Nowy człowiek
„Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy” (J 6, 27)
Uroczysty moment, świątynię wypełnia piękna melodia litanii do Wszystkich Świętych. Na posadzce leżą twarzą do ziemi młode kobiety. To ich ostatnia modlitwa, wsparta wołaniem Kościoła, przed ślubami wieczystymi. Wstaną, by powiedzieć Bogu: „Ślubujemy ubóstwo, posłuszeństwo, miłość”.
Od przekroczenia furty klasztornej upłynęło blisko dziesięć lat. Był to czas zastanowienia i przygotowania do realizacji tych ślubów. Ideał zawarty w nich jest piękny. Być posłusznym Bogu – to klucz do mądrości; umieć obfitować i umieć cierpieć biedę, co stanowi sekret ewangelicznie rozumianego ubóstwa – to klucz do wolności; a opanować sztukę miłowania każdego człowieka – to klucz do szczęścia.
Trudność tkwi w tym, że jest to droga pod prąd opinii tego świata. Ten bowiem zabiega o pełnienie własnej woli, ceni tylko tych, którzy mają wiele i zabiega o to, by potęgować głód posiadania. W miłości wybiera wyłącznie tych, z którymi mu dobrze i miło, nie zatrzymując się ani przy potrzebujących, ani przy wrogach. Wizja życia, którą roztacza świat, ma swego sprzymierzeńca w naszym egoizmie. Już św. Augustyn zwrócił uwagę na to, że świat buduje dom z egoizmu. Wszystko kręci się w nim wokół małego słówka „ja”. Śluby zaś może złożyć jedynie ten, kto w centrum swego życia ustawi nie siebie, lecz Boga i drugiego człowieka.
Długi okres przygotowania do ślubów jest potrzebny celem opanowania umiejętności życia według zasady przypomnianej przez Jezusa w Getsemani: „Ojcze, nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”. To również czas sprawdzenia, w jakiej mierze człowiek potrafi żyć, ograniczając swe wymagania jedynie do tego, co konieczne. Wreszcie, to próba przestawienia swego podejścia do innych, w myśl zasady: „Nie ludzie dla mnie, lecz ja dla ludzi”. Wbrew pozorom nie jest to wcale takie łatwe, tym bardziej, że składanie ślubów nie jest koniecznie potrzebne do zbawienia, a w tej sytuacji trzeba nieustannie pamiętać, że znacznie mądrzej jest ślubów nie składać, niż słowa danego Bogu nie dotrzymać. Nie dziwimy się więc, że przygotowanie do nich trwa tak długo.
Zmaganie z egoizmem to zadanie dla każdego chrześcijanina. Pisze o tym Apostoł narodów w liście do Efezjan: „Bracia, to mówię i zaklinam was w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie z ich próżnym myśleniem. (…) trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek kłamliwych żądz, a odnowić się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga w sprawiedliwości i prawdziwej świętości”. Ta przemiana człowieka „starego” w „nowego” stanowi istotę życia zakonnego. Chrystus,
chcąc pomóc wierzącym, powołuje niektórych, by zechcieli być dla pozostałych znakiem mądrości, wolności i ewangelicznej miłości. Często, aby uczynić ten znak czytelnym, ludzie powołani ubierają inny strój. Jest to znak poczucia odpowiedzialności społecznej za pewne wartości.
Wysokie wymagania, jakie stawia społeczeństwo tym, którzy dobrowolnie zgodzili się na pełnienie trudnej funkcji znaku, są pomocą w realizacji ich powołania. Świadczą bowiem o zapotrzebowaniu na wartości, jakie prezentują. Nie należy się więc dziwić, gdy podnoszą się głosy ostrej krytyki, jeśli znak nie tylko przestaje spełniać swe zadanie, lecz wprowadza w błąd.
Wśród wielu zagrożeń, z jakimi winien się liczyć współczesny człowiek wierzący, trzeba dostrzec również poważne zagrożenie zaniku powołań zakonnych, a wkrótce również i kapłańskich. Jedyną odpowiedzią na to zagrożenie jest modlitwa w intencji powołanych, by byli czytelnym znakiem wartości ewangelicznych we współczesnym świecie.
Ks. Edward Staniek, 18 Niedziela zwykła
Wj 16, 2-4. 12-15; Ef 4, 17. 20;24; J 6, 24-35