Samookaleczenie
Ania ma 16 lat i właśnie idzie do liceum. Agata skończyła 18 lat, niedawno zdała maturę. Mieszkają w różnych miejscowościach. Zapewne nigdy się nie spotkały. Łączy ich jedynie to, że obie się samookaleczają.
Zapytane o motywy mówią otwarcie: – Zaczęłam się okaleczać, bo nie dawałam sobie rady z problemami. Miałam kłopoty w szkole i w miłości. Głupia 13-latka – tak teraz to określam. Zawsze wielu ludzi mi się zwierza. I to też był powód, bo nie umiałam czasami pomóc, a jestem wrażliwa na krzywdę innych – mówi Ania. Powody Agaty są bardziej złożone: – Wszystko zaczęło się od problemów w domu. Ciągłe kłótnie z macochą, wzajemna nienawiść, być może też niemożność sprostania wymaganiom, które rodzice przede mną postawili – tłumaczy. – Mam problem z wyrażaniem uczuć, szczególnie tych negatywnych, nie lubię mówić o swoich problemach. Siłą rzeczy emocje nieuwalniane na zewnątrz kumulowały się, problemów robiło się coraz więcej. Okazało się, że żyletka i samookaleczenia to doskonały sposób na pozbywanie się negatywnych uczuć – dodaje.
Dorota Stolarka Frahn – psycholog z poradni psychologiczno-pedagogicznej w Zielonej Górze tłumaczy, że samookaleczenie może być spowodowane niezaspokojonymi potrzebami psychicznymi, następstwem doznawania przemocy w rodzinie, nieumiejętnością wyrażania własnych uczuć.
Niektóre osoby stosujące samoagresję mogą w ten sposób wymierzać sobie za coś karę. Często okaleczający się mają zaburzone poczucie własnej wartości i autonomii. – Dlatego jedynym miejscem gdzie mogą wyładować swoje emocje jest ich ciało, które jest ich jedyną własnością – tłumaczy psycholog.
To wciąga jak narkotyk
– Na początku chodziło o ulżenie sobie, uspokojenie. Potem trochę zaczęło się to zmieniać. Kiedy zaczęłam mieć problemy z odżywianiem, autoagresja stała się raczej karą. Nie udało mi się trzymać diety – cięłam się. Żeby mieć nauczkę na przyszłość. Żeby sobie pokazać, jak bardzo się nienawidzę – mówi Agata.
Ania pierwszy raz pocięła się mając 13 lat. – W moim pokoju. Chciałam zrobić to już wcześniej, ale się bałam. Aż w końcu stało się. Czułam niesamowitą ulgę. Patrząc na krew wypływającą z moich nadgarstków widziałam jak spływają moje kłopoty. Bo tak na prawdę, gdy się potniesz skupiasz się na tym bólu fizycznym, a nie psychicznym. Moja historia z cięciem trwa trzeci rok. To wciąga jak narkotyk – dodaje. – Miałam wtedy 15 lat. Zaraz po kolejnej awanturze z rodzicami poszłam do łazienki wykąpać się. Kiedy siedziałam zapłakana w wannie i próbowałam się uspokoić, zobaczyłam na szafce opakowanie żyletek. Postanowiłam spróbować, zobaczyć, czy to rzeczywiście pomaga. Przeciągnęłam żyletką po skórze na nadgarstku, potem jeszcze raz i jeszcze. Patrzyłam na spływającą krew i czułam ulgę i rosnący spokój. Pomogło – opowiada Agata.
– Widok krwi uspokaja – samookaleczenie to działanie według scenariusza, w którym krew mówi o dokonaniu dzieła, co może mieć tez kontekst kulturowy – tłumaczy psycholog.
– Tniesz się i nie czujesz już cierpienia, nienawiści, smutku, tylko spokój. Myślę, że właśnie, dlatego tak ciężko jest skończyć z autoagresją. Bo kiedy wiesz, że możesz poczuć ulgę w sposób łatwy i niemalże natychmiastowy, nie chcesz, bądź już nie potrafisz znaleźć innych sposobów na rozładowanie emocji. To uzależnia – dodaje dziewczyna.
Zdaniem D. Stolarskiej-Frahn samookaleczenie nie prowadzi do uzależnienia podobnego do alkoholizmu czy narkomanii. Autoagresja działa na zasadzie powtarzalności: Napięcie – rozładowanie napięcia (np. poprzez samookaleczenie) i po pewnym czasie kumulowanie się napięć. – W przypadku, kiedy ktoś okalecza się właśnie po to, by poczuć ulgę, faktycznie nie odczuwa bólu. Jednak, kiedy tnę się za karę, odczuwam ból. Właśnie o to wtedy mi chodzi, żeby sprawić ból swojemu ciału – mówi Agata.
Blizny nigdy nie znikną
– Moje rany to „kreski” o długości od 5 do 10 cm. Kiedyś je liczyłam, ale już dawno straciłam rachubę. Za jednym podejściem powstaje zwykle ok. 20-30 nowych ran. Na początku były to nadgarstki, jednak te miejsca są bardzo widoczne, dlatego teraz nie robię tego na rękach. Najwięcej sznytów mam na udach, na brzuchu. Te części ciała rzadko odkrywam, więc prawdopodobieństwo, że ktoś zobaczy blizny i rany jest mniejsze.
Ania: – Zawsze cięłam się żyletką. Mam blizny na rękach. Myślę, że już nigdy nie znikną i gdy na nie patrzę przypomina mi się wszystko, co przeżyłam. Mam też rany na biodrze. Gdy się tam pocięłam nie musiałam
tego tak starannie ukrywać jak na nadgarstkach. Zawsze przykładałam żyletkę do skóry i wbijałam ją, robiąc tzw. „niteczki”. To bardzo krwawiło.
Zdaniem psychologów najczęstszą formą autoagresji jest właśnie nacinanie skóry ramion, dłoni, niekiedy nóg. Rzadziej zdarzają się cięcia na twarzy, torsie, piersi, genitaliach. Innymi rodzajami autoagresji są też umyślne poparzenia wodą lub parą wodną, zadawanie sobie ciosów, drapanie, nakłuwanie, gryzienie się, polewanie się żrącymi substancjami chemicznymi, wprowadzanie pod skórę lub do otworów ciała ostrych przedmiotów.
– Za samookaleczenie uważane są pircingi, rozległe tatuaże, w których ważny jest jedynie przekaz, a nie akt uszkodzenia się. Samookaleczenia mogą mieć też podłoże powiązane z atrakcyjnością np. wybielanie skóry. Większość samookaleczających się ukrywa swój problem przed innymi – mówi Dorota Stolarska- Frahn.
Tego nie da się ukryć
– Nigdy tego nikomu nie pokazałam. Nawet mojemu przyjacielowi, któremu powiedziałam o tym, co sobie robię, nie pokazałam ran. Miałam kiedyś taką sytuację, że ojciec znalazł w moich rzeczach zakrwawiony prowizoryczny opatrunek z gazy i taśmy klejącej, którego zapomniałam się pozbyć. Dopytywał się, co to jest, a ja nawet nie potrafiłam wymyślić żadnej wymówki, miałam pustkę w głowie. Tylko milczałam. Po kilku dniach naprzemiennych awantur wszystko wróciło do normy. Nigdy już nie wróciliśmy do tego tematu – mówi Agata.
– Tego się nie da ukryć. Nosiłam opaski na nadgarstki. Grube swetry z koniecznie bardzo długimi rękawami. Jak ktoś patrzył na moje ręce wpadałam w szał. Szybko je chowałam do kieszeni. Ale ciężko jest to ukryć. Pierwsza zauważyła moja przyjaciółka. Na siłę odkryła mi ręce. Nienawidziłam jej za to. Wybiegłam zapłakana z jej domu. Nie chciałam jej widzieć. Pobiegła za mną. Stałyśmy na środku ulicy i płakałyśmy. Na drugi dzień błagała, żebym poszła do pedagoga szkolnego – opowiada Ania. – Poszłam.
Okaleczają się nawet 10-latki
– Skuteczną metodą na niwelowanie tendencji autoagresywnych jest pokazywanie młodej osobie, że jest wartościowa, co pozwala pokonać nienawiść do samego siebie. Aby zapobiec takim sytuacjom należy budować atmosferę zaufania, poczucia bezpieczeństwa, swobodnej komunikacji między rodzicami a dziećmi, uczenia dzieci radzenia sobie z własnymi problemami – mówi psycholog. – Takie zachowania mogą mieć nawet 10-letnie dzieci, a ślady trudno zauważyć, gdyż najczęściej są to siniaki, zadrapania, które dziecko jest w stanie wytłumaczyć swoją codzienna aktywnością – dodaje.
– Nie udało mi się jeszcze z tym skończyć. Ale myślę, że wykonałam pierwszy krok. Zaczęłam chcieć z tym skończyć. Zaczęło mi to przeszkadzać. Zrozumiałam, że to wcale nie jest takie cudowne, jak wygląda na początku. Robię to rzadziej niż wcześniej, jednak dalej są momenty, kiedy nie potrafię się powstrzymać. Chociaż jest pewna poprawa, to myślę, że minie jeszcze wiele czasu, zanim będę mogła powiedzieć, że mam to już za sobą. O ile w ogóle kiedyś będę mogła tak powiedzieć. Bo tego się nie można pozbyć, można to tylko uśpić – przekonuje Agata.
– Sama czułam, że potrzebuję pomocy. Pedagog skierował mnie do psychologa. Gadał, jaka to ja jestem jeszcze młoda i że życie jest piękne. Przestałam chodzić na spotkania – mówi.
A jak jest teraz?
– Już tego nie robię. Kiedyś robiłam to nawet co drugi dzień. Może dorosłam? Nie boję się, że to wróci. Nie myślę o tym. Czasem mam ochotę się pociąć, ale gdy spojrzę na żyletkę przypomina mi się zaraz każdy wieczór, gdy siedziałam zamknięta w moim pokoju, płakałam i jeździłam żyletką po skórze. I odechciewa mi się…
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/uspokaja_mnie_widok_cieknacej_krwi_33414.html