Piłatyzm

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Berglar, Fałszowanie nauki Kościoła, Piłatyzm, Poncjusz Piłat

Jeśli współczesny chrześcijanin nie akceptuje już faktu, iż wiara objawia naam prawdę, która zobowiązuje nas do życia w tej prawdzie i tą prawdą, a co za tym idzie, do przemiany tego życia, to taka wiara staje się jedynie pewnym przyzwyczajeniem, odczuciem czy też rytuałem.

Pisząc w roku 1991 słowo poprzedzające do książki Petera Berglara pt. Petrus, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary Joseph kardynał Ratzinger (dzisiaj papież Benedykt XVI) zwrócił uwagę na bardzo istotny problem drążący chrześcijaństwo oraz Kościół współczesny, polegający na tym, że „prawda” i „fałsz” jako kategorie filozoficznego myślenia oraz życia religijnego są permanentnie negowane. Ubolewa on nad tym, że obecnie przeżywamy tryumf słów Abelarda utożsamiających wiarę jedynie z prywatnym mniemaniem człowieka. Konsekwencją tego jest twierdzenie, że każde mniemanie oraz każdy pogląd prywatny w wierze i o wierze są prawdziwe. Wiara traci w ten sposób wartość obiektywizmu. Peter Berglar, do którego książki odniósł się Ratzinger, porównuje ową przenikającą współczesne dusze ludzkie tendencję z wirusem, który rujnuje system rozeznania prawdy absolutnej, a jego szkodliwe działanie skłania człowieka do absolutyzacji własnego, nie zawsze poprawnie uformowanego sumienia, do absolutyzacji własnych mniemań i poglądów, własnego zdania czy nawet własnego widzimisię. Wówczas indywidualnemu sumieniu przypisuje się prerogatywy najwyższej instancji osądu moralnego, która ma kategorycznie i nieomylnie decydować o tym, co uznajemy za dobre, a co za złe. Ową rujnującą dzisiejsze chrześcijaństwo oraz Kościół tendencję nazywa Peter Berglar „piłatyzmem”.

Joseph kardynał Ratzinger zauważył, że pojęcie „piłatyzmu” dotyka bezpośrednio najbardziej bolesnej rany współczesnego chrześcijaństwa. Problem polega na tym, że jeśli współczesny chrześcijanin nie akceptuje już faktu, iż wiara objawia nam prawdę, która zobowiązuje nas do życia w tej prawdzie i tą prawdą, a co za tym idzie, do przemiany tego życia, to taka wiara staje się jedynie pewnym przyzwyczajeniem, odczuciem czy też rytuałem na wzór obrzędów ludowych, które mogą oddziaływać na nasz zmysł estetyczny i artystyczny, ale nie kształtują dogłębnie naszego życia. Taka wiara nie jest już wiążąca, nie jest już drogą życiową, gdyż zostaje ona pozbawiona swojej największej wartości – prawdy. Staje się bezużyteczna. Chrześcijan, z tak zniszczoną wiarą, porównuje Ratzinger do ludzi błądzących i poruszających się we mgle, już bez światła.

Peter Berglar wyprowadza termin „piłatyzmu” z nowotestamentalnego opisu przesłuchania Jezusa przez Poncjusza Piłata. „Cóż to jest prawda?” pytał Piłat Oskarżonego, który sam o sobie powiedział: „Ja jestem Prawdą” oraz: „Kto jest z prawdy, słucha mojego głosu”. Pytanie, które zadał Piłat, w odróżnieniu od złamania obowiązków prawnych, nie jest jego grzechem, gdyż było spowodowane jego słabym wykształceniem filozoficznym, niewiedzą religijną dotyczącą roli Mesjasza w Izraelu oraz nietypową dla niego sytuacją i ponaglaniem ze strony sanhedrynu. Inaczej się dzieje z chrześcijanami, którzy stoją w obliczu dzieła zbawczego Chrystusa. Jako obiektywne dzieło Boga jest ono odpowiedzią na prywatne mniemania, poglądy i dowolność w wierze. W dziele zbawczym nie zostały nam dane różne „możliwości” do prywatnego wyboru, lecz poprzez Ducha Świętego, w sakramencie chrztu, została nam wlana łaska rozeznawania oraz czynienia tego, co jest do zbawienia koniecznie potrzebne, a mianowicie tego, co Kościół poprzez następcę św. Piotra oraz sobory podaje do wierzenia jako prawdę

Berglar przytacza tu przykład nauki Jezusa Chrytusa, która nie jest zbiorem religijnych, teologicznych i moralnych poglądów czy mniemań nadzwyczajnego człowieka z Nazaretu, lecz jest przekazem prawdy na temat istoty Boga. Różni się on jednak od zwykłych informacji, którymi zasypują nas media. Chodzi tu o coś, co zobowiązuje do innego życia – o Objawienie. Bóg objawił się, udzielił się człowiekowi w Chrystusie i poprzez Chrystusa. Objawił się nie w sposób pośredni, poprzez informację, którą możemy przyjąć lub nie, ale bezpośrednio, jako Bóg Człowiek Jezus Chrystus. Te oczywiste prawdy są dzisiaj zaciemniane i stają się zupełnie nieoczywiste. Z czasem zrobiły się one dla większości chrześcijan nie tylko nieoczywiste, ale i niezrozumiałe, a to oznacza, że wielu z nich jeszcze się stara żyć „porządnie”, pomagać potrzebującym, angażować się społecznie, podtrzymywać tradycję, ale, niestety, nie zna całości, nawet tej katechizmowej, Depositum fidei, czyli podstawowych prawd wiary Kościoła.

To, co autor Petrusa akcentuje, nie jest hipotezą czy czarną wizją przyszłości, ale wyważoną obserwacją naszej epoki. Czas, w którym żyjemy, jest nie tyle naznaczony powstawaniem i rozwojem różnych „obozów” ekstremalnego rozumienia prawdy czy też zwiększającą się liczbą osób, przede wszystkim ludzi Kościoła, którzy błąkają się od „obozu” do „obozu”, powątpiewając i szukając swojej prawdy, by móc bez obaw podejmować ważne decyzje życiowe. Nasza epoka jest o wiele bardziej naznaczona nieumiejętnością rozeznawania „prawdy” i „fałszu”, utratą zdolności do zachowania tożsamości chrześcijańskiej, wreszcie kuriozalnymi sytuacjami, w których „prawdę” bez pardonu nazywa się „fałszem” i odwrotnie, aż po całkowite zaprzeczenie ich istnienia.

Powodem jest coraz większe urynkowienie teologii oraz wypowiedzi o Kościele. Ogromny, globalny i wolny rynek sprawia, że przeróżne poglądy i mniemania rozprzestrzeniają się w zawrotnym tempie, docierając nie tylko do wykształconych teologów, ale także do zwykłych chrześcijan i konfrontując ich z informacjami, tezami i poglądami, które na pierwszy rzut oka wydają się poprawne, a nawet pobożne. Jednak po dogłębnej lekturze okazują się nierzadko absurdalne, fałszywe, przekłamane, a nawet nierozsądne. Nie dziwi zatem, że oficjalne dokumenty Kościoła: papieskie encykliki, posynodalne adhortacje, instrukcje Stolicy Apostolskiej i listy pasterskie biskupów, zawierające niewątpliwą prawdę i mające wpłynąć na klimat ogólnoświatowy, ustępują miejsca prawom i siłom wolnego rynku informacji i pseudoprawd o Bogu, wierze i Kościele. Piłatyzm szerzy się zatem w niesłychanym tempie, gdyż odpowiada potrzebom pluralistycznych społeczeństw i kultur. Im bardziej społeczeństwo zrealtywizowało prawdę, tym większy rozwój piłatyzmu, tym częściej słyszymy owo słynne pytanie, a nawet zadajemy je sami, przesłuchując Chrystusa obecnego w swoim Kościele: „Cóż to jest prawda?”

Berglar jest jednak optymistą i wzywa współczesnych chrześcijan do otrząśnięcia się z marazmu i do tego, by nie dać się zwodzić i ogłupiać. Widzi, nawet w aktualnej sytuacji Kościoła, przesiąkniętego piłatyzmem, ogromną szansę na obudzenie darów Ducha Świętego, szczególnie charyzmatu rozeznawania. Tę szansę Kościoła nazywa nawet na przekór wszystkim, którzy prawdę niszczą, „godziną prawdy”. Kościół może w tej „godzinie prawdy” się przekonać, kto, z jakiego powodu i za jaką prawdą podąża. Kto i jaką „prawdę” głosi i co chce przez nią osiągnąć. Jest to więc godzina próby, ale Kościół głoszący nieustannie i nieugięcie jedyną Prawdę – Chrystusa ma wszelkie dane po temu, aby wyjść z niej zwycięsko. Stanie się tak jednak tylko wtedy, gdy nie ulegnie poprawności politycznej wolnego rynku, gdy nie będzie milczał i nie będzie się bał, nawet gdyby wrogie mu siły chciały go zastraszyć czy też zapędzić w ślepą uliczkę.

Ową poprawność polityczną, ową dwuznaczną przyzwoitość Kościoła piętnował także „proletariacki biskup” – jak sam siebie nazywał – Dom Helder Camara, arcybiskup Recife i Belinda w Brazylii. W swojej książce Żyć Ewangelią przyrównał postawę Piłata do wielu postaw swoich współbraci, ale także do postaw współczesnych chrześcijan, i również nazwał ją piłatyzmem. Uważał on Piłata za przyzwoitego człowieka, uczciwego, ale uczciwością, która jest najboleśniejszą z plag ludzkości, czyli przyzwoitością zmieszaną ze słabością, która boi się głosić prawdę i bronić sprawiedliwości. Arcybiskup Camara nie osądza Piłata, ale wskazuje na licznych jego następców, którzy z powodu fałszywej poprawności politycznej czy też nawet przyzwoitości, a może po prostu małostkowości, strachu i świadomości, że sami nie są nieskazitelni, milczą, nie potrafią już głosić prawdy, chcą się przypodobać, chcą mieć „swój święty spokój”. Ci ludzie nie potrafią bronić ani prawdy, ani sprawiedliwości. Właśnie taką postawę, groźną dla Kościoła, groźną dla wiary, groźną dla prawdy i sprawiedliwości nazywał „piłatyzmem”.

Piłatyzm ma również swoje źródła w niebezpiecznym dla Kościoła analfabetyzmie religijnym i teologicznym, który jest nie tylko odzwierciedleniem braków wiedzy, ale z premedytacją zniekształca i fałszuje zdrową naukę. Problem piłatyzmu, choć już zauważalny w naszym kraju, nie dotyka na szczęście tak ostro polskiego Kościoła, jak to ma miejsce w innych europejskich Kościołach, szczególnie na zachodzie kontynentu. Nie powinno się jednak ignorować jego istnienia, szybkiego rozprzestrzeniania się oraz sposobu przenikania do samej teologii oraz wypowiedzi medialnych o Kościele. Odczytując słowa Petera Berglara o piłatyzmie jako o wirusie, i to nie w kluczu metaforycznym, ale dosłownie, należałoby się zastanowić nad tym, jak Kościół w Polsce ma się uchronić przed epidemią, która już od kilkudziesięciu lat trawi Kościół europejski. Wszyscy przytoczeni w tym artykule autorzy wzywają do powrotu do istoty Kościoła, do istoty jego misji, do istoty jego posłannictwa. Nawołują do skoncetrowania się na prostym i nieoderwanym od życia przekazie Prawdy – Ewangelii. Zachęcają do pogłębienia tożsamości i świadomości chrześcijańskiej oraz do odwagi w przeciwstawianiu się relatywizacji prawdy. To wezwanie dotyczy przede wszystkim ludzi Kościoła, teologów, ale także wszystkich chrześcijan we wszystkich sytuacjach życiowych, w których się znajdują i w których ich Pan Bóg powołał do odwagi w głoszeniu prawdy słowem i życiem.

Źródło tekstu: mateusz.pl