Natalia Budzyńska, Kościół i sztuka – zerwany dialog

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Adhortacja o młodzieży, Kościół i sztuka, Papież Franciszek, Sztuka

W książce A piękno świeci w ciemności Ewa Kiedio rozmawia z bp. Michałem Janochą o sztuce. I dobrze, bo w Kościele współczesnym o sztuce rozmawia się mało, a jeszcze mniej z tych rozmów wynika. Oby to się zmieniło.

Biskup Janocha, który jest teologiem i historykiem sztuk, i świetnie zdaje sobie z tego sprawę. I z tego, że często aby dobrze się modlić we wnętrzu współczesnej świątyni, trzeba zamknąć oczy. To wcale nie jest przesada i osobiście cieszę się, że biskup mnie rozumie. Czasami muszę zamknąć oczy, by nie cierpieć z powodu fatalnego malowidła, koszmarnego krucyfiksu ze zdeformowanym Chrystusem, plastikowych upiększeń ołtarzowych, przypadkowego, a nie zamierzonego eklektyzmu. Ale nie jest to książka o brzydocie i sakralnym kiczu. To rozmowa na temat tego, jak doszło do zerwania więzów między sztuką a Kościołem oraz jak i gdzie tych więzów dzisiaj szukać. W ikonie? W historyzmie? W sztuce współczesnej? To tematy niepopularne i skazane przeważnie na dyskurs akademicki. Kultura i sztuka traktowane są dziś marginalnie i sprowadzane do wersji pop. Kościół, który kiedyś wyznaczał trendy w sztuce, obecnie nie ma na jej temat nic do powiedzenia. Tak jakby przestała go interesować. Przeciętny ksiądz nawet nie wie, że w Konstytucji o liturgii świętej, jednym z najważniejszych dokumentów Soboru Watykańskiego II, w rozdziale poświęconym sztuce napisane jest, że dzieła, które reprezentują niski poziom i przeciętność nie powinny być prezentowane w kościele. Ksiądz biskup zapytany, czy w polskim Kościele te wytyczne są realizowane, mówi: „Niestety w sensie negatywnym, to znaczy właśnie realizuje się to, przed czym sobór przestrzegał. W Konstytucji o liturgii nie znajdziemy słowa «kicz», ale trzeba go tu użyć. To jest zjawisko, które w dużym stopniu zawładnęło przestrzenią sakralną, a nawet architekturą sakralną, i które w Polsce przybrało kolosalne, wręcz katastrofalne rozmiary”.
Mierność
Papież Paweł VI doskonale zdawał sobie sprawę, że fakt zerwania dialogu Kościoła ze sztuką jest czymś złym. Owszem, sztuka religijna, czy jakbyśmy powiedzieli duchowa, wskazująca na przeżycia eschatologiczne, prowokująca do najważniejszych pytań, ciągle powstawała i powstaje, ale w oderwaniu od Kościoła. Natomiast w sferze sztuki sakralnej panuje od dziesięcioleci kompletny dramat. W 1964 r. Paweł VI powiedział do artystów znamienne słowa: „obchodziliśmy się z wami bardzo źle, uciekliśmy się do surogatów, do «oleodruków», do sztuki o małej wartości i nikłych zaletach. Co prawda, na nasze usprawiedliwienie, nie było wtedy sposobu, aby uzyskać dzieła wielkie, nowe i godne podziwu. Zapuściliśmy się i my w kręte zaułki, gdzie źle się służyło sztuce, pięknu oraz – co jest dla nas gorsze – kultowi Boga”. O tym jak wyglądał proces, bardzo długi, odchodzenia sztuki zachodniej od Kościoła i Kościoła od sztuki opowiada ksiądz biskup bardzo zajmująco. Historyczne i teologiczne dzieje różnic między sztuką Kościoła wschodniego i zachodniego stoją u początków tego rozdziału, który później już się tylko pogłębiał. Aż doszło do tego, że w XIX w. artyści, którzy zajmowali się sztuką sakralną byli po prostu mierni. Geniusze zwrócili się gdzie indziej, Kościół ich nie interesował – z wzajemnością. Podczas gdy świątynie katolickie wypełniały się wspomnianymi przez Pawła VI oleodrukami i bardzo średnimi dziełami historyzującymi, czyli odnoszącymi się najczęściej do stylów dawnych, w Kościele prawosławnym nic się nie zmieniało – królowały i wciąż królują ikony.
Ponadczasowość ikony
Dzisiaj, gdy ikona stała się popularna także wśród katolików, można zadać sobie pytanie: czy w świątyni katolickiej jest dla niej miejsce? A może powinniśmy otworzyć wnętrza świątyń na abstrakcyjną sztukę współczesną? Biskup Janocha stoi po stronie ikony. „Sztuka abstrakcyjna, pojmowana w takim znaczeniu, jakie nadaje jej historia sztuki nowoczesnej, nigdy nie będzie mogła być nośnikiem nauki Ewangelii i tradycji Kościoła, choć może w pewnym zakresie w tym kierunku prowadzić” – mówi. Owszem, abstrakcja może sprzyjać kontemplacji, a nawet wyciszeniu, ale jednak pole interpretacji dzieła abstrakcyjnego jest tak szerokie, że może pomieścić bardzo różne treści. Czarny kwadrat Malewicza jest dziełem religijnym, bo może mówić o pustce, może przedstawiać dramat człowieka szukającego bez skutku Boga czy sensu istnienia. Można też uznać, że pokazuje sens w Nicości. Jest antyikoną. Ponieważ ikona jako przykład idealnej sztuki sakralnej pokazuje tajemnicę Wcielenia, w jej centrum jest postać.
Ikona obwarowana jest przepisami, kanonem, który z jednej strony chroni ją przed zagrożeniem kiczem, z drugiej jednak strony pojawia się niebezpieczeństwo skostnienia formy. Dziś tworzy wielu artystów, którzy wychodząc z kanonu, wprowadzają ikonę w świat dzisiejszy, korzystając z tego, co daje sztuka współczesna. Ikona staje się sztuką dynamiczną, która w Kościele prawosławnym nie mogłaby zaistnieć, ale wnętrza świątyń katolickich mogłyby stać przed nią otworem – gdyby nie lęk przed tym, że lud ikony nie zrozumie. Znam proboszcza, który zdecydował się na umieszczenie w ołtarzu Chrystusa Pantokratora i malarstwo w stylu ikon bizantyjskich. Parafianie początkowo zgłaszali uwagi, że przecież to kościół katolicki a nie cerkiew. Proboszcz podczas kolejnych niedzielnych homilii tłumaczył wiernym teologię ikony, pokazywał, jak ją czytać, co oznaczają kolory szat i gesty świętych. „Ikona zdaje się skarbem, który przechował Kościół wschodni, a my na Zachodzie możemy teraz czerpać ze związanej z nią duchowości” – pisze Ewa Kiedio i trudno się z nią nie zgodzić. Historycy sztuki nie przepadają za ikoną, bo to sztuka sakralna sensu stricto i jako taka jest przez świat sztuki marginalizowana. Być może stąd wynikła krytyka pomysłu, by ołtarz w Świątyni Opatrzności Bożej zaprojektował hiszpański malarz Kiko Argüello, założyciel Drogi Neokatechumenalnej, artysta, który zaczynał od awangardy, a później zainspirował się ikoną czasów Rublowa. Jego ikony są charakterystyczne i w tym sensie bardzo „zachodnie”. Biskup Janocha przedstawia Kiko Argüello jako przykład artysty, który „wprowadził w życie bardzo ciekawą propozycję zintegrowania liturgii w aspekcie plastycznym i muzycznym”. To przykład sztuki, która istnieje dla liturgii i jest z nią ściśle związana.
Sztuka religijna w świecie
A co ze współczesną sztuką religijną? W 1895 r. patriarcha Wenecji, Giuseppe Melchiorre Sarto, późniejszy papież Pius X, zabronił duchownym i wiernym świeckim uczestniczenia w biennale sztuki. Taki był efekt oddalenia się od sztuki, artyści i duchowni mówili już dwoma różnymi językami. To jedna z decyzji, która pokutuje do dziś, chociaż od czasu Soboru Watykańskiego II Kościół coraz częściej zabiera głos w sprawach sztuki i staje się coraz bardziej otwarty. Nie obywa się oczywiście bez pomyłek, gdy Kościół sięga po język, czyli styl nieodpowiedni dla sztuki sakralnej. Ale czy należy bać się nowych prądów w sztuce religijnej? Oczywiście że nie. Paweł VI wpuścił sztukę XX w. do Muzeów Watykańskich, od kilku lat Watykan ma swój pawilon na Biennale Sztuki w Wenecji, a w przyszłym roku po raz pierwszy weźmie udział w Biennale Architektury. Szkoda, że polski Kościół nie korzysta z możliwości, jakie dają muzea archidiecezjalne. W wielu z nich znajdują się ciekawe dzieła sztuki, które w większości przypadków są nieumiejętnie i nieatrakcyjnie prezentowane, tak jakby nowe prądy w wystawiennictwie były dla katolickich muzealników wielką zagadką. Także ich zamknięcie na współczesną sztukę religijną nie napawa optymizmem. Tym bardziej książka A piękno świeci w ciemności powinna być lekturą obowiązkową dla każdego proboszcza i tych wiernych, którym zależy na pięknie w kościele.

Źródło tekstu: KOŚCIÓŁ I SZTUKA – ZERWANY DIALOG, NATALIA BUDZYŃSKA, PK nr 19/2017