Jezus chce być królem Polski?

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Jezus Król

Grupa posłów z PiS, LPR i PSL chce, aby Sejm ogłosił Chrystusa Królem Polski

Taka intronizacja musi dokonać się w sercu, nie podczas obrad parlamentu. Poza tym współczesnemu chrześcijaninowi bliższy jest Jezus Miłosierny niż Miłościwie Panujący.

Debata wokół intronizacji przetoczyła się przez czołówki ogólnopolskich dzienników. Nie wszystkie kontrargumenty były słuszne. Przede wszystkim brak dowodów, że parlamentarzyści działają z niskich pobudek: – Znam kilku spośród tych posłów – mówi o. Dariusz Kowalczyk, prowincjał jezuitów. – Nie chcą zbić politycznego kapitału. Taka po prostu jest ich wrażliwość, pobożność.

Inicjatorem przedsięwzięcia jest Artur Górski, poseł Prawa i Sprawiedliwości oraz założyciel Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego.

Nie do końca trafny, chociaż sugestywny, wydaje się również zarzut, że obecny parlament nie jest godzien dokonać tak wzniosłego aktu. Na łamach czwartkowego „Dziennika” Wojciech Kilar popiera wprawdzie intronizację, ale zastrzega: „nie chciałbym, żeby zrobił to Sejm. Ta sala jest zbrukana”. Jednak ten argument łatwo obalić: nikt nie jest godny dokonywać podobnych gestów; nie liczy się, kto głosi, lecz Ten, którego głoszą; niesiemy skarb w glinianych naczyniach…

Na początek warto zatem przeczytać projekt uchwały: „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej stwierdza, że tysiącletnie dzieje naszego Narodu, zapoczątkowane chrztem Polski w 966 r., na mocy którego nasza Ojczyzna stała się państwem chrześcijańskim, poddana władzy Chrystusa, tworzyły się i wzrastały w mocy i świetle Ewangelii Chrystusowej. Tożsamość naszego Narodu, łańcuchem pokoleń wiernych Chrystusowi, została nierozdzielnie związana z wiarą katolicką, w obronie której stając, wielokrotnie i chętnie płaciliśmy daninę krwi, by zasłużyć sobie w minionych wiekach na zaszczytne miano obrońców chrześcijaństwa.

Z tej szczytnej powinności wobec Boga i historii zawsze wywiązywał się Naród Polski, gdy był wolny i suwerenny. Jakże obecnie, w dobie powszechnego światowego kryzysu wiary i wartości, w nawiązaniu do duchowego patrymonium Polski, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, dziękując Bogu za odzyskaną przez naród wolność, idąc za głosem dwóch znakomitych mężów stanu i kapłanów: Jana Pawła II oraz Prymasa Tysiąclecia Stefana Kardynała Wyszyńskiego, całkowicie oddanych jasnogórskiej Pani, Królowej Polski, pragnie dać świadectwo wiary i nadziei na Bożą opiekę nad naszą Ojczyzną, nadając Królowi królów i Panu panujących tytuł: Jezus Król Polski”.

Tekst należy zacytować in extenso, żeby odpowiedzieć na pytanie, czego właściwie dotyczy poselski projekt. Jezusa – w niewielkim stopniu, bezpośrednio poświęcono Mu ostatnie dziesięć słów. Pierwsze sto pięćdziesiąt jeden to pochwała Polski i Polaków.

Jakże inna była postawa Jana Kazimierza przed 350 laty, na którego raz po raz powołują się parlamentarzyści. Król, w obliczu katastrofy Potopu, zwracał się do Maryi z pokorą. Jego śluby lwowskie są szczerym wyznaniem grzechów i obietnicą zadośćuczynienia: „A że z wielkim żalem serca mego uznaję, dla jęczenia w presji ubogiego pospólstwa oraczów, przez żołnierstwo uciemiężonego, od Boga mego sprawiedliwą karę przez siedem lat w królestwie moim różnymi plagami trapiącą nad wszystkich ponoszę, obowiązuję się, iż po uczynionym pokoju starać się będę ze stanami Rzeczypospolitej usilnie, ażeby odtąd utrapione pospólstwo wolne było od wszelkiego okrucieństwa, w czym, Matko Miłosierdzia, Królowo i Pani moja, jakoś mnie natchnęła do uczynienia tego wotum, abyś łaską miłosierdzia u Syna Twego uprosiła mi pomoc do wypełniania tego, co obiecuję”.

Jan Kazimierz ogłasza Maryję Królową, ale w geście tym widzi przede wszystkim zobowiązanie. W porównaniu z jego słowami proponowana przez posłów uchwała razi samozadowoleniem.

Powoływanie się na śluby lwowskie jest ułomne również ze względu na zasadniczo odmienny kontekst prawny i historyczny: – Król mógł dokonywać aktów religijnych. Parlament demokratycznego państwa nie rozporządza podobnymi kompetencjami, uchwała Sejmu byłaby więc kuriozum – tłumaczy o. Kowalczyk. – Posłowie mogli w najlepszym razie obrać inną drogę: zebrać podpisy i przedstawić prośbę Episkopatowi. Jeżeli biskupi uznaliby rzecz za godną wsparcia, przesłaliby projekt do Watykanu. Ostateczna decyzja należy do Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

Ks. Jan Kracik, historyk Kościoła, zauważa: – Matka Boska jako Królowa miała się wstawiać, orędować za Rzeczpospolitą. Ale Jezus jako orędownik? U kogo? Na dodatek doszło do pomieszania porządków: posłowie chcą, a biskupi są przeciw.

Faktycznie, hierarchowie odcięli się od inicjatywy: „Niech murarz buduje mieszkania, krawiec szyje ubrania, a posłowie niech nie wtrącają się do tego, na czym się nie znają” – oświadczył abp Sławoj Leszek Głódź.

Tomasz Królak z KAI pointuje: – Chrześcijaństwo jest nieskończenie większe niż jakakolwiek uchwała. Dawno zrozumieliśmy, że wiara nie jest okrzykiem bojowym ani hasłem na sztandarach.

Inny kłopot z ogłoszeniem Jezusa Królem Polski polega na ewentualnym zdublowaniu liturgicznego święta: – W ostatnią niedzielę roku liturgicznego czcimy Chrystusa Króla Wszechświata. Śpiewamy: Christus vincit, Christus regnat, Christus imperat – podkreśla ks. Wacław Hryniewicz.

A ks. Kazimierz Sowa przypomina, że Jezusa intronizowano w Polsce uroczyście już trzy razy: w 1920, 1921 i 1951 r.

Następna sprawa: „Dziennik” opublikował wyniki badań opinii, wedle których ponad połowa Polaków uważa, że Jezusa Chrystusa nie należy ogłaszać Królem Polski. Mniejsza z brakiem społecznego poparcia. Sama ankieta wydaje się groteskowa, bo pytanie trąci niezamierzoną kpiną, o ile nie obrazoburstwem. Tym samym poselska inicjatywa ośmiesza, wbrew intencjom pomysłodawców, rzeczy święte: – Narażamy się na grzech przeciw drugiemu przykazaniu – ostrzega ks. Kracik.

Rozważając sens intronizacji, warto przypomnieć trzy wielkie przedsięwzięcia Kościoła w Polsce: bazylikę w Licheniu, Łagiewniki i Świątynię Opatrzności. Za gigantyczną budowlą w maryjnym sanktuarium stoi ofiarność tysięcy pielgrzymów. Łagiewniki dźwignęła idea Miłosierdzia. Tymczasem budowa Świątyni Opatrzności, związana z obietnicą złożoną przez Sejm Czteroletni – ślimaczy się. Dlaczego?

Po pierwsze, mało nośna okazała się idea narodowego wotum, bo w ostatnich dziesięcioleciach wiara się indywidualizuje.

Kowalczyk: – Jasne, że chrześcijanin powinien obrać Jezusa za Pana i Króla. To piękna idea, ale w odniesieniu do jednostek bądź wspólnot o charakterze religijnym.

Ks. Hryniewicz: – Intronizacja Jezusa musi dokonać się w sercu. Nie na obradach Sejmu.

Przy tym wszystkim zmienia się wyobrażenie, kim jest Chrystus. Współczesnemu chrześcijaninowi bliższy jest Jezus Miłosierny niż Miłościwie Panujący.

Po drugie, Świątynia Opatrzności powstaje na mocy odgórnych decyzji, a nie dzięki wsparciu wiernych. Identyczny grzech pierworodny mógłby dotyczyć uchwały Sejmu.

Kowalczyk: – W Polsce działają grupy na rzecz ogłoszenia Jezusa Królem Polski, ale idea nie jest popularna w szerokich kręgach. Kościół musi jeszcze dojrzeć do intronizacji. I to nie tylko hierarchia, ale przede wszystkim Lud Boży.

Należy zwrócić uwagę również na teologiczny aspekt inicjatywy. Ewangelie nazywają Jezusa królem w dwóch kontekstach: w przypowieściach i opisach Jego męki. Tym samym autorzy natchnieni kładą nacisk na głębsze rozumienie panowania Syna Bożego. Ta logika przerasta Jego prześladowców: „To jest Jezus, król żydowski” – głosi przybita do krzyża tablica (Mt 27, 37). Także dosłownie, czyli błędnie, królowanie Jezusa pojmują szydercy, którzy przychodzą na Golgotę: „Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie” (Łk 23, 37).

Tuż przed początkiem publicznej działalności Jezusa diabeł kusił Go wszystkimi królestwami świata i ich przepychem (Mt 4, 8-11). Potem Jezus, kiedy Żydzi chcieli Go ogłosić królem, uciekł (J 6, 15).

W dialogu z Piłatem zaś rozwiał wszelkie wątpliwości, jak rozumieć Jego panowanie: „Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd” (J 18, 36).

W książce „Portrety Jezusa” o. Anselm Grün wysnuwa z tych słów obietnicę dla wierzących, że za Chrystusem mogą powtarzać: „Moje królestwo nie jest stąd; jest we mnie przestrzeń, nad którą świat nie ma żadnej mocy. Posiadam godność królewską, której nikt nie może mi odebrać: moje wewnętrzne królestwo. Tam, gdzie całkowicie jestem sobą, nie może dosięgnąć mnie zło, ponieważ tam istnieje we mnie Chrystus ze swoją królewską mocą”.

Ks. Hryniewicz: – Królewskość Jezusa objawia się w chwili Jego najgorszego znieważenia i umęczenia. Pompatyczna intronizacja zatarłaby rys ewangeliczny. Jezus jako król nie chce panować, ale ratować człowieka, który się zagubił. Ocalić wszystko, co w człowieku najlepsze.

Kłopot w tym, że pomysł intronizacji może posłużyć za moralny potrzask: kto jest przeciwny, nie chce otoczyć Jezusa należną czcią.

Żeby uniknąć pułapki, wystarczy otworzyć siódmy rozdział Ewangelii św. Mateusza: „Nie każdy, który Mi mówi: »Panie, Panie«, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie”. A zatem i nie każdy, kto nie mówi bądź mówi: Jezu, Królu Polski…

Źródło tekstu: http://wiadomosci.onet.pl/1381265,2677,1,kioskart.html