Przebić skorupę egoizmu

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Homilia Tagi: 6 niedziela wielkanocna, Dz 10, J 15

„Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” (J 15, 14)

Nie jest łatwo ustalić, kto, gdzie i kiedy wprowadza człowieka na ścieżkę doskonalenia siebie w opar­ciu wyłącznie o swoją wolę. Wmówie­nie w człowieka, że potrzeba, aby się nieustannie doskonalił, jest najczę­ściej rozumiane jako wezwanie do sa­modzielnego przekształcania swojego serca, umysłu i woli. Wezwany sądzi, że to on sam ma uporządkować uczucia i opanować tkwiące w nim, często zwierzęce popędy.

Ten, kto usiłuje to robić sam, dość szybko przekona się o bezskuteczności takich wysiłków i zamiast akceptować siebie, zacznie siebie samego nienawi­dzić. Na tej drodze rozbiło się wielu, a tych, którzy nią wędrują, wcześniej czy później czeka to samo.

To prawda, że człowiek winien każ­dego dnia zmieniać się i być coraz lepszy. Ale równie oczywistą jest pra­wda, że sam lego nie potrafi. Może co najwyżej przygotować się do tej przemia­ny, choć i to jest owocem wezwania, jakie do niego kieruje Bóg. Dostrzegając bo­wiem potrzebę samodoskonalenia, już jest w kręgu światła, które pozwala mu widzieć siebie w prawdzie.

Sam proces autentycznej przemiany wnę­trza – rozpoczyna się dopiero w chwili odkry­cia i przeżycia prawdy, że Bóg mnie kocha. W człowieku, jak w ziarnie, jest złożony zarodek nowego życia, ale jest potrzebny impuls pobudzający ten zarodek do wzrostu. On się faktycznie zaczyna zmieniać w mo­mencie uruchomienia tego wielkiego proce­su, który nazywamy życiem. Jeśli znajdzie odpowiednią glebę, wilgoć, światło, szansa na całkowitą przemianę i wydanie stokrotne­go owocu jest duża, choć droga do tego długa i pełna niebezpieczeństw.

Otóż tym, co pobudza serce człowieka do przemiany, jest odkrycie i przeżycie prawdy, którą św. Jan zanotował w swoim Liście: „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował”. Jest to echo słów Jezusa, wypo­wiedzianych w Wieczerniku: „Nie wyście Mnie wybrali, lecz Ja was wybrałem, aby­ście szli i owoc przynosili”. W tym samym Wieczerniku Jezus stwierdził: „Beze Mnie nic uczynić nie możecie”.

W pewnej mierze doświadczamy tej rze­czywistości przeżywając na ziemi prawdę, iż nas ktoś umiłował. Jeśli uwierzymy, że jest to fakt, że komuś na nas zależy, że nasze dobro jest dla niego równie ważne jak jego, w oparciu o zaufanie, jakim on nas darzy, chcemy być lepsi. Ta jego miłość uruchamia proces wewnętrznej przemiany i wyzwala energie śpiące w naszym wnętrzu. Ileż kobiet po porodzie dziecka wy­pełnionych zostaje szczęściem, którego nie przeczuwały. Odkrywając w sobie nową rzeczywistość miłości, są zdolne przebić wszystkie skorupy egoizmu i poświęcić na­wet swoje własne życie dla swego dziecka.

Egoista chce doskonalić sam siebie i cią­gle ma pretensje do siebie o to, że dostrzega swoje niedoskonałości, a jest już zupełnie nieszczęśliwy, gdy dostrzegają je inni. Skorupa egoizmu jest zbyt mocna, by czło­wiek się z niej wyswobodził. Dopiero mi­łość obudzona przez zetknięcie się ze świa­tem miłości, czyli z kimś, kto nas kocha, okazuje się mocą zdolną nie tylko rozerwać od wewnątrz skorupę egoizmu, lecz ukształtować nowe serce i nowego ducha.

Chrześcijaństwo to religia, w której człowiek nieustannie śpiewa hymn wdzię­czności Bogu za to, że doświadcza Jego miłości. To ona pozwala mu uczestniczyć w procesie wielkich wewnętrznych prze­mian. Nikt nawet nie przeczuwa, jak gruntowne może być przeobrażenie jego wnętrza w procesie rozwoju miłości. Miłość, jaką Bóg nas darzy, pozostaje wciąż energią mało znaną. Tylko nie­liczni doświadczają jej wszechmocne­go działania.

Większość wprowadzona na ścież­kę mocnych postanowień poprawy, bez odkrycia i przeżycia prawdy o mi­łości, jaką Bóg ich darzy, przypomina ziarno spoczywające w ciemnym i su­chym spichlerzu, które chce wydać owoc bez spotkania z ziemią, wodą, słońcem. Ziarno sobie może robić dziesięć tysięcy mocnych postano­wień wydania owocu stokrotnego, lecz jeśli nie przyjmie wody i ciepła z zewnątrz, będzie nadal pozostawało w swej skorupie.

Z punktu widzenia katechezy za­równo dzieci i młodzieży, jak też do­rosłych, najważniejszym zadaniem jest podprowadzenie katechizowanych do spotkania z miłością Boga, do przyjęcia prawdy, iż są oni umiłowani przez Niego. Reszta dokonuje się prawie niezależnie od człowieka, rozwój miłości ma coś z reakcji łańcuchowej, którą trudno zatrzymać. Ogarnia tak tego, który kocha, jak i tego, który jest kochany, a następnie zatacza coraz większe kręgi, obejmując wszystkich ludzi i cały świat. Ten, kto prze­żył pierwszy etap rozwoju miłości Boga, już nigdy nie wróci do skorupy egoizmu, bo to jest równoznaczne z jego śmiercią.

Ks. Edward Staniek, ŹRÓDŁO, nr 19/94, 6 niedziela wielkanocna

Dz 10, 25-26. 34-35. 44-48; 1 J 4, 7-10; J 15,9-17