Populizm po polsku

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Populizm

Widmo krąży po Polsce – widmo populizmu i prezydentury Andrzeja Leppera. Dramatyczny wzrost notowań Samoobrony skłonił nie tylko Marcina Króla do zastanowienia się w jakim stopniu populizm zagraża demokracji („Plus Minus” z 3 – 4 kwietnia). Słusznie wskazuje na to że nie wolno zwalczać populizmu retoryką populistyczną. Ale obawiam się że jego propozycja ogłoszenia „moralnego stanu wyjątkowego” to jeszcze więcej wody na młyn polskiego populizmu.

Ani wśród naukowców ani w debacie publicznej nie ma jednoznacznej bezspornej definicji populizmu. Mimo to można – przynajmniej w Europie – określić kilka podstawowych cech które wszystkim prawicowym populistom są wspólne i które wyróżniają je od innych tradycyjnych partii i ruchów politycznych. Kiedy się porównuje na przykład austriackich wolnościowców belgijski Vlaams Blok holenderski Lijst Pim Fortuyn i niektóre mniejsze ugrupowania niemieckie łatwo zauważyć pewne podobieństwa – wszystkie te partie starają się dzielić społeczeństwo wzdłuż linii „my – oni” przy czym „my” to przeważnie etnicznie rozumiany naród a „oni” to obcy czyli prawdziwi obcokrajowcy oraz współobywatele innego pochodzenia, wreszcie „wyimaginowani obcy” którzy istnieją tylko w wyobrażeniu populistów tak jak w przekonaniu działaczy Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin rzekomo przemożni wszystkim rządzący Żydzi. Takie ruchy i partie są przeciwnikami integracji europejskiej i podporządkowują się przywództwu jednego szefa (niemal zawsze jest to mężczyzna)â bez którego partia lub ruch szybko ulega rozpadowi. Populiści gardzą demokracją przedstawicielską i propagują metody demokracji bezpośredniej – referenda bezpośrednie wybory kult przywódcy w miejsce szacunku dla przedstawicieli. W elektoracie populistów przeważają mężczyźni robotnicy wyborcy z niskim wykształceniem, coraz więcej jest wśród nich ludzi młodych. Wyborcy ci sytuują się zazwyczaj po prawej stronie krajobrazu politycznego.

W ostatnich latach wszystkie takie ugrupowania koncentrowały się na dwóch tematach: na walce z imigracją i na zaostrzeniu kar jako środek walki z przestępczością. Dlatego zamachy 11 września 2001 r. i 11 marca 2004 r. były wodą na młyn europejskich populistów.

Zgodnie z powyższą definicją w Polsce nie ma żadnej typowej partii populistycznej. Gdyby natomiast LPR PiS i Samoobrona łączyły się w jedną partię to mielibyśmy w Polsce podręcznikowy przykład partii populistycznej.

Dyskurs PiS i jego lidera Lecha Kaczyńskiego na temat przestępczości i integracji europejskiej wykreowanie Kaczyńskiego na męża opatrznościowego i samotnego pogromcy nieuczciwych polityków i urzędników zachowanie PiS przed referendum europejskim to wszystko pasuje jak ulał do postępowania Pima Fortuyna w sprawach europejskich i do dyskursu Jean Marie Le Pena na temat przestępczości. Dla LPR Żydzi i masoni mają podobne znaczenie, jak muzułmanie mieli dla Fortuyna Le Pena i Vlaams Blok. Niemniej stosując ogólnie przyjęte kryteria demokracji ani Fortuyn ani Kaczyńskiego nie wolno uważać za przeciwników demokracji. Nawet Andrzej Lepper gardzi co prawda państwem prawa i wymiarem sprawiedliwości ale nie da się dowieść że jego ostatecznym celem jest zniesienie demokracji i wprowadzenie dyktatury. Nawet w opinii jego najgorętszych przeciwników dyktatura to raczej niezamierzony rezultat jego ewentualnych rządów, skutek rozkładu instytucji państwa i rozgrywania jednych obywateli przeciwko drugim.

Nie trzeba wyobrażać sobie dramatycznych scenariuszy rozpadu państwa i wojny domowej aby udowodnić że populiści są zagrożeniem dla demokracji. Są nimi nie dlatego że sami są wrogami demokracji, lecz dlatego, że ich pojawienie się wywołuje takie reakcje w społeczeństwie które godzą w dotychczasowy porządek a co za tym idzie, dopiero one tworzą problemy przed jakimi populiści ostrzegają. Polska jest tego świetnym przykładem.

Zamknięte koło

W ostatnich kilkunastu latach partie populistyczne wyrastały jak grzyby po deszczu na glebie nieufności wobec instytucji państwa. Nieufność tę jeszcze bardziej pogłębiły rozgrywające się w poszczególnych państwach dramatyczne a przez media szeroko nagłośnione, wydarzenia. Niemal zawsze pokazywały one zagrożenie jakie pozornie wynika ze zwalczonych przez populistów zjawisk: imigracji przestępczości i „zdrady elit”. Odruch tradycyjnych partii i niepopulistycznych polityków to próba „odbierania populistom tematu” – zaczyna się wielka dyskusja o przestępczości i – jak w Polsce – o korupcji. To bardzo dobrze – na skutek takiej debaty wzrasta wrażliwość obywateli, chętniej zgłaszają tego rodzaju przestępstwa świadkowie są gotowi do współpracy policji i wymiarowi sprawiedliwości łatwiej się pracuje, a wykrywalność wzrasta. Niestety rośnie też udział owych przestępstw w statystyce kryminalnej; strach przed nimi, jak wskazują sondaże, jest w społeczeństwie większy niż przed debatą. Mimo że obiektywnie jest lepiej obywatele uważają że jest gorzej. Dzięki temu populiści mogą udowodnić że od początku mieli rację. Gorzej: środki zaradcze które proponują niejednokrotnie jeszcze pogarszają sytuację i pogłębiają nieufność obywateli wobec państwa. Tradycyjne partie zaś, chcąc bić populistów ich własną bronią często zgadzają się na ich żądania.

Partie populistyczne prawie nigdy nie żądają reformy policji lub wymiaru sprawiedliwości lecz prawie zawsze opowiadają się za zaostrzeniem prawa karnego. Zaostrzenie represji i zwiększenie kontroli jednak dalej podkopują poczucie braku bezpieczeństwa i nieufność wobec państwa. Czy coś bardziej przekonuje obywatela o braku bezpieczeństwa niż czołgi przed lotniskiem i policjanci na każdym rogu ulicy? Zaostrzenie prawa karnego w sytuacji rzeczywiście skorumpowanego wymiaru sprawiedliwości podwyższa jedynie ceny transakcji korupcyjnych: Decyzja uwalniająca danego delikwenta od kary 20 lat więzienia siłą rzeczy musi więcej kosztować niż decyzja dotycząca jedynie 10 lat pozbawienia wolności – tak samo jak wprowadzenie punktów karnych za wykroczenia drogowe podwyższyło ceny „mandatów bez pokwitowania”. Ten efekt „samospełniającej się populistycznej przepowiedni” jest znany z wielu krajów: w Belgii i w Holandii populiści żądają ograniczenia imigracji i oszczędzania na wydatkach na imigrantów mimo że szybsze sprawniejsze i bardziej dokładne sprawdzenie wniosków azylowych wymaga większych nakładów.

Zjawisko medialnie wykreowane

Europejscy i polscy populiści zawsze – od momentu przekroczenia pewnego progu w sondażach – mogą liczyć na niezamierzoną pomoc swoich przeciwników. U podłoża tej pomocy leży przekonanie że jeżeli partia „jednego tematu” (np. przestępczości lub korupcji) wygrywa wybory to przyczyną musi być ów „jeden temat”. Innymi słowy: Jeżeli Le Pen wchodzi do drugiej tury wyborów atakując imigrantów to zbyt duża liczba imigrantów musi być przyczyną oddawania na niego głosów. Jeżeli Lech Kaczyński zostaje prezydentem Warszawy, widowiskowo walcząc z korupcją to ludzie głosowali na niego bo mają dość korupcji.

Jeżeli Andrzej Lepper wygrywa wybory pod hasłami antyeuropejskimi to świadczy to o niechęci jego wyborców do UE. Tak jednak nie jest. Okazuje się bowiem że w wielu przypadkach wyborcy masowo głosują na partie „antyimigracyjne” również tam gdzie żadnych imigrantów nie ma na partie „czystych rąk” w krajach o bardzo niskiej przestępczości i na polityków antysemickich w krajach, gdzie niemal nie ma Żydów. Ważne nie jest bowiem czy wyborcy mają sami do czynienia z przestępczością lub z „obcymi” ważne jest że są oni na tyle zaniepokojeni aby wierzyć w takie zagrożenie. A takie zaniepokojenie prędzej następuje w wyniku oglądania programów telewizyjnych o przestępczości i imigracji niż w wyniku wzrostu statystyk kryminalnych lub osobistego kontaktu z „obcymi”. Populizm żeruje nie na wzroście przestępczości lub imigracji lecz na przekonaniu o tym wzroście.

Jak działać przeciw

Badania socjologiczne zapoczątkowane 10 lat temu przez grupę amerykańskich badaczy we Włoszech, dowiodły silny związek między zaufaniem międzyludzkim i zaufaniem tych ludzi do instytucji państwa. Badania nad wzrostem nieufności w Belgii pokazały że istnieje również związek między odbiorem popularnych (w przeciwieństwie do elitarnych) mediów np. brukowców i prywatnej telewizji wzrostem nieufności i głosowaniem na Vlaams Blok który rzeczywiście w dużej mierze jest „partią nieufnych”. Faktycznie tylko oglądanie jednego dziennika telewizyjnego prywatnej flamandzkiej telewizji może wpędzić widza w depresję: epatuje napadami rabunkowymi oszustwami włamaniami i bójkami. Szkopuł w tym, że zgodnie z belgijskimi badaniami takie programy nie tylko wzmacniają nieufność obywateli wobec państwa (i wobec innych obywateli)â są one też ponadproporcjonalnie oglądane przez obywateli którzy już wcześniej byli nieufni. To kolejne „zamknięte koło populistyczne” – oglądając programy o przestępczości, część obywateli utwierdza się w swojej wizji świata. W społeczeństwie które na skutek wieloletnich obcych okupacji i tak już ma nieufny stosunek do władzy i do instytucji państwa szybka dramatyczna transformacja wysokie bezrobocie zachwianie tradycyjnych wartości i instytucji muszą mieć fatalne następstwa. Nic dziwnego, że Belgowie z Polakami mają wiele wspólnego: wycofanie się w życie prywatne niechęć do polityki głosowanie na populistów i wiara w wszechobecne spiski zdradę elit nieuczciwość rządzących i zamiłowanie do teorii spiskowych.

Jeżeli nie ma związku między zjawiskami zwalczanymi przez populistów i poparciem dla nich to dla danego rządu i dla innych polityków nie ma sensu zwalczać tych zjawisk aby pomniejszyć poparcie dla populizmu – chyba że jest to rozsądne z innych powodów. Prowadzenie kampanii antykorupcyjnych może mieć sens bo zwiększa szansę na podniesienie wrażliwości społecznej na ten problem i ułatwia zadanie wymiarowi sprawiedliwości. Ale nie należy liczyć że dzięki temu spadnie poparcie dla populistycznych ugrupowań. Aby to osiągnąć konieczna jest odbudowa zaufania obywateli do państwa a to wcale nie musi być związane akurat z tą dziedziną polityki którą populiści sobie upatrzyli. Jeżeli mają rację ci z badaczy którzy odkryli związek między zaufaniem międzyludzkim i zaufaniem do instytucji to najlepszym sposobem odbudowy zaufania obywateli do państwa jest wspieranie integracji międzyludzkiej. Nie chodzi wcale o to aby zakładać „inicjatywy antypopulistyczne”, które zrywają plakaty Andrzeja Leppera. Przykład Włoch pokazuje że zaufanie powstaje w sposób całkowicie apolityczny: w inicjatywach sąsiedzkich stowarzyszeniach sportowych komitetach osiedlowych. Im bardziej ludzie byli zintegrowani społecznie im więcej znajomych przyjaciół kontaktów z innymi mieli tym bardziej skłonni byli uczestniczyć w wyborach i tym większe mieli zaufanie do instytucji.

Ozdrowieńcze skutki

Polscy populiści od początku transformacji byli silni przede wszystkim strachem ich przeciwników. Strach liberalnej lewicy postsolidarnościowej przed nieobliczalną populistyczną prawicą pchnął ją w ramiona pragmatycznych postkomunistów i legł u podłoża Okrągłego Stołu. Strach przed „szerokim ruchem populistycznym” wokół Radia Maryja opóźnił rozbrat proeuropejskiej prawicy w AWS z jej nacjonalistycznym skrzydłem. Zawsze przypisywano polskim populistom o wiele więcej wpływu i potencjału zagrożenia niż rzeczywiście posiadali.

Teraz jest podobne. Jeśli Polsce grozi paraliż to nie w wyniku nagłego wzrostu poparcia dla partii populistycznych lecz w wyniku bezkompromisowej postawy wszystkich niepopulistycznych partii na scenie politycznej. Dopóki dla polityków wywodzących się z nurtów „Solidarności” ważniejsze jest pochodzenie innych partii niż ich programyâ dopóty populiści będą mogli ich szantażować i paraliżować Polskę. Jeśli podział na dawnych przeciwników i sympatyków establishmentu komunistycznego jest dziś wciąż ważniejszy niż podział na proreformatorskich proeuropejskich demokratów z jednej i antyeuropejskich nacjonalistycznych populistów z drugiej strony, to Andrzej Lepper rzeczywiście będzie silny – ale tylko dzięki kunktatorstwu i ideologicznym uprzedzeniom jego przeciwników.

Wbrew pozorom to nie jest wezwanie do bojkotu populistów przez ich przeciwników lub do zawarcia „wielkiej koalicji” wszystkich niepopulistycznych partii. Takie „fronty odmowy” okazują się bowiem bardzo często kontrproduktywne. Z Belgii wiadomo że „cordon sanitaire” wykluczający Vlaams Blok z rządzenia na wszystkich szczeblach systemu politycznego (nawet w najmniejszej wiosce) robił z jednorazowych wyborców kontestujących wiernych zwolenników Blokuâ uwiarygadnia polityków Bloku jako bezstronnych sprawiedliwych autsajderów rzekomo skorumpowanej oligarchii i skazał pozostałe partie na wciąż te same koalicje blokujące jakąkolwiek odmianę co wzmaga jeszcze frustrację i nieufność na której Blok żeruje. Nic natomiast tak nie szkodzi populistycznym ruchom jak integracja z systemem władzy: W ten sposób tradycyjne partie w Holandii zredukowały wpływy Listy Pima Fortuyna po zaledwie kilku miesiącach do jednej trzeciej jej stanu posiadania, a krytykowanego kiedyś w całej Europie austriackiego kanclerza Wolfganga Schuessela dziś świętuje się w brukselskich salonach jako pogromcę austriackich populistów. Polskie doświadczenia wskazująâ że najlepsze dla systemu politycznego było wejście populistów nie tylko w system władzy ale nawet w poszczególne partie polityczne. W ten sposób SLD długo trzymał radykalną roszczeniową lewicę Piotra Ikonowicza w śmiertelnym uścisku skazując ją na powolną marginalizację, a AWS skutecznie spacyfikowała swój „klub Radia Maryja”. Schody zaczęły się z rozpadem tych wielkich ugrupowań.

Sukces polskich populistów ma wielu ojców. Jednymi z nich są intelektualni przeciwnicy Leppera którzy w ostatnich latach prowadzili albo dali sobie narzucić pozbawioną jakichkolwiek rozsądnych proporcji debatę o rzekomym „rozpadzie państwa” i wszechogarniającej korupcji. Jeśli Polsce teraz grozi jakieś niebezpieczeństwo to nie dlatego że państwo polskie jest słabe i nieudolne lecz dlatego że ci którzy je zbudowali, uważają je za nieudolne i zniechęcili się do swego własnego dziecka. Na nich Andrzej Lepper zawsze będzie mógł liczyć bardziej niż na swoich bądź co bądź niezbyt wiernych, członków partii.

Autor jest obecnie korespondentem prasy niemieckiej w Brukseli, przez wiele lat pracował jako korespondent w Polsce.

Tekst ukazał się w dzienniku Rzeczpospolita 17 kwietnia 2004r.