New Age i chrześcijańska Europa
Z o. prof. Janem Andrzejem Kłoczowskim rozmawia Anna Jarmusiewicz
Nazwą New Age określa się otaczającą nas kulturę postmodernistyczną, czy inaczej — postoświeceniową lub postnowożytną. Co jest istotą duchowości tej kultury?
New Age nie jest określeniem jasnym, wskazuje bowiem na wielość bardzo rozmaitych zjawisk — używa się tej nazwy dla „wiązki” najprzeróżniejszych tendencji intelektualnych, politycznych, duchowych i religijnych. Myślę, że w rozważaniach nad tym zjawiskiem trzeba wyjść od znanego i znamiennego eseju Leszka Kołakowskiego „Odwet sacrum w kulturze świeckiej”. Pisał on w nim — oczywiście jako filozof, a nie jako prorok — że współcześnie wyczerpuje się pewien model kultury myślenia pozytywistycznego. Współczesna sytuacja duchowa i psychologiczna przejawia się w tym, że ludzie odkrywają sacrum, choć inaczej niż się spodziewano.
Nowa formacja kulturalna nie zanegowała jednak wszystkich elementów swej poprzedniczki, zaś sacrum powraca po okresie sekularyzacji, to znaczy post mortem Dei. Paradoksalnie bowiem, epoka postmodernistyczna wcale nie jest powrotem do jakiejś niewinności, ale do pewnych nurtów przedchrześcijańskich, do przedchrześcijańskiego sacrum — znów bogowie wyszli z krzaków. Ale jednocześnie trzeba powiedzieć, że obecnie ludzie w dużo wyraźniejszy sposób uświadamiają sobie swoje potrzeby religijne, próbują znaleźć wyższy sens, to znaczy sens o charakterze religijnym, po to, by mogli zrozumieć swoje życie.
Duchowość New Age, ery Wodnika, nawiązuje do tradycji wielkich religii azjatyckich. Czy powrót do mitów, w sensie kulturowym i religijnym, wiąże się z zanegowaniem tradycji monoteistycznej, wiary w jednego, osobowego Boga?
Tak, ale negacja tradycji monoteistycznych dotyczy nie tylko chrześcijaństwa, lecz także judaizmu i islamu. Monoteizm, jako religia profetyczna, przyjmuje wiarę w Boga objawiającego się w dziejach człowieka. Objawienie ma miejsce w historii i poprzez historię, a odpowiedzią człowieka jest wiara, będąca przede wszystkim ufnością. Zanegowanie monoteizmu istotnie powoduje, że religijne poszukiwania idą często w kierunku znalezienia relacji innej niż relacja do osobowego Boga.
Czy dlatego New Age głosi panteizm, ideę Boga roztopionego w świecie i możliwość samozbawienia człowieka? Przez to również nawiązuje do religii Dalekiego Wschodu.
Nawiązując do pewnego typu gnostyckiej tradycji wschodniej, New Age głosi nawet więcej, tzw. pan-en-heizm, co znaczy, że wszystko ma być Boską Jednią. Głosi nastanie poszerzonej świadomości, rodzącej się z praktyki doświadczenia mistycznego, która ma niesłychanie zwiększać pole percepcji i wrażliwości ludzi. New Age, ruch parareligijny, odrzuca wizję świata i terminologię teologii monoteistycznych, nie mówi więc „Bóg”, ale „energia kosmiczna”, czy „świadomość powszechna i kosmiczna”.
W New Age obserwuje się także powrót do tradycji archaicznej: właśnie do religii kosmicznej. Relacja religijna nie będzie więc budowana na wierze — bo wiara jest relacją międzyosobową: wierzę Tobie — ale na wiedzy duchowej, gnosis, która daje głębsze wejrzenie w naturę rzeczywistości, będącej Jednią. By zostać ocalonym, trzeba nawiązać kontakt z Jednią. Stąd płynie fascynacja elementami duchowości Dalekiego Wschodu: niektórymi kierunkami hinduizmu, buddyzmu i taoizmu. Obok tego następuje odkrywanie sakralnego wymiaru przyrody, co wiąże się często z tzw. głęboką ekologią i pesymistyczną diagnozą sytuacji: matka Ziemia — Gaja i ludzie są chorzy. Bliższy związek z naturą to także hasło medycyny alternatywnej, psychofizycznej. Ale przy tym wszystkim trzeba pamiętać o różnicach: New Age rozgrywa się we współczesnej kulturze demokratycznej i przede wszystkim medialnej, a duchowość Wschodu nie dociera często w postaci oryginalnej, ale jest często zachodnią przeróbką.
Czy New Age nawiązuje też do tradycji europejskiego ezoteryzmu?
Tak. Przez cały bowiem czas dziejów Europy i chrześcijaństwa istniał w zasadzie także gnostycki, podskórny nurt filozoficzno-religijny, który mówił o duchowości dla wtajemniczonych. Zwano go nurtem ezoterycznym albo okultyzmem. Ale choć New Age jest ponownym odkryciem tej tradycji, pojmuje ją odmiennie niż w wielkich systemach religijnych. Najlepiej ilustrują to słowa Aldousa Huxleya: „Jest coś bliższego nam niż Pismo Święte, a mianowicie Słowo w naszym sercu, Słowo, z którego się wzięły wszystkie pisma”.
Chrześcijaństwo, judaizm i islam budują mistykę na kontemplacji Pisma i relacji z osobowym Bogiem. Jest to relacja dostępna dla każdego, nie tylko dla wtajemniczonych.
Gdybym był związany z wielką tradycją ezoteryczną, byłbym przerażony i zaniepokojony, że wielkie tajemnice są ukazywane jako wiedza powszechnie dostępna, bez wymogu duchowej dojrzałości i inicjacji. Ale charakteryzując New Age, trzeba jeszcze powiedzieć, że bardzo istotnym jego czynnikiem jest psychologia i treningi psychologiczne. Chodzi o kierunki, które wywodzą się z psychologii humanistycznej, przede wszystkim zaś z psychologii transpersonalnej. Niewątpliwie jest to odpowiedź na głębszą potrzebę psychologicznego zrozumienia człowieka, bowiem jego egzystencjalnych problemów nie można rozwiązać tylko na płaszczyźnie intelektualnej, emocjonalnej czy wolitywnej, bo trzeba je także rozwiązywać na płaszczyźnie duchowej. W sumie, świadczy to o odkryciu na nowo antropologicznej wiedzy o tym, że ważne jest nie tylko ciało i dusza, ale też i duch.
Psychologia jednak, gdy koncentruje się tylko na własnym „ego”, „ja”, popycha do egotyzmu i irracjonalizmu. Chrześcijaństwo mówi o wyjściu poza siebie, o czynieniu daru z siebie. Co sądzi ojciec profesor o terapiach wykraczających poza psychologię?
Można oczywiście wątpić, czy np. psychologia transpersonalna — zajmując się takimi problemami, jak ekstaza, doświadczenia mistyczne, odkrywanie sacrum, aktualizacja JA, a także ducha, jedności i świadomości kosmicznej — rozwiąże egzystencjalne problemy człowieka. Ale trzeba podkreślić, że psychologiczne odkrycie ludzkich potrzeb duchowych jest bardzo ważne. Jednakże ważne jest zarazem to, gdzie rozpoznamy owego ducha. Istnieją ruchy otwierające człowieka na głębię, która jest w nim samym, przez odkrywanie duchowego wymiaru tego, co jest wewnątrz oraz ruchy, które powodują otwarcie ku drugiemu człowiekowi. To jest istotna różnica! Spotkanie ze wspomnianą Jednią — to przekreślenie osoby. Historia religii pokazuje, że tam, gdzie nie ma osobowej koncepcji Boga, nie ma również osobowej koncepcji człowieka. Monoteizm objawia nam personalizm antropologiczny.
Czy można powiedzieć, że pewne nurty filozoficzne szczególnie inspirowały New Age? Na przykład nihilizm. A może w grę wchodziła na nowo odkryta kategoria różnicy?
Nurty New Age są właściwie antyfilozoficzne, ale tak jak to było np. z Molierowskim panem Jordain, który nie wiedział, że mówi prozą, tak i my wszyscy mówimy „filozofią” nawet o tym nie wiedząc — np. wielość i jednia to jest typowy problem filozoficzny. Na pewno New Age to kultura, która odżegnuje się od cywilizacji materialistycznej, naukowej i technicznej. Głosi się przekonanie, że wyczerpał się paradygmat naukowej racjonalności — pisząc zresztą o tym na komputerze, że trzeba kultury alternatywnej, nowego jej modelu. New Age jest dzieckiem epoki schyłkowej, półproduktem dzieci, zawiedzionych przez Oświecenie i przez utopie lewicowe, ale także i przez naukę. Jest poszukiwaniem odpowiedzi na fundamentalny kryzys człowieczeństwa i wołaniem o nową nadzieję. Ponieważ dotychczasowe ideologie i nadzieje zawiodły — nadziei poszukuje się gdzie indziej: nie w rewolucji czy przemianach społecznych, ale w przemianach mentalności i psychiki. Tutaj tkwi, jak sądzę, źródło odejścia od racjonalizmu. New Age głosi, że minął czas Ryb oraz chrześcijaństwa i nastała era Wodnika. Człowiek ma być oceniany według jego wartości duchowej, a nie wychowany na funkcjonariusza — liczy się samorealizacja i to ma budować więź pomiedzy ludźmi: miłość, przyjaźń, bycie razem.
Na czym jednak opiera swoje koncepcje dobra, skoro nie ma Boga ani idei postępu? Czy wystarczy synkretyzm religijny? Czy relatywizm — to znaczy uznanie, że wszystkie prawdy są równorzędne — nie zakłóca w rzeczywistości ludzkiej komunikacji?
New Age jest ruchem utopijnym w kulturze, w której niewątpliwie doświadczamy kryzysu prawdy. Synkretyzm religijny jest dla New Age bardzo charakterystyczny, ale z tego ruchu trudno jest zrobić jakąś doktrynę, ponieważ łączy on nurty ze sobą sprzeczne, charakteryzuje go postawa eklektyczna. O takim sensie postmodernizmu mówi Rorty, takimi wynalezionymi już klockami bawi się Greenaway w swoich filmach.
Natomiast relatywizm — to sprawa bardzo zasadnicza, bowiem tam, gdzie wszystkie prawdy są równorzędne, nie ma już żadnej prawdy. W świecie, w którym wszyscy mają rację, nikt jej nie ma — i tak naprawdę nie ma pomiędzy ludźmi głębszego porozumienia, sięgającego dalej niż wspólne przeżywanie emocji.
To nie jest problem, jakby się zdawało, tylko konfesyjny, polegający na tym, że ksiądz rozpacza, iż mało ludzi będzie chodzić do kościoła. To jest problem ludzkiej komunikacji. To jest także problem fałszywych odpowiedzi na prawdziwe problemy. Trzeba tu powiedzieć, że współczesna epoka jest potrójnie „post”: postjudaistyczna, postchrześcijańska, a także posthellenistyczna. Z kryzysem prawdy wiąże się kryzys uniwersalnego języka międzyludzkiego.
Bo nie ma już hierarchii prawd? Nie ma już różnicy między prawdą i nieprawdą?
Właśnie tak. Dehellenizacja polega na tym, że znika też prawda filozoficzna, sprzyjająca temu, by ludzie różnych tradycji porozumiewali się między sobą, by wspólnie poszukiwali prawdy. Ta dehellenizacja powoduje, że to nie Sokrates uczy nas myśleć, ale że czarodziej czy guru, na przykład, odpowiednią kompozycją kwiatową otworzy mnie na głębię przeżywania. Tu widać, jak sens pojmuje się bardzo subiektywnie w porównaniu z tym, gdy Chrystus mówi: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”.
Kryzys prawdy, o czym się mówi w Europie, to także zagrożenie dla demokracji — bo jak szukać wspólnego dobra? — i dla kultury oraz duchowości europejskiej, ponieważ relatywizm kulturowy powoduje, że nie dba się o własne korzenie, kulturę. Jak o. profesor widzi ten problem?
New Age może uniemożliwić komunikację także w kulturze. Gdy każdy siedzi w swoim języku i myśleniu partykularnym, trudno rozmawiać o wspólnym dobru, bo to wymaga minimum racjonalności. Wielkie monoteizmy, przy wszystkich swych odrębnościach, były na siebie otwarte. Święty Tomasz np. cytuje Majmonidesa i Awicennę. Postawa otwarta na prawdę nie musi prowadzić do relatywizmu. Skrajny relatywizm zamyka się w partykularyzmie.
W kulturze relatywizmem, synkretyzmem nazywa się także nacjonalizm. Zamyka się on bowiem na dialog, na inne kultury, boi się „obcych”.
Tak, bo tam, gdzie jest relatywizm, nie ma elementów uniwersalistycznych, tylko pojawiają się sekciarskie. Podobnie jak sekta, w sensie socjologicznym, jest przejawem nie tyle głębokiej, co sekciarskiej duchowości.
Czy zgodzi się o. profesor ze mną, że niepewność co do własnej tożsamości, kulturalnej czy religijnej, powoduje automatyczne potępianie współczesnej kultury, jej pluralizmu? New Age jest tu dobrym straszakiem i chłopcem do bicia. A przecież New Age to ruch istniejący od dawna.
Tak, bo chociaż to określenie pochodzi z lat 70. , New Age nie jest „wynalazkiem” końca XX wieku — przeciwnie, nawiązuje, jak wspomniałem, do bardzo starych tradycji. Zresztą wszystkie czcigodne ciotki w Krakowie, na początku wieku, wywoływały duchy za pomocą talerzyków, tyle że dawniej działo się to w salonach, a dziś uczestniczy w tym kultura masowa, zwielokrotniona przez media. Duch ezoteryczny został w końcu skomercjalizowany. Ale jest to niewątpliwe nowe wyzwanie kulturowe, któremu trzeba sprostać, a nie powoływać się na „spisek” czy „określone siły”. W Kościele obserwuje się u niektórych duszpasterzy bezradność i nieumiejętność rozeznania prawdziwych źródeł wielu problemów. Papież widzi to spokojniej, mówi, że ten element kultury ezoterycznej, jakim jest New Age, trzeba rozważnie rozpoznać. A najważniejszą sprawą jest pogłębianie swojej tożsamosci — bo paradoksalnie: im głębiej się ją przeżywa, tym się jest bardziej otwartym na innych. Rozmaite lęki niektórych chrześcijan dowodzą, niestety, pewnej płycizny. Neurotyczne postawy zawsze zwiastują jakiś lęk, niepewność.
New Age jest zatem wyzwaniem dla wszystkich?
Na pewno. Ale szansą jest, że choć pojawiło się sacrum, jakiego nie spodziewaliśmy się, to współczesny człowiek jest bardziej wrażliwy i otwarty na otaczającą go rzeczywistość. New Age — czy raczej Old Age –to nie tyle ważne odkrycie, co przypomnienie, że problemy człowieka będą rozstrzygnęte, gdy będą to problemy duchowo-religijno-egzystencjalne.
To znaczy, gdy będą rozstrzygnięte, jak mówi Paul Tillich, pytania o cel, sens i przeznaczenie. Czy dla chrześcijan nowe wyzwanie kulturowe to wyzwanie do większej racjonalności i zarazem większego pierwiastka mistycznego? Czy zbytni nacisk na emocje, charakterystyczny dla New Age, okaże się szkodliwy?
Jest to wyzwanie dla chrześcijan, którzy świadomie chcą przeżywać swoją wiarę. Nasze kaznodziejstwo sprowadzamy bowiem często do moralizatorstwa, a duszpasterstwo do udziału w sakramentach. Zbyt rzadko pokazuje się wielki, duchowy wymiar chrześcijaństwa, pokłady i doświadczenia mądrości mistycznej, które są w Kościele.
Nie chodzi tu wcale o irracjonalizm czy sentymentalizm. Bo głębiej rozumiana religia jest postawą, a nie emocją. Sentymentalizm także może być agresywny. Emocje są dwuznaczne, dlatego wielcy wychowawcy uczyli, jak sprawować nad nimi władzę: poprzez rozum i wolę. Już mądry Arystoteles mówił, że uczuć nie można zwalczać, ale trzeba z nimi mądrze pertraktować. Tak się rodzi złoty środek: sprawność etyczna, zwana dawniej cnotą. Zbigniew Herbert poświęcił jej piękny wiersz, a Max Scheler — piękny artykuł. A więc chrześcijaństwo ceni sobie rozum, który jest ulubionym tworem pana Boga. Mistyka natomiast nie jest irracjonalna, ale transracjonalna, tak jak miłość — to jest to, co przekracza rozum i dotyka innego w tajemnicy jego istnienia.
Czy nie sądzi o. profesor, że młode pokolenie tęskni do takiej pogłębionej religijności i duchowości?
Młodzież właśnie tego szuka. Rozmaite ruchy, które pojawiły się w Kościele, pokazują, że młodzież, ale także ludzie dorośli, poszukują głębszej formacji duchowo-mistycznej, która wcale nie oznacza eskapizmu, ucieczki od życia. Matka Teresa z Kalkuty, niewątpliwa mistyczka, jest zarazem osobą niezwykle otwartą na drugiego człowieka. Zresztą nie trzeba nawet czytać katechizmu — wystarczy zgłębiać personalizm Bergsona z jego pasją Absolutu i służby człowiekowi. ———-
- prof. Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin, filozof religii, wykładowca Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie.