Jeden, święty, powszechny i apostolski…

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Kościół

Kiedy powstał? Wykładnia poetycka, może raczej mistyczna wskazuje przebicie boku Chrystusa. Są teologowie, którzy początku Kościoła dopatrują się w Zwiastowaniu, inni mówią o Ostatniej Wieczerzy, ustanowieniu kapłaństwa i Eucharystii. Wtedy Chrystus w modlitwie arcykapłańskiej prosił Ojca: „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty Ojcze we Mnie a ja w Tobie, aby i oni stanowili w nas jedno”. Tak więc „rekonstrukcja” zamierzonej przez Stwórcę jedności na wzór jedności Osób Boskich byłaby celem Kościoła: jedności w wielości.

Można widzieć początek Kościoła w opisach spotkań z Chrystusem po Jego zmartwychwstaniu, kiedy powierzał Apostołom misję głoszenia Ewangelii światu, udzielał mocy wiązania i rozwiązywania, odpuszczania grzechów, a Piotrowi misję „umacniania braci”; kiedy ich zapewnił, że zawsze będzie z nimi. Wyraźny zapis świadomości bycia Kościołem wiąże się z Zesłaniem Ducha Świętego, który został dany, aby apostołów nauczyć rozumienia wszystkiego, co słyszeli od Mistrza.

WIERZYĆ KOŚCIOŁOWI, CZY W KOŚCIÓŁ?

Historycy starają się zrekonstruować mechanizmy powstawania pierwszych wspólnot czasów apostolskich i odszyfrować świadomość członków owych wspólnot. W Instytucie Katolickim w Paryżu słuchałem cyklu wykładów poświęconych analizie samoświadomości Kościoła w różnych epokach. Było to ze trzydzieści lat temu – notatki gdzieś się zawieruszyły i nie pamiętam nazwiska wykładowcy. Zapamiętałem jednak dobrze przedziwną ewolucję eksponowanych w różnych epokach akcentów i niezmienną pewność boskiego pochodzenia. Najstarszym źródłem są zapiski Dziejów Apostolskich, zapis wiary pierwotnego Kościoła a jednocześnie źródło odtwarzania rzeczywistości historycznej. Dla pierwotnego, istniejącego niemal bez struktur Kościoła było oczywiste, że Chrystus, realizując odwieczny plan Boga, założył Kościół i że stanowi on znak Jego obecności (do końca świata) wśród ludzi.

Dopiero od VI wieku na Wschodzie, a od XI na Zachodzie, do liturgii Mszy św. włączono wyznanie wiary, w którym zgromadzenie mówi: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół…”

Scholastycznych teologów niepokoiło w tym tekście „w”: można wierzyć Kościołowi, ale w Kościół? Wierzyć można tylko w Pana Boga. Wyjaśniano tę kwestię, wskazując na łączność artykułu dziewiątego wyznania wiary – o Kościele – z artykułem ósmym, czyli wyznaniem wiary w Ducha Świętego. Łączny sens obu artykułów jest taki: „wierzę w Ducha Świętego uświęcającego i jednoczącego Kościół”.

W ŚWIECIE, A NIE ZE ŚWIATA

Co właściwie mamy na myśli, mówiąc „Kościół”? Wydaje się, że nie zawsze świadomie miesza się tu kilka sensów, wskazuje na kilka różnych aspektów rzeczywistości, która jest jedna, lecz wielowarstwowa.

W pierwszym sensie Kościół jest instytucją pochodzącą od Boga, ustanowioną przez Chrystusa, przedłużeniem Jego obecności na ziemi. Tak rozumiany Kościół to wiara objawiona przez Boga (doktryna), to widzialne znaki niewidzialnego działania Boga, sakramenty wiary, także apostolska władza duchowego kierowania ludźmi oraz charyzmaty, nadzwyczajne dary, udzielone niektórym ludziom dla dobra wspólnoty. Tak rozumiany Kościół jest darem obecności Chrystusa. Tak rozumianemu Kościołowi nie można zarzucić ani przestarzałości, ani ciasnoty, ani niedostosowania. Nie ma potrzeby go reformować. Jest w świecie i nie jest ze świata. Czasem reformatorzy, zwłaszcza ci z zewnątrz, zapominają o tym i myślą, że da się go do świata dopasować.

Ten doskonały dar został dany ludziom. Chociaż ludzie mogą od niego odchodzić, mogą doń nie dorastać, to on sam nie może ulec zepsuciu. Kościół nie powstał na podstawie księgi, żadnego pisma, nawet najbardziej świętego, ale przez dar Ducha Świętego, jako żywa rzeczywistość: „Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy, przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”.

To rozumienie Kościoła można przyjąć tylko przez wiarę i tylko wtedy, kiedy się go widzi w oblubieńczym zjednoczeniu z Duchem Świętym. Tak rozumiany jest przedmiotem wiary i nie da się o nim dyskutować na innej płaszczyźnie.

GRZECHY INDYWIDUALNE, GRZECHY STRUKTURALNE

Kościół to także lud chrześcijański, zgromadzenie wiernych. Nie tylko dar Boga – czysty i doskonały, ale też rzeczywistość sposobu, w jaki ludzie z tego daru korzystają. Ludzie jak ludzie: słabi, niestali, skłonni do grzechu. Dlatego Kościół, będący narzędziem odkupienia, nieustannie oczyszcza grzeszników z ich grzechów. Jednak obok grzechów indywidualnych są jeszcze „grzechy strukturalne”, winy historyczne, społeczne. Im bardziej jest zanurzony w społeczeństwie, w którym żyje, Kościół tym bardziej jest zagrożony ukryciem prawdziwego oblicza. Wygodna fasada, określana jako „świat chrześcijański” może skrywać realizacje bardzo „z tego świata”. Wyznanie przez Jana Pawła II – gest do dziś zresztą nie zawsze zrozumiany – takich win Kościoła, jak używanie siły dla obrony czy rozszerzania wiary, podział chrześcijan, wzajemne ekskomuniki i wzajemne prześladowania, pogarda i wrogość wobec Żydów, milczenie w obliczu ich cierpień, naruszanie praw narodów i człowieka itd. stanowiło naruszenie owej fasady przesłaniającej dar.

Mówimy: dlaczego Kościół milczy? Mówimy: takie jest stanowisko Kościoła. I wtedy, mówiąc „Kościół”, mamy na myśli hierarchię, czyli ludzi, którzy w społeczności Kościoła pełnią misje specjalną w zakresie nauczania, uświęcania i duchowego kierownictwa, sprawowaną in persona Christi Capitis (w osobie Chrystusa Głowy). Ich grzechy i ułomności są grzechami i ułomnościami tak rozumianego Kościoła, chociaż nie naruszają i nie niszczą tego, co w Kościele jest niezniszczalne i święte. Akty uświęcania – sakramenty – są zawsze ważne i skuteczne jako dar Boga, nawet wtedy, gdy je sprawuje niegodny kapłan.

Nauczanie: nie jest owocem bezpośrednich natchnień, ale normalnej, ludzkiej pracy z ludzkimi ograniczeniami, której ostatecznych owoców Bóg strzeże od błędu. Oczywiście, nawet definicje dogmatyczne noszą na sobie znamię swego czasu i nie można wykluczać dalszego ich udoskonalenia. Funkcję rządzenia, wykonywaną na mocy władzy otrzymanej od Boga, Kościół sprawuje sam. Zawsze istnieje ryzyko skażenia jej ludzkimi słabościami, ambicjami, brakiem informacji, alienacją czy brakiem zrozumienia… Widać to zwłaszcza wówczas, kiedy władza duchowa miesza się z doczesną. Dla historyków liczą się konkretne realizacje, w których ujawnia się władza duchownych.

Historyk bada Kościół w konkretnych formach – w ludzkich wcieleniach – i traktuje go jako siłę polityczną, do tego wysuwającą roszczenia do uznania jej nadprzyrodzonej świętości. Ma rację kard. Joseph Ratzinger, kiedy mówi, że prawdziwa historia Kościoła to historia świętych, a nie dzieje instytucji.

NARUSZONA FASADA

Jeśli Kościół-dar nie potrzebuje żadnych reform, to ludzkie struktury Kościoła, które wobec daru mają funkcje służebne, muszą się zmieniać i stawać coraz doskonalsze. W zmianach tych, czy reformach, zawsze ostatecznie chodzi o jedno: żeby to, co jest środkiem, nie stało się celem. Celem zaś jest chwała Boża realizowana przez przybliżenie człowieka do Boga – przez jego uświęcenie. Wszystko inne: powstałe w ciągu historii instytucje, papiestwo, biskupstwo, kuria rzymska i kurie diecezjalne, urzędy, organizacje, ruchy, także chrześcijańskie posty, praktyki religijne, pokuty, nawet zasady moralne, liturgia, teologia, uniwersytety katolickie, budownictwo sakralne, zakony, majątki kościelne i zakonne ubóstwo, działania dyplomatyczne, polityczne i społeczne Kościoła – jest środkiem, nie celem, choć łatwo można o tym zapomnieć.

Kościół, tak jak każdy poryw ducha, nie może istnieć bez wchodzenia w ciężką logikę instytucjonalizacji, ustalonych form i utrwalania nawyków. Chodzi jednak o to, by zasada i cel nie zostały przyćmione, czy wręcz zastąpione tym, co miało być tylko środkiem.

Chociaż jest prawdą, że – jak mówi Tertulian – „nikt nie rodzi się chrześcijaninem, każdy chrześcijaninem się staje”, to tam, gdzie mamy do czynienia ze społecznościami tradycyjnie katolickimi – treścią chrześcijaństwa mogą stać się gesty, zewnętrzne obrzędy, obowiązki, jednym słowem materialna strona chrześcijaństwa, nie jego duchowy sens.

Formy zewnętrzne bowiem nie zawsze są w stanie przechowywać ducha, gesty tracą sens, religia zachowuje rytuały w dziedzinie słów, gestów, nawet obyczaju, zatraca zaś swą rzeczywistość w ludzkich sercach.

Reformowanie struktur nie odnowi Kościoła, jedynie może otwierać drogę odnowie. Odnowa, która jest sięganiem do źródeł, do Chrystusa, musi iść od wspólnoty. Widać to w tych kościelnych wspólnotach, w których jeszcze instytucje się nie rozrosły, jak w niektórych wspólnotach na terenie byłego Związku

Sowieckiego. Czasem się wydaje, że oglądamy tam Kościół pierwszych chrześcijan. W tym duchu napisany jest tegoroczny list Jana Pawła II do kapłanów na Wielki Czwartek. Papież, pisząc o Sakramencie Pojednania, pokazuje, jak tego aktu bronić przed „rytualizacją” i jak docierać do istoty rzeczy.

Zauważono już, że dzieje Kościoła przebiegają w nieustannym rytmie napięć pomiędzy charyzmatem i instytucją. Charyzmatyczne zrywy w miarę rozszerzania się wymagają struktur. Struktury z czasem zaczynają przesłaniać cel, dla którego zostały stworzone i grozi im, że staną się celem same w sobie. Wtedy w ich wnętrzu zaczynają budzić się nowe energie, które stopniowo rozsadzają stare struktury, ukazując piękno Kościoła-daru. Można – mówiąc o Kościele – koncentrować uwagę na jego wymiarze instytucjonalnym, można także wypatrywać tych przebłysków Ducha, które zwiastują odnowę.

Jan Paweł II, który jako Głowa Kościoła znajduje się w punkcie styku Kościoła-instytucji i Kościoła charyzmatycznego, poświęca swą energię nie tyle doskonaleniu mechanizmów instytucji, co oczyszczaniu źródeł. Na dłuższą metę musi to wpływać na struktury. To, co było jedynie fasadą, zaczyna się walić. Pozory nie wytrzymują ciśnienia dopuszczonej do głosu prawdy. Wielu może się to wydawać przerażające, lecz niesie nadzieję. Tak się realizuje Chrystusowa zapowiedź: „prawda was wyswobodzi”, i dlatego nawet najbardziej bolesna katharsis niesie w sobie ogromną nadzieję.

Tekst powstał pod wpływem lektury książki kard. Yvesa Congara „Prawdziwa i fałszywa reforma w Kościele” (Wyd. Znak 2001).

Źródło tekstu: www.tygodnik.com.pl