Nie kradnij – lektura
PAWEŁ BORTKIEWICZ TCHR
Kradzież myśli
Aktualny stan erozji siódmego przykazania w Polsce jest efektem aberracji antropologicznej — zakłamania prawdy o człowieku. Przywracanie tej prawdy, co jest w naszym świecie i naszej kulturze domeną posługi Jana Pawła II, owocuje wzrostem refleksji nad stosunkiem do dóbr służących rozwojowi człowieka.
Pisał niegdyś o. prof. Jan A. Kłoczowski OP 1, że kradzież jest czynem niewolnika i to dokonywanym pod osłoną nocy, której mroki wyrażają pragnienie uwolnienia się od odpowiedzialności.
Warto zatem przypatrzeć się, jaki jest we współczesnym społeczeństwie, a dokładniej — w sumieniach tworzących je ludzi, stosunek do własności materialnej oraz dóbr duchowych i intelektualnych. Jest on bowiem w jakiejś mierze kryterium wolności opartej na zasadach sprawiedliwości i miłości. Okaże się wówczas, że w polskich realiach jesteśmy, jako społeczeństwo, wciąż w drodze — od mroku do jasności, od zniewolenia do wolności.
Panorama paserstwa i erozji sumień
Kradzież własności przechodziła różne etapy ewolucji form i materii. Kradziono w różnych momentach historii. Cudze mienie zawłaszczali sobie ludzie biedni i bogaci, trudniący się rozmaitymi profesjami. W niedawnych zupełnie czasach robotnik kradł, aby kupić sobie butelkę wódki, a dyrektor firmy, w której ten robotnik pracował, kradł, by postawić sobie willę.
Współcześnie jedną z charakterystycznych form złego stosunku do własności jest paserstwo. Widok bazarów czy stadionów zamienionych z aren sportowych na areny zaspokajania potrzeb materialnych stał się charakterystycznym elementem naszej codzienności. Jak pisze jeden z publicystów — w tych obszarach, które stanowią miejsca obrotów pieniężnych, konkurujących z największymi firmami w kraju, siódme przykazanie Dekalogu — nie kradnij — nie ma większego wzięcia. Jest ono zastąpione, jak można wnioskować, przez zasadę pochodzącą z innej epoki: każdemu według potrzeb 2.
Napięcie między Dekalogiem a marksistowskim systemem regulacji własności odsłania przede wszystkim głęboką erozję moralną tej sfery życia.
W gospodarce niedoboru wszyscy przyzwyczaili się do kombinowania. I nie było specjalnej różnicy między towarem załatwionym, sprzedanym na talon, spod lady, wyniesionym z zakładu czy pochodzącym z włamania. Wszystko było państwowe, czyli niczyje, a jeśli ktoś „szarpnął” coś z magazynu w swoim przedsiębiorstwie, mógł to nawet uważać za walkę z narzuconym w Polsce ustrojem. I to w ludziach pozostało 3.
Istotnie, wiele można wytłumaczyć erozją sumień, będącą efektem czasu, presji systemu i struktur. Niewątpliwie minione lata i system polityczny i ekonomiczny sprawiły, że zagadnienie własności ma dzisiaj rozmyte kontury w naszej polskiej (choć na pewno nie tylko) rzeczywistości. Degradacja własności, dokonana przez system marksistowski, uczyniła z niej wartość oderwaną od osoby. Charakterystyczne jest tutaj zwłaszcza owo pojęcie własności „niczyjej”, której zagospodarowanie staje się nie tylko etycznie godziwe, ale wręcz konieczne.
Własność oderwana od osoby nie pozwala na właściwą ocenę jej wartości. W sposób elementarny przypomniał o tym Jan Paweł II na polskiej ziemi w 1991 roku:
Kiedy słyszymy: „Nie kradnij”, to rozumiemy, że jest rzeczą moralnie złą przywłaszczać sobie cudzą własność. Ta prosta oczywistość Dekalogu wypisana jest zarazem w świadomości moralnej, czyli w sumieniu człowieka. Siódme przykazanie uwydatnia prawo osoby ludzkiej do posiadania rzeczy jako dóbr. Chodzi jednak nade wszystko o osoby, o rzeczy ze względu na osoby 4.
W związku z tym personalistycznym kryterium własności i prawa do niej nasuwa się refleksja, że współczesna deformacja pojęcia własności i stosunku do niej wynika nie tylko z negacji tego prawa w mentalności współczesnego człowieka i całych społeczeństw. To także kwestia redukcji własności do wymiaru niemal wyłącznie materialnego.
To także zapewne mało chlubna spuścizna minionej epoki, efekt czasu, w którym człowiek angażował się przede wszystkim w realną walkę o byt i sferę materialną, zapominając o tym, że walczy jedynie o środki do celu. Zapominając, że przedmiotem zasadniczym tej walki jest swoista własność siebie samego — właściwe panowanie nad sobą.
Być może dlatego w wielu współczesnych podręcznikach, zarówno na poziomie akademickim, jak i katechetycznym, problem własności i stosunku do niej ogranicza się do posiadania dóbr materialnych i dysponowania nimi. Owszem, niektóre z tych ujęć aktualizują to zagadnienie, ale idą w kierunku uwzględniania specyfiki rozwoju sfery materialnej i ekonomicznej — nadużyć w sferze wolnego rynku i operacji bankowych, oprocentowania kredytu i kwestii wysokości zysku 5.
Wypowiedź Ojca Świętego wyraźnie wskazuje, że „chodzi jednak nade wszystko o osoby”. Panoramę nadużyć moralnych w tym zakresie stosunkowo szeroko prezentuje Katechizm Kościoła Katolickiego:
Wszelkiego rodzaju przywłaszczanie i zatrzymywanie niesłusznie dobra drugiego człowieka, nawet jeśli nie sprzeciwia się przepisom prawa cywilnego, sprzeciwia się siódmemu przykazaniu. Dotyczy to: umyślnego zatrzymywania rzeczy pożyczonych lub przedmiotów znalezionych, oszustwa w handlu, wypłacania niesprawiedliwych wynagrodzeń, podwyższania cen wykorzystującego niewiedzę lub potrzebę drugiego człowieka.
Są moralnie niegodziwe: spekulacja, która polega na sztucznym podwyższaniu ceny towarów w celu osiągnięcia korzyści ze szkodą dla drugiego człowieka; korupcja, przez którą wpływa się na zmianę postępowania tych, którzy powinni podejmować decyzje zgodnie z prawem; przywłaszczanie i korzystanie w celach prywatnych z własności przedsiębiorstwa; źle wykonane prace, przestępstwa podatkowe, fałszowanie czeków i rachunków, nadmierne wydatki, marnotrawstwo. Świadome wyrządzanie szkody własności prywatnej lub publicznej jest sprzeczne z prawem moralnym i domaga się odszkodowania (KKK 2409).
Jednak nawet i w tym tekście jakby brakowało rozwinięcia i sprecyzowania tego, co sugeruje tytuł nadany w Katechizmie tej kwestii: „Poszanowanie osób i ich dóbr”. Ostatecznie można przecież przyjąć, że centralnym problemem własności jest sam człowiek i dobro, którym jest integralnie pojęta osoba ludzka. Czy jednak można ukraść człowieka?
Kradzież osoby
Warto powrócić w tym momencie do pamiętnego Dekalogu Kieślowskiego i Piesiewicza. Siódmy odcinek tego filmowego eposu, poruszającego kwestię przykazań w świecie współczesnym, nie dotyczył problemu przywłaszczenia sobie jakiegoś dobra materialnego. Rzecz dotyczyła zawłaszczenia przez Ewę, matkę Majki, dziecka własnej córki.
Po urodzeniu Majki Ewa — jak dowiadujemy się z filmu — nie mogła mieć dzieci, choć bardzo chciała. Szesnastoletnia Majka urodziła Anię. Ojcem był młody nauczyciel pracujący w szkole, w której Majka była uczennicą, a Ewa dyrektorką. Wówczas Ewa zawłaszczyła wnuczkę 6.
Problem przedstawiony przez twórców filmowego Dekalogu bardzo mocno trafia w serce biblijnego przesłania. Biblijne pojęcie kradzieży wyrażone jest za pomocą słowa ganab, które oznacza nie tylko „przywłaszczać sobie cudzą własność”, „rabować”, ale także „porywać, uprowadzać, pozbawiać wolności”, a także „wprowadzać kogoś w błąd”.
Słowo ganab może dotyczyć drugiego człowieka, który zostanie po prostu ukradziony. O takiej sytuacji pośrednio zaświadcza Księga Powtórzonego Prawa: „Jeśli znajdę człowieka porywającego (ganab) kogoś ze swych braci, z synów Izraela — czy sam go będzie używał jako niewolnika, czy go sprzeda — taki złodziej (ganeb) musi umrzeć. Usuniesz zło spośród siebie” (Pwt 24,7; por. Wj 21,16) 7.
Wysokość kary jest uzależniona od wartości skradzionego przedmiotu. Kradzież, czyli porwanie drugiego człowieka musi być mierzone wartością życia, jego godności i wolności — stąd wyjątkowa ranga tego przestępstwa. Można zauważyć, że — w przeciwieństwie do sankcji kary śmierci za ten występek — nigdzie w Biblii nie jest obwarowane karą śmierci przywłaszczenie rzeczy materialnych. Ten wyraz świadomości moralnej, co warto może zauważyć, przetrwał w bardzo zaskakujących formach i okolicznościach. W świecie łagrów, w którym niejednokrotnie dominował praktyczny sytuacjonizm etyczny, kradzież chleba była traktowana niejednokrotnie na równi ze zbrodnią i — tam, gdzie było to możliwe — karana z całym radykalizmem. Była to bowiem kradzież elementarnej możliwości życia.
Wysokość kary za kradzież była w Biblii także uwarunkowana względami religijnymi — każde zawłaszczenie drugiego człowieka z narodu wybranego było zawłaszczeniem kogoś, kto był wyzwolony przez Najwyższego, a zatem nie mógł być niczyim niewolnikiem. Istotny był także stopień krzywdy wyrządzonej drugiemu człowiekowi. O ile skradzione dobra materialne można przynajmniej częściowo odzyskać, o tyle zawłaszczenie dóbr duchowych — wpisanych w duchowy wymiar człowieka — ma charakter najczęściej nieodwracalny. Przekonuje się o tym bohaterka filmu Kieślowskiego i Piesiewicza, która nie odzyskuje własnej córki, a przede wszystkim raczej nie ma szansy odzyskania prawa do jej miłości.
Kradzież dóbr duchowych
Powyższe uwagi mogą stanowić tło do postawienia kwestii, która z jednej strony jest sprawą niezwykle czytelną, a z drugiej — w równym niemal stopniu — ukrytą. Chodzi bowiem o stosunek nas, ludzi współczesnych, do tak zwanych dóbr duchowych, a wśród nich do dóbr intelektualnych.
To jest problem kradzionych programów komputerowych, muzyki przegrywanej z płyt CD, kserowanych książek, plagiatów prac naukowych i innych form podpisywania się pod cudzą pracą, naruszania praw autorskich do książek, obrazów, utworów… i jeszcze może innych.
Można zaryzykować stwierdzenie, że przeciętny Polak nie zwraca uwagi na tego typu kradzieże, jest zdziwiony, gdy się je zauważa. W redakcjach, także katolickich, budzi niekiedy zdumienie kwestia potrzeby pozyskiwania praw autorskich do reprodukcji czyichś zdjęć, przedruku tekstów, ich fragmentów czy całych artykułów. Ta panorama spraw domaga się regulacji zarówno prawnych, jak i większej pedagogii moralnej, uwrażliwiającej na postawiony problem.
W sferze prawa prasowego istnieje w Polsce stosowna Ustawa o prawie autorskim z 24 V 1994 roku, która zastąpiła poprzednią ustawę z 1952 roku. Pod względem treściowym ustawa ta reguluje uprawnienia o charakterze majątkowym, eksploatacyjnym i pozamajątkowym. Z punktu widzenia etycznego na szczególną uwagę zasługują normy autorskiego prawa majątkowego (eksploatacyjne), które wskazują na katalog pól eksploatacji (art. 50 Ustawy). W tym katalogu przewidziano m.in. utrwalanie i powielanie utworu, wprowadzanie do obrotu, do pamięci komputera, emisję za pomocą fonii lub wizji bądź za pośrednictwem satelity… Każdej z tych form eksploatacji odpowiada odrębne prawo. Warto przy tym zwrócić uwagę, że wspomniany katalog pól eksploatacji jest otwarty — co zdaje się sugerować nowe obszary ryzyka naruszania prawa autorskiego i nowe zarazem powinności zabezpieczania tego prawa 8.
Jednym z takich nowych i zarazem niezwykle dynamicznych obszarów do regulacji prawnych staje się sieć komputerowa i Internet. Żeby wskazać na złożoność i zróżnicowanie ujęć prawnych (już nie tylko polskich), warto zwrócić uwagę na jeden tylko problem — wierszówki za materiały publikowane w Internecie. Jeśli na przykład jakaś redakcja zamieszcza na stronach internetowych teksty własnych dziennikarzy — pojawia się pytanie, czy powinna wypłacać im dodatkowe pieniądze? Czy zamieszczanie tych tekstów bez dodatkowego wynagrodzenia nie jest zawłaszczaniem czyjejś własności, czy nie jest zatem szczególnie wysublimowaną formą kradzieży?
Konkretne rozwiązania są bardzo różne. Na przykład w Polsce „Rzeczpospolita” płaci na podstawie umowy z dziennikarzami 5% wierszówki zamieszczanej w Internecie czy przedrukach, redakcja „Wprost” uważa natomiast, że nie może płacić dwa razy za ten sam tekst 9. W Niemczech powstały ogólne zasady opracowane na podstawie ustaleń organizacji chroniących prawa autorskie dziennikarzy Verwaltungsgeselschaft Wort, amerykańscy dziennikarze nie dostają za publikacje w Internecie nic (także za rozmowy z internautami w redakcyjnym klubie dyskusyjnym), we Francji zagadnienie jest ujmowane w zróżnicowanej postaci 10.
Wydaje się, że w tak bogatej sieci problemów przenikania się różnorakich typów mediów, zróżnicowanych usług autorskich oraz niejednorodnych ustaw prawnych w poszczególnych krajach — tym bardziej wyraziście powinien rozbrzmiewać głos kodeksów etycznych, a nade wszystko głos sumień. To stwierdzenie jest jednak zdecydowanie bardziej postulatem i dezyderatem niż opisem stanu faktycznego.
Rola etyki jest tutaj jednak zdecydowanie priorytetowa, co potwierdza rosnąca rola zasad etycznych w zabezpieczaniu dóbr intelektualnych na płaszczyźnie nie tyle mediów, ile nauki.
Zawłaszczanie myśli
Praca naukowa stała się dzisiaj w większym stopniu zawodem, a w o wiele mniejszym pasją badawczą i poszukiwaniem prawdy. Niejednokrotnie motywem działania pracownika nauki staje się utrzymanie posady i chęć awansu w celu otrzymania lepszego wynagrodzenia. Można zauważyć, że w niektórych środowiskach zdominowanych przez uczonych z zawodu, prawdziwy badacz pada ofiarą ostracyzmu, jako że przeszkadza w pozorowaniu uprawiania nauki. W takim środowisku tworzy się publikacje nieczytane nigdzie, co sprawia, że staje się ono ośrodkiem technologicznym, a nie badawczym. Już przed laty znakomity obraz filmowy Krzysztofa Zanussiego Barwy ochronne wskazał, że ocena autentyczności osiągnięć staje się po prostu niemożliwa.
Opisane zjawiska miały swój wymiar historyczny i polityczny. Dość przypomnieć, że występowały w skali ogromnej i wyrazistej w krajach totalitarnych. Na przykład Niemcy hitlerowskie nakazały odmowę przyjęcia Nobla przez Adolfa Butenandta, a Rosja promowała naukowego oszusta Łysenkę (Jakub Parnas po skrytykowaniu Łysenki został aresztowany i zamordowany). Czasy minione jednak nie pokryły swoim nurtem owego zjawiska patologii nauki. W krajach postkomunistycznych nauka pozorowana jest nadal plagą.
Istotnym elementem patologii tej sfery życia i kultury są plagiaty i naruszanie praw autorskich. Istnieją różne formy wzmiankowanego zjawiska. Wymienić tutaj można dopisywanie nazwisk profesorów do prac swoich asystentów czy też sytuacje, w których okazuje się, że autor nie zna treści swojej publikacji. O randze problemu świadczy próba obiektywizacji osiągnięć naukowych — tzw. Impact factor.
Wyznacznik ten (IF) określany jest na podstawie indeksu cytowań (SCI — Science Citation Index), czyli częstotliwości, z jaką prace drukowane trafiają do indeksu cytowań. Pozwala to do pewnego stopnia weryfikować dokonania naukowców, tak że autor niewiarygodnej pracy jest natychmiast eliminowany ze świata nauki 11.
Wszystko to tworzy w pewnym zakresie klimat, w którym z coraz większą mocą wybrzmiewa zagadnienie etyki ochrony dóbr intelektualnych jako integralnych dóbr osoby ludzkiej. Można chyba zauważyć z całą jasnością, że wrażliwość na to zagadnienie jest uwarunkowana wrażliwością na wartość człowieka. Aktualny stan erozji siódmego przykazania w Polsce (i nie tylko) jest efektem aberracji antropologicznej — zakłamania prawdy o człowieku. Przywracanie tej prawdy, co jest w naszym świecie i naszej kulturze domeną posługi Jana Pawła II, owocuje wzrostem refleksji nad stosunkiem do dóbr służących rozwojowi człowieka. O ile w ustawodawstwie prasowym i medialnym dominuje traktowanie mediów jako towarów rynkowych, co próbuje się uregulować zasadami sprawiedliwości (przykład choćby Internetu i wierszówki tam czynionej wskazuje na dużą niejednoznaczność rozwiązań), o tyle etyka personalistyczna usiłuje regulować problemy sporne odniesieniem ich do dobra osoby. Takie odniesienie wskazuje, że czynnikiem regulującym nie zawsze w wystarczającym stopniu może być sprawiedliwość.
Kryterium, jakim jest dobro osoby, nakazuje w wielu wypadkach uzupełniać sprawiedliwość miłością miłosierną. Przypominał o tym Jan Paweł II w głoszeniu Dekalogu na polskiej ziemi:
Jeśli bowiem przykazania Dekalogu uczą nas podstawowych zasad sprawiedliwości, to Mądrość Boża objawiona w Chrystusie, Synu Maryi, ukazuje głębszy jeszcze wymiar moralności. Jest to wymiar miłości, w szczególności wymiar miłości miłosiernej. Chrystus uczy nas, że ponad poziomem dóbr, które można i trzeba dzielić wedle miar sprawiedliwości — człowiek jest powołany do miłości, która jest większa od wszystkich dóbr przemijających. Ona jedna nie przemija. Miłość nie przemija. Ona jest miarą życia wiecznego — to znaczy życia człowieka w Bogu samym. Albowiem Bóg sam jest Miłością (por. 1 J 4,8) 12.
Nie oznacza to relatywizacji czy subiektywizacji zasad. Przeciwnie, nakazuje z tym większą restrykcją odnosić się do kradzieży dóbr intelektualnych, gdyż godzą one głębiej w sferę osobową człowieka. Jednocześnie też nakazuje stosować takie zasady postrzegania dóbr intelektualnych i duchowych, które będą służyły rozwojowi jak największej liczby członków społeczeństwa, a nie tylko elit ustalanych na podstawie wyznacznika ekonomicznego.
1 Por. J. A. Kłoczowski, Dekalog, w: Wobec wartości, pr. zbiorowa, Poznań 1982, s. 207.
2 Por. G. Łyś, Siódme przykazanie, „Rzeczpospolita Magazyn”, 2000 nr 12, s. 6.
3 Tamże, s. 7.
4 Jan Paweł II, Homilia wygłoszona w czasie Mszy św. beatyfikacyjnej matki Bolesławy Lament, Białystok, 5 czerwca 1991, nr 4.
5 Por. np. A. Drożdż, Dekalog. Cz. 2. Teologia moralna szczegółowa, Tarnów 1994, s. 291nn.
6 Por. K. Kieślowski, K. Piesiewicz, Dekalog. Scenariusze filmowe, Chotomów 1990, s. 185–186.
7 Por. H. Muszyński, Dekalog, Gniezno 1993, s. 160.
8 Por. J. Barta, Media a prawo autorskie, w: Dziennikarstwo a świat mediów, red. Z. Bauer, E. Chudziński, Kraków 2000, s. 403–404.
9 Por. A. Głowacka, Polska szkoła, w: WWWierszówka, „Press”, 2000 nr 3(50), s. 44.
10 Por. W. Mróz, Proces w toku; P. Milewski, Imperialistyczny wyzysk; A. Bajka, Niewiele lub nic, w: WWWierszówka, „Press”, 2000 nr 3(50), s. 44–45.
11 Por. J. Umiastowski, Rozważania o etyce nauki, „Ethos”, 1998 nr 44, s. 84–91.
12 Jan Paweł II, Homilia wygłoszona w czasie Mszy św. beatyfikacyjnej matki Bolesławy Lament, Białystok, 5 czerwca 1991, nr 6.
http://www.mateusz.pl/goscie/wdrodze/nr322/322-05-wdrodze.htm