Kompleks Amazonki
O kobietach silnych, niezależnych, które tylko gdzieś w głębi tęsknią za miłością do mężczyzny
Z Zenonem W. Dudkiem, psychiatrą, redaktorem naczelnym kwartalnika „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury”, rozmawia Maja Jaszewska
Maja Jaszewska: Do niedawna rzadko mówiono o kobiecej agresji. Zróżnicowanie standardów zachowań dla obu płci powodowało, że kobiety uważane były za znacznie mniej agresywne ze swej natury od mężczyzn. Od najmłodszych lat oczekiwano od nich posłuszeństwa, łagodności i delikatności.
Zenon W. Dudek: Mówi się, że agresja kobiety ma inny charakter niż mężczyzny, rzadko jest wyrażana wprost. Jest bardziej ukryta i przejawia się raczej w formie zawoalowanej kontroli i manipulacji. Bywa szantażem własną słabością, nieszczęściem, chorobą czy lękiem przed śmiercią. Ma na celu wywołanie współczucia, zainteresowania, poczucia winy, przez co nie tyle bezpośrednio rani, ile uzależnia i zniewala.
Brakuje nam głębszych studiów nad przemocą w wersji kobiecej. Agresja jest bardziej naturalna w wydaniu męskim, jeśli dochodzi do niej u kobiety, ma ona charakter bardziej destrukcyjny. Co bowiem powiedzieć o matce, która kilkanaście razy dziennie dzwoni do swojej 19-letniej córki, żeby zapytać co ona robi, albo o tej, która swojemu 30-letniemu synowi myje plecy, a jak ten się wykąpie, to czyści po nim wannę. Jeżeli kobieta daje swoją uwagę, czas i uczucie w sposób niedojrzały, na zasadzie poświęcania się, utraty własnych praw i tożsamości, cierpiąc przy tym, to ma wtedy poczucie, że daje bardzo dużo, za dużo. Nie odczuwa satysfakcji, bo jej działanie nie jest twórcze i nie procentuje. Robi to kosztem siebie i tak naprawdę przede wszystkim dla siebie. Dając w sposób nieautentyczny, doprowadza do destrukcji siebie i swojej relacji z bliskimi. Jest to forma wmuszania – musisz wziąć, bo jestem taka dobra i tak się poświęcam, robię to tylko dla ciebie. Im bardziej kobieta chce podkreślić swoją ofiarność w rodzinie, związku, macierzyństwie, tym bardziej staje się brutalna i bezwzględna w działaniu. Ten rodzaj wmuszania dobra ma miejsce w relacjach kobiet z mężczyznami. Wmuszając, zniewalają, a tym samym sprawują kontrolę. A ta zastępuje miłość.
Dzisiaj kobieca agresja coraz częściej przejawia się wprost. Kobiety bez skrępowania przyznają się do wściekłości i wyrażają ją. O Czajce, bohaterce swojej książki „Córeńka”, Wojciech Tochman pisze, że ludzie ją męczą i złoszczą. Coraz częściej ma ona ochotę wyjść na ulicę i pociągnąć po nich serią z karabinu maszynowego. A potem samej sobie palnąć w łeb. Mimo że do tak ekstremalnej chęci wyładowania wściekłości niewiele kobiet by się przyznało, to jednak coraz częściej mówią głośno, że jest w nich bardzo dużo tłumionej złości.
Jeśli kobieta ma istotne problemy z agresją i nie może opanować frustracji, wskazuje to na poważne problemy w kontakcie ze sobą, z własnym ciałem i głębszymi emocjami. Może to oznaczać deficyt odpowiedniej ilości opieki, czułości czy bezpieczeństwa. Agresja jest uniwersalnym i najprostszym sposobem rozładowania napięć na skutek frustracji naszych potrzeb, zarówno tych niższych jak i tych wyższych. Zmiana, o której Pani mówi, jest rzeczywiście bardzo zauważalna. Wydaje mi się, że panuje ogólne przyzwolenie na zachowania agresywne w życiu codziennym. Zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet są one promowane czy wręcz nobilitowane. Jest to zjawisko typowe dla kultury cywilizacji indywidualistycznej. Kultura zachodnia promuje model człowieka sukcesu, a to jest związane z przebojowością. Agresja jest kojarzona z siła, a nie słabością, ten wzorzec od mężczyzn przejmują kobiety. Nie trzeba daleko szukać, aby dowieść, że agresja zadomowiła się w naszym codziennym życiu, wystarczy popatrzeć na zachowania młodzieży w szkole. Dwadzieścia lat temu nie do pomyślenia byłoby takie chamstwo, jakie ma miejsce dzisiaj.
Kolejnym przykładem są media, w których agresję przedstawia się jako oryginalną formę ekspresji, wyraz spontaniczności, zaradność, przedsiębiorczość czy przejaw wolności, a nie jako prymitywizm. Jednocześnie w ogólnej, społecznej świadomości próbuje się lansować idealistyczną (postoświeceniową) wizję człowieka kulturalnego, ograniczać skrajne zachowania agresywne. Istnieje sprzeciw wobec tortur czy kary śmierci, ale w to miejsce wchodzą o wiele bardziej bezsensowne formy egzekucji (mafia, krwawe rozgrywki polityczne). Paradoks polega na tym, że próbujemy być bardziej cywilizowani i szlachetni, ale przeciętna jednostka jest coraz mniej cywilizowana, bardziej dzika i bezsensownie agresywna niż kiedyś.
Paweł Możdżyński w artykule „O kobiecości i męskości we współczesnym świecie”, opublikowanym w kwartalniku „ALBO albo”, pisze: „Współczesnym społeczeństwom często przypina się etykietkę patriarchatu – tak czynią feministki, uważające się za pokrzywdzone we wrogim świecie mężczyzn. Z drugiej strony, ruch maskulinistyczny (wciąż rachityczny) twierdzi coś przeciwnego: rzeczywistość, w której żyjemy, ma charakter matriarchalny. Feministki powołują się na uprzywilejowanie mężczyzn w świecie biznesu, polityki, nauki, kultury. Z kolei maskuliniści mówią o druzgocącej przewadze kobiet w życiu codziennym…” Pana zdaniem żyjemy dziś w fazie schyłku patriarchatu i przejścia do matriarchatu. Na ile ten przełom generuje zmiany, o których mówiliśmy wcześniej?
Zmienia się pozycja i rola społeczna kobiety – staje się ona bardziej dominująca i kobiety w związku z tym przejmują część męskich zachowań. To są fakty społeczne. Kiedyś zależność ekonomiczna zniewalała kobiety, dziś ich wyższa pozycja ekonomiczna pozwala im na zachowania agresywne bez ryzyka większych restrykcji. Kobiety zdobywają terytorium dotąd dla nich obce, zdobywają władzę, a ta bezpośrednio jest powiązana z agresją. Dominacja jest jednym ze sposobów doświadczania satysfakcji i kobiety sięgają po ten najprostszy sposób zdobycia społecznego terytorium. Obszar, w który dziś wkraczają, związany jest z rolami męskimi i elementem ich pełnienia jest dominacja i agresja. Dlatego kobiety eksperymentują, bo są to dla nich nowe role. W wielu dziedzinach życia zbiorowego, gdzie kształtują się nowe normy, kobiety zyskują pozycję dominującą.
Obszary, w których można mówić o matriarchacie, charakteryzują się tym, że eksponowane są w nich niedojrzałe wzorce kobiecości, czyli kobiety buntowniczki, rewolucjonistki, wojowniczki, kobiety typu męskiego. Rezultatem zbyt ostrej rywalizacji wzorców matriarchatu i patriarchatu są zranione kobiety, zranieni mężczyźni oraz zranione dzieci. A brak równowagi między tymi wzorcami może spowodować, że kolejne pokolenia będą cierpiały na syndrom „wiecznych dzieci”. To zjawisko jest dość powszechne w Stanach Zjednoczonych, gdzie wiek, płeć i naturalne fazy życia straciły na znaczeniu. W takich warunkach coraz więcej mężczyzn przejmuje kobiece wzorce i potrzeby, tzw. syn matki, a miejsce opiekuńczych kobiet zajmują tzw. córki ojca, czyli kobiety silne, męskie, ukierunkowane zadaniowo. Tym samym coraz częściej powstają związki kobiecych mężczyzn z silnymi kobietami. Tacy mężczyźni często nie radzą sobie z rolą ojca i męża, więc uciekają w obszar zawodowy. Mężczyźni stają się nie tylko ofiarami swojej słabości czy braku wzorca męskiego, ale częściowo ofiarami niedojrzałych kobiet, które agresją i walką odreagowują frustracje spowodowane ograniczonym doświadczeniem naturalnej kobiecości w relacji z mężczyzną czy w macierzyństwie. Stabilna relacja między matriarchatem a patriarchatem charakteryzuje się tym, że dla mężczyzn i kobiet jest szeroki repertuar ról, w których mogą się realizować. I oba te światy są dla siebie wzajem atrakcyjne, nie zwalczają się. Mieszanie cech, w tym przypadku płciowych, prowadzi do zachowań, które w psychologii określa się mianem regresji – silna tożsamość powstaje na podłożu wyrazistości, która kształtuje się w dialogu z innymi, ze światem zewnętrznym.
Nie ma stabilnej relacji miedzy patriarchatem a matriarchatem. Kobiety wchodzą w męski świat z przekonaniem, że mogą robić dokładnie to samo, tylko że dużo lepiej. Mężczyźni zaś często z pobłażaniem przyglądają się tym staraniom. Obie płcie deprecjonują własny potencjał.
Wszystkie ataki na płeć przeciwną, wywyższanie własnej płci jest niedojrzałe i dowodzi niskiego poczucia własnej wartości. Tymczasem powodzenie w zakresie życia osobistego, rodzinnego czy społecznego warunkowane jest przede wszystkim satysfakcją z własnej tożsamości płciowej. Jeżeli kobieta żyje mitem Amazonki, superkobiety, to prowadzi ją to w ślepą uliczkę i im później to odkryje, tym większe czeka ją zranienie i kryzys. To droga tylko dla kobiety ofiarnej, bohaterki. Podstawowa kobiecość to akceptacja własnej cielesności, fizyczności, emocjonalności, podstawowych ról, w których rozwija się jako kobieta. Realizowanie różnych zadań i celów z pominięciem kobiecości jest drogą w jedną stronę. Jeżeli nie ma kobiecości podstawowej, to niezależnie od osiągnięć kobieta może czuć się nieszczęśliwa i niespełniona. Na przykładzie anoreksji i wielu dziewcząt stawiających na karierę modelki czy aktorki widać, jak wzorzec ciała kobiecego wyłamuje się z funkcji macierzyńskich. Mam być szczupła i piękna, a nie nosić brzuch.
Z jednej strony kobiety narzekają, że wymaga się od nich zbyt dużo, że mają być wspaniałymi matkami, żonami, kochankami, a do tego realizować swoje ambicje zawodowe, być samodzielne, ciekawe świata i nieustannie się rozwijać. Z drugiej strony podobnie niemożliwego oczekują od mężczyzn. Żeby byli aktywni, silni, stanowczy, walczący, a jednocześnie wrażliwi, czuli, delikatni, romantyczni.
– Trzeba pozwolić mężczyznom, żeby byli mężczyznami, a kobietom, żeby były kobietami. Nie można wymieszać tych ról, bo to sprowadza świadomość do poziomu archaicznego. Na tym polu, gdzie kobiety są lepsze, powinny być doceniane, wychwalane i całowane po rękach. Ale z tego powodu, że wiedzą lepiej, jak ubrać dziecko na spacer i jak mu podgrzać kaszkę, nie mają prawa deprecjonować mężczyzn, którzy nie odróżniają kaszy od mąki. Jeżeli są w tych zadaniach lepsze, po prostu powinny je pełnić. Jeśli mężczyzna chce się włączyć w ten obszar, to pięknie, ale jeśli nie, nie jest to powód do upokarzania go. Naprawdę nie jest tak, że wszyscy muszą w tym samym stopniu robić doskonale to samo. Nie musimy na siłę udowadniać sobie nawzajem, że mamy takie same możliwości, wrażliwość, zdolności i jesteśmy zastępowalni, bo tak nie jest.
Mężczyzna już w wieku kilkunastu lat dysponuje znacznie wyższym poziomem androgenów niż jego rówieśniczki i w naturalny sposób jest bardziej zdecydowany w działaniu, bojowy i agresywny. Tylko „normalny” mężczyzna i bardzo dojrzała kobieta-matka potrafią się cieszyć z ran odniesionych przez syna na boisku sportowym. Delikatność nie powinna zastępować tych cech u dorosłego mężczyzny, tylko je uzupełnić. Normalnie rozwijający się chłopiec w wieku 8-9 lat wstydzi się przed kolegami, kiedy wylękniona matka odprowadza go pod samą szkołę. Dziewczynka może trzymać swą mamę za rękę jeszcze jako panienka. Kultura nadaje głębszy sens biologicznym różnicom płciowym. Kobiecość i męskość to dwa obszary, które z powodów biologicznych i kulturowych różnią się od siebie.
Nauka pominęła płeć jako źródło dobrej różnicy. Również radykalny feminizm redukuje obraz kobiety.
Na drodze do rozumnej doskonałości nowożytna nauka, czerpiąc swe wzorce z racjonalizmu i filozofii Oświecenia, równa wszystko, co chce badać, także płeć. Psychologia przejęła te wzorce i ignoruje np. czynnik płci w testach. Różnice są napędem życia (płodność) i kultury (twórczość).
Sam fakt chodzenia przez 9 miesięcy w ciąży i rodzenia dziecka jest dowodem na to, że kobiety są ewolucyjnie inaczej skonstruowane. Przez to doświadczenia są bardziej ukierunkowane na dawanie bezpieczeństwa, sprawowanie opieki, i jest to zasymilowane przez kulturę. I żaden ideologiczny manifest tego nie zmieni. Zwłaszcza wtedy, gdy rodzi się w głowie (nie w sercu!) kobiet często bardzo zranionych. W gabinecie psychoterapeutycznym widać to bardzo wyraźnie. Bardzo trudno jest zrealizować w praktycznym życiu jednocześnie dwa wzorce: macierzyński i indywidualistyczny, zastępowanie jednego drugim prowadzi także do frustracji, tylko w innej sferze. Niwelowanie na siłę różnic między płciami doprowadza do ignorowania praw biologii (np. zmian fizycznych w czasie ciąży czy w okresie miesiączki) i niszczenia naturalnych wzorców, różnic w myśleniu, postrzeganiu i odczuwaniu świata. Natomiast wypracowanie nowych wzorców kobiecości to trudny i długi proces wymagający pracy pokoleń.
O atrakcyjności kobiet coraz częściej świadczą czynniki, które do tej pory uważane były za atrakcyjne u mężczyzn – status społeczny, praca, posiadana władza.
XIX wiek był końcem tradycyjnych, gotowych wzorców. Wiek XX był przełomem, w którym kobiety, zamiast kierować się tradycyjnym przekazem, zaczęły świadomie tworzyć własne role. Obecnie to realizowanie się kobiet, indywidualizacja ról opiera się na nowych wzorcach. Kobiety się emancypują, odkrywają swoją moc, wzmacniają pozycję w społeczeństwie, w rodzinie. Jednak te silne, władcze kobiety, już na gruncie rodzinnym, infantylizują swoje dzieci. Po pierwsze, nie pozwalają im wydorośleć, bo same są mądrzejsze i lepsze. Są silniejsze psychicznie i czasem nadużywają swojej przewagi do kontroli wielu obszarów życia, co jest destrukcyjne dla rozwoju emocjonalnego. Po trzecie wreszcie, zmieniają obraz kobiecości, jako czegoś, co jest słabe, pozwala doświadczać uczuć, delikatności, łagodności. Obraz ten zmierza w kierunku kobiety silnej i dominującej. Ten model silnej, władczej kobiety to w wielu przypadkach prosta droga, by być nieszczęśliwą. Natomiast wypracowanie nowych wzorców kobiecości, które objęłyby wzorce tradycyjne, to trudny i długi proces wymagający współpracy kobiet i mężczyzn z kolejnych pokoleń.
„Kobieta, która zapiera się własnej kobiecości i boi się ciemnych grot łona, staje się coraz bardziej opanowana przez Animusa. Wojownicy Wielkiej Matki mszczą się za boginie i czynią z kobiety ofiarę nagłych wybuchów, kłótni pełnych nienawiści, jak i autodestrukcyjnych okresów depresji” – tak pisze jungistka Pia Skogemann w swojej książce „Kobiecość w rozwoju”.
W Europie żyjemy obecnie w czasie zmieniających się wzorców kulturowych, także ról kobiecych i męskich. W poprzednich pokoleniach dominował wzór matki – opiekunki poświęcającej się rodzinie. Zwłaszcza w polskiej kulturze był to model podstawowy. W dzisiejszym momencie przemiany nie ma wyraźnego, jedynego wzorca, jak być żoną, partnerką mężczyzny, jak funkcjonować w społeczeństwie, jak to wszystko godzić z dojrzałym macierzyństwem. Od kobiet oczekuje się więcej samodzielności. Młode kobiety nie czerpią tego wzorca od matek, więc siłą rzeczy zwracają się w stronę wzorców męskich. Idą w kulturę Amazonek, stają się niezależne, silne, władcze, spełniają się zawodowo, ale nie mają już czasu, by dążyć do wzorców ciepła, serdeczności, opiekuńczości, macierzyństwa, czyli kobiecości podstawowej. Niemożność połączenia w stopniu idealnym tych dwóch biegunów powoduje frustrację, która jest jedną z podstawowych przyczyn agresji. W psychologii mówi się, że silna, niezależna kobieta, która tylko gdzieś w wielkiej głębi tęskni za miłością do mężczyzny, ma kompleks Amazonki.
Jak wygląda związek takiej Amazonki z mężczyzną?
Nieszczęśliwa w miłości, bo pięknie kocha tylko na odległość. Wyobraża sobie, że jest gotowa do wielkiej, prawdziwej miłości, ale do jej rzeczywistego przeżywania nie jest dostatecznie zdolna. Spotkanie silnego mężczyzny, usatysfakcjonowanego ze swojej męskości, złości ją i budzi niepokój, że zostanie zdominowana. Jego pewność siebie odbiera jako upokorzenie, odebranie jej autonomii. W niczym nie potrafi się poddać, bo odbiera to jako dominację. Bycie z nim traktuje jako wieczną rywalizację. Próbuje go więc pokonać. Jeśli Amazonka natomiast zwiąże się z mężczyzną słabym, który jej się podporządkuje, to również będzie sfrustrowana brakiem jego decyzyjności, aktywności, stanowczości. W jednym i drugim przypadku przeżyje rozczarowanie. Kobieta niedojrzała nie przyjmie wyzwania, jakie stawia dojrzały mężczyzna. Będzie otwarta tylko na kontakty z niedojrzałym mężczyzną, bo to będzie jej pomagało konserwować swoją niedojrzałą fazę rozwoju. Agresja i gra pozorów, rozsadza związek od środka.
Współcześnie wiele kobiet ma problem, by skomunikować się ze swoją słabością, miękkością, delikatnością. Wolą być silne i agresywne. Kobieta mająca problem z akceptowaniem słabości drugiej osoby ma poważny problem z macierzyńskością w ogóle, czyli kobiecością na podstawowym poziomie. Dramat polega na tym, że jeśli podstawowa kobiecość jest zaburzona, to nie ma normalnych warunków do rozwoju świadomości (kobiecości) transformacyjnej, czyli rozwoju pełnej kobiecości, która potrafi zmieniać mężczyznę i sama w sobie jest atrakcyjna: fizycznie, intelektualnie, społecznie. Brak kobiecości podstawowej unieruchamia kolejne fazy rozwoju. Kobieta silna, władcza, agresywna to taka, która wybrała męską drogę rozwoju. Jest to model ograniczonego rozwoju, bo oznacza rezygnację z pełnej kobiecości. Wybierając rolę kobiety silnej, samowystarczalnej, absolutnie niezależnej, rywalizującej, kobieta skazuje się na chłodne związki, w których potrzebuje utrzymać duży dystans do partnera. Bardziej kieruje się pragmatyzmem niż uczuciami. W takim modelu macierzyństwo, ciepły dom rodzinny nie bardzo się mieszczą. Jest to raczej kolejny punkt do zdobycia, zadanie do zrealizowania, by być perfekcyjną. Kobiety, które czerpią wzorce z obszaru męskiego, będą spełnione i usatysfakcjonowane tylko częściowo. Będą najwyżej dowódcami wojska, królowymi skrajnych feministek, ale nie będą gotowe wejść w interakcje z realnym mężczyzną, być blisko i na warunkach partnerskich z żadną osobą. Tworzą jedynie związki emocjonalne oparte na silnych identyfikacjach i resentymentach (typu symbiotycznego).
Wyraźnie odczuwany jest dzisiaj konflikt między macierzyństwem a realizacją tożsamości kobiety samodzielnej, silnej, ambitnej i spełnionej zawodowo, równorzędnej partnerki mężczyzny. Jeżeli dziecko, to jedno, albo góra dwoje, jeżeli macierzyństwo, to jednocześnie z karierą zawodową. Na ile możliwe jest pogodzenie tych dwóch aspektów kobiecości?
Dobrze, gdy te dwa wzorce uzupełniają się w określonej kolejności, a gdy przychodzi moment macierzyństwa, kobieta gotowa jest poświęcić na nie część swojego życia (z akceptacją tego faktu) i nie budzi to w niej gniewu czy sprzeciwu. Bo wie, że ten czas na to jest przeznaczony. Potem przyjdzie kolej na realizację swoich planów, ambicji, rozwój własny. Kiedy rozumie, że niezbędne poczucie bezpieczeństwa swojemu dziecku może dać tylko ona. Ważne jest, by mężczyzna, ojciec, miał też w tym swój udział. Najlepiej w ten sposób, jeśli zapewni bezpieczeństwo swojej kobiecie, dzięki czemu ona jest wystarczająco silna na swym polu i spokojna, by móc zajmować się ich dzieckiem. W tym rozwiązaniu podstawowa opieka przychodzi od matki, która pozwala dziecku, w kolejnych etapach, rozwijać się prawidłowo emocjonalnie i społecznie.
Jednoczesne pełnienie dwu wzorców zawsze wiąże się z jakąś ofiarą, często jest nią nie tylko ubytek w komforcie życia rodziców, ale krucha, zdezorientowana psychika dziecka. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że jeśli pełną opiekę nad dzieckiem spełnia matka bardzo niedojrzała emocjonalnie, szkody w psychice dziecka mogą być katastrofalne. Z psychologicznego punktu widzenia nierealistyczne podejście do realizacji swoich potrzeb i planów, także w wymiarze macierzyństwa i kariery społeczno-zawodowej, należy oceniać jako cechę niedojrzałości. Im bardziej chcemy połączyć dwa dość odległe wzorce, tym silniejsza musi być psychika kobiety i lepsza współpraca pokoleń, jak też – w warunkach nowoczesnego państwa – racjonalna organizacja pomocy instytucji społecznych wspierających rodzinę.
Kobiety buntują się przeciw takiemu podziałowi ról, twierdząc, że nie chcą być zależne od swoich mężczyzn.
Bardzo często silne kobiety mają problem z braniem, a jednocześnie jest w nich olbrzymia tego potrzeba. Tymczasem dojrzałość to m.in. umiejętność występowania w alternatywnych rolach: słaba – silna, bliskość – dystans, dominacja – uległość, dawanie – branie. Bycie silną nie oznacza bycia samowystarczalną we wszystkim i niczego niepotrzebującą. Również dla samej siebie kobieta potrzebuje tej podstawowej kobiecości. Dobrze, gdy umie przyzwolić na słabość nie tylko innym, ale i sobie samej. Nie można zbudować pełnej kobiecości, mając jedynie wzorzec kobiety silnej, twardej, męskiej i niezależnej, ponieważ nie pozwala to różnicować postaw w realnym życiu, które wymaga od nas również tego, byśmy byli czasami słabi i potrafili przyznać się do błędu, bezradności, cierpienia i umieli przyjąć opiekę. Tymczasem silne, władcze kobiety mają problem z przyjęciem serdeczności i ciepła od drugiej osoby, gdyż nie doświadczyły, jak ważna jest psychiczna bliskość (lub doświadczyły zranienia) i dlatego tworzą sobie iluzję, wyspę niezależności, której na imię samotność.
Współcześnie młode kobiety odrzucają wzór kobiecości swoich matek i babek. Krytykują go, a swoje życie budują często w opozycji do ich życia, powtarzając – będę inna niż moja matka, inaczej wychowam swoje dzieci, moja relacja z mężczyzną będzie zupełnie inna.
Takie budowanie własnej kobiecości od samych podstaw, bez pozytywnego punktu odniesienia, stawia kobietę w bardzo trudnej sytuacji. Musi sama, w pojedynkę, odkrywać w sobie wszystko – opiekuńczość, płacz, słabość, gniew, miłość, seksualność, macierzyństwo. Ponieważ sama ma to odnaleźć, musi też wiele eksperymentować. To bywa droga Czerwonego Kapturka przez las. Szuka babci, czyli zastępczej matki, ale spotyka najpierw wilka. Ale wilki mają też swoje zalety, mają sierść, do której można się przytulić, są silne, znają las, więc mogą z niego wyprowadzić. Często ten bunt wobec matki i odrzucenie jej modelu kobiecości wynika z tego, że córka chce się wydostać spod kurateli jej nadopiekuńczości. Wtedy wybiera sobie wzór męski, zaprzeczając niedojrzałej kobiecości matki. Część dziewcząt tak się usamodzielnia, że zaprzecza zupełnie własnej kobiecości. Nie daje im to szczęścia, co najwyżej poczucie siły, moc sprawczą. Zapominają o tym, że by coś otrzymać, to trzeba być gotowym na przyjęcie, a więc zrezygnować z pozycji silnej kobiety.
Matki nie przekazały córkom wzorców zachowań agresywnych, bo same nimi nie dysponowały. Więc nie mogły nauczyć, jak bronić swoich praw, realizować możliwości, nie zgadzać się i wyrażać złość. Dojrzała matka nie musi być agresywna. Umie w dojrzały, stanowczy sposób określać swoją przestrzeń i potrzeby. Córka, widząc to, ma wzór do naśladowania. Tego młodym kobietom zabrakło. Widząc matkę sfrustrowaną, nieszanowaną, niepotrafiącą bronić swoich praw, rezygnującą, niezadowoloną, niespełnioną córka będzie odczuwać złość. Nie mając w niej wzorca, będzie sięgać do wzorców męskich i wybierać często te najbardziej prymitywne – impulsywne i agresywne. Bo są one najprostsze do powtórzenia i najbardziej zauważalne.
Ponieważ kobiety dopiero wkraczają w równouprawnienie w różnych sytuacjach społecznych, ważne jest, aby miały do dyspozycji więcej zachowań wzorcowych. A przecież tyle jest kobiet, z których życia i doświadczenia mogłyby czerpać. W twórczy sposób od swoich matek, babek, całego łańcucha pokoleń. Bo przekaz matki, babci może być nie tylko przekleństwem i zniewoleniem, ale także inspiracją. Takiego przekazu nie trzeba naśladować, by móc z niego korzystać. Warto poszukać natomiast równowagi między osobistym mitem, moją własną interpretacją przekazu międzypokoleniowego, a tym, co zbiorowe, tradycyjne, co było wcześniej.
Jedną z form agresji jest autoagresja. Agresja kierowana przeciwko sobie, bo nie dało się jej inaczej wyrazić.
Typowym zaburzeniem, w którym autoagresja jest centralnym elementem, jest osobowość borderline, czyli osobowość pogranicza. Nowa jednostka zaburzeń z pogranicza nerwicy i psychozy. Występują w niej wybuchy agresji, ale również zachowania autoagresywne – próby samobójcze, upijanie się, narkotyzowanie, destrukcyjne związki, bulimia. Wyraźny element autoagresji przejawia się w niszczeniu związku, jeśli ten staje się zbyt bliski. Można powiedzieć, że ten typ zaburzeń osobowości jest produktem naszych czasów. Cechuje go silna potrzeba stymulacji bodźcowej i labilność emocji, które są nie tyle przeżywane, ile odgrywane. Nadmiar stresu, tempa, wymagań, nauki, dodatkowych zajęć, coraz większej liczby zadań, presja ideałów dotyczących wyglądu, ambicji, osiągnięć, agresji w mediach, wszechobecność pornograficznego seksu – wszystko to powoduje silne pobudzenie młodej psychiki. Nie jest to filtrowane przez tradycję. A agresja lub autoagresja to proste sposoby rozładowania nadmiaru emocji i napięć. Wielu terapeutów dostrzega, że zanika klasyczna postać nerwicy, w której dziewczyna jest nadwrażliwa, płacze z byle powodu, boi się, lęka niemal wszystkiego. Miejsce lęku jako podstawowej emocji sterującej zachowaniem zajmuje agresja. Tę agresywność „wchłaniają” nadmiernie osoby z osobowością borderline.
Jednym z elementów podłoża agresji jest frustracja emocjonalna. Sytuacja współczesnej dziewczyny i kobiety jest taka, że ma ona przed sobą o wiele większe możliwości niż ich matki czy babki. Może mieć te same ambicje, co mężczyźni. Aspiruje do tych samych osiągnięć, ale z różnych powodów, w tym emocjonalnych, społecznych i kulturowych, nie jest w stanie z tego wszystkiego skorzystać i dlatego przeżywa frustrację, a wraz z nią agresję pofrustracyjną. Mężczyźni w takiej sytuacji mogą sobie na więcej pozwolić, mogą przekląć, użyć siły. To są wzorce, które mieszczą się w tradycyjnym repertuarze cech męskich. Kobiecie nadal pozwala się w tym względzie na znacznie mniej, choćby w rodzinie. Życie na ulicy, w mediach, filmie stanowi konglomerat epizodów, z których nie jest łatwo wydobyć adekwatne wskazówki życiowe. Dlatego coraz bardziej rośnie rzesza zbuntowanych i pełnych gniewu kobiet. Jestem przekonany, że droga agresji nie jest ich naturalną drogą.
ZENON W. DUDEK, psychiatra, autor wielu publikacji z zakresu psychologii głębi, psychologii analitycznej Junga, psychologii kultury. Twórca i kierownik (do 2002 r.) Centrum Psychoterapii i Rozwoju Indywidualnego, redaktor naczelny kwartalnika „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury”.
Źródło tekstu: wiadomosci.onet.pl