Nie zostawił nas sierotami
Dla pokolenia JP2 Bóg jest Osobą najbliższą
Był dla nas jak Abraham – ojciec naszej wiary. Był jak Mojżesz – wyprowadził nas z domu niewoli i przeprowadził przez Morze Czerwone. Był jak prorocy – wskazywał drogę, pouczał, przestrzegał, pocieszał. Był jak pasterz – prowadził, troszczył się, decydował, gdy trzeba było, bośmy nie potrafili sami mądrze używać rozumu. Był jak król – najwyższy i niekwestionowany autorytet.
I zostawił nas samych. Czy zostawił nas sierotami? Tak to odczuwamy, tak podpowiadają emocje. Można już nawet napotkać pierwsze objawy choroby sierocej. Nowe spory, nowe nieudolności, nowe kłopoty.
To prawda, że jest niezastąpiony. Drugiego takiego przewodnika prędko mieć nie będziemy. Potrzeba by pewnie wielu „zwykłych” ludzi, żeby byli tym wszystkim, kim był dla Polaków jeden człowiek niezwykły – Jan Paweł II.
Ale choć czujemy się osieroceni, najgorsze byłoby, gdybyśmy uwierzyli, że zostawił nas sierotami. Byłby to dowód, że niewiele zrozumieliśmy z tego pontyfikatu. To przecież nie papieżowi śpiewaliśmy „Abba, Ojcze!”, lecz wspólnie z Nim śpiewaliśmy te słowa Ojcu Niebieskiemu. Pozwalał nazywać siebie „Ojcem Świętym”, choć wiedział, że „jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt 23, 9). Pozwalał, bo – jak pisał w książce „Przekroczyć próg nadziei” – znał długą tradycję tego określenia i językowe przyzwyczajenie. A my chcieliśmy Go tak nazywać, bo naprawdę był ojcem i naprawdę był święty.
Nie wszystek umarł
Czy dzieci bez ojca mogą nie być sierotami? W tym przypadku – tak, bo Jan Paweł II prowadził ludzi nie do siebie, lecz do Chrystusa. Tak, bo prowadził ich nie jako niezastępowalny ojciec, lecz jako biskup Rzymu, jeden z dwutysiącletniego łańcucha następców św. Piotra. Tak, bo uczył uniwersalizmu, wedle którego następny papież powinien być przez wierzących przyjęty jako „nasz” i „umiłowany”, choć akurat dla Polaków będzie to o wiele trudniejsze, jako że nowy biskup Rzymu w wymiarze emocjonalnym nie będzie tak samo nasz i tak samo umiłowany.
Skoro jednak świat szybko pokochał papieża Polaka, to i my powinniśmy szybko pokochać Jego następcę. Choć polskość byłą dla tego pontyfikatu niesłychanie ważna, to nie była jego istotą. Papieskie rozumienie polskości nie było zresztą wcale oczywiste dla Jego rodaków. On sam z żalem napisał w swej ostatniej książce „Pamięć i tożsamość”: „polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie. Wydaje się jednak, że ten „jagielloński” wymiar polskości, o którym wspominałem, przestał być, niestety, w naszych czasach czymś oczywistym”. Pisał to o nas, ale pisał to do całego świata. To wielkie zobowiązanie.
Ani nasz rozum, ani sumienie nie mogą uwierzyć w to, że zostaliśmy sierotami. Przecież przez ponad 26 lat pontyfikatu papież zostawił nam tak wiele drogowskazów. Przecież – jak każdy dobry ojciec – wychowywał swoje dzieci do samodzielności. Szanował wolność wyboru, nie prowadził za rękę, lecz podsuwał kryteria, wskazówki i zasady, uczył świadomego i mądrego wybierania.
Jest tylko jeden pozytywny sens osierocenia. Usamodzielnienie. Nie mogąc już liczyć na ojca, musimy wreszcie dojrzeć do życia na własny rachunek i wziąć odpowiedzialność za to, co nam zostawił.
Horacy przed wiekami stwierdził: „non omnis moriar”, „nie wszystek umrę”. W jego przypadku znaczyło to: „będę żył w moich utworach”. Jan Paweł też nie wszystek umarł, będzie nadal żył, ale nie tylko w swoich utworach, nie tylko w swoich encyklikach, nie tylko na fotografiach i klatkach filmowych, nie tylko w naszych sercach. On przede wszystkim będzie żył w swoich dzieciach. Będzie żył w tych, którzy świadomie chcą kroczyć drogą, jaką im wskazywał. Swoim życiem, swoim nauczaniem, swoim umieraniem.
Duchowe dzieci papieża
Największym osiągnięciem tego pontyfikatu wydają mi się ludzie, których papież wychował. Choć ks. Karol Wojtyła był także filozofem i subtelnym intelektualistą, to przede wszystkim był duszpasterzem z powołania. Tacy jak On mniej się troszczą o urzędy, instytucje, administrację czy zaszczyty. Najważniejszy jest dla nich drugi człowiek.
Jak pokazują reakcje świata po śmierci papieża, Jan Paweł II ma swoich wychowanków bez liku w miastach i wioskach rozrzuconych po wszystkich kontynentach. Znaczna część z nich to ludzie młodzi. Wiele dzieci posthipisowskiego „społeczeństwa bez ojców”, poszukujących duchowego oparcia, znalazło je w tym, którego nazywali Ojcem Świętym. On stawiał im trudne wymagania, mówił prawdę, ale zawsze z ojcowską miłością, której nie doświadczyli.
Są to duchowe dzieci papieża. To im dziękował Jan Paweł II na łożu śmierci: „Szukałem was, a wy przyszliście do mnie”. To oni teraz spontanicznie organizują modlitwy, marsze, zapalanie świec i inne duchowe wydarzenia w Jego intencji – zwołując się przez SMS, gadu-gadu czy inne sposoby internetowe.
W socjologii mówi się o przeżyciu pokoleniowym, które jest fundamentalnym doświadczeniem dla jakiejś generacji. Dzieci papieża są bardzo zróżnicowane wiekowo. Od dzisiejszych czterdziestolatków po nastolatków. Pontyfikat Jana Pawła II i Jego liczne spotkania z młodzieżą całego świata są jednak wspólnym duchowym doświadczeniem pokoleniowym dla ludzi należących w sensie społecznym do różnych generacji. Być może śmierć papieża to ewangeliczne ziarno, które musi obumrzeć, aby wydać plon obfity. Może teraz da o sobie znać na szerszą skalę „pokolenie JP2”?
Pontyfikat przedłużony
Jeśli – jak prorokował Jan Paweł II – w XXI wieku nadejść ma nowa wiosna Kościoła, to może się to stać tylko dzięki Jego duchowym dzieciom. Ci młodzi ludzie stopniowo decydują o coraz ważniejszych sprawach otaczającego ich świata. Starsi z nich są już prezesami, dyrektorami, redaktorami naczelnymi, biskupami. Ktoś z tego pokolenia będzie za jakieś 20 – 30 lat papieżem. Jan Paweł wywarł wielki wpływ na formowanie się świata wartości tych ludzi. Czy teraz oni będą mieli wpływ na formowanie się systemu wartości świata, który ich otacza?
O jakiejkolwiek tożsamości pokoleniowej na skalę europejską, a nawet światową, nie mówiło się od czasów konktrkulturowej generacji ’68. Europejska wiosna 1968 roku to symbol rewolucji obyczajowej, w tym seksualnej; to czas przewrotu w oficjalnej społecznej hierarchii wartości. Wolność ustawiono na piedestale, ale w bardzo luźnym związku z odpowiedzialnością. Religia stała się dla wielu całkowicie zbyteczna lub co najwyżej ograniczona do sfery czysto prywatnej.
Pokolenie ’68 wywarło wielki wpływ na współczesną kulturę. Czy teraz przyszła pora na pokolenie JP2, dla którego Bóg jest Osobą najbliższą, dla którego wiara jest zaproszeniem do najpiękniejszej życiowej przygody, dla którego wolność to powołanie do miłości i odpowiedzialności? Czy duchowe dzieci papieża z Polski wycisną piętno na historii XXI wieku?
Chociaż pontyfikat Jana Pawła II się skończył, to nie musi się kończyć czas Jego oddziaływania. To od nas zależy, jak ten pontyfikat będzie trwał. To od nas zależy jego kontynuacja.
„Amen” tuż przed śmiercią nie musi być ostatnim słowem tego pontyfikatu. Duchowe dzieci Jana Pawła II mogą przedłużyć czas, w którym ten papież wywiera wpływ na życie świata.
ZBIGNIEW NOSOWSKI. Autor jest redaktorem naczelnym miesięcznika „WIĘŹ”, od roku 2002 – konsultorem Papieskiej Rady ds. Świeckich
Źródło tekstu: www.rzeczpospolita.pl