Kat z katów
W trakcie swojej 24-letniej kariery zawodowej Albert Pierrepoint wykonał 435 wyroków, by na koniec stać się zagorzałym przeciwnikiem kary śmierci
Tuż przed egzekucją skazany za zdradę podczas II wojny światowej John Amery zwrócił się do swojego kata: „Zawsze chciałem pana poznać, choć oczywiście nie w takich okolicznościach”. Albert Pierrepoint, naczelny kat Zjednoczonego Królestwa zyskał sławę jako wykonawca największej ilości wyroków śmierci. Jego rekord w szybkości doprowadzenia skazanego na miejsce egzekucji i pozbawienia go życia wynosił zaledwie siedem sekund. Jednocześnie jako niemający sobie równych ekspert w dziedzinie kary ostatecznej stał się jej zagorzałym przeciwnikiem.
John Amery, skazany na śmierć za pronazistowską propagandę i stracony w grudniu 1945 roku, był 102. osobą powieszoną przez Pierrepointa. Do czasu rezygnacji z funkcji w 1956 roku kat wykonał jeszcze 333 egzekucje. Uśmiercił 16 kobiet i 200 nazistowskich zbrodniarzy wojennych. Pod względem ilości przeprowadzonych egzekucji w Wielkiej Brytanii pobił wszelkie rekordy. Wśród osób, którym zakładał pętlę na szyje, byli Ruth Ellis, ostatnia kobieta zgładzona na terenie Zjednoczonego Królestwa, a także John George Haigh, znany z tego, że kąpał swoje ofiary w kwasie. (…)
W przerwach między egzekucjami Pierrepoint wiódł normalne życie. Prowadził pub w Oldham, gdzie organizował dla stałych bywalców śpiewane wieczory. Średnio raz w miesiącu dostawał szarą kopertę z pismem urzędowym. Proszono w nim o stawienie się w wyznaczonym dniu i miejscu w celu przeprowadzenia egzekucji.
Pierrepoint, mężczyzna wysoki i elegancki, zakładał wówczas swój dwurzędowy garnitur i starannie zaczesywał włosy. Wykonywał swój obowiązek z poczuciem zawodowej dumy, ale też czegoś w rodzaju duchowej odpowiedzialności za tych, dla których ostatnią rzeczą na tym świecie będzie widok jego rąk naciągających bawełniany kaptur.
W opublikowanej w 1974 roku autobiografii Pierrepoint pisał: „Skazany trafia do mnie w konsekwencji decyzji, których ja nie jestem w stanie zmienić. Człowiek ten jednak, jak mówi Kościół, zasługuje na litość. Najwyższy stopień litości jaki mogę mu okazać, to dać mu i podtrzymać w nim poczucie godności w chwili śmierci”. (…)
Stojąc przed Królewską Komisją do spraw kary śmierci w 1949 roku, Pierrepoint nie chciał opowiadać o swoich obowiązkach, traktując je jako sferę nietykalną. Z pewnością nie można zarzucić mu, że czerpał przyjemność z wykonywanej pracy czy delektował się poczuciem władzy nad skazanym. Nie bawił go wisielczy humor, a członkom jego zespołu nie wolno było w żaden sposób żartować ze zwłok skazańca.
Pierrepoint sam odcinał sznur, rozbierał ciało i obwiązywał je płótnem. Za każdą egzekucję otrzymywał 15 funtów (odpowiednik dzisiejszych 400 funtów). Zapłata ta, która w efekcie stała się przyczyną jego rezygnacji, była zbyt mała, aby mógł zrezygnować ze stałego zatrudnienia. Najpierw pracował jako dostawca, potem wraz z żoną Anne prowadził pub. Wiódł więc całkiem zwyczajne życie, przerywane od czasu do czasu niecodziennymi zleceniami. Początkowo wykonywał je w pełni anonimowo. Nie rozmawiał o nich nawet z żoną. Potem jednak zyskał rozgłos, stając się osobliwą atrakcją turystyczną.
Albert Pierrepoint nie był jedynym katem w rodzinie. Jego ojciec, Henry powiesił 107 skazanych. Pewnego razu przyszedł pijany na miejsce egzekucji, za co został pozbawiony swej funkcji. Wuj Alberta, Tom pracował jako kat przez 37 lat i wysłał na tamten świat 294 osoby.
Wygląda na to, że Albert już wieku 11 lat znał swoje przeznaczenie. W jednym ze szkolnych wypracowań napisał: „Kiedy skończę szkołę, będę pracował jako naczelny kat”. W wieku 27 lat, po tygodniu ćwiczeń z obciążonymi workami i manekinami, Albert Pierrepoint został asystentem kata. Doskonalił swoje umiejętności u boku wuja. Musiał nauczyć się właściwie wymierzyć stryczek tak, by śmierć następowała natychmiast, na skutek złamania karku. Jeśli lina była zbyt długa, skazanego czekało ścięcie głowy. Jeśli zbyt krótka – umierał powoli, na skutek uduszenia. Brytyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych wydało co prawda specjalne wytyczne co do długości stryczka w zależności od wzrostu i wagi wieszanego, jednak to kat decydował o ostatecznych wymiarach sznura. W noc poprzedzającą egzekucję dyskretnie, czasem przez ukryte okienko w celi, mierzył skazanego.
W roku 1941 Albert Pierrepoint został naczelnym katem. Szybko zwrócił na siebie uwagę brytyjskich władz wojskowych. Po procesach norymberskich wzrosło zapotrzebowanie na jego usługi. Kat z Yorkshire został potajemnie przewieziony do Niemiec, gdzie powiesił 200 nazistowskich zbrodniarzy wojennych. Wśród skazanych znaleźli się Josef Kramer, komendant obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen oraz Irma Grese, okrutna strażniczka z Belsen i Auschwitz.
Jak na ironię, tajna misja Pierrepointa oznaczała dla niego koniec anonimowości. Brytyjskie gazety chętnie pisały o profesjonalizmie i staranności z jaką wykonywał wyroki na sprawcach holokaustu. W rozmowach z przyjaciółmi Pierrepoint podkreślał, że przeraża go zainteresowanie mediów. Mimo to status silnej ręki brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości przysparzał mu sławy, ale też w coraz większym stopniu skazywał na potępienie. Kiedy przeszedł na emeryturę, pod jego lokalem co jakiś czas zatrzymywały się wycieczki turystów liczących na pogawędkę i pamiątkowe zdjęcie z katem.
„Był dumny z tego, co robił. Dla niego była to zwykła praca, która wymagała przyzwoitości i wrażliwości – mówi Steve Fielding, autor książki o rodzinie Pierrepointów. – Nie podobało mu się zainteresowanie społeczeństwa. Czuł bowiem, że wykonuje jedynie wolę sądów. Myślę jednak, że w końcu zaakceptował rolę osoby znanej”.
Pierrepoint przeprowadził trzy najbardziej kontrowersyjne egzekucje w powojennej historii Zjednoczonego Królestwa. Najpierw powiesił Timothy Evansa skazanego za rzekome zamordowanie córki (w rzeczywistości zbrodni dokonał seryjny zabójca John Christie, również powieszony przez Pierrepointa). W 1955 roku przy protestach tłumów kat wykonał egzekucję na Ruth Ellis, a dwa lata wcześniej zabił Dereka Bentley’a. Ten nastolatek, skazany na śmierć za zastrzelenie policjanta, zawisnął, bo jego kompan, rzeczywisty zabójca, był zbyt młody, by ponieść karę.
Pierrepoint tak opisywał tamto wydarzenie: „Kiedy idziesz powiesić dziewiętnastoletniego chłopca, nie ma znaczenia, że jest on wysoki i barczysty. O dziewiątej rano w dniu egzekucji wciąż wygląda jak chłopiec (…) 28 stycznia 1953 roku Derek siedział przy swoim więziennym stole i obserwował drzwi. (…) Kiedy weszliśmy ubrani w zwykłe garnitury, pomyślał zapewne, że mamy decyzję o odroczeniu kary. Jego twarz pojaśniała. Potem ujrzał żółty skórzany pas w mojej prawej ręce. Nie spuszczał z niego wzroku. Widok ten zmył całą nadzieję z jego twarzy. Wstał wolno i niezdarnie (…)”. Bentley został pośmiertnie ułaskawiony.
W niespełna rok po egzekucji Ellis Pierrepoint zwrócił się do ministerstwa spraw wewnętrznych z prośbą o wykreślenie go z listy katów. Prozaicznym powodem rezygnacji był spór o zapłatę za niewykonaną karę.
Zgodnie ze swoim zwyczajem Pierrepoint nigdy nie ujawniał, czy jego zdaniem skazani faktycznie zasługiwali na karę śmierci. Tak też było w przypadku Jamesa Corbitta, stałego klienta pubu prowadzonego przez kata. Tej samej nocy, kiedy Corbitt zabił swoją narzeczoną, Pierrepoint śpiewał wraz z nim piosenkę „Danny Boy”. Do dziś nie jest pewne, czy to właśnie stracenie Corbitta ostatecznie przekonało kata, że jego praca nie przynosi spodziewanych korzyści społeczeństwu. Faktem jest jednak, że do takich właśnie wniosków doszedł.
W swojej autobiografii Pierrepoint pisał: „Wszyscy ci ludzie, którzy stali przede mną w swych ostatnich chwilach, utwierdzają mnie w przekonaniu, że wykonując swoją pracę nie zapobiegłem ani jednemu morderstwu. A skoro śmierć nie jest w stanie nikogo powstrzymać, to nie należy jej stosować… Moim zdaniem kara śmierci nie służy niczemu, poza zemstą”.