Korzenie przemocy
Za przejawy agresji u dzieci bardziej odpowiedzialni są dorośli niż telewizja
Oglądanie aktów przemocy w telewizji lub na filmach wideo może przyczynić się do zwiększenia agresywności u dzieci i młodzieży. Błędne jednak jest przekonanie, że wystarczy ograniczyć pokazywanie brutalnych scen, by zmniejszyć przestępczość i gwałty wśród nastolatków. O wiele większy wpływ na tego rodzaju zachowania ma wzrost bezrobocia, rozpad rodziny i norm moralnych, a także narastająca korupcja.
Uczeni od 40 lat spierają się, jak duży wpływ na młodych ludzi może mieć ukazywanie aktów przemocy. Wciąż jednak brak jednoznacznych dowodów. Przed ponad 4 laty pod naciskiem opinii publicznej głos w tej sprawie zabrało Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne. W specjalnym raporcie zwrócono uwagę, że przeciętny amerykański dziesięciolatek widział już 100 tys. aktów przemocy, ale nawet w tym opracowaniu uczeni nie byli zgodni, jakie są tego skutki.
Wśród psychologów przeważa pogląd, że decydujący wpływ mają negatywne wzorce zachowań, które mogą być naśladowane nawet po upływie wielu miesięcy po zetknięciu się z nimi w telewizji lub na filmach wideo. Stwierdzono nawet, że natężenie przemocy, oglądanej przez chłopców na ekranie, jest skorelowane z ich agresywnością po upływie 10 lat. Mniej natomiast mówi się o tym, że za skłonnościami do agresji sterowanej złością mogą ukrywać się frustracje iskumulowanie negatywnych doświadczeń.
Brak wzorców i zasad moralnych
Statystyki telemanii są faktycznie niepokojące. Wynika z nich, że przeciętne dziecko w wieku 6–13 lat codziennie spędza przed telewizorem 2–3 godziny, a co trzeci chłopiec szkoły podstawowej — ponad 4 godziny. Po 10 latach nauki więcej czasu poświęca on na oglądanie telewizji (18 tys. godzin) niż na naukę w szkole (15 tys. godzin) . Nic dziwnego, że do poradni psychologicznych zaczynają trafiać dzieci uzależnione od wideo i telewizji. Tylko, że nie to jest największym powodem do zmartwień. W Polsce ponad połowa uczniów w wieku 16–17 lat ma trudności z przystosowaniem się do wymogów stawianych przez szkołę i rodzinę.
Oglądanie sfilmowanych aktów agresji może pobudzać emocjonalnie. Wprowadzone w taki stan nastolatki zwykle zapamiętują więcej treści agresywnych, bo wywołują na nich większe wrażenie. Ale nie to jest najgroźniejsze. Po wielokrotnym obejrzeniu scen przemocy następuje stępienie wrażliwości: widzowie przyzwyczajają się do nich, co sprawia, że stają się obojętni na wszelkie przejawy przemocy i agresji. Warto jednak pamiętać, że antyspołeczne zachowania zwykle ujawniają się dopiero wtedy, gdy młodzież nie ma innych wzorców zachowań w rodzinie. A także wtedy, gdy nie funkcjonuje system wychowawczy iwpajanie zasad moralnych, a na rozwój dziecka większy wpływ ma ulica.
Tak się składa, że coraz bardziej zapracowani rodzice mniej czasu spędzają z dziećmi, które dłużej same pozostają w domu. Jak napisał przed kilkoma laty „The Economist”: czy to tylko zbieg okoliczności, że rośnie też przestępczość młodocianych?
Nagradzanie i karanie
Badania, jakie już przed laty przeprowadził amerykański psycholog Robert Bandura, sugerują, że sfrustrowane dzieci, które obserwowały agresywne wzorce zachowań, przejawiają też wiele naśladowczych reakcji agresywnych. Zupełnie inaczej zachowują się inne sfrustrowane maluchy, które nie oglądały takich scen: prawie wcale nie są agresywne. Jednocześnie wystarczyło zademonstrować dzieciom, że negatywne zachowanie zostanie ukarane, by znacznie rzadziej je naśladowały. N
iewątpliwie, zbyt częste oglądanie scen przemocy na ekranie może wypaczyć dziecko, które nie ma jeszcze ukształtowanych poglądów i wrażliwości. Nie można jednak za wszystko obwiniać agresji pokazywanej na filmach czy w dziennikach telewizyjnych. Jak wykazały badania, najbardziej wpływowe są opiekujące się dziećmi osoby dorosłe o wysokim statusie, dysponujące w dodatku możliwością nagradzania. Taką właśnie rolę na ogół spełniają rodzice. Tym bardziej, że mają pod kontrolą większość dostępnych nagród: pochwały, uczucie, słodycze czy pieniądze. Na ich wpływ szczególnie podatne są dzieci odznaczające się zależnością, umiarkowanie pobudzone emocjonalnie i nagradzane już wcześniej za zachowania naśladowcze.
Frustracja niezadowolenia
Niestety, rodzice, mimo że dysponują potężnym „narzędziem” wychowawczym, często zupełnie nie potrafią się nim posługiwać. A w tym przypadku niekorzystne są wszelkie skrajności. Dorośli, którzy są zbyt rygorystyczni, mogą wymusić na dziecku, by hamowało swą agresję, ale wyłącznie w ich obecności. Matki, które karzą agresję w domu, ze zdziwieniem stwierdzały, że ich pociechy wyładowują agresję w przedszkolu. Nie zdawały sobie sprawy, że swym postępowaniem wykształciły w dziecku zachowania, które starały się wyeliminować.
Podobnie wypadły badania chłopców, co do których specjaliści nie mieli wątpliwości, że zachowują się agresywnie. Po bliższym poznaniu okazało się, że w domu byli surowo karani przez ojców za wszelkie przejawy agresji. Tacy rodzice często nie mogą później uwierzyć, że ich „grzeczne dzieci” w szkole są chuliganami. Ale wbrew pozorom nierozsądnie postępują też rodzice, którzy pozwalają dzieciom niemal na wszystko. Kłopot polega na tym, że czasem do tego stopnia zaczyna im brakować cierpliwości, iż rozładowują napięcia krzykiem i biciem. I tak jeden akt agresji pociąga za sobą drugi.
Rodzice czasami sami poprzez agresję rozładowują napięcia wywołane przykrymi doświadczeniami: niepowodzeniami w pracy zawodowej czy życiu osobistym. Ich pociechy jedynie uczą się podobnie rozwiązywać własne kłopoty. Co więcej, kult rywalizacji i rozpychania się łokciami sprawia, że dorośli wręcz nagradzają akty agresji u dzieci. Nagminne są sytuacje, gdy rodzice są nawet zadowoleni, kiedy syn bije swych rówieśników. Uważają, że dzięki temu „poradzi sobie w życiu”. Nie zdają sobie sprawy, że chłopak, który poturbował kolegę, następnym razem wyładuje swą agresję na nich, i to jeszcze bardziej brutalnie.
Jak opisuje Claude Brown w książce „Manchild in the Promised Land” (Dorastający chłopcy na Ziemi Obiecanej) , gdy dwaj mali chłopcy wszczęli bójkę w sąsiedztwie, wówczas mężczyźni zachęcali ich i podjudzali. „Musiałeś walczyć i każdy szanował ludzi, którzy walczą, bo mężczyzna był szanowany stosownie do swej opinii. Ci ludzie w sąsiedztwie, to byli faceci, którzy już kogoś zabili”.
Zbigniew Wojtasiński
Źródło tekstu: Rzeczpospolita, marzec 1997