 roku (pierwsza w historii wizyta głowy Kościoła rzymskokatolickiego w kraju o przewadze wyznawców prawosławia), na Ukrainę w czerwcu 2001 roku („To jest piękna klamra zwieńczająca przewijającą się przez cały pontyfikat myśl Ojca Świętego o dwóch płucach, którymi powinna oddychać Europa” – mówił po pielgrzymce ówczesny szef polskiej dyplomacji, minister Władysław Bartoszewski) czy do Bułgarii w maju 2002 roku. W październiku tego roku w Watykanie przebywał zwierzchnik Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego patriarcha Teoktyst. Mówił wtedy, że w dużej części zdechrystianizowana Europa stara się o coraz większą jedność gospodarczą, prawną i kulturalną, „nie zabiegając często o poparcie Kościołów chrześcijańskich kontynentu, być może właśnie dlatego, że Kościoły kontynentu za mało troszczą się o jedność i wzajemną współpracę”. Patriarcha wskazuje zatem na to, że tylko współpracujące ze sobą Kościoły będą w stanie wywierać wpływ na integrację europejską.
Wzloty i upadki
Dialog między wyznaniami chrześcijańskim, który szybko rozwija się od Soboru Watykańskiego II, przeżywa wzloty i upadki. Kościół katolicki utrzymuje dobre stosunki np. z prawosławnym patriarchatem w Konstantynopolu, na którego czele stoi Bartłomiej I. Źle układają się natomiast stosunki z Patriarchatem Moskiewskim; zwłaszcza po tym, jak w lutym 2002 roku Stolica Apostolska podniosła do rangi diecezji cztery administratury apostolskie w Rosji. Tamtejsza Cerkiew zarzuca katolikom uprawianie tzw. prozelityzmu, czyli agresywnej akcji misyjnej na terenach tradycyjnie prawosławnych. Ostatnio Kościół katolicki znalazł się na pierwszym miejscu wśród „organizacji zagrażających bezpieczeństwu państwa” w raporcie o „ekstremizmie religijnym w Rosji”, przygotowanym przez przedstawicieli administracji prezydenta, rządu i służb specjalnych. Kontaktów z prawosławiem nie ułatwiają podziały w ramach tej wspólnoty, np. na Ukrainie działają trzy nawzajem nie uznające się Cerkwie –Autokefaliczna, Patriarchatu Kijowskiego i Patriarchatu Moskiewskiego.
Z kolei najważniejszym forum kontaktów prawosławno-protestancko-anglikańskich jest Światowa Rada Kościołów, założona w 1948 roku. Dziś należą do niej 342 wspólnoty i stowarzyszenia chrześcijańskie z ponad stu krajów, liczące 400 mln wiernych. Zgromadzenie Ogólne Rady obraduje co kilka lat. Między zgromadzeniami władzę sprawuje Komitet Naczelny, złożony ze 160 przedstawicieli wyznań. Komitetem kieruje Aram I, ormiański patriarcha Cylicji. Bieżące prace leżą w gestii Sekretariatu Generalnego, na którego czele stoi dr Konrad Raiser, ewangelik z Niemiec. Kościół katolicki ma w ŚRK status obserwatora.
Ale i w Radzie dochodzi do sporów: ostatnio Kościoły prawosławne krytykowały ją za przesadny – ich zdaniem – liberalizm. Chodziło m.in. o kapłaństwo kobiet, wprowadzanie do liturgii i tłumaczeń Biblii tzw. języka inkluzywnego (przedstawianie Boga jako istoty o cechach męskich i kobiecych zarazem, np. dokonywano zmian w początkowych wersach Modlitwy Pańskiej: „Ojcze-Matko nasza”) oraz wspólne modlitwy członków różnych wyznań (prawosławni nie uczestniczyli w obrzędach celebrowanych przez kobiety, ostro krytykując taką praktykę). Na posiedzeniu plenarnym Komitetu Naczelnego Rady w Genewie we wrześniu tego roku zrezygnowano zatem z modlitw i nabożeństw ekumenicznych.
Mimo tych trudności dialog ekumeniczny jest wielkim osiągnięciem Kościołów, wciąż się rozwija i wpisuje się w proces jednoczenia Europy. Zresztą ruch na rzecz jedności chrześcijan rozwija się niemal równolegle z integracją kontynentu – oba te procesy są wyrazem tendencji, widocznej przede wszystkim po II wojnie światowej, do poszukiwania porozumienia i pokojowych form współżycia między społecznościami narodowymi czy religijnymi.
W kolejce do członkostwa
Ale, by Europa oddychała oboma płucami, nie wystarczy tylko zaangażowanie ekumeniczne. Chrześcijanie, jako obywatele i politycy, powinni wspierać proces rozszerzania Unii. W kolejce do członkostwa stoją jeszcze prawosławne Bułgaria i Rumunia. „Ważne jest, aby przystąpienie dziesięciu nowych państw członkowskich nie prowadziło do nowych podziałów w Europie. Wielkie wysiłki na rzecz przygotowań do członkostwa w Unii Europejskiej podjęły już Bułgaria i Rumunia, choć nie są one jeszcze gotowe do zamknięcia rokowań w sprawie przystąpienia. Zachęcamy je do kontynuowania tych wysiłków i z zadowoleniem witamy zaangażowanie Unii na rzecz zwiększania pomocy, aby kraje te osiągnęły cel, jaki same sobie postawiły, a mianowicie przystąpienie do UE w 2007 roku” – czytamy w deklaracji Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) w sprawie przystąpienia nowych państw członkowskich do UE, ogłoszonej tuż przed szczytem w Kopenhadze, a zatytułowanej „Nadzieja, zaufanie, solidarność”. Unia powinna też współpracować z krajami nie kandydującymi, położonymi na wschód od jej granicy. W przyszłości może także i te państwa przystąpią do Unii Europejskiej. Trzeba tu przypomnieć o wsparciu, którego Kościoły z Europy zachodniej udzielają np. prawosławnym i grekokatolikom z byłego ZSRR. Pomoc tę należy dalej rozwijać.
Trudno jednak współpracować i prowadzić dialog, jeśli nie zna się partnera. Tymczasem wiedza przeciętnego katolika czy protestanta Zachodu na temat prawosławia jest niewielka. Dużą rolę powinny tu odegrać chrześcijańskie media i ośrodki naukowe. Może też, by przybliżyć wiernym tradycję i teologię Kościołów siostrzanych, warto wykorzystać takie inicjatywy jak Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, obchodzony każdego roku w styczniu.
*
Przewodniczący niemieckiego Episkopatu kard. Karl Lehmann, a także biskupi z Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej podkreślają, że nie powinniśmy mówić o rozszerzeniu Unii Europejskiej, lecz o europeizacji. Chodzi bowiem nie o to, że bogaty Zachód kolonizuje biedne kraje postkomunistyczne, lecz o ponowne zjednoczenie podzielonego kontynentu. Ale bez drugiego, wschodniego płuca „europeizacja” zakończy się fiaskiem.
Marek Zając, europa.e.kai.pl/