Renesans wstydu
ANTROPOLOGICZNA KATEGORIA WSTYDU I JEJ NOŚNOŚĆ W PISMACH NOWEGO TESTAMENTU
TEKST
Na co dzień uczę religii w jednej z rzeszowskich szkół średnich. Ogromna większość moich uczniów to chłopaki, choć i dziewczyn jest spora gromadka. Kiedy „faceci” broją mi na lekcji, to jakoś daję sobie z nimi radę – albo się do nich przyłączam, albo daję im się „wyszumieć” i za chwilę jest spokój, albo groźbą przywołuję ich do porządku. Natomiast jeszcze do niedawna kłopot był z dziewczynami, które też czasem potrafiły dokuczyć, a ja nie miałem na nie sposobu. Na damy wrzeszczeć nie wypada, pompek także zbyt wielu nie zrobią… Jednym słowem – ponosiłem klęskę.
Pytałem się różnych ludzi, co z tym fantem zrobić, aż jedna z uczennic (nie mojej szkoły) zasugerowała mi, że gdy dziewczyny są – delikatnie mówiąc – niegrzeczne, to trzeba je ZAWSTYDZIĆ… i wtedy siedzą spokojnie.
Hmm… Na początku nie bardzo chciałem w to wierzyć . Aż pewnego razu… stało się i wypróbowałem podpowiedzianą mi radę. Ku mojemu zdumieniu -poskutkowało.
* * *
Lecz nie o szkolnych perypetiach z uczniami chciałbym tutaj pisać. Wydarzenie to bowiem postawiło przede mną pytania: Czym zatem jest wstyd? Skąd się bierze? Jakie jest jego miejsce i rola w ludzkim życiu?
Pierwszą moją przygodę ze wstydem przeżyłem, czytając książkę Karola Wojtyły „Miłość i odpowiedzialność”[1], w której cały rozdział poświęcony jest metafizyce wstydu.
Wspomniana przygoda polegała na odkryciu, że po raz pierwszy ktoś nazwał po imieniu w przystępny dla mnie sposób to, co sam zawsze odczuwałem i przeżywałem.
Wstyd zawsze traktowałem jako odruch ukrywania przeżyć, myśli, spostrzeżeń, niezależnie od tego, czy były one dobre, czy złe. Bo wstydziłem się nie tylko wtedy, gdy coś przeskrobałem. Wstydziłem się czasem i dobrych uczynków, gdy nie chciałem, aby „wydało się”, że to ja coś dobrego zrobiłem. Ten fakt chciałem po prostu zachować w tajemnicy.
Wstydziłem się… Czyli chciałem uciec gdzieś wewnątrz swojego świata z tym, co tylko – moim zdaniem – tam właśnie powinno być i nie wyłazić na zewnątrz. Na co dzień jestem dość przystępnym człowiekiem (psycholog powiedziałby, że mam osobowość otwartą), ale jest też we mnie potrzeba tajemniczości, po prostu: życie wewnętrzne, o którym tylko ja wiem i nikt inny.
No tak… Oprócz świata wewnętrznego mam jeszcze ciało, a z ciałem wiąże się wstyd seksualny. To uczucie wstydu ciała rozumiem także jako skrywanie. Myślę, że jest to skrywanie samych wartości seksualnych, i to o tyle, o ile stanowią one możliwy przedmiot jakiegoś wykorzystania przez inną osobę. A jest to wtedy bezprawna ingerencja w mój świat, korzystanie z niego w sposób bez wątpienia nieuczciwy, włamanie się w mój świat wewnętrzny, do którego tylko Bóg i ja sam mamy „klucze”.
I podzielam zdanie, że wstyd ciała, wstyd seksualny jest „wewnętrzną potrzebą unikania takich reakcji na ciało, które pozostają w kolizji z wartością osoby”[2]. On chroni przed zepchnięciem osoby do pozycji przedmiotu użycia seksualnego.
Ukrywanie okruchów świata wewnętrznego, bronienie się przed wykorzystaniem wartości ciała ma jeszcze inny, głebszy sens. Razem z tym wstydem – uciekaniem w głąb siebie idzie bowiem pragnienie wywołania miłości, czyli reakcji drugiego człowieka na wartość mojej osoby. Wstydzę się – czyli daję ci znak: przejdź dalej nad pięknem mojego ciała, przejdź dalej, spróbuj dotrzeć do mojego świata wewnętrznego… zdobywanie tego świata jest dużo bardziej niezwykłe i fascynujące niż zdobywanie ciała…
Wstyd stanowi zatem drogę do miłości, jest otwieraniem się na miłość.
* * *
Z nieco innym podejściem do wstydu spotkałem się w prasie. Michael Lewis, autor książki „Shame: The Exposed Self” („Wstyd: obnażone ja”) łączy powszechność występowania wstydu we współczesnym społeczeństwie amerykańskim z coraz większą koncentracją człowieka na sobie samym. „Odkąd społeczeństwo amerykańskie zaczęło coraz bardziej koncentrować się na jednostce i coraz mniej na zaangażowaniu grupowym, staliśmy się bardzo skłonni do wstydu; wstyd i narcyzm idą ręka w rękę”[3].
Odmienne rozumienie wstydu jest obecne w społeczeństwie japońskim. Uczucie to odnosi się bowiem nie do siebie samego, lecz do innych. I tak: dziecko, które nie zda egzaminu będzie się czuć okropnie i wstydzić nie dlatego, że poniosło porażkę, lecz dlatego, że jest ona powodem wstydu dla jego rodziców. Podobnie w pracy zawodowej: jeśli firma nie będzie miała zysków, to wstydzić się będzie jej pracownik. W Japonii człowiek wstydzi się, że sprawił zawód grupie, a nie sobie.
* * *
Na początku tego tekstu napisałem o pomyśle wykorzystania poczucia wstydu jako – w pewnym sensie – środka o charakterze dyscyplinarnym. Ale zastanowiło mnie trochę stwierdzenie, które niedawno odnalazłem w jednym z artykułów. Otóż „w nieodpowiednich rękach zawstydzanie może być nitrogliceryną uczuć”[4]. To znaczy, że celowe wywoływanie wstydu u drugiego człowieka może być w rezultacie źródłem niekontrolowanej eksplozji uczuć, przyczyną różnych problemów emocjonalnych. „Bez względu na to, pod jakim hasłem się to robi, wielu ludzi, którzy pracują z młodzieżą trudną, uważa, że idea pobudzania wstydu jest dużym krokiem wstecz. „Nadaje tylko bolesne piętno, które nie może pełnić jakichkolwiek funkcji zbawczych” mówi ks. Timothy McDonald z First Iconia Baptist Church w Atlancie. (…) I nawet najgorętsi zwolennicy pobudzania wstydu są zgodni, że w wielu napiętych sytuacjach celem powinno być pozwolenie drugiej stronie na wycofanie się bez utraty twarzy lub bez wywołania w niej uczucia wstydu”[5].
Jednak do końca nie zgadzam się z takimi poglądami. W mojej sytuacji, którą po krótce opisałem na wstępie, zawstydzenie kogoś sprawia – jak dotychczas, że to ja mam szansę wyjścia z twarzą. Postawa taka nie jest bynajmniej podyktowana egoizmem, lecz zwykłą troska o własną godność. Wywołanie uczucia wstydu traktuję nie jako sposób na upokorzenie drugiej osoby, lecz na zwrócenie jej uwagi, gdy już wszystkie inne sposoby zawiodły. Jest to działanie doraźne, a ja nie zastanawiałem się, czy ma to jakieś poważniejsze reperkusje. Poza tym zdarza się to niezwykle rzadko, więc nie robiłbym z tego wielkiego problemu.
Autorzy wspomnianego artykułu prezentują dość ciekawą opinię. Mianowicie postrzegają swoisty renesans poczucia wstydu jako wyzwanie tylko częściowo dla tych, którzy dzisiaj na nie zasługują. „Bardziej chodzi tu o przyszłość – o tych, którzy dorosną w świecie, w którym granice moralności będą wyraźniejsze”[6].
* * *
Jako porządny ksiądz zajrzałem też do mądrej książki[7] o Biblii, aby dowiedzieć się, co Pismo św. mówi o wstydzie.
Gdy człowiek przeżywa jakieś cierpienie na oczach innych ludzi, wtedy pociąga ono za sobą krytyczny osąd otoczenia, bowiem ból i cierpienie jednoznacznie rozumiane są jako Boża kara. Taka sytuacja zatem powoduje uczucie wstydu.
Zawodzi broń w walce, plany się nie powiodły, zawodzi nieuczciwy wspólnik – to wszystko w oczach innych ludzi daje powód do śmiechu. Wstydzi się wtedy ten, komu noga się powinęła. Stąd tak często powtarzająca się prośba: „Niech nie doznam wstydu, obym się nie czerwienił…” (Ps 25,2n).
Powodem do wstydu jest również nagość, jest ona – w nawiązaniu do Księgi Rodzaju – uświadomieniem sobie stanu samotności, pochodzącej z zakłóconego porządku. W świecie Biblii przyczyną wstydu jest także bezpłodność. Ludzie niecni atakują człowieka sprawiedliwego tym, że zaczynają się go wstydzić i odwracają się od niego.
W Nowym Testamencie spotyka się wyrażenie „nie rumienić się” użyte w tym znaczeniu, że ktoś jest zdecydowany silnie wierzyć nie obawiając się żadnego wstydu. Święty Paweł mówi wprost: „Bo ja nie wstydzę się Ewangelii, jest bowiem ona mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego…” (Rz 1,16). Czeka na sąd, ale mocno trwa w wierze, głosząc Słowo Boże. „Jest to odwaga albo pewność siebie w słowie i w czynie, występująca u człowieka uwolnionego od wstydu przez wiarę”.[8]
Święty Paweł wiele wycierpiał w życiu zarówno od Żydów jak i od chrześcijan. Te cierpienia i poniżenia były próbą miłości tych, którzy go kochali, którzy się go nie wstydzili (Ga 4,14).
Zaciekawiło mnie również to, że powszechnie używane wyrażenie „upaść na głowę” ma swój rodowód właśnie w Biblii, która używa go, aby oddać właśnie cierpienie człowieka i wstyd z tego powodu.
* * *
Reakcją człowieka na próbę wywołania wstydu jest najczęściej gwałtowne zamknięcie się w sobie. Przychodzi mi tu na myśl obraz ciekawskiego ślimaczka, który penetruje otaczający go świat tyleż ciekawie, co natrętnie, licząc na litość i wyrozumiałość… no bo przecież jest tylko biednym ślimaczkiem. A kiedy dostaje prztyczka w nos, to wtedy chowa się skorupce i ma pretensje do całego świata, że nie akceptuje jego poznawczych aspiracji.
Inną reakcją jest udawanie… Ty chcesz mnie zawstydzić, a ja chcę się przed tym obronić i „opuszczam przyłbicę” – czyli udaję, że to mnie „nie rusza”. Lekceważę twoje zdanie, argumenty, wreszcie ciebie samego – razem z twoimi śmiesznymi staraniami i… uważnie obserwuję cię z wypiekami na twarzy, ale ty i tak nie dostrzegasz tego wszystkiego, ukrytego pod maską „szpanu”…
* * *
Spotkałem się z przekonaniem, że wstyd przeszkadza nam dość znacznie w życiu. Przecież wiele rzeczy byłoby możliwych, gdyby nie to, że się wstydzimy. Wstydzimy się tego, jak chodzimy, jak wyglądamy… To właśnie wstyd powoduje, że nie śpiewamy, choć mamy na to ochotę, mówimy cichutko, za nic na świecie nie poprosimy o to, co jest dla nas ważne. To wstyd wywołuje „wypieki” na naszych policzkach. „I tak z biegiem lat ograniczamy nasze życie, ryzykujemy coraz mniej i przestajemy próbować nowych rzeczy. Wstyd utrudnia nam życie”[9].
* * *
Wstyd jest potężną siłą moralną człowieka. Świat współczesny niesie z sobą niebezpieczeństwo jego spłycenia, unieszkodliwienia tej mocy. Różnorodność poglądów, stylów bycia i postępowania, które widzę na co dzień skutecznie się do tego przyczyniają.
Myślę, że poczucie wstydu trzeba w sobie samym wychować. A wychowanie wstydu jest bardzo mocno związane z dążeniem do prawdziwej miłości.
„KSIĘDZU”
[1] Karol Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Wydawnictwo Towarzystwa Naukowego KUL, Lublin 1986.
[2] dz. cyt., s.159.
[3] Anatomia wstydu, w: Forum nr 17 (1396) z dn. 26 kwietnia 1992 r.
[4] Powrót wstydu, w: Forum nr 7 (1542) z dn. 12 lutego 1995 r.
[5] dz. cyt.
[6] dz.cyt.
[7] Słownik teologii biblijnej, Pallottinum, Poznań – Warszawa 1985.
[8] dz. cyt. s.1078
[9] Barbara Jakubowska, O wstydzie, Gazeta Wyborcza z dn. 20 listopada 1992 r.