Paradoksy objawień prywatnych
Jedna z anegdot przypisywana Ojcom Pustyni z IV wieku mówi o pewnym mnichu, któremu ukazał się diabeł w postaci anioła światłości. Przybysz rzekł do świętego starca: „Ja jestem Gabriel i zostałem posłany do ciebie!”. „Sprawdź – odpowiedział mnich – czy to nie do kogoś innego zostałeś posłany, bo ja tego nie jestem godny”. Sądząc po liczbie i popularności u schyłku drugiego milenium przeróżnych objawień prywatnych daleko nam do pokory i roztropności egipskich pustelników.
W Kościele odnaleźć można tradycję dystansowania się wobec nadprzyrodzonych doznań. Spowiednicy św. Teresy z Avila przez dwa lata z premedytacją wmawiali świętej, że jej wizje pochodzą od złego ducha. Jeden z nich nakazał Teresie, by zawsze czyniła znak krzyża i pokazywała Zjawie… „figę”. Święta czyniła to posłusznie, choć była przekonana, że ukazuje jej się Chrystus. „Raczej byłabym dała się porąbać na sztuki, niżbym potrafiła uwierzyć, że to zły duch” – pisała w „Księdze życia”. Z wielkim zażenowaniem prosiła więc Pana, by wybaczył jej zniewagi, które Mu niechcący wyrządza. Ale też z wyraźnym wyrzutem tłumaczyła, że spełnia polecenie tych, których On sam ustanowił szafarzami w Kościele. Pan Jezus odpowiadał Teresie, że dobrze czyni słuchając spowiedników.
Ostrożność wobec nadprzyrodzonych wizji i objawień znajdziemy także w „Dialogach” św. Katarzyny Sieneńskiej. Chrystus ostrzega duszę, by szukała tylko Jego, a nie radości duchowej w widzeniach, gdyż diabeł może to wykorzystać. „Jeżeli dusza nie podniesie się wtedy przez prawdziwą pokorę, odpychając z pogardą wszystkie ofiarowane jej radości – czytamy w »Dialogach« – złowi się na tę wędkę i wpadnie w ręce diabła. Odrzucając natomiast z pokorą tę radość, jeśli z miłości wybierze Mnie, który jestem dawcą, a nie darem, diabeł nie będzie mógł w swej pysze znieść ducha, który jest pokorny”.
Być może dominikańska mistyczka ze Sieny znała starą zakonną legendę, opowiadającą o bracie, który zaniedbywał studium na rzecz modlitwy. W postępowaniu takim umacniała go zjawa ukazująca się w postaci Najświętszej Dziewicy. Gdy to wyszło na jaw, pewien święty współbrat tak mu polecił: „Synu, kiedy ta zjawa przyjdzie, pluń jej w twarz. Jeśli to jest Błogosławiona Dziewica, jest Ona pokorna i nie będzie ci miała za złe twojego posłuszeństwa. Jeśli zaś diabeł przybiera Jej postać, jest on pyszny i nie zniesie upokorzenia”. Ów dominikanin uczynił zgodnie z poleceniem. Diabeł uciekł i już nigdy się nie pojawił. Podobne historie, niewątpliwie nawiązujące do tradycji egipskich pustelników, przypisywano różnym świętym, m.in. Filipowi Nereuszowi.
Ojcowie Pustyni, w swojej pieczołowicie pielęgnowanej pokorze rzeczywiście gardzili wszystkim, co miało posmak nadzwyczajności. Siostra Małgorzata Borkowska OSB niedawno przypomniała na łamach miesięcznika „Znak” o głębokiej niechęci świętych starców także do czynienia cudów. Trzeba było wręcz uciekać się do podstępu, aby cud wymusić. Opowiadano o Abba Makarym, że usłyszał kiedyś płacz dziecka. Nie wiedząc, że chłopiec jest sparaliżowany, a jego ojciec specjalnie go pod celę podrzucił, starzec zapytał: „A któż cię tu przyprowadził?”. „Mój ojciec rzucił mnie tutaj i poszedł” – usłyszał skargę. Starzec rzekł na to: „Wstawaj i goń go!”. Chłopiec natychmiast ozdrowiał, wstał i pobiegł do ojca.
DAR PROROKOWANIA
Można kontrargumentować, twierdząc, że takie niechętne i ascetyczne podejście do zjawisk nadprzyrodzonych jest drogą dla wybranych. Kościół w masowej skali nie może być tak rygorystyczny. Zresztą „od początku tak nie było”. Nadprzyrodzone zjawiska pełniły ważną rolę w życiu pierwszych chrześcijan. Św. Paweł, opisując charyzmaty obecne w pierwotnej gminie, oprócz daru mądrości i wiary wymienia dar czynienia cudów, łaskę uzdrawiania, dar prorokowania, rozeznawania duchów czy mówienia językami (1Kor 12,8-10).
Charyzmaty takie zapewne nie były rzadkością. Wcielenie wzmogło i ośmieliło tęsknotę za Bożą obecnością. Także tą obecnością rozumianą zmysłowo. Jeżeli Chrystus po zmartwychwstaniu ukazał się Kefasowi, potem Dwunastu, a następnie ogromnej rzeszy uczniów, dlaczego nie miałby się ukazywać także i w naszych czasach?
Nadprzyrodzone doznania zwykle nie stanowiły dla Kościoła problemu, jeżeli dotyczyły – jako szczególna łaska życia kontemplacyjnego – indywidualnego rozwoju duchowego. Kościół czuwał nad wizjonerem poprzez kierowników duchowych. Nie trudno też było o kryteria, które pozwalały określić, czy wizja pochodzi od złego ducha (ewentualnie od samego wizjonera), czy od Boga. Podstawowym kryterium był stosunek zjawy do instytucji Kościoła. Jeśli zjawa traktowała Kościół hierarchiczny z szacunkiem, tak jak Jezus w wizjach św. Teresy, można było dalej badać, czy treść wizji nie jest sprzeczna z nauką Kościoła. Jeśli natomiast pojawiała się krytyka instytucji Kościoła, wizję traktowano jako fałszywą, bądź inspirowaną przez diabła, Bóg bowiem nie mógł podważać sensu Kościoła, który sam powołał do istnienia.
Istniały też kryteria subiektywne. Zarówno św. Teresa, jak i św. Katarzyna wskazują na owoce objawienia. Jeśli wizja ostatecznie przynosi pokój i „głód cnoty” – pochodzi od Boga. Jeśli wizjonera z początku opanowuje radość, „która przechodzi w zamęt i ciemność duchową” – znak to, że Bóg nie jest źródłem wizji.
Tak trzeźwo i z dystansem odbierane przez wizjonera nadprzyrodzone doznania nie tylko owocowały jego wzrostem duchowym, zwykle oddziaływały też szeroko w Kościele. Magisterium uznało dzieła św. Katarzyny i św. Teresy za wyjątkowo trafnie ukazujące prawdy wiary katolickiej, wyróżniając obie mistyczki tytułem Doktora Kościoła. Znane są także przypadki wpływu nadprzyrodzonych wizji na myśl teologiczną. Jeden z największych XX-wiecznych teologów Hans Urs von Balthasar przyznawał, że na jego myśleniu w znacznym stopniu zaważyły wizje zaprzyjaźnionej z nim mistyczki Adrienne von Speyr. Znamienne, że i ona podkreślała, iż wizji nie należy szukać, a kto ich doświadczył, nie powinien przykładać do tego zbyt dużej wagi.
Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy z prywatnym objawieniem związane jest orędzie adresowane do Kościoła lub jakaś misja religijna wizjonera. Wtedy sprawa zaczyna mieć społeczne konsekwencje. Kościół, jako depozytariusz i strażnik jedynego, wypełnionego w osobie Chrystusa Objawienia, którego przekaz zakończył się wraz ze śmiercią ostatniego z Apostołów, nie może takich faktów zupełnie bagatelizować. Zajęcie stanowiska nie zawsze jednak jest sprawą prostą, zważywszy na zwykle pobożną wymowę objawień (wezwanie do nawrócenia) i kontrowersyjne szczegóły.
RÓG OBFITOŚCI
Katolickie księgarnie pełne są świadectw i zbiorów orędzi przekazywanych przez nadprzyrodzone istoty. Czytelnika może na przykład zaintrygować 16 tomów (sic!) „Poematu Boga-Człowieka” Marii Valtorty, włoskiej wizjonerki zmarłej w 1961 roku. Wydany w języku polskim przez katowickie wydawnictwo „Vox Domini” Poemat jest szczegółowym zapisem historii życia i działalności Jezusa, jak twierdzi autorka, podyktowanym przez Niego samego. Interesujące jest zwłaszcza „posłowie”, w którym Jezus ujawnia cel i znaczenie dzieła oraz zaleca rozpowszechnianie go. Powstało ono w czasach odpowiedzialnego za wiele „szkodliwych nauk” modernizmu, po to, by uzupełnić „luki” w Ewangeliach. Luki te – jak wyjaśnia Jezus – są przyczyną niewłaściwego zrozumienia „pewnych sytuacji oraz niektórych moich surowych zachowań jakich musiałem użyć, a które bardzo kontrastowały z nieustanną zachętą do przebaczania, do łagodności i pokory”. Skąd wzięły się w Piśmie Świętym te kłopotliwe luki? Według „nadprzyrodzonego autora” – stąd, że Ewangeliści milczeli o zdarzeniach, „których – z powodu swej niezniszczalnej, hebrajskiej mentalności – nie potrafili uznać za dobre!”. Jezus co prawda zapewnia, że „w tym dziele niczego się nie dodaje do Objawienia”, niemniej mówi, że otrzymujemy w nim „nowe światła”, gdyż to, które posiadamy, nie wystarcza już do zobaczenia „Drogi, Prawdy i Życia”.
Polscy wydawcy Poematu w miejsce imprimatur przytoczyli wypowiedź Piusa XII: „Opublikujcie tę pracę w formie, w jakiej została napisana. Nie ma potrzeby, aby wydawać opinię o jej pochodzeniu. Kto przeczyta, ten zrozumie”. Papież zapoznał się z wizjami w 1948 roku. Jednak rok później Święte Oficjum zakazało wydawania pism Marii Valtorty, a w 1960 znalazły się one na indeksie ksiąg zakazanych. Po decyzji Świętego Oficjum wizjonerka zapadła na chorobę psychiczną. Skreślenia po dwóch latach z indeksu Valtorta już nie doczekała.
Jeszcze ciekawsze, bo dziejące się zupełnie współcześnie, są nadprzyrodzone rozmowy mieszkającej w Warszawie wizjonerki, ukrywającej się pod imieniem Anna. Podczas wojny Anna działała w podziemiu jako łączniczka i sanitariuszka. W 1944 r. trafiła na ponad rok do sowieckiego łagru. Tam modliła się, by Bóg pozwolił jej nadal służyć ojczyźnie. Po latach dojdzie do wniosku, że Pan wysłuchał tej modlitwy, obdarzając ją charyzmatem słyszenia Bożego głosu, przekazującego orędzia dla Polski. W międzyczasie Anna zaangażuje się w ruch charyzmatyczny. Wokół niej skupi się grupa osób rozmawiających za jej pośrednictwem z Bogiem. Wśród tych osób znajdzie się dwóch posłów (z początku lat 90.), a także krakowski jezuita. Z rozmów powstanie kilka książek drukowanych m.in. przez wydawnictwo Michalineum, a także wielokrotnie wznawiane przez wydawnictwo WAM księży jezuitów czterotomowe „Boże Wychowanie”. Dwa pierwsze tomy tej książki ukazały się za zezwoleniem władz zakonnych, pozostałe – z kościelnym imprimatur.
Z kim Anna rozmawia? Bóg, który warszawskiej wizjonerce pozwala się słyszeć, jest z jednej strony Bogiem niesłychanie bliskim, pełnym bezinteresownej miłości, ofiarowującym swoją opiekę i pomoc. Z drugiej – wieszczącym rychłą zagładę cywilizacji Zachodu. Świat czeka „okres oczyszczenia” – czas katastrof, klęsk żywiołowych i wojen, w których użyta zostanie broń jądrowa. „Zginą miliony ludzi, przestanie istnieć wiele państw, nastąpi ruina gospodarcza”. Dotyczy to zwłaszcza Stanów Zjednoczonych i bogatych krajów Europy Zachodniej. „To wszystko nastąpi jeszcze w tym wieku” – powtarza za nadprzyrodzonym „głosem” Anna, czasu jest więc mało. Bóg okaże się najbardziej surowy wobec Niemiec. Upadek tego państwa, ze względu na jego zbrodnie, jest nieuchronny – na większości terytorium naszych zachodnich sąsiadów „rozleje się morze”. Bóg słyszany przez Annę, nie dostrzega przy tym wysiłków Niemców, by zmyć hańbę nazizmu i wojny, nie widzi choćby międzynarodowej działalności charytatywnej Kościoła niemieckiego i wielu niemieckich organizacji społecznych. Ani tego, że dzisiaj Niemcy są najważniejszym partnerem Polski w Europie. Przeciwnie, Bóg Anny zaleca Polakom zacieśnienie sojuszy z małymi państwami Europy Środkowej. Co stanie się w „dniach grozy” z Polską?
Nasz naród cieszy się specjalnymi względami, dlatego zostanie ocalony. Ma bowiem do odegrania wyjątkową rolę. Bóg widzi w nas realizatorów „dzieła odnowy oblicza ziemi”. Mamy być misjonarzami świata i lekarzami umierającej Europy. Nasze szczególne powołanie opisane jest w kategoriach biblijnego powołania Narodu Wybranego. Bóg „upatrzył sobie nasz naród przed wiekami”. Jesteśmy „wybraną cząstką” Jego ludu. Zawiera z nami „nowe przymierze”. Będzie to „pierwsza próba powrotu do współżycia rodzaju ludzkiego ze swym Stwórcą i Zbawicielem”. Bóg „zbuduje swoje dzieło” za pośrednictwem Anny, obiecując jej pomoc, „jakiej jeszcze nie było na ziemi”.
Natomiast z oburzeniem – jak zaznacza Anna – Bóg mówi o Żydach. Utracili oni Boże wybranie, mordując swego Zbawiciela i instrumentalnie traktując przymierze („Dawali Mi rytuał, próżne gesty i słowa puste, sercem zaś lgnęli do zagarnięcia całego świata i używania go w imię moje!”). Wiele uwagi „głos” słyszany przez Annę poświęca masonom i tajnym organizacjom rządzącym światem, do których zalicza m.in. Rotary Club (tymczasem członkowie tej filantropijnej organizacji zostaną przyjęci na audiencji przez Jana Pawła II). Często odwołuje się także do innych objawień: z Fatimy, La Salette, Medjugorie.
Niezależnie od kontrowersyjnej treści, już sam sposób powstawania podobnych orędzi stawia nas przed paradoksem, którego konsekwencje Kościół czasem zdaje się bagatelizować. Jeżeli Bóg rzeczywiście kontaktuje się bezpośrednio i przekazuje swoje orędzia, o czym świadczą – najczęściej całkiem szczerze – wizjonerzy, jak przekonać rzesze przejętych tym faktem wiernych, że trudne w lekturze Pismo Święte ma o wiele większe znaczenie, a depozyt wiary strzeżony, przechowywany i głoszony przez Kościół decydującą wagę? Wizjoner bowiem nie mówi od siebie, nie mówi nawet w imieniu Boga, jak starotestamentalny prorok, on jest wprost narzędziem przekazu – medium. Stąd ogromna sugestywność takiego objawienia. Anna określa siebie jako „sekretarkę Boga”. Jej rola ogranicza się do zapisywania i redagowania Boskich wypowiedzi. Jest jednak przekonana, że to są naprawdę Boskie wypowiedzi. Nie dziwi więc popularność tego typu publikacji. Tym bardziej, że Bóg przemawia do nas współczesnym, prostym językiem, ma mentalność podobną naszej, mówi to, co chcemy słyszeć.
Czy Kościół powinien angażować swój autorytet w rozpowszechnianie takich książek? W 1998 roku, po prawie pięciu latach od ukazania się pierwszego tomu „Bożego wychowania”, imprimatur cofnięto, a wydawnictwo wstrzymało druk książki.
MEDJUGORIE – FATIMA
W 1996 roku ukazała się książka „Problem: Medjugorie” ks. Jana Wójtowicza. (O istnieniu tej książki przypomniał dominikański miesięcznik „W drodze”, organizując w numerach: 8/97 i 6/98 interesującą dyskusję na temat objawień z chorwackiej wioski). Wśród wielu dostępnych w księgarniach publikacji o fenomenie Medjugoria pracę ks. Wójtowicza wyróżnia zdecydowany krytycyzm.
Orędzia Matki Boskiej przekazywane kilkorgu widzącym co tydzień od 1981 roku aż do dzisiaj, a także powstanie ogromnego ruchu propagującego objawienia, czy sam fakt, że Maryja odpowiada na szczegółowe pytania i angażuje się w spór z miejscowym biskupem – to wszystko niepokoi ks. Wójtowicza. Autor widzi w tym powstanie samozwańczego „Kościoła w Kościele”. Dyskwalifikujący dla orędzi jest – jego zdaniem – nie tylko kontrowersyjny cud znikania betonowego krzyża na górze Kriżevac nad Medjugoriem, ale także prowokujące ludzką ciekawość „tajemnice” przekazywane widzącym, czy zdradzające pychę żądanie Zjawy, by 25 czerwca Kościół ustanowił święto Królowej Pokoju („W całej historii Kościoła nie zdarzyło się nigdy, by Matka Boża – także w zatwierdzonych objawieniach – wystąpiła z żądaniem o ustanowienie Jej święta” – pisze ks. Wójtowicz). Konkluzja jest następująca: celem medjugorskich objawień jest „zdominowanie, usunięcie w cień i pomniejszenie znaczenia i wpływu Fatimy i Lourdes”. Ks. Wójtowicz nie dostrzega przy tym, że podobne zarzuty postawić można uznanym przez Kościół objawieniom, w które Medjugorie ma godzić.
Serię sześciu objawień fatimskich w 1917 roku zwieńczył tzw. cud słońca. Zapowiedziane wcześniej przez Maryję trojgu dzieciom: Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi, niezwykłe zjawisko zgromadziło w Fatimie kilkadziesiąt tysięcy widzów. Na ich oczach – jak donoszą świadectwa – słońce najpierw zaczęło wirować wokół własnej osi, rzucając we wszystkie strony kolorowe wiązki światła, potem zdawało się, że zygzakiem spada na ziemię. Wywołało to powszechny strach. Świadkowie padali na kolana, będąc przekonani, że zbliża się koniec świata. Cud ten miał potwierdzić prawdziwość objawień. Tymczasem rodzi wątpliwość: czy Bóg rzeczywiście mógłby być autorem spektakularnego widowiska, wprowadzającego ludzi w przerażenie? Wątpliwość tym większą, jeśli uświadomimy sobie, że cuda Jezusa – jak pokazuje ks. Józef Kudasiewicz („Znak”, nr 6/99) – miały zupełnie inny charakter i sens. Przede wszystkim zapowiadały nadejście Królestwa Bożego, zwycięstwo nad śmiercią, chorobą oraz ludzką biedą, świadczyły o Bożej miłości. Jezus unikał cudów widowiskowych. Uczeni w Piśmie i faryzeusze na próżno żądali od Niego znaku z nieba, który jednoznacznie potwierdziłby Boże pełnomocnictwo.
W książkach propagujących orędzie z Fatimy dużo miejsca poświęca się tzw. tajemnicy fatimskiej. Składa się ona z trzech części, z których dwie zostały już ujawnione. Pierwsza część dotyczy wizji piekła, doświadczonej przez troje małych wizjonerów. Wizja ta nie odbiega w niczym od tradycyjnego ludowego wyobrażenia, gdzie diabły mają wygląd „wzbudzających starach nieznanych zwierząt”, a dusze smażą się w piekielnym ogniu jak węgle. (Warto ją porównać z oszczędną w środki, ale psychologicznie sugestywną wizją piekła ze wspomnianej już „Księgi życia” św. Teresy z Avila, gdzie ani ognia, ani diabłów-zwierząt nie ma).
Drugą część tajemnicy stanowi orędzie Matki Boskiej skierowane do grzesznego świata. Maryja przepowiada, że jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, ludzkość zostanie ukarana jeszcze jedną wojną – dużo straszniejszą od trwającej wówczas I wojny światowej. Będzie głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego. Rosja rozszerzy swoje bezbożne nauki, ludzie dobrzy będą cierpieć, a różne narody zginą. Ratunkiem przed piekłem dla wielu, gwarancją pokoju oraz nawrócenia Rosji ma być rozpowszechnienie nabożeństwa Niepokalanego Serca Maryi, poświęcenie temuż Sercu Rosji oraz ustanowienie Komunii świętej wynagradzającej w pierwsze soboty miesiąca.
Papieże nie od razu wypełnili warunki stawiane w orędziu. Jeśli zgodzić się z logiką objawień, powinni byli czuć się współwinni za cierpienia milionów ludzi dotkniętych wojną i komunizmem jako karą. Pan Jezus w wizjach, które otrzymała Łucja już jako zakonnica, wyrażał swoje niezadowolenie: „Nie chcieli spełnić mojej prośby… Będą tego żałować i nawet spełnią ją, ale będzie już za późno”. Poświęcenia Kościoła oraz całej ludzkości Niepokalanemu Sercu Maryi dokonał dopiero Pius XII w 1942 roku, zaś w 1952 – osobno narodów Rosji. Jan Paweł II ponowił akt poświęcenia w 1982 roku.
Najwięcej kontrowersji wzbudza wciąż nie ujawniona * trzecia część tajemnicy, którą siostra Łucja w 1958 roku powierzyła Janowi XXIII. Co do jej treści dominują dwa przypuszczenia. Papieże do tej pory milczą, gdyż część trzecia zawiera straszliwą wizję przyszłości, albo też prorokuje fiasko reform Soboru Watykańskiego II i silny wewnętrzny kryzys Kościoła. Obie hipotezy wielokrotnie dementował – niekiedy z irytacją – kard. Joseph Ratzinger, prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Milczenie papieży może mieć jednak zupełnie prosty powód. Być może trzecia część tajemnicy jest tak zwyczajna, że istnieje obawa, iż choćby została uroczyście ujawniona, i tak większość zaangażowanych w orędzia fatimskie w nią nie uwierzy. Możliwe także, iż jest równie „polityczna” – a przez to kłopotliwa – co część druga: na przykład zawiera proroctwo nawrócenia Żydów czy mahometan, co rzeczywiście wiąże dzisiaj Papieżowi ręce.
Tak czy inaczej Fatima, mimo wielu pozytywnych owoców – np. ożywienia idei ofiarowania osobistych cierpień za zbawienie grzeszników czy propagowania modlitwy różańcowej – przysparza Kościołowi także kłopotów. Nie najmniejszym z nich jest obraz Boga, jaki się wyłania z fatimskich orędzi. Powoduje on konieczność reinterpretacji orędzi. Niekiedy reinterpretacja ta znacznie odbiega od pierwotnego przekazu. Na przykład zamiast o karach za grzechy mówi się o skutkach grzechu, lub o nieszczęściach, których doświadcza świat. Kiedy zaś Łucja zapytała Matkę Boską o swoją zmarłą starszą koleżankę Amelię i otrzymała odpowiedź: „Zostanie w czyśćcu aż do skończenia świata”, szybko wytłumaczono, iż nie należy tego brać dosłownie. Nie łatwo jest powiedzieć, co w takim razie w fatimskim orędziu należy brać dosłownie.
CIĘŻKIE RAMIĘ SYNA
Katechizm Kościoła Katolickiego, zanim wypowie się o objawieniach prywatnych, przytacza jedną z najbardziej surowych o nich opinii – fragment „Drogi na górę Karmel” św. Jana od Krzyża: „Od kiedy Bóg dał nam swego Syna, który jest Jego jedynym Słowem, nie ma innych słów do dania nam. (…) Jeśli więc dzisiaj ktoś chciałby Go jeszcze pytać lub pragnąłby jakichś wizji lub objawień, nie tylko postępowałby błędnie, lecz także obrażałby Boga, nie mając oczu utkwionych jedynie w Chrystusa, szukając innych rzeczy lub nowości” (65). Nie znaczy to jednak, że Kościół konsekwentnie stroni od „wizji i objawień”. Przeciwnie, dostrzega w nich także ogromny potencjał i stara się go wykorzystywać dla duchowego dobra wiernych, co oczywiście zawsze pozostaje ryzykowne. Dlatego większość objawień jest badana na różnych szczeblach instytucji kościelnych. Najczęściej Magisterium ogranicza się do stwierdzenia sprzeczności lub niesprzeczności danego orędzia z Objawieniem. Rolą bowiem objawienia prywatnego „nie jest »ulepszanie« czy »uzupełnianie« ostatecznego Objawienia Chrystusa, lecz pomoc w pełniejszym przeżywaniu go w jakiejś epoce historycznej” (KKK, 67).
W niektórych przypadkach zaskakiwać może jednak pobłażliwość Kościoła. W maryjnym orędziu z La Salette (z roku 1846) znajdujemy taki na przykład fragment: „Jeśli mój lud się nie opamięta, pozwolę aby ręka Syna mego spadła nań; a jest ona tak silna, tak ciężka, że nie utrzymam jej już dłużej. Jakże już długo cierpię za was”. Jeżeli rzeczywiście tak powiedziała Maryja, oznaczałoby to, że to Ona, a nie Bóg jest źródłem miłosierdzia, zaś głównym zadaniem Chrystusa jest karanie nas za grzechy. Zresztą niekoniecznie za nasze grzechy, bowiem ostrzeżenie to – podobnie jak przestrogi z innych objawień prywatnych – zakłada odpowiedzialność zbiorową. Nie przeszkodziło to jednak w zatwierdzeniu kultu, a także zgromadzenia zakonnego saletynów, wyrosłego z objawień.
Znany jest także nieobojętny stosunek Jana Pawła II do fatimskich objawień. ** Niemal cudowny fakt przeżycia zamachu Papież skojarzył z objawieniami z portugalskiej wioski, publicznie to ogłaszając (zamach zdarzył się w 64. rocznicę pierwszego objawienia). Od tego czasu kult Matki Boskiej Fatimskiej bardzo się zdynamizował. Jej figura peregrynuje po świecie skupiając ogromne rzesze wiernych. W rozpoczętą w 1995 roku i trwającą dwanaście miesięcy peregrynację po wszystkich polskich diecezjach włączył się praktycznie cały polski Kościół. Niemniej angażując swój autorytet, Jan Paweł II nie mógł się nie odnieść do kontrowersyjnej strony tych objawień. W homilii wypowiedzianej w Fatimie w pierwszą rocznicę zamachu Papież najpierw przypomniał, że Objawienie Boże zostało doprowadzone do końca w Jezusie i wszelkie autentyczne objawienia prywatne muszą być z nim zgodne. Następnie stwierdził, że Kościół przyjął orędzie z Fatimy, bowiem jest ono „w swej zasadniczej osnowie wezwaniem do nawrócenia i pokuty, podobnie jak Ewangelia”. Trzeba także pamiętać, że Maryja rozmawiała z dziećmi w wieku od 7 do 10 lat, stąd też język orędzia „jest prosty na miarę ich zrozumienia”. Papież przyznał, że orędzie „wydaje się surowe, tak jakby mówił Jan Chrzciciel nad brzegami Jordanu”, ale czyż Matka może milczeć, jeśli zagrożone są jej dzieci?
Wątpliwości jednak pozostają. Jak wytłumaczyć, że Maryja – która przez wyjątkową łaskę niepokalanego poczęcia i swe Boskie macierzyństwo jest najściślej zjednoczona z Chrystusem – stosuje aż takie teologiczne uproszczenia: uzależnia dzieje świata i nasze zbawienie od ustanowienia bądź nie ustanowienia nabożeństwa do Jej Niepokalanego Serca, traktuje wojny jako karę za ludzki grzech, stosuje odpowiedzialność zbiorową? Czy Matka Boża nie powinna być dobrym „teologiem” także wtedy, gdy objawia się prostym dzieciom? Papież usprawiedliwia orędzie fatimskie, przyrównując Maryję do Jana Chrzciciela. Problem w tym, że Jan Chrzciciel, choć wzywaniem do nawrócenia przygotowywał Ewangelię, jednak sam jej nie znał. Dlatego jest „najmniejszy w Królestwie niebieskim”, czego na pewno nie można powiedzieć o Bożej Rodzicielce.
ZEFIRYN I BERNADETTA
W historii chrześcijaństwa objawienia prywatne dość wcześnie zaczęto wykorzystywać do obrony jakichś prawd czy wartości. Nie trudno przewidzieć, że była to broń obosieczna. *** Monofizycki biskup z V wieku, Jan Rufus, w dziele „Pleroforie”, powoływał się na objawienia Matki Bożej, by zdyskredytować Sobór w Chalcedonie. Beda Czcigodny w VIII wieku, przywołując przekaz o objawieniu się Maryi młodemu Rzymianinowi, chciał ukazać wyższość dziewictwa nad stanem małżeńskim. Młodzieńcowi, który codziennie pobożnie śpiewał oficjum do Matki Bożej, w dniu ślubu ukazała się Maryja Dziewica, aby zapytać: dlaczego porzuca Ją dla ziemskiej kobiety? „Czy nie jestem wystarczająco piękna?” – pytała z wyrzutem. Młodzieniec natychmiast porzucił młodą żonę, ale na wszelki wypadek zasięgnął rady papieża Zefiryna. Papież utwierdził go w postępowaniu, twierdząc, że Maryja wyzwoliła go w ten sposób z „sideł szatana”. Argumentacja taka wyraźnie zdradza manichejskie podejście do małżeństwa. W średniowieczu objawienia angażowały się w spory teologiczne, dotyczące np. wniebowzięcia Maryi czy Jej niepokalanego poczęcia. Nadprzyrodzone opinie nie były przy tym całkiem jednomyślne. Elżbiecie z Schönau w XII wieku Maryja objawiła, że została wzięta do nieba 13 lat po wniebowstąpieniu Jezusa, zaś dwa wieki później Brygida Szwedzka dowiedziała się w wizjach, że okres ten wynosił 15 lat.
Fakty te nie przeszkodziły jednak Piusowi XII powołać się na objawienie w Lourdes w encyklice „Fulgens corona” (z 1953 roku), napisanej z okazji zbliżającego się stulecia ogłoszenia dogmatu o niepokalanym poczęciu. Co więcej, fragment ten znalazł się w zbiorze doktrynalnych wypowiedzi Kościoła – „Breviarium fidei”. Pius XII nie tylko zacytował słowa wypowiedziane przez Zjawę do Bernadette Soubirous: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie”, ale także dokładnie opisał jej strój („odziana w białą szatę i okryta białym płaszczem, przepasana błękitną spływającą wstęgą”). Tymczasem wygląd stroju, w którym ukazała się Matka Boska w Lourdes, zdaniem psychologa Michaela Carrolla, stanowi jeden z argumentów, przemawiający za tym, że objawienia te mogły być halucynacjami. Opisany przez Papieża strój był bowiem (jak zauważa Carroll w artykule przedrukowanym w 5 numerze „Nomosu” z 1994 r.) ceremonialnym strojem Dzieci Maryi – stowarzyszenia, do którego należała matka chrzestna Bernadette – Bernarde Nicolau. Ze swoją chrzestną – osobą dość zamożną – Bernadette związana była serdeczną zażyłością, spędziła u niej ok. dwóch lat, otoczona miłością i opieką. Objawienia rozpoczęły się po powrocie do domu rodzinnego, gdzie panowały surowe warunki. Rodzice po utracie majątku (z winy ojca alkoholika) zajmowali zniszczony budynek byłego aresztu, pełen – jak podają świadectwa – karaluchów, gdzie okno pokoju Bernadette wychodziło na gnojówkę. Nie wykluczone więc, że silna tęsknota za beztroskim życiem razem z ukochaną ciotką spowodowała przeżycia, uznane potem za objawienia w Lourdes. Carroll podaje jeszcze kilka innych argumentów przemawiających za taką hipotezę.
Co zatem sądzić o objawieniach prywatnych?
ZMYSŁ WIARY I NASZA PODŚWIADOMOŚĆ
Nawet jeśliby uznane przez Kościół wizje okazały się halucynacjami, nie wyklucza to Bożego działania. Bóg bowiem może posługiwać się także naszymi przeżyciami psychicznymi. „Wyjaśnienie nadprzyrodzone danego zjawiska nie musi wykluczać takich czy innych wyjaśnień naturalnych” – napisał o objawieniach prywatnych o. Jacek Salij OP w książce „Poszukiwania w wierze”, przekonując, że absolutna pewność ich autentyczności nie jest tak istotna. Dużo ważniejsze jest pytanie, czy dane orędzie przybliża do Chrystusa.
Można powiedzieć więcej: dystans jest konieczny, bowiem nawet przy najpewniejszym objawieniu prywatnym nigdy nie jest tak, że słowa orędzia są w sposób czysty nadprzyrodzone. Gdyby Bóg rzeczywiście chciał do nas bezpośrednio „przemówić”, Jezus za swego ziemskiego życia sam napisałby Ewangelię. Jak wiadomo, tego nie uczynił. Pismo Święte ma – jak głosi Kościół – dwóch prawdziwych autorów: Boga i człowieka. Jest natchnione, a nie podyktowane. Bóg nie posługiwał się ludzkim autorem jak bezwolnym narzędziem, medium. Świadczy to o zupełnie niezasłużonym, niezwykłym awansie człowieka. Czy warto z niego rezygnować?
Słowo Boga, wcielając się w Biblii w słowo ludzkie, nie zniszczyło je. Wydaje się, że ceną za to jest Jego ukrycie. A przecież zależy nam na poznaniu Boga i Jego Słowa. Czy jednak Słowo Boga może być bardziej jawne niż jest w Biblii i nauce Kościoła? Czy nie jest tak, że właśnie dlatego, iż ukryte i nierozdzielne ze słowem ludzkim, jest bliższe niż się to z pozoru wydaje? Podobnie jest z Wcieleniem. Czyż Bóg może być bliższy nam niż jest w Jezusie? W każdym razie Kościół wielokrotnie przestrzegał przed dosłowną lekturą Pisma Świętego i potępiał biblijny fundamentalizm. O ileż bardziej przestrogi te dotyczą tekstów nienatchnionych, o których Katechizm wyraźnie stwierdza, że nie należą do depozytu wiary.
Nie należą do depozytu, czyli nie musimy w nie wierzyć. Kościół jednak liczy się z możliwością nadprzyrodzonego pochodzenia przynajmniej niektórych objawień prywatnych. Dlatego w Katechizmie zastrzega się jednocześnie: „Zmysł wiary wiernych, kierowany przez Urząd Nauczycielski Kościoła, umie rozróżniać i przyjmować to, co w tych objawieniach stanowi autentyczne wezwanie Chrystusa lub świętych skierowane do Kościoła” (67). Zastrzeżenie to wskazuje, iż nawet w objawieniach uznanych przez Kościół nie wszystko stanowi autentyczne wezwanie Chrystusa lub świętych. Przy dosłownym, fundamentalistycznym traktowaniu stają się więc one raczej przeszkodą niż pomocą „w pełniejszym przeżywaniu ostatecznego Objawienia Chrystusa”.
W orędziach rzeczywiście dostrzec można mentalność samych wizjonerów. Widać to wyraźnie zarówno w orędziu fatimskim, jak i w „Bożym wychowaniu” Anny. Opisując swoje dzieciństwo, Łucja wspomina o proboszczu, który piętnował wiejskie zabawy i tańce. Ktoś pytał wówczas, nie bez słuszności: „Jak to jest, że dawniej taniec nie był grzechem, a teraz już jest, ponieważ przyszedł nowy proboszcz?”. Ukazuje także swoją matkę jako kobietę o surowej pobożności. Kiedy jedno z wiejskich dzieci użyło nieprzyzwoitych słów, matka Łucji zganiła je, mówiąc bez ogródek: „Tych, co zgrzeszyli i nie wyspowiadali się, Dzieciątko Jezus pośle do piekła”. Surowość Matki Boskiej Fatimskiej można więc tłumaczyć atmosferą religijną, w której mali wizjonerzy byli wychowywani. Zaś w charakterystycznej nieprzejednanej Bożej niechęci do narodu niemieckiego w wizjach Anny odnaleźć można silnie utrwalone uprzedzenia samej wizjonerki, o których zresztą w „Bożym wychowaniu” wspomina.
*
Mimo kłopotów z objawieniami prywatnymi nie jest wykluczone czerpanie z nich intuicji duchowych. Można to robić pod warunkiem, że nie ugrzęźnie się w karmiącej emocje cudowności. Kryteriami, pomagającymi właściwie rozeznać, zawsze pozostaną wiara Kościoła, nasza wrażliwość religijna oraz rozum, o którym Gilson za św. Tomaszem powiedział, że jest „najbardziej ulubionym tworem Boga”. Niemniej rzeczywistość religijna, jaka się wyłania z wielu orędzi, jest często tak odległa od Biblii czy klasycznych dzieł teologii i duchowości, że rodzi się pytanie: dlaczego Bóg sięga po tak niebezpiecznie fascynujące objawienia? Odnajduję tylko jedną odpowiedź: być może chce, byśmy na własnej skórze przekonali się, jak nam daleko do pokory i głębi ducha Ojców Pustyni i wielkich mistyków.
* Tekst ten pisany był przed wystąpieniem kard. Angelo Sodano, który podczas papieskiej pielgrzymki w Fatimie 13 maja br. zapowiedział ujawnienie trzeciej części tajemnicy fatimskiej i zdradził, że tajemnica przepowiadała zamach na Papieża.
** W świetle trzeciej części tajemnicy zrozumiała jest waga jaką Jan Paweł II przywiązuje do fatimskich orędzi.
*** Ryzyko powoływania się na objawienia ukazują materiały z sympozjum mariologicznego opublikowane przez Wydawnictwo Księży Marianów w książce „Objawienia maryjne. Drogi interpretacji” (Warszawa 1994).
Źródło tekstu: www.tygodnik.com.pl