Pokój podstawą ładu europejskiego
Panie Prezydencie. Eminencjo Księże Prymasie. Kardynałowie i biskupi
Drodzy uczestnicy kongresu i przyjaciele,
dlaczego zostałem poproszony, aby wypowiedzieć się podczas obecnego Forum Świętego Wojciecha, poświęconego Europie Ducha? Muszę postawić sobie to pytanie, a nie tylko przyjąć zaszczyt zabrania głosu na tym jakże ważnym kongresie Kościoła polskiego. Jestem człowiekiem południa, co więcej rzymianinem, zamieszkałym nad Morzem Śródziemnym. Z tego rzymskiego i śródziemnomorskiego świata wyrasta moje doświadczenie bycia Europejczykiem.
Gdy miałem osiemnaście lat zetknąłem się z Ewangelią. Był rok 1968, kiedy to Europa zachodnia (ale nie tylko ) wstrząśnięta była silnym ruchem młodzieży, która chciała przemienić świat. Rok 1968 stanowił bodziec dla zmian. Będąc w samym centrum tych wydarzeń, przekonałem się w pełni, że nie można zmienić świata, jeśli nie przemówi się do serca człowieka. Kto zaś może trafić do serca człowieka, jeśli nie Dobra Nowina Jezusa?
W taki oto sposób wzięła swój początek Wspólnota św. Idziego: najpierw w Rzymie, potem w Europie, a w końcu na świecie. Ze wspólnej lektury Ewangelii z roku 68 zrodziła się codzienna modlitwa, która towarzyszy dziś naszym wspólnotom w sześćdziesięciu krajach świata, gdzie jesteśmy obecni: od Rzymu, od bazyliki Santa Maria in Trastevere (która jest zresztą kościołem tytularnym kardynała Glempa) do naszej siedziby w Hawanie na Kubie, do małego kościoła w centrum Madrytu, czy do siedziby w Afryce, w Abidjan na Wybrzeżu Kości Słoniowej, na całym świecie, wszędzie tam, gdzie znajduje się Wspólnota św. Idziego, obecna jest modlitwa. Wspólna modlitwa, która przyjęła imię św. Idziego, stanowi istotę tego braterstwa kobiet i mężczyzn, ludzi świeckich, jednak jest ona otwarta także na księży i biskupów.
Ze źródeł tej modlitwy bierze się siła miłości, która nas wypełnia i pobudza nas do przyjaźni wobec wszystkich, a szczególnie wobec najbiedniejszych. I rzeczywiście, ponad trzydziestopięcioletnia historia Wspólnoty św. Idziego wypełniona jest dziełami miłosierdzia wobec ludzi biednych: najpierw przedmieścia Rzymu, starsi ludzie żyjący w ubóstwie w naszych europejskich miastach, wszelkiego rodzaju niepełnosprawni , chorzy na AIDS, i tak wielu biednych z Afryki…. Ubodzy jako przyjaciele i członkowie rodziny: to duchowość naszej służby. Czyż Pan nie posłał nas, abyśmy głosili Ewangelię i uleczali chorych i opętanych? Czy więc nie istnieje wielka odpowiedzialność za troskę o biednych?
W czasie tych ponad trzydziestu lat napotkaliśmy na swej drodze wiele obszarów biedy. Przede wszystkim w Afryce. Jesteśmy obecni w dwudziestu dwóch krajach afrykańskich. Afryka wojen i AIDS. I to właśnie w Afryce zetknęliśmy się z wojną, która jest w istocie matką wszystkich nieszczęść. Tak oto Wspólnota św. Idziego zaangażowała się w walkę z najgorszym ze wszystkich demonów, demonem wojny, od którego często nie mogą uwolnić nawet uczniowie Chrystusa. Praca na rzecz pokoju, pojednania i pośredniczenie między wojującymi stronami bardzo nas pochłonęły: w Mozambiku, po szesnastu latach walk, które przyniosły ze sobą milion poległych, po długotrwałych rokowaniach doprowadziliśmy do pojednania między rządem i partyzantką, które odbyło się w 1992 roku właśnie w Rzymie w siedzibie wspólnoty. Angażowaliśmy się również w inne konflikty (afrykańskie i nie tylko) Wyciągnęliśmy z nich lekcję, że chrześcijanie są odpowiedzialni za pracę na rzecz pokoju, powinni oni kierować się bezinteresownym pragnieniem pokoju.
Ten, kto dziś do Was mówi wiele podróżował po świecie, zwłaszcza po Europie i Afryce, wiedziony tym właśnie duchem: czasami napotykałem wspólnoty chrześcijańskie, które przepełniały mnie nadzieją, innym razem stykałem się z palącymi problemami ubóstwa, jeszcze kiedy indziej znajdowałem się pośrodku konfliktów zbrojnych. Podczas tej drogi przekonałem się, że chrześcijanie nie mają wystarczająco siły. W księdze Estery czytamy, że w obliczu ponurej przyszłości, zagrożony przez wojny, przez przeważającą siłę wojska, cały naród sprawiedliwych wzburzył się. Jak wyjść z tej sytuacji? Zawołał lud w modlitwie do Pana. Mardocheusz, mąż sprawiedliwy, miał sen: „na skutek tego wołania wyłoniła się jakby z małego źródła wielka rzeka, wiele wody. Wzeszła światłość i słońce, a poniżeni zostali wywyższeni….”( Ks. Estery 1, 1h-1k) Wielka rzeka wypływa z wołania ludzi wierzących. Z małego źródła wyłania się wielka duchowa siła. Z małego źródła rodzi się ogromna siła miłosierdzia.
Współczesny świat bardzo potrzebuje solidarności. Jednak prawdziwa solidarność wymaga duchowości. Zbyt często, w historii Europy, solidarność i duchowość były od siebie oddzielone. Pierwsza utraciła swe korzenie; druga nie okazała swej odradzającej mocy z ludzkiego i społecznego punktu widzenia.
Poproszono mnie, abym mówił o Europie. Nie jako ekonomista i polityk, ale właśnie na podstawie mojego doświadczenia bycia chrześcijaninem w świecie, Europejczykiem z południa, przyjacielem ludzi ubogich i biednych krajów. Chciałbym wyjść od pierwszej prostej konstatacji: dokądkolwiek się udaję, zauważam, że istnieje ogromne zapotrzebowanie na Europę. Nasze europejskie kraje potrzebują być Europą, ponieważ w przeciwnym razie, łudząc się, że poradzą sobie same, skazane są na utratę znaczenia. Jednak to przede wszystkim świat potrzebuje wkładu Europy. Europa oznacza coś, czego nie mają pozostałe lądy. W tak wielu zakątkach świata brakuje właśnie Europy.
We współczesnym świecie Europa jest niezbędna. Niemniej jednak Europa jest na tyle złożona, aby dobrze ją zobaczyć. Historia Europy sięga odległych stuleci. Charakteryzuje ją wyraźna wielość narodów i tożsamości. Ta wielorakość oznaczała wojny, konflikty, nienawiść, poczucie wyższości…. Europa to ojczyzna różnorodności starożytnych i tych, które przetrwały do naszych czasów, jak na przykład europejskie języki. Tak różnorodne dziedzictwo czyni z Europy szczególny kontynent. Spójrzcie tylko na nasze miasta: w większości zachowały one ludzkie oblicze w przeciwieństwie do wielkich miast świata. Mają one jakąś swoją wymowę i swoje powołanie podczas, gdy tak wiele metropolii świata utraciło swoją tożsamość. Miasto to szczególna cecha cywilizacji europejskiej, prawie symbol: to jej oblicze; przestrzeń, gdzie można spotkać różnych ludzi.
Europa to obszar różnorodności: wiele miast z ich tożsamością, różne dziedzictwo religii, odmienne doświadczenia historyczne. Czasami wydaje się, że istnieje wiele Europ: małe i dumne kontynenty w wielkim zbiorniku. Europa jest jedna i różnorodna. Różnorodna z Zachodem, który wyznacza kultura katolicko – protestancka i ze Wschodem, który wyznacza kultura bizantyjska. Lecz nie ma tu geometrii. Nie ma w Europie granic tak prostych jak w Afryce: lecz granice kręte i rodzące cierpienia. Nic z geometrii. W Polsce, kraju słowiańskim, historia związku z katolickim Rzymem jest wyraźna i decydująca. W Rumunii, kraju języka romańskiego, odnajdujemy tradycję prawosławną. Europa jest zarazem jedna i różnorodna z wyraźnie zaznaczonymi różnicami, które nie są regionalizmami, ale kulturami narodowymi. Jeden kontynent, a tak wiele światów. Podczas swej długiej historii Europa nigdy nie została zredukowana do jednego imperium właśnie z powodu swych silnie zakorzenionych różnic. Próba Napoleona uczynienia z kontynentu jednego imperium nie powiodła się, a nawet przyczyniła się do powstania tak wielu historii i uczuć narodowych.
Jednak historia Europy, kontynentu jednego i zróżnicowanego, była również historią świata, w którym zróżnicowanie doprowadziło do obłędu i pychy, a w konsekwencji do wojny. Trzeba powiedzieć, że europejska różnorodność była nie tyle pozbawiona harmonii, ale również była źródłem konfliktów. Technika wojskowa rozwijała się przez wieki właśnie na skutek doświadczeń przeprowadzanych na wojennych polach Europy. Nasze wojny pełne były ofiar, a nasze miasta wielokrotnie ulegały zniszczeniu. Tak, dlatego, że nasz kontynent był kontynentem wojen, nienawiści przenoszonej z pokolenia na pokolenie, zniszczeń i zagłady.
Z pokolenia na pokolenie przekazywano bolesne wspomnienia, pragnienie zemsty, nienawiść i cierpienia. Poszczególne narody ukształtowały się na cierpieniach i dumie wojennej, które wypełniły historie europejskie. Jeśli spojrzymy tylko na dwudziesty wiek, widzimy Europę pogrążoną w wielu wojnach. Europa XX wieku wyniszczyła się w dwóch nieprawdopodobnych wojnach, które zostały uznane za światowe. Dwa konflikty, które rozpaliły cały świat. W latach 1914-18 i 1939-45, wojna pomiędzy Europejczykami oznaczała wojnę światową: od Dalekiego Wschodu do Afryki i do Stanów Zjednoczonych. I trzeba powiedzieć, że po dwóch wojnach światowych Europa nie była już taka jak przedtem, lecz wyniszczyła się w konfliktach. Nie stanowiła już dłużej centrum imperiów, które obejmowałyby cały świat, jak niegdyś imperium brytyjskie, czy francuskie. Europa ostatnich dziesięcioleci XX wieku była tak bogata z punktu widzenia ekonomicznego, jak nigdy wcześniej w swej historii, lecz chyliła się ku upadkowi. Jej wschodnia część znajdowała się pod dominacją imperium sowieckiego, zachodnia zaś musiała uznać prymat imperium amerykańskiego.
Nie możemy zapominać, że za wojnami kryło się przekleństwo Europy: bić się z powodu zaślepienia egoizmem narodowym. Własny naród został otoczony kultem, stał się religią, bałwochwalczym kultem, który wymaga poświecenia innych narodów, uznawanych za niższe. Własny egoizm narodowy i nacjonalistyczna namiętność nigdy nie doprowadziła do powstania świadomości wspólnego europejskiego dobra, jako wartości, która nie neguje różnic, ale je obejmuje i harmonizuje. Aż do końca drugiej wojny światowej wydawało się, że Europa nie istnieje, lecz że jest, niejednokrotnie żałosnym, zlepkiem egoizmów narodowych, które stawiają sobie czoło, zwalczają się.
A jednak Europa ma sens. Ortega y Gasset, wróciwszy z Ameryki, motyw swojego powrotu tłumaczył: „Europa es el unico continente quo tiene un contenido”( Europa jest jedynym kontynentem, który zawiera treść) Nam Hiszpanom umyka dwuznaczność wyrazu kontynent. Istotą Europy – pisze Rémi Brague w Europe, la voie Romanie – jest przechowywać treści i być otwartą na to, co uniwersalne. Cywilizacja europejska jest jedną wielką syntezą treści i doświadczeń zdobywanych na zewnątrz, lub dojrzewających w jej wnętrzu. Europa jest jedynym kontynentem, który zawiera treść: jest nią otwartość na to, co uniwersalne.
Widać to w rozważaniach niektórych wielkich Europejczyków nad ruinami drugiej wojny światowej, nad całymi zniszczonymi miastami, jak Warszawa, czy Berlin, nad milionami istnień ludzkich poświęconych bez żadnego sensu, nad obozami zagłady i obozami koncentracyjnymi. Zrodził się sen. Europa jeszcze nigdy nie upadła tak nisko, jak w roku 1939: jednak z tego natychmiast zrodziło się marzenie. Była to głęboka potrzeba jedności, nigdy dotąd niewidziana w sposób tak wyraźny z powodu naszego zaślepienia patrykularnymi interesami. Różnorodność Europy, jej podmiotów narodowych, musiała współistnieć z jej jednością. Nie można było pozostać odmiennymi, jeśli nie stanowiło się jedności. Nie można było zachować swej tożsamości narodowej, jeśli się wcześniej nie zjednoczyło. I – niech będzie można mi zrobić na marginesie uwagę –ta jedność jest jeszcze bardziej potrzebna dziś, w świecie globalizacji, nasze europejskie narody pragną istnieć dalej i przetrwać jako podmioty historii, a nie jako przedmioty globalizacji: nie zachowamy tożsamości narodowej, jeśli nie będziemy jednością. Europejskie kraje potrzebują Europy.
Po drugiej wojnie światowej narodził się sen o zjednoczeniu Europy, co też przez pół wieku było celem najpierw Zachodu, a później całego kontynentu. Błogosławiony sen po tylu nieszczęściach wojennych. To nie było marzenie polityków przełomu XiX i XX wieku. Sen ten – i dobrze jest zwrócić na to uwagę – jest tak dawny, jak stare są drogi i mosty łączące kraje europejskie. To był odwieczny sen europejskich chrześcijan. To było marzenie Kościoła. Marzenie papieży Rzymu, którzy widzieli Europę jako jeden, wspólny dom. Marzenie misjonarzy, takich jak święty Wojciech, który czuł się swobodnie zarówno w rzymskim klasztorze na Awentynie, w diecezji praskiej ( tam jednak, zdaje się, napotkał pewne trudności) jak i w trakcie ewangelizacji tych terenów, gdzie poniósł męczeńską śmierć. Znaczące – dla opowieści o tej odwiecznej jedności, trwającej już od tysiąca lat – jest to, że szczątki tego świętego przechowuje się w dwu miejscach: w Gnieźnie i częściowo w Rzymie, w bazylice św. Bartłomieja, którą Ojciec Święty chciał przekazać Wspólnocie św. Idziego.
Istnieje tkanka duchowa, która łączy historie różnych krajów europejskich. Jest nią monastycyzm, biorący swój początek od św. Benedykta, który zawsze mówił o duchowości i pracy, o posłuszeństwie i pokoju. Ta duchowa jedność została przekreślona w wyniku wojen, nienawiści, podziałów religijnych. Ale pozostała nadal tęsknota za jednością. Także na Wschodzie, w okresie wielkiej polemiki z katolicyzmem, pozostała żywa tęsknota za Rzymem, nie przypadkiem Konstantynopol, siedzibę patriarchy nazywano „Nowym Rzymem”, podczas gdy na chrześcijan z imperium ottomańskiego mówiono roum, czyli rzymianie. Tak więc na Wschodzie pozostała żywa tęsknota za Zachodem: czy to za duchowością, ikonami, czy za liturgią.
Ta duchowa jedność chrześcijaństwa przetrwała także okres wojen i podziałów. Jan Paweł II dokładnie nauczył nas odczytywać ją w historii nowych męczenników XX wieku. Męczennicy XX wieku mówią o jedności. Co czuli na Wyspach Sołowieckich, tej alma mater gułagów sowieckich, prawosławni, katolicy i protestanci? Co odczuwali zamknięci w barakach Dachau księża ze wszystkich krajów europejskich, ale głównie z Polski? Być może najbardziej prawdziwy ekumenizm narodził się pośród chrześcijan uwięzionych w gułagach i obozach zagłady. A dziś – i to jest kolejna rzecz, która mnie wiąże z Gnieznem- w bazylice św. Bartłomieja w Rzymie, powierzonej Wspólnocie św. Idziego, obok miejsc czci św. Apostoła, patrona bazyliki, i św Wojciecha utworzono miejsce pamięci męczenników XX wieku: męczenników komunizmu, nazizmu, nienawiści religijnych, męczenników misji, miłosierdzia i sprawiedliwości. Wszyscy oni mówią o jedności.
A zatem, tuż po wojnie, to dążenie do jedności duchowej pojawiło się z ogromną mocą. Wielcy europejscy chrześcijanie stali się inicjatorami procesu zjednoczenia Europy: Włoch Alcide De Gasperi, Francuz Schuman i Niemiec Adenauer, wszyscy trzej katolicy. Sen o jedności dojrzewał w szkole cierpienia drugiej wojny światowej. Od wojny do jedności.
Druga wojna światowa pozostawiła po sobie smutne dziedzictwo w centrum Europy: tu przebiegała żelazna kurtyna, która oddzielała, jak nigdy dotąd w europejskiej historii, sowiecki Wschód od Zachodu. Nigdy wcześniej imperium sowieckie nie dotarło do centrum Europy. Jedność Europejczyków na Zachodzie było odpowiedzią na tą sytuację, podczas gdy druga część Europy nie była panem swego losu. Marzenie o jedności Europy, jeszcze na początku lat osiemdziesiątych, kiedy mówił o nim Jan Paweł II, wydawało się nie do spełnienia, sprawiało wrażenie utopii i retorycznej formy. I w tym dostrzegamy wspaniałą postawę wielkiego Europejczyka Jana Pawła II, który potrafił zinterpretować sen o europejskiej jedności.
Pokolenie narodzone po drugiej wojnie światowej zaczęło kształtować jedność europejską. Jednak potem, następne pokolenie doświadczyło, jak trudno jest to marzenie zrealizować: połączyć dwie części Europy podzielonej przez głębokie piętno zimnej wojny. Te dwa pokolenia były świadkami epokowych zmian: przede wszystkim wygaśnięcia trwających od wieków nienawiści i końca podziału kontynentu. Młodzi Europejczycy nie przeciwstawiają się sobie, lecz widzą swą przyszłość dzieloną wspólnie: jedni z drugimi.
Niech mi będzie można tu przypomnieć pewną ważną chwilę dla Wspólnoty św. Idziego i nie tylko. Mam jedno wspomnienie, które łączy mnie z Polską, i chciałbym je tu przywołać ponieważ było to dla mnie wielkie przeżycie. Pierwszego września 1989, w pięćdziesiąt lat od wybuchu drugiej wojny światowej, kiedy mur berliński nie został jeszcze obalony, ale coś już ruszało się w głębi Europy wschodniej, mieliśmy w Warszawie wielkie spotkanie ekumeniczne w duchu, który papież zainicjował trzy lata wcześniej w Asyżu, gdy zwołał tam przywódców religijnych świata, by wspólnie, jeden obok drugiego, modlili się o pokój. Zaprosił nas kardynał Józef Glemp. Spotkanie organizowała Współnota św. Idziego, która z roku na rok kontynuowała spotkania przywódców Kościołów chrześcijańskich i wielkich religii świata, by modlić się o pokój i o nim rozmawiać.
Były to dni pełne niepokoju dla przyszłości Polski i Europy wschodniej. Jeszcze dziś mam przed oczami wielobarwny obraz wyznawców różnych religii z całego świata zgromadzonych w Warszawie, gorące przyjęcie mieszkańców miasta i oblicza naznaczone bolesnymi wspomnieniami z czasów wojny. Przywódcy religijni wygłosili wówczas taki oto apel:
„Pięćdziesiąt lat temu w Warszawie, w Polsce, a później na całym świecie usłyszano żelazne kroki wojsk. Dzisiaj, w Warszawie, która stała się stolicą pokoju, słyszy się łagodne kroki pielgrzymów pokoju.”
I kończyli słowami:
„Tragiczna lekcja drugiej wojny światowej powinna być ponownie przypomniana z wielką siłą, jako punkt zwrotny w historii ludzkości, właśnie dlatego, że w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat jeszcze tak wielką nadzieję pokładano w konflikcie zbrojnym…. Pamięć o latach wojny uświadamia nas, że każdy konflikt sam w sobie jest już szaleństwem. Religie nie mogą uzasadniać wojny jako instrumentu dla rozwiązywania konfliktów między narodami. Przeciwnie, z głębi naszych tradycji religijnych, pomimo dzielących nas różnic, wznosimy apel do wszystkich rządzących o pokój na świecie: nigdy więcej wojny!”
Europejczycy otrzymali tragiczną lekcję z drugiej wojny światowej. W rzeczywistości historia Europy jest dramatem, ale nie jest tragedią. Nie możemy zapomnieć dramatu, który mamy za sobą. Kiedy mówi się o Europie, najpierw kieruję się myślami do obozu zagłady w Oświęcimiu, aby przypomnieć sobie miliony kobiet, mężczyzn i dzieci, którym odebrano życie. Żydzi, Polacy, Europejczycy ze wszystkich narodów. Ile zamordowanych ludzi? Miliony Żydów, którzy przez wieki żyli na naszym kontynencie, pomimo niechęci wobec nich, zostało zamordowanych bez żadnego powodu. Nigdy nie ma powodu żeby zabijać; ale judaizm został zniszczony dlatego, że nazistowskiemu szaleństwu przypominał o istnieniu jakiegoś związku, czy sensu ponad kultem rasy. Wraz z Żydami zamordowano setki milionów innych ludzi, cyganów – mały koczowniczy lud w Europie bez poczucia narodowego -, niepełnosprawnych i wiele innych! A Polska, kraj w którym dziś przebywamy, w geopolityce nazistowskiego szaleństwa miała nie istnieć, lecz stanowić ziemię niewolników, teren społecznych eksperymentów nazistowskich, rezerwę ludzi pokonanych i zniewolonych, będących do dyspozycji Trzeciej Rzeszy.
W Oświęcimiu zaczyna się rozważanie o Europie. Dlatego na Polsce spoczywa wielka odpowiedzialność: zachować tę pamięć i uczynić tu miejsce europejskich rozważań. Ofiara tak wielu przyczyniła się do powstania duchowej tkanki Europy, silniejszej od podziałów.
Z tej to przyczyny, począwszy od lat czterdziestych, historia Europy nie przeobraziła się w tragedię, mimo istnienia wielu trudności. Rozpoczął się proces jednoczenia kontynentu. Od pięćdziesięciu lat Europejczycy nie walczą ze sobą. Nie było więcej wojny światowej. W istocie, Unia Europejska oznaczała przede wszystkim pokój: pokój między Europejczykami, wyrzeczenie się na zawsze wojny na kontynencie. Od drugiej wojny światowej do jedności europejskiej: jedność oznacza pokój między Europejczykami. Jedność oznacza pojednaną różnorodność, harmonijne bogactwo. Stąd Europa stanowi wzorzec cywilizacji: jest zjednoczona i panuje w niej pokój, jak również składa się na nią wiele różnych światów, kultur, języków i tożsamości. To łagodna cywilizacja różnorodności. Istotą Europy jest pokój!
Posunęliśmy się daleko do przodu. Ale jest coś, czego brakuje w europejskiej konstrukcji. Doświadczamy tego i widzimy to. Zdajemy sobie sprawę z braku zapału wśród Europejczyków. Dostrzegamy to w kontakcie z innymi, którzy nie są Europejczykami. Z resztą budowli nie można zbudować w ciągu jednego dnia. Bardzo się cieszę, że jestem tu w Gnieźnie, pośród Europejczyków, którzy pytają się o przyszłość Europy między przeszłością i teraźniejszością. Kościół w Polsce miał odwagę, by podczas ciemnych lat komunizmu żywić nadzieję na to, że podział kontynentu nie będzie wieczny. Dziś z odwagą spogląda w europejską przyszłość zakotwiczony na wzgórzu gnieźnieńskim, na które zostało wezwanych tak wielu Europejczyków dla roztoczenia szerszej wizji jutra.
W rzeczywistości istnieje ogromne ryzyko, że tą Europą rządzić będzie tylko pieniądz i ekonomia. Byłby to świat, dla którego nie warto żyć i umierać. Pokazują nam to dziś zmęczone i zdezorientowane oblicza młodego pokolenia, dalekiego od dramatów XX wieku, ale równie niepewnego, czy dać się ponieść wielkim namiętnościom. Europa, która chce być chroniona od strony swych granic, jest krótkowzroczna w spojrzeniu poza nie i zapomina, czym była kiedyś. Europa nie jest tylko trochę większą Szwajcarią, z całym szacunkiem dla Republiki Szwajcarskiej. W przeciwnym razie stałaby się kontynentem, któremu brak ożywczego powiewu Ducha i którego spojrzenie nie wybiega za daleko.
Tu chodzi nie tylko o problem polityczny, ale o zagadnienie duchowe. W rzeczywistości nam, chrześcijanom i Europejczykom stwarza ogromne trudności zamieszkiwanie wielkiej i wygodnej wyspy. Najgłębszym duchowym sekretem Europy jest nie żyć dla siebie samej. Europejczycy zinterpretowali to na różne sposoby, także nieodpowiednio, czy zbyt pochopnie. Ale Europa to uniwersalność i otwarcie się na innych: nie żyć dla siebie samej. To odwieczna tajemnica chrześcijaństwa, która obecna jest w sercach chrześcijan europejskich. Apostoł Paweł, gdy ogłasza zmartwychwstanie Chrystusa, pisze: „właśnie za wszystkich umarł po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał” (2 Kor.5,15) Ewangelia wzywa nas wszystkich do nawrócenia się, do odrodzenia się z życia dla siebie samego do życia dla Niego, który umarł i zmartwychwstał za wszystkich: „po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla tego, który za nich umarł i zmartwychwstał”.
Europa Ducha to Europa, która nie żyje dla siebie samej. W tym tkwi odwieczny sen o pokoju, który dziś stał się europejskim dobrem wspólnym. To jest wielki sen na progu nowego wieku, w globalnym świecie: aby pokój europejski oznaczał pokój na świecie! Tak, jak wojna w Europie, przez dwa długie i tragiczne okresy, oznaczała wojnę światową, tak dziś pokój europejski musi stać się pokojem światowym. Unia Europejska równa się pokojowi w Europie. Pragnienie pokoju jest zapisane w konstytucji europejskiej. To dokonało się między Niemcami i Francją. Przypominam sobie też, jak biskupi polscy, znieważani przez propagandę reżimu, wyszli z profetycznym gestem i zaproponowali biskupom niemieckim pojednanie: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” Dziś Europa oznacza pokój.
Konieczne jest prowadzenie polityki pokoju tak, aby pokój europejski stał się pokojem światowym. Dalecy jednak jesteśmy od zrealizowania tego snu. Co zrobiliśmy z pokojem po 1989 roku, kiedy mieliśmy okazję, by zbudować nowy ład międzynarodowy. Dziś na naszych oczach rozgrywa się wiele konfliktów zbrojnych, mimo nadziei stałego pokoju, jaka towarzyszyła nam po upadku muru berlińskiego. Zmarnowaliśmy wielką historyczną okazję. Niestety, wojny między rokiem 1990 a rokiem 2000 przyniosły pięć milionów zabitych i sześć milionów rannych. Ponadto w ciągu tego dziesięciolecia wojny zmusiły pięćdziesiąt milionów ludzi do opuszczenia swoich domów. Po zimnej wojnie przyszedł czas na współczesną wojnę o dużym zasięgu. To bilans tego, co miało być dziesięcioleciem wielkiego pokoju. Tylko w 2000 roku wydano na uzbrojenie tyle, ile potrzeba by było na edukację wszystkich dzieci na świecie. Obecnie jest niezakończonych ponad trzydzieści konfliktów zbrojnych.
Potrzebne jest poruszenie sumień, ponieważ we współczesnym świecie zaczynamy się już powoli przyzwyczajać do stosowania wojny jako metody rozwiązywania konfliktów. Przyzwyczailiśmy się już od ponad pół wieku do konfliktu miedzy Izraelczykami i Palestyńczykami. Przyzwyczailiśmy się do zbyt wielu konfliktów w Afryce, gdzie państwa, powstałe w wyniku dekolonizacji, są zagrożone rozpadem. Wojna zatruwa historię całych narodów i przekracza oczekiwania tego, który ją wywołuje. Kapuściński napisał: „Wojna nie kończy się z dniem zawarcia rozejmu. Cierpienie trwa długo dłużej… Ostatecznie wojna nie kończy się nigdy. Wojna jest skutkiem zerwania komunikacji między ludźmi”.
Istnieje europejska kultura pokoju, którą należało by propagować. Ta kultura może poprzez dialog przywrócić komunikację między ludźmi i narodami. Chrześcijańskie sumienie może odegrać tu dużą rolę. Jan Paweł II, w ciągu dwudziestu pięciu lat swojego pontyfikatu, był wielkim świadkiem pokoju: świadomy cierpienia swego narodu z czasów drugiej wojny światowej i z ciemnego okresu powojennego. Przyjmując w zeszłym roku na audiencji Wspólnotę św. Idziego papież powiedział: „Nie wolno nam się pogodzić z twierdzeniem, że wojna jest nieunikniona. Dla sprawy pokoju, drodzy przyjaciele, wnieście wkład waszego doświadczenia, doświadczenia prawdziwego braterstwa, które prowadzi do rozpoznania w drugim człowieku brata, którego kocha się bezwarunkowo. To jest ścieżka, która wiedzie do pokoju, droga dialogu, nadziei i szczerego pojednania”.
Nie można pogodzić się z uznaniem wojny za słuszną metodę. Odpowiedź leży w podejmowaniu coraz to nowych prób dialogu. Europa różnych kultur jest nauczycielką dialogu. Na Unii Europejskiej spoczywa szczególna odpowiedzialność za pokój. Lecz twierdzę, że także na innych podmiotach europejskich. Przede wszystkim na chrześcijanach i Kościołach. W dzisiejszych czasach wiele osób może wywołać wojnę: mafie, narody, partyzanci, terroryści, ludzie żyjący z wojny, dyktatorzy obojętni wobec przelanej krwi bliźnich…W Afryce spotkałem niemało ludzi, którzy żyli z prowadzenia wojny… Zbyt wielu może wywołać wojnę, używając tak ogromnej ilości krążącej po świecie broni. Jeśli tak wiele osób może doprowadzić do konfliktu zbrojnego, wielu może też przyczyniać się do pokoju, pracować na rzecz pokoju. To jest świadectwo Wspólnoty św. Idziego: pokój nie jest niemożliwy, wojna nie jest nie do pokonania…
Nowa zjednoczona Europa musi otwierać się na problemy międzynarodowe: szczególnie na problem pokoju. Pokój to chrześcijaństwo. Pokój jest ceniony przez każdego mężczyznę i każdą kobietę, jakakolwiek byłaby ich wiara i kultura. Pokój może stać się misją Europy w świecie.
Europa nie może żyć dla siebie samej. Nie jest wielką i komfortową wyspą. Tak nam mówią imigranci, którzy po długich podróżach nadziei przybijają do południowych wybrzeży kontynentu: przynajmniej mówią tak ci, którzy docierają na ląd i nie znajdą wcześniej śmierci na dnie morza lub na piaskach afrykańskiej pustyni. Wielkie Południe świata, Afryka, jak biedny Łazarz z Ewangelii siedzi u drzwi bogatej Europy, która ucztuje wystawnie. Europa musi wstać od stołu po to, by objąć Łazarza, swego brata, nie zostawiając go dłużej chorego między psami. Europa musi przekroczyć próg swojego domu, wyjść poza swoje południowe
granice , pełna miłości i poczucia odpowiedzialności. Można by powiedzieć: „ale mamy tyle własnych problemów w Europie, że nie możemy rozwiązywać tych światowych”. Jest to krótkowzroczny sposób rozumowania. Nie rozwiążemy swoich problemów, jeśli nie pomożemy rozwiązać ich innym. Nie można zbudować wygodnych domów, jeśli zrezygnuje się z budowy wspaniałej katedry. A tą wspaniałą katedrą, którą może zbudować Europa dziś jest pokój i solidarność na świecie.
Według nas chrześcijan, Europa nie może żyć sama dla siebie. Afryka jest pierwszym kontynentem, który napotyka ona na swej drodze poprzez świat, w którym dwie trzecie ludności są pozbawione wszelkiego dobrobytu,: Afryka wojen (z 12 nierozwiązanymi konfliktami), Afryka trzydziestu milionów chorych na AIDS ( na 42 miliony chorych na całym świecie). Afryka nie leży tak daleko, jak sądzimy: dzielimy z nią wspólny los. Żyjemy razem i razem umieramy. I rzeczywiście istnieją całe regiony świata, gdzie większość ludności spogląda w przyszłość pozbawiona wszelkiej nadziei: ojcowie wiedzą, że ich dzieci nie mogą oczekiwać od życia niczego lepszego. To są olbrzymie obszary nędzy i rozpaczy.
Rozległe obszary świata pozbawione są korzyści, które związane są z ogólnym wzrostem dochodów. Bieda na świecie jeszcze się pogłębiła. Jak wszyscy wiemy ( ale warto to powtórzyć), według szacunków Banku Światowego połowa ludności świata ma dziś na przeżycie jednego dnia mniej niż dwa dolary. Wyłączenie oznacza również asymetrię w dystrybucji dochodów: na 80% mieszkańców planety przypada 20% światowego dochodu brutto. W wielu krajach biednych od bogatych oddziela prawdziwa przepaść. Ta sytuacja wydaje się jeszcze zaostrzać. Ostatnio przeprowadzone przez Bank Światowy badania pokazują, że za dwadzieścia pięć lat na ziemi będzie żyło o dwa miliardy ludzi więcej, a wzrost ten dotyczyć będzie prawie wyłącznie krajów rozwijających się. Z obecnych sześciu miliardów, ludność świata wzrośnie do ośmiu miliardów, z czego sześć i pół miliarda żyło będzie w biednych częściach naszej planety. Ten przyrost dotknie w 98% kraje biedne, podczas gdy ludność Europy zmniejszy się ( zaś ludność Stanów Zjednoczonych pozostanie stabilna, przede wszystkim z powodu stałej imigracji) To jest ogólna sytuacja, którą Michel Camdessous nazywa przemocą ekonomii.
W obliczu takiej sytuacji, stopniowo musi potwierdzić się idea, że istnieje niedająca się zniwelować różnica przeznaczenia między Północą i Południem świata, między Europą i jej Południem, czyli w szczególności Afryką. Europejczycy nie mają już dłużej wyobrażenia o tym, czym jest świat, co więcej wycofują się z niego. Polityka wydaje się być zbyt słaba, ekonomia niezdolna do tego, by zniwelować różnice. Karierę robi doktryna o całkowitej izolacji Europy, która nie ma nic wspólnego z naszą kulturą. Jednakże zdrowy rozsądek i wzajemne zależności świata wskazują, że taka koncepcja byłaby, oprócz tego, że niesprawiedliwa, również nierozsądna z punktu widzenia Europejczyków.
Co stanie się z Afryką, która obejmuje dziś tylko 2% handlu światowego i ma największą ilość chorych na AIDS( 30 milionów)? Najgorszą konsekwencją AIDS jest zmniejszenie się długości życia ludzkiego, co nie miało miejsca już od końca drugiej wojny światowej: jeśli choroba się nie cofnie, długość życia ludzi w Afryce w 2010 roku zmniejszy się z 52 do 47 lat, podczas gdy już dziś w Europie średnia wieku przekracza 70 lat. W niektórych krajach Afryki efekty te są widoczne już dzisiaj, jak na przykład w Mozambiku, w którym długość życia ludzkiego wynosi zaledwie 42 lata, ale gdzie bez AIDS wynosiłaby 50 lat. Każdego roku 11 milionów dzieci w wieku poniżej 5 lat umiera z powodu chorób, na które wynaleziono już lekarstwa, i którym potrafimy już zapobiegać. Czy można stworzyć europejską wyspę szczęścia, gdy wokół otacza nas ocean rozpaczy?
Afryka – powiedział nam Jan Paweł II w swoim przesłaniu zwróconym do uczestników spotkania ekumenicznego w duchu Asyżu, które miało miejsce w Palermo w 2002 roku, – „to kontynent, który zdaje się ucieleśniać dysproporcje istniejące między Północą i Południem naszej planety.” Afryka jest wyzwaniem dla sumienia międzynarodowego i dla zjednoczonej Europy. Za Morzem Śródziemnym i światem arabskim stanowi właściwe olbrzymie Południe. Ziemia ludzi zdesperowanych u granic Europy południowej jest zagrożeniem dla bogatej Północy. To pokazuje nam do dziś silna presja migracyjna, która stanowi przejaw tego, co historyk francuski, Jean Baptiste Duroselle, nazywa prawdziwym najazdem. Olbrzymie obszary biedy i rozpaczy mogą stać się terenem terroryzmu i przemocy. Jeśli ta rozpacz nie znalazła jeszcze swojego Bin Ladena, nie znaczy to, że nie stanowi niebezpieczeństwa dla Europy i dla świata.
Europa Ducha zależy od nas. To Europa, której misją jest pokój. Jednak – jak zaznaczył Paweł VI – rozwój jest jednym z oblicz pokoju. Europa może wiele ofiarować światu. Ale potrzebuje ona serca. Pokój i solidarność współistnieją z głęboką duchowością. Nie ma innej drogi. W Europie musi narodzić się serce. Serce rodzi się wtedy, gdy przyjmujemy dar Słowa Bożego, dar Ewangelii. Europa Ducha zaczyna się wtedy, gdy człowiek otwiera swoje serce na Słowo Boże, co więcej wtedy, gdy sam odnajduje swe serce i zaczyna żyć nie tylko dla siebie, ale dla innych. W rzeczywistości nasza Europa często jest bez serca. Nie ma serca wobec wielkiego Południa świata: wobec Afryki, która jest sprawdzianem dla europejskiego sumienia. Bez serca w życiu osobistym, społecznym i politycznym. Nie chcemy Europy bez serca.
Europa potrzebuje serca. Tak oto rodzi się Europa Ducha, duchowa, lecz bardzo konkretna, taka, jaka była za czasów św. Benedykta. Europa Ducha nie zamyka się w swoich granicach, dostrzega wszystkich, a przede wszystkim cierpiących z powodu wojny, matki wszystkich nieszczęść. Europa Ducha musi wydać światu owoce Ducha. Św. Apostoł mówi: „Owocem zaś Ducha jest miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie…” (Gal. 5, 22) Europa, rzeczywiście, musi stać się we współczesnym świecie „łagodną siłą”, żeby użyć wyrażenia włoskiego orędownika zjednoczenia Europy, Tamassa Padoa Schioppa . Tak, łagodną siłą! Dlatego, że jest siłą ….Ale siłą łagodną!
Europa, jeśli będzie miała serce, będzie miła nowe oblicze w świecie, oblicze pokoju. Europa ma już oblicze dla swych sąsiadów: wobec Wschodu, Rosji, Azji, świata arabskiego i muzułmańskiego, wobec Afryki. Oblicze Europy może i powinno być obliczem pokoju. Ale, po to, żeby tak było Europa potrzebuje serca. W księdze Syracydesa czytamy: „Serce człowieka wywołuje zmianę na jego twarzy…” (Syr. 13, 25). Serce rodzi się, co więcej odradza się, gdy Ewangelia powołuje je do życia: wszystko zależy od mężczyzn i kobiet Europy. Europa Ducha posiada serce, posiada serca swych obywateli: z tych serc rodzi się nowe oblicze pokoju dla całego świata, oblicze łagodnej siły.
Andrea Riccardi. Źródło tekstu: www.euroforum.pl. Tłumaczyła: Anna Kosiarska