Ewangelia cierpienia według Jana Pawła II

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Cierpienie, Sens cierpienia

Od niejednego schorowanego i udręczonego człowieka słyszałem: ten papież pomaga mi żyć i nie narzeka.

Dla racjonalisty polegającego na inteligencji cierpienie należące do kategorii zjawisk niewytłumaczalnych zasługuje na pogardę i odrzucenie, efektem tej postawy jest cynizm, zgorzknienie, depresja.

Świat wpatruje się oczami kamer w chorobę papieża i usiłuje wyłowić gąszczem mikrofonów jego słaby głos. Każdego dnia w telewizji i na łamach czasopism spotykamy mnóstwo relacji i artykułów, dyskusji i prognoz na ten temat. Osoba chorego papieża zasługuje na takie zainteresowanie, niemniej duch, w którym relacjonuje się wydarzenie słabości Jana Pawła II daleki jest od ducha, który żyje w tym cierpiącym człowieku. Większość relacji jest przepełniona napięciem, które wprawia w niepokój: „ustąp”, „wycofaj się”, „zwolnij miejsce”. Ni to dobre rady dla pacjenta, ni to głosy zatroskania o Kościół. Trwanie na stanowisku Jana Pawła II interpretowane jest jako jego upór.

Nie chodzi tylko o brak taktu wobec papieża czy polityczne podniecenie w związku z castingiem nowych kandydatów na jego urząd. Postawa Jana Pawła II, jego choroba i starość budzi w wielu ludziach specyficznego demona irytacji i strachu. Stajemy wobec wielkiego pytania o problem cierpienia, a szerzej o problem zła.

Ateizm ma swe korzenie w zgorszeniu krzyżem

Zło zawinione w postaci przemocy, wojen, podłości, krętactw i rozczarowań, jak i zło niezawinione, choć nieuchronne w postaci chorób, starzenia się, barier wydolności fizycznej czy psychicznej składa się na obraz ludzkiego cierpienia. Wobec tego wszystkiego stajemy przerażeni i bezbronni, budzi to w nas bunt.

Cierpienie, zwłaszcza niezawinione, dotyka sensu życia, obecności dobra, istnienia Boga. Gdy się pojawia, pociąga za sobą okrutne pytanie: dlaczego? Gdy mamy za sobą dwie wojny światowe, obozy koncentracyjne i gułagi, Holokaust Żydów czy Ormian, Sarajewo, Grozny, a wreszcie atak na World Trade Center w Nowym Jorku i zjawisko barbarzyńskiego terroryzmu, problem cierpienia narzuca się z wielką mocą.

Zaraz po wojnie egzystencjalista Albert Camus wyraził go w metaforycznej powieści „Dżuma”, wkładając w usta doktora Rieux słowa: „Wyrobiłem sobie inne pojęcie o miłości i aż do śmierci odżegnuję się miłować ten świat, gdzie torturuje się dzieci”. Po ataku terrorystów islamskich na wieżowce World Trade Center, portugalski laureat literackiej Nagrody Nobla Jose Saramago powiedział: „Im mniej Boga, tym mniej wojny”. Postmodernistyczny kryzys wartości, a wraz z nim kryzys wiary w Boga, nie jest wywołany jedynie przez racjonalizm i liberalizm, czyli uwielbienie rozumu i wolności ludzkiej. Ateizm ma swe najgłębsze korzenie w zgorszeniu krzyżem.

W języku chrześcijańskim krzyżem określa się nie tylko torturę służącą do uśmiercania w sposób ohydny skazańców w świecie antycznym. Przez krzyż rozumie się cierpienie, ból, krzywdę, niesprawiedliwość, niekorzystne wydarzenia życiowe, nieprzychylny sposób potraktowania przez innych, upokorzenie, porażkę, wstyd, poczucie winy, chorobę, odejście najbliższych, brak pracy czy pieniędzy. Wszystko to, co degraduje nasze życie, odbiera mu smak i rozmach, a z czym spotykamy się sporadycznie, okresowo, bądź na co dzień. Wiele jest krzyży, które dźwiga każdy człowiek od momentu narodzin.

Cierpienie przezwyciężone miłością

Tysiące lat istnienia człowieka nie dostarczyły mu panaceum na siebie samego. Wciąż największym problemem jest lęk przed traceniem życia. Wiele rytuałów religijnych, form kulturowych, wytworów fantazji i naturalnej religijności ma służyć oswojeniu największego wroga. W wielu religiach człowiek szuka bóstwa, by móc się osłonić przed nieuchronnym bólem istnienia. Ateizm czy indyferentyzm religijny jest formą wyzwania Boga na pojedynek czy wypowiedzenia zależności, a wreszcie zanegowania Jego istnienia czy nawet Jego potrzeby.

Posłanie przez Boga jego Syna na świat z misją zbawienia jest odpowiedzią Boga na ten problem. Chrystus jednakże nie przychodzi usunąć cierpienia, ale zbawić je, usuwając jego śmiertelny jad. Nie przychodzi, by pozbawić człowieka krzyża, alienując go z rzeczywistości, ale by podjąć krzyż i na nim zwyciężyć.

Z wielką mocą przekonania głosi ewangelię cierpienia papież Jan Paweł II. „Aby móc poznać prawdziwą odpowiedź na pytanie „dlaczego cierpienie” – pisał w liście „Salvifici doloris” – musimy skierować nasze spojrzenie na objawienie bożej miłości. Miłość jest źródłem odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia. Odpowiedzi tej udzielił Bóg człowiekowi w Krzyżu Jezusa Chrystusa”.

Doświadczenie udręki istnienia papież nazywa „światem ludzkiego cierpienia”. Cała działalność ziemska Jezusa polegała na zbliżeniu się do tego świata. „Przeszedł On, dobrze czyniąc”. Uzdrawiał chorych, pocieszał strapionych, karmił głodnych, wyzwalał ludzi od głuchoty, ślepoty, trądu, opętania i różnych kalectw, trzykrotnie przywrócił umarłego do życia. Okazywał wrażliwość na każde ludzkie cierpienie, swe nauczanie przeważnie kierował właśnie do ludzi cierpiących. „Nade wszystko jednakże – zauważa Jan Paweł II – Chrystus przybliżył się do świata ludzkiego cierpienia przez to, że sam to cierpienie wziął na siebie”.

Warunkowa miłość do Boga

Papież podkreśla, że Chrystus w swe posłannictwo wchodził z pełną świadomością. Był świadom tego, co Go czeka w Jerozolimie, był świadom woli Ojca, połączony z Nim nieustannie. Był też świadom, że na Nim właśnie wypełnią się proroctwa Starego Przymierza, które wieściły Mesjaszowi cierpienie i śmierć w udrękach, a potem zmartwychwstanie. Wszystkie szczegóły męki i cały plan Boga Chrystus „przyjmuje na siebie całkowicie dobrowolnie”. Cierpiąc dobrowolnie i niewinnie, podejmuje pytanie stawiane wielokrotnie przez ludzi: pytanie Hioba.

Jak zauważa św. Paweł, krzyż jest „zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan”. Zgorszenie Bogiem: jak to możliwe, że dobry Bóg nęka mnie cierpieniem, zsyła ból na niewinnych? Tym bardziej na „Żyda”, który w logice nauczania św. Pawła uosabia człowieka religijnego, wierzącego w moc prawa i w to, że żyjąc sprawiedliwie, można zasłużyć na pomyślność i błogosławieństwo Boże. W tej mentalności cierpienie jest skandalem, poczuciem krzywdy nie do pogodzenia z moralnością typu „coś za coś”. Dlatego „Żydzi żądają znaków”, cudów, nadzwyczajnych interwencji Boga, aby usunął i wyeliminował cierpienie. Jest to warunkowa miłość do Boga, żądająca dowodów, stawiająca sprawę na ostrzu noża: „niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego”.

Z drugiej strony krzyż to absurd, coś niepojętego, niesłychanego. Cierpienie wprawia w bezsilność zdolność przewidywania, planowania, spryt życiowy, ale i możliwości zaradzenia, rozwiązywania problemu czy wymyślenia remedium. Krzyż jest niezrozumiały dla poganina, Greka, dla racjonalisty polegającego na inteligencji. Ponieważ „Grecy szukają mądrości”, cierpienie jest odrzucane jako nielogiczne. Cierpienie należące do kategorii zjawisk niewytłumaczalnych zasługuje na pogardę i odrzucenie. Efektem tej postawy jest cynizm, zgorzknienie, depresja.

Z krzyża się nie schodzi, z krzyża jest się zdjętym

Chrystus jednakże przynosi odpowiedź. Daje ją – wyjaśnia Jan Paweł II – „nie samym swoim nauczaniem: Dobrą Nowiną, ale przede wszystkim własnym cierpieniem, które z tym nauczaniem, z Dobrą Nowiną scalone jest w sposób organiczny i nierozerwalny. Jest to jakby ostatnie, syntetyczne słowo tego nauczania: nauka krzyża” („Salvifici doloris”). Chrystus wybiera to, co słabe i głupie, a co przewyższa ludzką mądrość i poczucie siły. Wstępując w prawdę cierpienia, wypowiada przez nie całą prawdę miłości. Paradoks krzyża, to, co jest znakiem klęski i uznawane jest za zło, dla Chrystusa staje się instrumentem przełamania zła i największą prawdą życia. Cierpienie osiągnęło swój zenit w męce na Kalwarii. Zostało na zawsze związane z miłością. Chrystus sięgnął korzeni zła i negacji, aby stamtąd wyprowadzić życie i dobro. Krzyż Chrystusa jest przełomem: przez cierpienie dokonało się odkupienie, ale wraz z tym samo cierpienie zostało odkupione. Na krzyżu Zbawiciel osiągnął pełnię swego posłannictwa: spełnił wolę Ojca i spełnił siebie.

W spełnianiu swych obowiązków biskupa Rzymu i następcy św. Piotra papież dźwiga na sobie krzyż sędziwego wieku, zamachu na swe życie, ból po niezbyt udanej operacji bioder i chorobę Parkinsona. Głosi „ewangelię cierpienia” mocno wsparty o swój papieski pastorał z wizerunkiem Ukrzyżowanego.

Papież nie przejdzie na żadną emeryturę. Zresztą „emerytura” to pojęcie obce w przypadku kogoś, kto życie przeżywa w łączności z tym, co głosi i w co wierzy. Dla niego osoba i misja to jedno. Od niejednego już schorowanego i udręczonego człowieka słyszałem: ten papież pomaga mi żyć i nie narzekać. Kościół i świat otrzymują w nim szczególne pouczenie o paradoksie ludzkiej egzystencji: im bardziej się ją straci, tym więcej się w niej zyska. Na powtarzane kolejny raz w mediach pogłoski o jego rychłym ustąpieniu papież odpowiada jak wierzący uczeń Chrystusa: z krzyża się nie schodzi, z krzyża jest się zdjętym.

ROBERT SKRZYPCZAK. Autor jest duszpasterzem akademickim przy kościele św. Anny w Warszawie

Źródło tekstu: Rzeczpospolita nr 71, 25 marca 2005