Niedziela Palmowa, rok ABC

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Niedziela Palmowa, rok A, rok ABC, rok B, rok C

W Niedzielę Palmową czytamy inny opis męki Pańskiej niż w Wielki Piątek. Cztery wersje i cztery różne spojrzenia

W Niedzielę Palmową czytamy na zmianę opisy męki Jezusa autorstwa Mateusza, Marka i Łukasza, a w Wielki Piątek zawsze Jana. Dlaczego? Tak wyszło, czy jest w tym jakiś głębszy zamysł?

Ewangelie powtarzają się… co trzy lata

Te trzy lata oznaczone są w księgach liturgicznych – w lekcjonarzach i ewangeliarzach, z których bierze się czytania mszalne – jako rok „A”, „B” i „C”. Na taki właśnie trzyletni cykl rozpisano perykopy, czyli fragmenty Ewangelii odczytywane na niedzielnych mszach. Z grubsza rzecz ujmując, trzeba by powiedzieć, że w roku A najwięcej jest Mateusza, w roku B Marka, a w roku C Łukasza, acz od tej ogólnej zasady są oczywiście liczne wyjątki.

Jan nie ma swojego roku, ale fragmenty jego tekstu powracają sukcesywnie wplecione w tkankę każdego roku liturgicznego. Mateusz, Marek i Łukasz to tak zwani „synoptycy”, a ich teksty nazywa się synoptycznymi (gr. synopsis = zestawienie, patrzenie razem). Chodzi o pewne podobieństwo układu materiału, języka i stylu oraz treści, w odróżnieniu od Jana, którego tekst wyraźnie się od nich różni na wielu płaszczyznach. Przy czym różnica ta sprowadza się nie tyle do sprzeczności między Janem a synoptykami, ile do stwierdzenia, że są to teksty wobec siebie komplementarne. Można by więc po prostu stwierdzić, że konsekwentnie w Niedzielą Palmową – czyli Niedzielę Męki Pańskiej, bo tak brzmi jej właściwa nazwa – w roku „A” czytamy opis męki pióra Mateusza, w roku „B” Marka, a w „C” Łukasza, Janowi zaś po sprawiedliwości dostał się Wielki Piątek. Tylko że to nie do końca tak.

Skąd oni to wiedzieli, skoro nie widzieli?

Warto zauważyć, że ze wszystkich uczniów najprawdopodobniej jedynie Jan towarzyszył Jezusowi w trakcie procesu i samej męki. Z Ogrodu Oliwnego wszyscy uciekli. Niedługo potem widzimy Piotra i Jana na dziedzińcu pałacu arcykapłana, w którym trwa pierwsze przesłuchanie Jezusa. Piotr po trzykrotnym zaparciu się Mistrza wychodzi gorzko płacząc, Jana natomiast spotykamy wraz z Maryją i pozostałymi kobietami pod krzyżem. Co z tego wynika? To mianowicie, że jeśli pozostali apostołowie i uczniowie znają skądś przebieg męki Chrystusa, to najprawdopodobniej właśnie z relacji naocznego świadka, czyli Jana. Pięknie opisuje to w swojej powieści „Jezus z Nazarethu” Roman Brandstaetter:

Opowiedział im dzieje dnia. Mówił przy szczelnie zamkniętych drzwiach, a słowa jego kłębiły się w mroku i mimo ciemności, zalegających izbę, stawały się coraz bardziej widzialne i z wyrazistą widzialnością wnikały do mózgów i serc apostołów, i powtarzały się w nich tą drugą, jeszcze bardziej widzialną i dotykalną widzialnością, której żadna moc ludzka nie zdoła zatrzeć lub wymazać, dzięki czemu obraz Ukrzyżowanego głęboko wrył się w ich pamięć i uczynił z nimi to samo co z Johananem ben Zebadia: stał się nieodłącznym widzeniem całego ich przyszłego życia. Można by zatem powiedzieć, że w Niedzielę Palmową czytamy teksty synoptyków, a Wielki Piątek został zarezerwowany dla Jana jako naocznego świadka. Nie tyle „na pociechę”, co raczej niejako „w nagrodę”. Tylko że to nadal nie do końca tak.

Cztery razy to samo, ale nie tak samo

Opisy męki Jezusa, jakie znajdujemy u czterech ewangelistów są częścią kulminacyjną ich tekstów. I każdy z nich akcentuje w swoim opowiadaniu to, co jest myślą przewodnią Dobrej Nowiny w jego wydaniu. Mateusz podkreśla więc, że w męce Jezusa wypełnia się Słowo Boga – Pismo, zapowiedzi proroków dotyczące Mesjasza, a przede wszystkim Słowo samego Jezusa. Umęczony jest oczekiwanym Mesjaszem – to chce przekazać czytelnikowi Mateusz.

Marek, którego redakcję Ewangelii Kościół od początku niemal nazywał „Ewangelią Ucznia”, ukazuje nam przede wszystkim, że z męki Pana rodzi się wiara uczniów. Znamienne jest, że pierwsze paschalne wyznanie wiary składa u Marka rzymski setnik, poganin. I to jeszcze przed zmartwychwstaniem. Patrząc na mękę Jezusa, ten człowiek dochodzi do konkluzji, która następnie wypowiada na głos: „Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym”. Z kolei Łukasz, autor „Ewangelii Miłosierdzia”, robi wszystko, byśmy zobaczyli mękę Jezusa jako moment swojego uzdrowienia i ocalenia – jako śmiertelnie poważną operację, swoistą „terapię szokową” jaką Boski Lekarz podejmuje skonfrontowany z grzechem ludzkości i każdego poszczególnego człowieka. To Łukasz pisze o tym, że Jezus „obrócił się i spojrzał na Piotra” w momencie, gdy ten usłyszał pianie koguta. To u Łukasza przeczytamy o ocaleniu Dobrego Łotra. A Jan?

Co zobaczył naoczny świadek męki?

Ciekawe, że Jan napisał swoją relację najpóźniej. Teksty Mateusza, Marka i Łukasza „hulały” już – kolokwialnie mówiąc – po chrześcijańskich gminach, podczas gdy Jan dopiero ostrzył pióro. Zwlekał z tym długie lata. Przez długie lata nosił w sobie i niewątpliwie medytował wydarzenia tamtego dnia, zanim wziął się za ich opisanie. Dzięki temu, nie tracąc nic na realizmie – aż roi się u niego od szczegółów – zdołał wydobyć i ukazać najgłębszy sens tego, co wówczas zobaczył i przeżył. Janowy opis męki to bowiem opis… intronizacji Króla i ustanowienia nowego Arcykapłana! Tak po latach Jan widzi i rozumie to, co wydarzyło się pewnego wiosennego dnia w Jerozolimie kilkadziesiąt lat wcześniej. I do takiego patrzenia zaprasza nas.

Pasja według św. Jana

Dlatego też Kościół czyta Pasję Janową w Wielki Piątek podczas Liturgii Męki Pańskiej. Bo cała ta liturgia zbudowana jest w oparciu o Janowy sposób widzenia. To nie liturgia użalania się nad umęczonym Jezusem, ale liturgia Jego intronizacji w życiu i sercu każdego z jej uczestników. Zaczyna się w pełnej skupienia ciszy – czekamy na kogoś ważnego. Odczytane zostają nam teksty mówiące o „dokonaniach” Króla – dające Mu „tytuł do władzy”. Zanosimy do Niego rozbudowane prośby obejmujące swoim zasięgiem cały świat – nie miałyby sensu, gdyby to wszystko nie należało do Niego. Aż wreszcie pojawia się Król ze swoim zwycięskim orężem. Oddajemy mu hołd, padając na kolana, a potem podchodzimy, by ucałować Jego stopy – to przecież „homagium”, czyli wyraz czci, a jednocześnie gotowości podporządkowania się Jego władzy i Jego regułom. Na koniec Król urządza dla nas poczęstunek, ucztę – w Komunii karmi nas samym sobą. A wreszcie udaje się na spoczynek – w uroczystej procesji przenosimy Go do kaplicy Grobu. „Oto Bóg króluje z Drzewa”. Tyle zdaje się mówić nam Jan. Aż tyle. I dlatego jego tekst powraca co roku w Wielki Piątek. Dopełniając niejako pierwsze trzy, stanowiąc dla nich wspólny mianownik, pomagając nam dojrzeć samą głębię tego, co wydarzyło się na krzyżu.

Ks. Michał Lubowicki – 25.03.18

KS. JAN SOCHOŃ, WARSZAWA, ZROZUMIEĆ NIEDZIELĘ PALMOWĄ MĘKI PAŃSKIEJ

We współczesnym obyczaju liturgicznym niedziela rozpoczynająca Wielki (albo Święty) Tydzień jest niezwykle popularna. Wówczas niemal wszyscy, nawet ci, którzy rzadko pojawiają się w kościele, biegną z zapałem przed ołtarz, trzymając w rękach zielone gałązki. Co ich tak ponagla? Czy tylko widoma teatralność obrzędów, symbolika i najróżniejsze zwyczaje okalające jak wieniec tę wielkopostną uroczystość? Zapewne. Ale być może intuicyjnie wyczuwają też, że chodzi o coś bardziej zasadniczego, mianowicie o duchowe odczucie, że droga krzyżowa życia doczesnego już teraz otwiera na spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem. Że religia nie jest czymś marginalnym, lecz stanowi konstytutywny obszar istnienia, bez którego trudno sensownie przeżywać codzienność. Że ostatecznie, choćby nie wiadomo jakie atrakcje ofiarowywał świat, nie są one w stanie zaspokoić najintymniejszych ludzkich pragnień. Historia człowieka, bez włączenia w nią ziemskich dziejów Jezusa, byłaby okrojona z nadprzyrodzonej głębi, pozbawiona nadziei na osiągnięcie wiecznego szczęścia, byłaby boleśnie dramatyczna. Nic przeto dziwnego, że osoby wrażliwe na konfesyjny styl bycia starają się nie zrywać całkowicie swych powiązań z Kościołem i liturgią.

Początek Wielkiego Tygodnia

Niedziela Palmowa to właśnie doskonała okazja, by wewnętrznie wejść w najbardziej kluczowe wydarzenie z życia Chrystusa i przygotować się do przeżywania tajemnicy zmartwychwstania. Jej początków trzeba szukać w Jerozolimie w IV wieku. Wówczas — jak opisuje niestrudzona pątniczka zwana Egerią, pochodząca, według przypuszczeń badaczy, z Półwyspu Iberyjskiego — organizowano procesję z Betanii do Jerozolimy, do Bazyliki Anastasis. W niedzielę po południu cały lud wchodził na Górę Oliwną, to jest do kościoła w Eleona. Odmawiano hymny i antyfony. Później odczytywano ustęp z Ewangelii o tym, jak dzieci z gałązkami i palmami wybiegły naprzeciw Panu, mówiąc: „Błogosławiony, który przychodzi w Imię Pańskie”. Po czym wędrowano pieszo, powoli, aby się zbytnio nie zmęczyć, trzymając w rękach gałęzie palmowe bądź oliwkowe, przez całe miasto do Anastasis, gdzie pod wieczór odbywały się nieszpory (lucernare) oraz modlitwa przy krzyżu (Egeria, Pielgrzymka do miejsc świętych, 30-31). W ten sposób okazywano znaki radosnego powitania Chrystusa, gotującego się na zbawczą śmierć. Po jakimś czasie procesje zyskały uznanie na Wschodzie, następnie w Hiszpanii, Galii (VII i VIII wiek) i w Rzymie (X wiek). Zaczęto wzbogacać je najróżniejszymi detalami o ekspresyjnych formach. Niesiono krzyże, księgę Ewangelii — symbol Chrystusa albo Najświętszy Sakrament; biskup wjeżdżał do Świętego Miasta, siedząc na osiołku, błogosławiono palmy, czytano opis męki według św. Mateusza, przerywając lekturę po słowach: „I oddał ducha”, by chwilę trwać w milczeniu. W zależności od miejsca i czasu w odmienny sposób układały się owe kanony ceremoniału. W każdym razie w XI wieku treści nawiązujące do męki Pańskiej związały się ze zwyczajem niesienia palm, euforycznego okrzyku Hosanna czy śpiewu hymnu Teodulfa i ustaliła się nazwa Niedziela Palmowej, czyli Męki Pańskiej. Radość z faktu, że możliwe stało się zbawienie, zespoliła się więc z trudem akceptacji cierpienia pojmowanego jako konieczny element etosu chrześcijańskiego. Rozważmy niektóre znaczenia wskazanej jedności.

Przez śmierć do życia

Wiara, która za wszelką cenę próbuje zachować życie, odrzuca nawet miłość, by nadal trwać, staje się egoizmem. Godna i autentyczna wiara pociąga za sobą (w miłości) oddanie całego siebie — czy to Bogu, czy bliźniemu. Niewątpliwie, taki „uczynek” może stać się dla człowieka źródłem cierpienia, a nawet śmierci; śmierć jest zresztą wpisana niejako w istotę tego aktu, zawsze bowiem jest to rezygnacja z własnego ja. A każdy z nas niestrudzenie trzyma się samego siebie, swoich zapatrywań, rozumień rzeczywistości. Pozbyć się własnej ślepoty jest nadzwyczaj trudno. Jednak w Niedzielę Palmową Męki Pańskiej jesteśmy poniekąd zobowiązani do ujawnienia, że chcemy być gotowi do uczestnictwa w tym wszystkim, co było udziałem samego Jezusa. Najpierw jednak wypowiadamy Credo — treści podane przez Kościół do wierzenia. Że Bóg stworzył świat, posłał swego Syna Jezusa, by wybawić świat z grzechu i odsłonić szansę wejścia w tajemnicę zmartwychwstania, przebóstwienia, życia na wieki w blasku Bożej miłości. I do tego dogmatycznego wymiaru dodajemy swoje zaufanie i intymną, bezinteresowną adorację. Miłość jest bowiem albo postawą bezinteresowną, albo jej nie ma wcale. Wszelka użyteczność w miłości prowadzi do jej śmierci, a tym samym do śmierci chrześcijaństwa. Jezus zjawia się w naszych sercach jako Ten, którego pragniemy, nie zaś potrzebujemy. Potrzebuje się dla siebie, dla zaspokojenia własnych potrzeb i emocji, natomiast pragnienie polega na tym, że się chce, aby drugi istniał dla niego samego, nie zaś dla nas czy dla mnie.

Zostaliśmy wykupieni drogocenną krwią Chrystusa

Idąc z naręczem palm, uznajemy w Jezusie zapowiedzianego Mesjasza, chylimy czoło przed Boskim Majestatem. Ten gest — widomy znak odkrycia rzeczywistej tożsamości Jezusa — uwielbienia i uszanowania pomoże nam oddalić smutek i niepewność. Sprawi, że pozbędziemy się stresujących wahań. Przyjmiemy pokornie wszystkie zamiary Boże, jakie już się wobec świata i nas spełniły i jakie jeszcze się zrealizują. Rozpoznamy, że Wielki Post umożliwia przyjrzenie się motywom, które określają barwy naszego postępowania szlakami wyznaczonymi przez Boga. Wiemy przecież, że błogosławiony wymiar Pasji przez wielu ludzi na świecie nie został w ogóle zauważony, a w wielu przypadkach po prostu wyśmiany.

Chrystus jednak podjął Pasję, aby w jej mroku nastąpiło odrodzenie całej kosmicznej rzeczywistości. Jego wybór — także z ludzkiego punktu widzenia — wydaje się najbardziej „pojemny”, bezkompromisowy, rozstrzygający. Nic bardziej cennego nie można ofiarować innym, jak egzystencję przeszytą cierniem i straszliwą boleścią. Miłość zdolna do takiego (właściwie niewyobrażalnego) czynu, musiała być miłością absolutną, miłosierną, niesamolubną. W tradycjach hebrajskich funkcjonowało pojęcie odkupienia, sprowadzane do sytuacji przynoszenia komuś ratunku czy chociażby wykupienia więźnia z niewoli. Rozumiano wszakże, iż ostatecznym wybawicielem z wszelkiego zła i śmierci jest Bóg. W Nowym Testamencie zapisano ukształtowaną już religijnie świadomość, że Chrystus odkupił ludzkość przez swoją śmierć. Czytamy: „Wiecie bowiem, że z odziedziczonego po przodkach waszego złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1,18-19). Wszak sam człowiek poprzez grzech osłabia możliwości swej natury i traci szansę czynienia dobra.

Musimy zatem podejmować ciągły znój, aby przynajmniej umniejszać owe negatywne skłonności oraz otwierać się na łaskę (gratia) wzmacniającą naszą wolę i rozum. Św. Tomasz z Akwinu wskazywał, że Chrystus naprawia i wspomaga całe wyposażenie ludzkiej osoby, a następnie to wszystko, co przynależy naturze. Chrzest znosi winę za grzech pierworodny, jaka stała się udziałem ludzkości, i karę, jaką była niemoc widzenia Boga, choć niedogodności ziemskiego życia pozostają, gdyż zostaną definitywnie oddalone dopiero dzięki chwalebnemu zmartwychwstaniu Jezusa.

Uczcić procesyjnie zbawczą ofiarę

Jednak powinniśmy pamiętać, że uczestnictwo w uroczystej liturgii i procesji pociąga za sobą ważne konsekwencje. Pozostaje nade wszystko znakiem autentycznego opowiedzenia się po stronie Boga, wyznania królewskości Mesjasza i akceptacji kenotycznej (kenoza — ogołocenie, uniżenie, odarcie, upokorzenie) drogi, podjętej przez Chrystusa, a prowadzącej do zbawienia świata. Ta wielka religijna nadzieja wiąże się z tajemnicą drogi krzyżowej, z sensem cierpienia i śmierci oraz z koniecznością stałego nawracania się. Włącza w wielkopostny projekt życia, nierozdzielnie zjednoczony z chrześcijańskim światopoglądem. Co nie znaczy, że mamy pragnąć bólu i grozy. Mamy tylko przyjmować Chrystusa takim, jakim w istocie jest, czyli patrzeć na rzeczywistość w blasku Jego cierpiącej i łaskawej miłości. Udział w tej liturgii potwierdza zasadniczy fakt: w naszym życiu może zdarzyć się niezawinione cierpienie, zabójcza boleść, krzyż. Chrześcijanin nie powinien odwracać głowy i serca od takiego egzystencjalnego szlaku. Gdyby tak czynił, wówczas nie mógłby nazywać siebie naśladowcą Mistrza, ani — tym bardziej — uznawać się za Jego ucznia. Samo zaś uczestnictwo w procesji byłoby swego rodzaju oszustwem, pustym gestem. Ale nie jest czymś łatwym zgodzić się na cierpienie, szczególnie osoby umiłowanej. Fryderyk Nietzsche stanowczo twierdził, że chrześcijaństwo gloryfikujące cierpienie i „Boga na krzyżu” zasługuje wyłącznie na zlekceważenie i odrzucenie. W etycznej przestrzeni, jaką buduje, nie sposób bowiem ożywić idei ziemskiej potęgi. A tylko ona jest w stanie wykreować nową kulturę i nową „religię”, na gruzach starych wartości. Przywołane poglądy nie mają na szczęście żadnego poważnego znaczenia, przynajmniej dla uczestników procesji Niedzieli Palmowej. Oni wiedzą, że czczą zwycięstwo Chrystusa nad grzechem oraz śmiercią, budując z dnia na dzień swój osobowy portret, z nadzieją, że jego ostateczne wypełnienie nastąpi wraz ze wzrostem Bożej miłości w każdym z nich. Uświadamiają sobie również, że radość i cierpienie to konieczne strony życia, że Jezus nie zatrzymuje się nad śmiercią jako nad jakąś katastrofą. Patrzy poza nią i wskazuje na zmartwychwstanie. Nie zaprasza do żadnego innego świata, nie patrzy z oddali, nie przekonuje, że będziemy żyli w jakimś nowym stanie, w jakiejś cząstce kosmicznej rzeczywistości. Mówi jedynie: każdy dobry gest woli, praca przynoszące owoce będą — mocą zmartwychwstania — przeniesione w szczęście wieczności. To wcale nie nazbyt zawiły paradoks: zmartwychwstanie cały świat, gdyż wszyscy jesteśmy utkani z ziemskiego materiału. Jakże Bóg miałby nas wydzielić z naturalnego środowiska, w jakim żyjemy? Czułość, intymność, nasze przebóstwione ciało, poszukiwania, błądzenia i niepewności — dosłownie wszelka całość niewypływająca z egoizmu będzie zachowana w wieczności. Im silniej zaufamy miłości tych, których Bóg do nas posłał, tym bardziej będziemy potrafili stracić swe życie, aby je w ten sposób zyskać. Nie wolno nam kurczowo trzymać się świata. Umieranie to droga z tego życia do życia przyszłego. Musimy ją przebyć teraz, a nie u kresu swego ziemskiego żywota. Trudno dokonać tego samotnie, ale dzięki miłości tych, którzy do każdego z nas zostali posłani, możemy oddalić swój lęk i pozwolić zaprowadzić się do nowej krainy bytu.

A co to znaczy — powtarzam za ks. Januszem Pasierbem — kiedy taka osoba jest przybita do krzyża, kiedy to jest Jezus, bezbronny, bezsilny wobec świata, wymagający od nas, abyśmy umarli dla siebie, by żyć z Nim? To zmienia każde włókno naszego życia i rozumienia rzeczywistości. Chrystus bowiem kocha niesamolubną miłością, pozbawioną krzty egoizmu, a przez to umożliwia nam rozpoznanie istoty ludzkiej miłości. Bo w niej jest zawsze element dobrowolnej rezygnacji z własnej wolności, bo otwieramy się na inną osobę, z jej odmiennymi od naszych pragnieniami, marzeniami czy potrzebami. Czegoś trzeba sobie odmówić, trzeba wybierać, kiedy się kocha.

Po stronie słabości

Ta Jezusowa miłość podpowiada też, że być z Bogiem — znaczy znaleźć się po stronie Jego niemocy i Jego słabości. On nam niczego, w sensie ziemskim, nie obiecuje, nawet poczucia siły, nawet świadomości, że postawiliśmy na dobrą kartę. Do końca będzie tak samo ciemne to, co jest przed nami, tak, jak było do tej pory. Spójrzmy na Chrystusa. Przez kilka lat był ogromnie aktywny: głosił kazania, nauczał i pomagał, był stale otoczony wielkimi tłumami i ciągle przenosił się z miejsca na miejsce. Ale w Ogrodzie Getsemani został wydany tym, którzy nie cierpieli Jego i Jego słów. Został wydany, by stać się obiektem działań innych ludzi. Od tej chwili Jezus nie podejmował już żadnej inicjatywy. Już niczego nie robił, wszystko czyniono Jemu. Został aresztowany, wyszydzony, torturowany. Tajemnicą życia Jezusa było to, że wypełnił swoją misję na ziemi, poddając się temu, co zrobili Mu inni. Nasze życie, jeżeli jest przeżywane w duchu Jezusa, dokona się w podobnego rodzaju zależności. My także musimy przejść od aktywności do „pasji”, od sprawowania kontroli nad sobą do bycia zależnym, słowem: od życia do umierania. Niedziela Palmowa Męki Pańskiej zawiera w swej głębi powyższe rozpoznania. Podpowiada słowami anonimowego autora z IX wieku, że niosąc gałązki palm, niesiemy ślady ukojenia bólu. Palma zaś, choć ma twardy pień, posiada wspaniałą koronę, czym pokazuje, że przez twardość życia mamy się wznosić ku piękności ziemskiej ojczyzny, manifestując w codziennym postępowaniu moc miłosierdzia. Nie wyglądajmy ziemskich uciech, ale dobra i piękna. A śpiewając Hosanna na wysokości, będziemy w istocie mówili: „Zbaw nas Ty, który jesteś zbawieniem na niebiosach”.

Niedziela Palmowa w tradycji Kościoła

Początki obchodów

Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści. Uroczyste Msze św. rozpoczynają się od obrzędu poświęcenia palm i procesji do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się bardzo dokładnie powtarzać wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria (chrześcijańska pątniczka pochodzenia galijskiego lub hiszpańskiego). Autorka tekstu znanego jako Itinerarium Egeriae lub Peregrinatio Aetheriae ad loca sancta. Według jej wspomnień w Niedzielę Palmową patriarcha otoczony tłumem ludzi wsiadał na osiołka i wjeżdżał na nim do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go z radością, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Zmartwychwstania (Anastasis), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Procesja ta rozpowszechniła się w całym Kościele. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego początkowo była obchodzona wyłącznie jako Niedziela Męki Pańskiej, podczas której uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj urządzenia procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jeruzalem. Z czasem jednak obie te tradycje połączyły się, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i pasja). Jednak w różnych Kościołach lokalnych procesje te przybierały rozmaite formy, np. biskup szedł pieszo lub jechał na oślęciu, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre przekazy podają też, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów.

Polskie zwyczaje

Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem, gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją, czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza – Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). Obecnie kapłan w Niedzielę Palmową nie przywdziewa szat pokutnych, fioletowych, jak to było w zwyczaju dawniej, ale czerwone. Procesja zaś ma charakter triumfalny. Chrystus wkracza do świętego miasta jako Król i Pan. W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, iż kapłan idący na czele procesji wychodził przed kościół i trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, wtedy drzwi się otwierały i kapłan z wiernymi wchodził do wnętrza kościoła, aby odprawić uroczystą liturgię. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: „Witaj, krzyżu, nadziejo nasza!”. W polskiej tradycji ludowej Niedzielę Palmową nazywano również Kwietną bądź Wierzbną. W tym dniu święcono palmy, które w tradycji chrześcijańskiej symbolizują odradzające się życie. Wykonywanie palm wielkanocnych ma bogatą tradycję. Tradycyjne palmy wielkanocne przygotowuje się z gałązek wierzby, która w symbolice Kościoła jest znakiem zmartwychwstania i nieśmiertelności duszy. Obok wierzby używano także gałązek malin i porzeczek. Ścinano je w Środę Popielcową i przechowywano w naczyniu z wodą, aby puściły pąki na Niedzielę Palmową. W trzpień palmy wplatano również bukszpan, barwinek, borówkę i cis. Tradycja wykonywania palm szczególnie zachowała się na Kurpiach oraz na Podkarpaciu, gdzie corocznie odbywają się konkursy na najdłuższą i najpiękniejszą palmę. W zależności od regionu, palmy różnią się wyglądem i techniką wykonania. Palma góralska wykonana jest z pęku witek wierzbowych, wiklinowych lub leszczynowych. Zakończona jest czubem z bazi, jedliny, bibułkowych kolorowych kwiatów i wstążek. Palma kurpiowska powstaje z pnia ściętego drzewka (jodły lub świerka) oplecionego widłakiem, wrzosem, borówką, zdobionego kwiatami z bibuły i wstążkami. Czub drzewa pozostawia się zielony. Palemka wileńska jest obecnie najczęściej świeconą palmą wielkanocną. Jest niewielkich rozmiarów, upleciona z suszonych kwiatów, mchów i traw.

Z palmami wielkanocnymi wiąże się wiele ludowych zwyczajów i wierzeń: poświęcona palma chroni ludzi, zwierzęta, domy. Od dawna istniał także zwyczaj połykania bazi, które to zapobiegają bólom gardła i głowy. Wierzono, że sproszkowane kotki dodawane do naparów z ziół mają moc uzdrawiającą, bazie z poświęconej palmy zmieszane z ziarnem siewnym podłożone pod pierwszą zaoraną skibę zapewnią urodzaj, krzyżyki z palmowych gałązek zatknięte w ziemię bronią pola przed gradobiciem i burzami, poświęcone palmy wystawiane podczas burzy w oknie chronią dom przed piorunem. Poświęconą palmą należy pokropić rodzinę, co zabezpieczy ją przed chorobami i głodem, uderzenie dzieci witką z palmy zapewnia zdrowie, wysoka palma przyniesie jej twórcy długie i szczęśliwe życie, piękna palma sprawi, że dzieci będą dorodne. Poświęconą palmę zatykano za świętymi obrazami, gdzie pozostawała do następnego roku. Palmy wielkanocnej nie można było wyrzucić. Najczęściej była ona palona, popiół zaś z tych palm wykorzystywano w następnym roku w obrzędzie Środy Popielcowej. Znany też był zwyczaj „palmowania”, który polegał na uderzaniu się palmami. Tu jednak tradycja była różna w różnych częściach Polski. W niektórych regionach zwyczaj ten jest związany dopiero z poniedziałkiem wielkanocnym. W większości regionów jest to jednak zwyczaj Niedzieli Palmowej, gdzie „palmowaniu” towarzyszyły słowa: Palma bije nie zabije – wielki dzień za tydzień, malowane jajko zjem, za sześć noc – Wielkanoc. Dzisiaj, choć wiele dawnych obyczajów odeszło już w zapomnienie – tworzą się nowe. W wielu kościołach można nadal podziwiać kilkumetrowe plamy. Dzieci w szkołach, schole i grupy parafialne prześcigają się w przygotowaniu najładniejszych palm. Często pracom tym towarzyszą konkursy lub konkretne intencje.

Edycja legnicka 12/2005

„A ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze. A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głośno: Hosanna Synowi Dawida! Błogo­sławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach! Gdy wjechał do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto i pytano: „Kto to jest?” A tłumy odpowiadały: „To jest prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei” (Mt 21,8-11).

Mimo że Jezus wielokrotnie przybywał na święta do Jerozolimy, to opis tego „wjazdu” zamieścili w swych dziełach wszyscy Ewangeliści. Bowiem to przybycie do miasta było zupełnie specyficzne. Przedsięwzięte przez Jezusa przygotowania świadczą o tym, że zależało Mu na tym, aby to, co się wydarzy, miało ściśle określoną formę, czytelną dla wielu ludzi. Obecność tej sytuacji we wszystkich Ewangeliach świadczy o dużym znaczeniu tego faktu dla całości przekazu Dobrej Nowiny o Jezusie dla każdego z autorów. Każdy też przedstawił szczegóły tego faktu po swoje­mu, zgodnie z teologicznymi założeniami swego dzieła.

Autor Ewangelii według św. Mateusza zwraca uwagę na wyraźny zwią­zek zaistniałej sytuacji z mesjańskimi proroctwami. Podstawą Mateuszowego tekstu stała się przede wszystkim jedna z ostatnich przepowiedni dotyczących Mesjasza: „Oto Król twój idzie do ciebie sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny jedzie na osiołku, na oślątku i źrebięciu oślicy” (Za 9,9). Poza tym Ewangelista zwraca uwagę na pochodzenie Mesjasza z Galilei i nazywa Jezusa „Synem Dawida”. A wszystko po to -jak pisze – aby się spełniło słowo Proroka (w. 4).

Każdy szczegół opisu sytuacji ma duże znaczenie dla nauki, którą Ewangelista chce przekazać. Np. na Wschodzie koń był wierzchowcem wojny. Osioł zaś – wierzchowcem pokoju, cichości i skromności. Gdy król, przybywając, wjeżdżał do miasta na ośle, był to wyraźny znak jego pokojowych intencji. Z kolei to, że Jezus użył osła, na którym jeszcze nikt nie siedział, ma charakter religijny. Okrzyki: Hosanna Synowi Da­wida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! inspirowane są Psalmem 118 śpiewanym na powitanie pielgrzymów przybywających do Jerozolimy na święta. Ogromny tłum zrywa gałęzie z drzew i rzuca je pod nogi osiołka niosącego Jezusa, by w ten sposób wyrazić spontanicz­ną radość z przybycia Proroka, jak podczas procesji w Święto Namiotów, kiedy to pod nogi rzucało się gałązki oliwne.

Wszystkie szczegóły, aluzje do mesjańskich proroctw, miały dać wi­dzom do zrozumienia, że oto nadchodzi Ten, na którego od wieków cze­kają. W ewangelicznym opisie tłum rozpoznał Mesjasza, dlatego w od­powiedzi na pytanie meszkańców Jerozolimy: Kto to jest? Padała odpo­wiedź: To jest prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei. Mateusz pisze, że tłu­my rozpoznały w Jezusie Wybawiciela, chcąc dać do zrozumienia, że podobnie powinni zachować się czytelnicy Ewangelii, zarówno ci pierw­si, jak i ostatni. Dalszy ewangeliczny opis wypadków, aż do niedzieli zmartwychwstania Chrystusa, świadczy o tym, że tłum w swym entuzja­zmie nie zrozumiał wszystkiego, chcąc widzieć w Jezusie zwycięzcę po­litycznego. Jezus bowiem chce, byśmy uznali Go za Króla pokoju. Nie przybywa, by niszczyć, ale by miłować, nie po to, by potępiać, ale by pomagać, nie w mocy zbrojnego wojska, ale w potędze miłości.

l w naszym życiu bywają niedziele pal­mowe. Krzyczymy całym sercem: ,,Hosan­na!” Rzucamy pod nogi Jezusowe wszyst­ko, co mamy, ślubujemy Mu naszą wierność i cieszymy się, że należymy do Jego orsza­ku. Życie w służbie Jezusowej wydaje się nam pełne radości, bo jeszcze widmo krzy­ża nie stanęło przed nami w swojej surowej prawdzie. Na modlitwie nie doświadczamy poważniejszych trudności, we współżyciu z bliźnimi nie doznajemy większych przykro­ści, w wykonywaniu naszych obowiązków nie napotykamy znaczniejszych przeszkód. (…)

Wydaje nam się, że i Pan Jezus, patrząc na nas, cieszy się, mówi do nas równie słod­ko, jak my do Niego, wierzy wszystkim na­szym zapewnieniom, że na śmierć i życie je­steśmy z Nim złączeni. A w rzeczywistości ileż to razy Pan Jezus widzi w naszej duszy zupełnie co innego – zapał chwilowej gorliwości, złudzenie, iż droga cnoty jest łatwa i krótka, fałszywe przekonanie, że zawsze w duszy naszej będzie jasno i pogodnie. Widzi Pan Jezus, że żyjemy w dużym stopniu złu­dzeniem, zna bowiem dokładnie i dalsze eta­py naszej drogi. Widzi dni, lata pochmurne, gdzie szybko stopnieje nasz zapał, widzi na­szą bojażń przed krzyżem, miękkość naszej duszy, brak wytrwania w obliczu przeszkód i trudności. (…)

Tajemnica ostatnich dni Jezusowego ży­cia rzuca przenikliwe światło na historię ży­cia wewnętrznego bardzo wielu dusz. Odsła­nia prawdziwe oblicze doskonałości, której nie należy szukać w Niedzielę Palmową, jeno w Wielki Piątek, doskonałości wypróbowanej w walce, w cierpieniu, w wytrwaniu pomimo wszelkich przeszkód.

Fragmenty jednego z rozważań bpa Jana Jaroszewicza zebranych w tomie „Bądźcie doskonali.” Warszawa 1982.

Homilia ks. abpa Gądeckiego

Tryumfalny wjazd Jezusa do świątyni na święto Paschy

Abp Stanisław Gądecki
Tryumfalny wjazd Jezusa do świątyni na święto Paschy. Niedziela Palmowa Męki Pańskiej (Katedra Poznańska – 14.04.2019).

Wjeżdża Król nasz, Jezus cichy, do Jerozolimy,
hołd Mu składa lud pobożny, Jego lud rodzimy.
Hosanna, hosanna Synowi Bożemu!
Hosanna, hosanna, cześć Zbawcy naszemu!

Niedziela Palmowa to dzień upamiętniający „triumfalny wjazd” Jezusa do świątyni, na tydzień przed jego zmartwychwstaniem. Liturgia dnia dzisiejszego jest rozpięta między dwoma biegunami; między radosną procesją z Jezusem tych, którzy Go przyjęli a czekającą Go męką z ręki tych, którzy Go nie przyjęli. Tak to triumf Chrystusa oraz Jego ofiara łączą się nierozerwalnie ze sobą.
Dlatego dzisiaj chciałbym zatrzymać się na refleksji nad tym, co właściwie znaczy wjazd Jezusa do Jerozolimy oraz przyjęcie Go z radością i z nienawiścią w tamtych i dzisiejszych czasach.

1.    WJAZD JEZUSA DO JEROZOLIMY

Najpierw znaczenie tła wjazdu Zbawiciela do Jerozolimy na święto Paschy. Ten wjazd przedstawiają  wszystkie cztery Ewangelie (Mt 21,1-9; Mk 11,1-10; Łk 19,28-38; J 11,12-15). Jak zwykle ich relacje zgadzają się co do samego faktu, natomiast różnią się między sobą w szczegółach opisu tego faktu. Te różnice są – prawdopodobnie – następstwem korzystania z różnych źródeł, ale także z odmiennych tradycji liturgicznych konkretnych Kościołów.

a.    Główna zamysł, jaki przenika to opowiadanie zmierza do podkreślenia królewskiego charakteru Jezusa. Na Jego królewskie pochodzenie zwraca uwagę Mateusz w słowach: „Hosanna Synowi Dawida!”  To samo wspomina Marek: „Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi” a także Łukasz: „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie”.  Jan powie: „Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie oraz ‘Król izraelski!’ ” oraz „Oto Król twój przychodzi, siedząc na oślęciu”.

Co ciekawe, relacje te nie podkreślają bezpośrednio królowania Boga, królestwa niebieskiego, królestwa Bożego, czy panowaniu Boga, co było tak ważne dla proroka Izajasza: „Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny w Syjonie! […] Powiedz miastom judzkim: ‘Oto wasz Bóg!’ Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. […] Podobnie jak pasterz pasie On swą trzodę, gromadzi [ją] swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie” (Iz 40,9-11). „…‘Twój Bóg zaczął królować’. Głos! Twoi strażnicy podnoszą głos, razem wznoszą okrzyki radosne, bo oglądają na własne oczy powrót Pana na Syjon. Zabrzmijcie radosnym śpiewaniem, wszystkie ruiny Jeruzalem! Bo Pan pocieszył swój lud, odkupił Jeruzalem” (Iz 52,7-9).

Opowiadania o wjeździe Jezusa akcentują bezpośrednich rządy Boga nad ludem Bożym, ale podkreślają się królowanie Jezusa, Mesjasza. To Jezus jest nazwany „Królestwem ojca naszego Dawida”, „Królem Izraela”. Co przepowiednie Izajaszowe przypisują Bogu, Ewangeliści przypisują Jezusowi. To On wstępuje na „górę wysoką”, czyli do świątyni jerozolimskiej. On powraca na „Syjon”. On „ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, obwieszcza zbawienie”. On „pociesza swój lud”. Na Jego pojawienie się wznoszone są „okrzyki radosne”. Z tych relacji ewangelijnych jasno wynika, że Jezus pojawia się tutaj nie tyle „w miejsce Boga”, czy „zamiast Boga”, ile raczej jako Jego bezpośredni reprezentant.

b.    Każdy szczegół tych ewangelijnych opisów ma swoje znaczenie. Motyw oślęcia np. „na którym jeszcze nikt z ludzi nie usiadł” wskazuje na łagodny charakter władania Jezusowego. Aluzja do tego zwierzęcia pojawia się w proroctwie dotyczącym przyszłości pokolenia Judy: „Nie zostanie odjęte berło od Judy ani laska pasterska spośród kolan jego, aż przyjdzie ten, do którego ono należy, i zdobędzie posłuch u narodów! Przywiąże on swego osiołka w winnicy i źrebię ośle u winnych latorośli” (Rdz 49,10-11). Jeszcze łatwiej zrozumiemy rolę tego zwierzęcia w tryumfie Jezusa, jeśli spojrzymy na nie z perspektywy proroctwa Zachariaszowego: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy” (Zach 9,9). Zwierzę to podkreśla na pokojowy charakter władzy Tego, kto „jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie”. Gest wjazdu do Jerozolimy na oślęciu był – ze strony Jezusa – gestem proroczym, „Stało się to, żeby się spełniło słowo proroka”.

Gdy osiołek został już przyprowadzony do Jezusa wówczas raz słyszymy o samodzielnym geście Jezusa („A gdy Jezus znalazł osiołka, dosiadł go”, „a On wsiadł na nie”). Innym razem mowa o czynności biernej („wsadzili na nie Jezusa”). Ten ostatni gest uczniów – w świadomy lub nieświadomy sposób – nawiązuje do obrzędu koronacyjnego Salomona. Jezus – podobnie jak jego praprzodek Salomon – został uroczyście posadzony na zwierzęciu przez towarzyszące mu osoby. Podobnie też – bliski śmierci – Dawid nakazuje: „‘Weźcie ze sobą sługi waszego pana, a następnie posadźcie Salomona, mego syna, na moją własną mulicę i prowadźcie go do Gihonu. Potem niech go tam namaszczą kapłan Sadok i prorok Natan na króla nad Izraelem. Następnie zadmijcie w róg i wołajcie: ‘Niech żyje król Salomon!’ Potem pójdziecie za nim. On zaś przyszedłszy, zasiądzie na moim tronie i on będzie królował po mnie, bo ja rozkazałem, aby był wodzem nad Izraelem i nad Judą” (1 Krl 1,33-35). „Z początku Jego uczniowie tego nie zrozumieli. Ale gdy Jezus został uwielbiony, wówczas przypomnieli sobie, że to o Nim było napisane i że tak Mu uczynili” (J 12,16).

c.    W historii wjazdu Jezusa swoją rolę odgrywają też płaszcze. Po przyprowadzeniu osiołka do Jezusa uczniowie zarzucają na zwierzę swoje płaszcze, co było wyrazem szacunku dla Tego, który w ich oczach był kimś niezwykłym. Dalej – według Ewangelisty Łukasza – to uczniowie „słali swe płaszcze na drodze”. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, iż nie robili tego uczniowie, lecz ludzie towarzyszący orszakowi (Mk 11,8). Był to ich gest szacunku należny Pomazańcowi, czyli Mesjaszowi, czego dowodzi historia króla Jehu:  „Wtedy pospiesznie zdjęli swoje okrycia, rozesłali je pod nim, na samych stopniach, zatrąbili i ogłosili: ‘Jehu jest królem!’ ” (2 Krl 9,13).

d,    Radosny charakter miała też czynność rozkładania gałązek na drodze. W tradycji Starego Testamentu palmowe gałęzie w rękach wskazywały zazwyczaj na wielkie święto (1 Mch 13,51; 2 Mch 10,7). Różnorodność gatunków gałęzi – na atmosferę Święta Namiotów. Pojawianie się gałęzi oliwnych, gałęzie sosnowych, gałęzie mirtowych, palmowych i gałęzi innych drzew liściastych, gałązki gęstych drzew i wierzb nadrzecznych, koniecznych do urządzania świątecznych szałasów zdawałaby się wskazywać na to, że procesja Jezusa do Jerozolimy cechowała się świąteczną radością z powodu otrzymania Prawa Mojżeszowego, co podkreślało Święto Namiotów (Kpł 23,40; Ne 8,15; 2 Mach 10,7). Z czasów machabejskich pochodzi wspomnienie radości przed Bogiem – przy śpiewie pieśni i hymnów oraz grze na instrumentach – z powodu oczyszczenia świątyni: „Toteż z wiązankami, zielonymi gałęziami, a do tego jeszcze palmami w rękach śpiewali hymn na cześć Tego, który pozwolił im szczęśliwie oczyścić swoją świątynię” (2 Mch 10,7).

e.    Jezusowi na drodze towarzyszą tłumy „poprzedzające Go i towarzyszące, które śpiewały słowa Hallelu, czyli świątecznego hymnu dziękczynnego  Pielgrzymi – zmierzając razem z Jezusem do świątyni – posługują się słowami ostatniego z psalmów Hallelu (Ps 118). Hallel», to pieśń pochwalna charakterystyczna dla żydowskich obchodów Paschy, a także głównych uroczystości roku liturgicznego. „Hosanna” z kolei to grecki odpowiednik hebrajskiego zwrotu „Zbaw nas” (Ps 118,25).

Procesja zmierzająca z Betanii do świątyni przechodzi najpierw ulicami Jerozolimy, bo w psalmie mowa jest o „namiotach sprawiedliwych” (w.15), czyli o domach mieszkańców Jerozolimy. Radość pielgrzymów ze zwycięstwa nad złem prowadzi ich do wyznania: „Pan moją mocą i pieśnią, On stał się moim Zbawcą” (w.14). W pewnym momencie orszak dociera wreszcie do świątyni, czyli do „bram sprawiedliwości” (w. 19), do świętej bramy syjońskiej a tam zostaje zaintonowana druga pieśń dziękczynna: „Otwórzcie mi bramy sprawiedliwości, wejdę przez nie i podziękuję Panu”. Na co kapłani odpowiadają: „Oto jest brama Pana, przez nią wejdą sprawiedliwi” (w. 20). Hymn ten dziękuje Bogu za to, iż jawi się On w świątyni jako trwały i bezpieczny „kamień”, jako fundament na którym można budować dom swojego życia (por. Mt 7,24-25). Następnie kapłani błogosławią pielgrzymów: „Błogosławimy wam z domu Pańskiego”. To błogosławieństwo – w kontekście wjazdu Jezusa – staje się wysławianiem Tego, który przychodzi, który jest oczekiwany i zapowiadany w dawnych obietnicach (por. Joseph Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, część 2, s. 17).   

Ostatnią scenę stanowi radosne machanie zielonymi gałązkami: „Ustawcie procesję z gałązkami zielonymi aż do rogów ołtarza” (w. 27). To aluzja do żydowskiego Święta Namiotów, obchodzonego na pamiątkę szałasów, w których Izraelici mieszkali na pustyni po wyjściu z Egiptu. W tę uroczystość urządzano procesję z gałązkami palmowymi, wierzbowymi i mirtu.
Uroczyste wejście Jezusa do świątyni podkreśla to, iż występuje On tam jako reprezentant „sprawiedliwych” Izraela, czyli tych, którzy Go przyjęli, którzy uwierzyli w Niego. Tłumy kojarzą tę królewską procesję z powszechną nadzieją na przywrócenie królowania Bożego pośród ludzi. W radosnej atmosferze – która poprzedza godzinę męki i śmierci Jezusa – pojawia się jednak zapowiedź paschalna, znak „kamienia węgielnego”, który zostanie odrzucony przez budowniczych, choć ostatecznie stanie się kamieniem węgielnym królestwa Bożego na ziemi (por. Jan Paweł II, Psalm 118 — pieśń radości i zwycięstwa. Audiencja generalna – 5.12.2001).

f.    Tylko Ewangelista Mateusz zauważa obecność i zachowanie dzieci w świątyni: „arcykapłani i uczeni w Piśmie – widząc cuda, które uczynił, i dzieci wołające w świątyni: ‘Hosanna Synowi Dawida’ – oburzyli się i rzekli do Niego: „Słyszysz, co one mówią?” A Jezus im odpowiedział: ‘Tak jest. Czy nigdy nie czytaliście: Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę?’ Do tego nawiążą późniejsze teksty liturgiczne Kościołą: „Gdy Pan Jezus wjeżdżał do miasta świętego, dzieci hebrajskie zapowiadały zmartwychwstanie życia,  niosąc gałązki palmowe i wołając: ‘Hosanna na wysokości’ ”. „Bądź błogosławiony, Panie który przychodzisz, aby nam okazać miłosierdzie”. Chodziło o podkreślenie kontrastu między „wielkimi” (tj. arcykapłanami i uczonymi w Piśmie), którzy nie umieli dostrzec w Jezusie Mesjasza, a „małymi, którzy Go natychmiast rozpoznali. „Sprawiłeś, że [nawet] usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę, na przekór Twym przeciwnikom” – mówi psalmista (Ps 8,3). „Mali” staną się synonimem ludzi wierzących w Chrystusa, którzy widzą czystym i prostym sercem, otwartym na dobroć Jezusa i wyśpiewują Jego chwałę, której odmawiają Mu „wielcy” tego świata; (por. Joseph Ratzinger – Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, część 2, s. 21.33).

Koniec Niedzieli Palmowej stanowi opuszczenie świątyni: „Z tym ich zostawił, wyszedł poza miasto do Betanii i tam zanocował” (Mt 21,15-17).

g.    I tu powstaje poważniejsze pytanie: dlaczego dzieci w świątyni Jerozolimskiej były zdolne do rozpoznania Mesjasza a arcykapłani i uczeni w Piśmie nie były w stanie tego zrobić? Dlaczego niewykształcony tłum, który przyszedł razem z Jezusem do świątyni – podobnie jak i dzieci – był skłonny wołać „Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie!” a uczeni nie byli tego w stanie uczynić?

Odpowiedź brzmi: uczeni w Prawie – z punktu widzenia religijnego – musieli być posłuszni pierwsz3mu przykazaniu Dekalogu: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” (Wj 20,3-5). „Nie będziesz miał bogów innych oprócz Mnie” […] Nie będziesz oddawał im pokłonu ani służył. Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i w czwartym pokoleniu – tych, którzy Mnie nienawidzą, a który okazuje łaskę w tysiącznym pokoleniu tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań” (Pwt 5,7-10). Jeśli Jezus jawił się im jako Ktoś, kto uważa  siebie za Boga, to było dla nich niedopuszczalnym bluźnierstwem, za które należy się śmierć.  
Jeśli natomiast postrzegali Jezusa jako politycznego uzurpatora, który uważa siebie za króla Izraela, to wówczas – z politycznego punktu widzenia – korzystniej było poświęcić życie jednego człowieka, aby zachować cały naród od zniszczenia. „Właśnie Kajfasz poradził Żydom, że lepiej jest, aby jeden człowiek zginął za naród” (J 18,14).

Ten dramat i zmaganie między przyjęciem a odrzuceniem Jezusa opisze później św. Paweł z zupełnie innej perspektywy: „Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga” (1 Kor 1,26-29).

2.    ŚWIĘTO CHRZTU POLSKI

a.    Coś podobnego dokonało się w Polsce w roku 966. W pewnym momencie musiała ona – w swoim głównym przedstawicielu – odpowiedzieć sobie na pytania: za czy przeciwko Jezusowi? Książe Mieszko I – po uprzednim rozeznaniu duchów – podjął decyzję o swoim chrzcie. Ta decyzja – zakorzeniając ją w chrześcijaństwie – przesądziła o dalszym kierunku naszej kultury i mentalności.

W sensie religijnym był to akt o charakterze ewangelizacyjnym. Odtąd wiara chrześcijańska stała się żywą rzeczywistością najpierw w życiu poszczególnych osób, a następnie przybrała ona kształt wspólnotowy i instytucjonalny.

W sensie polityczno-kulturalnym – poprzez chrzest księcia – Polska określiła jednoznacznie swoje miejsce w Europie jako narodu łacińskiego pośród Słowian i słowiańskiego pośród Latynów.

Obydwa elementy – religijny i polityczny – stworzyły symbiozę obu instytucji: Państwa i Kościoła, starającą się służyć dobru poszczególnych członków społeczności oraz dobru wspólnemu całego narodu.

Ten fakt został doceniony przez władze ustawodawczą, która ustanowiła – dnia 22 lutego – państwowe święto Chrztu Polski, na pamiątkę tego wydarzenia, które najprawdopodobniej miało miejsce dnia 14 kwietnia 966 roku. Chrzest Polski był kluczowym wydarzeniem w dziejach naszego Państwa i Kościoła, dlatego zasługuje na upamiętnienie, ale nie wspominki tutaj chodzi.  

b.    Do czego konkretnie to święto wzywa nas dzisiaj? Odpowiedź na to pytanie uprzedził papież Franciszek w liście skierowanym na ręce kard. Pietro Parolina, Sekretarza Stanu Stolicy Apostolskiej, w którym mianuje go legatem papieskim na uroczystości 1050. rocznicy chrztu Polski: „Wszystkich obecnych zachęcisz swoimi słowami do wytrwałego kroczenia odnowioną drogą w świetle Chrystusa, do obrony życia ludzkiego i rodziny, do kształtowania sprawiedliwości społecznej według Ewangelii, do zabiegania w codziennym życiu o prawdziwą wolność. Trzeba bowiem, aby wierni w Polsce także dzisiaj, w nowych warunkach, dali całemu światu wspaniały przykład życia według Ewangelii”.

Wierny temu zobowiązaniu kard. Pietro Parolin – podczas swojej homilii w Poznaniu – powiedział: „Chciałbym i modlę się o to, aby najpiękniejszym owocem obecnych obchodów […] było zakorzenienie się coraz silniejszego przekonania, że każdy z nas musi być uczniem-misjonarzem i że cały Kościół, w każdej z jego części składowych i jako całość, musi jaśnieć rysami Kościoła ucznia-misjonarza.
Jeśli się tak nie stanie, to czyha na nas niebezpieczeństwo, że narody, które w obliczu ogromnych tragedii dały dowody wierności i odwagi, świadcząc o swojej wierze i przezwyciężając prześladowania i przemoc, w chwilach mniej dramatycznych i na pewno pod pewnymi względami spokojniejszych i lepszych zatracają albo osłabiają radość przynależności do owczarni Chrystusa.
Jest to zjawisko dobrze znane w wielu społeczeństwach o dawnej tradycji chrześcijańskiej, a wyjaśnia się pokusą wyobrażania sobie, że szczęście można znaleźć poprzez nabycie dóbr materialnych lub określonego stylu życia. Jest to pokusa uważania siebie za samowystarczalnych, nie potrzebujących szczególnie obecności i pomocy Pana.

[…] Wielkim niebezpieczeństwem współczesnego świata, z jego wieloraką i przygniatającą ofertą konsumpcji, jest smutek rodzący się w przyzwyczajonym do wygody i chciwym sercu, towarzyszący chorobliwemu poszukiwaniu powierzchownych przyjemności oraz wyizolowanemu sumieniu. Kiedy życie wewnętrzne zamyka się we własnych interesach, nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już więcej głosu Bożego, nie doświadcza się słodkiej radości z Jego miłości, zanika entuzjazm czynienia dobra. To niebezpieczeństwo nieuchronnie i stale zagraża również wierzącym. Ulega mu wielu ludzi i stają się osobami urażonymi, zniechęconymi, bez chęci do życia. Nie jest to wybór życia godnego i pełnego; nie jest to pragnienie, jakie Bóg żywi względem nas; nie jest to życie w Duchu rodzące się z serca zmartwychwstałego Chrystusa” (Poznań – 16.04.2016).

ZAKOŃCZENIE

Niech więc w tych dniach Wielkiego Tygodnia towarzyszą nam dwa uczucia: uwielbienia z jakim przyjmowali Jezusa mieszkańcy Jerozolimy w Niedzielę Palmową oraz wdzięczności za Jego największy dar, jaki można sobie wyobrazić: Jego życie, Jego Ciało i Krew, Jego miłość. Odpowiedzmy na ten dar naszym życiem i naszą miłością do Niego i bliźnich. Amen.

Bądźże tedy pozdrowiony, Boże nasz i Panie,
Przyjmij od nas modły, hołdy, pobożne śpiewanie. […]
Przyjmij od nas za Twą Mękę korne dziękczynienie.
Chwała Ci po wszystkie czasy, miłość, uwielbienie.