Teologia polityczna
W środę 22 listopada 2006 r. na zaproszenie Krucjaty – Młodzi w Życiu Publicznym w Saloniku Hotelu Pollera gościł dr Adam Wielomski, wykładowca Akademii Podlaskiej, znany publicysta konserwatywny. Temat wykładu wygłoszonego w zapełnionym młodzieżą akademicką salonie brzmiał: „Monarchizm, republikanizm i ich teologia polityczna”. Spotkanie zakończyła ożywiona dyskusja.
Dla zainteresowanych treścią wykładu zamieszczamy poniżej tekst artykułu autorstwa dr. Wielomskiego zawierający wiele wątków spośród poruszonych podczas prelekcji w Saloniku.
Teologia polityczna
Pojęcie teologii politycznej pojawiło się nie dawno. W Polsce spopularyzowała je słynna praca Carla Schmitta pod tym właśnie tytułem, która choć wydana w roku 1922, w języku polskim dostępna jest dopiero od kilku lat. W naukach teologicznych jest zresztą ostatnio moda na różne teologie: narodu, rodziny czy moralne. Dlaczego tedy nie miałoby być teologii politycznej?
W sumie jednak problem jest istotny i występował już dawno, nawet jeśli tak go nie nazywano. Istotę problemu wykłada nam sam Schmitt, który zaczyna rozdział III wspomnianej pracy od stwierdzenia: „Wszystkie istotne pojęcia z zakresu współczesnej nauki o państwie to zsekularyzowane pojęcia teologiczne”. Schmitt nie odkrył tym niemniej nowego kontynentu w naukach politycznych, gdyż refleksja tego rodzaju znajduje się u rozmaitych myślicieli wcześniejszych. Znajdziemy ją już u Roberto Bellarmino walczącego z Reformacją, potem u Louisa de Bonalda wojującego z Rewolucją Francuską, czy Juana Donoso Cortesa zwalczającego Wiosnę Ludów.
Teologia polityczna nie pretenduje do stania się kolejną gałęzią nauk teologicznych. To dyscyplina klasycznie politologiczna, zajmująca się wyjaśnianiem wyobrażeń politycznych przez wywiedzenie ich źródeł z idei religijnych. Wyobrażenia religijne podlegają laicyzacji i stają się fundamentem dla poglądów ustrojowych. Tak można zdefiniować teologię polityczną. Występuje ona w dwóch formach. Po pierwsze, koncepcje teologiczne mogą rzutować na modele systemów politycznych; po drugie, mogą na systemy te rzutować modele eklezjologiczne.
Rzutowanie koncepcji teologicznych i kosmogonicznych na systemy polityczne to rzecz prastara. W Babilonie czy Egipcie uważano za rzecz oczywistą, że świat polityczny stanowi odzwierciedlenie świata bogów. Starożytni Mezopotamczycy wierzyli, że Marduk stworzył świat z prapierwotnej materii z cielska ohydnej bogini Tiamat. Odpowiednikiem politycznym aktu kreacji kosmosu jest stwarzanie państwa z pierwotnego chaosu przez władcę, który naśladuje Marduka. Co rok obchodzono tedy święto upamiętniające stworzenie świata, gdzie król pełnił funkcję Boga.
Z perspektywy teologii politycznej religia chrześcijańska jest dogłębnie monarchistyczna. To w końcu Stwórca wykreował świat. I to nie z prapierwotnej, niezależnej odeń materii, lecz najpierw sam tę materię stworzył i dokonał z niej kreacji rzeczywistości, nadając jej formę. Stworzenie świata ex nihilo oznacza, że Bóg – jako król stworzenia – dokonał kreacji niezależnie od zewnętrznych uwarunkowań; nie budował wszak z danej mu materii, lecz z tej, którą sam tworzył. Tworzył materię i nadawał jej formę. Tak poucza nas Księga Rodzaju: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem (…)” (1, 1-2). Nie jest przypadkiem naturalna predylekcja narodów chrześcijańskich do monarchistycznych form władzy. Religijni moderniści mogą nam wprawdzie tłumaczyć, że połączenie chrześcijaństwa z monarchią to przypadek wynikły z polityki Konstantyna, ale trudno uznać to za argument przekonywujący. Jeśli bowiem Bóg jest stwórcą świata, to jak ma wyglądać Jego odpowiednik w życiu ziemskim? Musi być on stwórcą świata politycznego, a więc królem. Republikanizm trudno tą teorią uzasadnić. Zauważmy, że klasyczny republikanizm antyczny w sposób naturalny ciążył do politeizmu. Tam gdzie było wielu równych, czy w miarę równych bogów, tam nie było miejsca na jednoosobową władzę suwerenną w państwie. Wielość bogów oznacza w polityce wielość opinii. Dlatego Grecy i Rzymianie w epoce klasycznej byli republikanami. Ci pierwsi wyobrażali sobie początkowo, że na agorze nie przemawia Klefas czy Pauzaniasz, lecz Atena i Posejdon przemawiają ich ustami. Człowiek miałby być tylko pacynką w ich ręku, bryłką materii (chros) za pomocą której wyrażają się bogowie. To prowadziło do republikanizmu, który jest wyrazem teologii politycznej politeizmu, gdzie panuje równość mocy bogów. Tam, gdzie istnieje sztywna hierarchia bogów – Egipt i Babilon – tam mamy już do czynienia z monarchią.
Dla powstania katolickiej teologii politycznej szczególne znaczenie miał neoplatonizm, który uległ chrystianizacji we wczesnym Średniowieczu. Neoplatonizm tworzy wizję hierarchii bytów emanujących z pierwszego bytu. W teologii znajduje to swoje odzwierciedlenie w przekonaniu, że Bóg tworzy hierarchie anielskie, które spływają coraz niżej w doskonałości, aż w pewnym momencie dochodzą do bytów duchowo-cielesnych (człowiek), poniżej których są zwierzęta, rośliny, rzeczy nieożywione. Ta hierarchia ma także swoje odzwierciedlenie w polityce. Chrystus udziela swojej władzy doczesnej papieżowi (następcy Piotra), ten zaś udziela jej dwóm mieczom: świeckiemu (cesarz, ten królom, ci książętom itd.) oraz duchownemu (biskupi, ci niższemu duchowieństwu). W ten sposób powstawała drabina bytów mająca swoje źródło w Bogu, a kończąca się na kamieniu.
Tej chrześcijańskiej wizji świata równoczesny cios zadały awerroizm, ockhamizm, laicyzm, koncyliaryzm i protestantyzm. To te, heretyckie w stosunku do katolickiej ortodoksji, poglądy przyniosły ze sobą idee republikańskie.
Awerrozim zanegował pewność istnienia Boga. Stał się On bytem niepewnym, hipotetycznym, czyli nie mógł być źródłem porządku świata. Awerroizm głosił, że oprzeć się można tylko na tym, co jest empirycznie weryfikowalne i pewne. Gdy zabrakło źródła władzy w Bogu, pewnym empirycznie pozostał wyłącznie lud. To on jest tedy pierwotnym suwerenem i z jego woli powstaje system polityczny (Marsyliusz z Padwy). Republika jest logicznie najnaturalniejszym z ustrojów.
Laicyzm Renesansu zupełnie zdelegitymizował sferę sakralną. Bóg może jest, może go nie ma – jest zupełnie nieistotny. Nie może tedy służyć za wzór dla systemów politycznych.
Ockhamizm (teoria Wilhelma Ockhama) to przede wszystkim słynna brzytwa wycinające byty zbędne i nieweryfikowalne, czyli hierarchie anielskie – pośredników w hierarchii między Bogiem a człowiekiem. Załamanie się hierarchii niebieskiej przyczyniło się do przekonania o nieprawowitości hierarchii doczesnej. Ludzie Średniowiecza dosyć naiwnie wyobrażali sobie, że w Niebie także panuje feudalizm, gdzie aniołowie są lennikami Boga. Gdy Ockham zanegował hierarchii anielskie, tym samy podważył naturalne hierarchie doczesne.
Koncyliaryzm jest błędem innego typu. Z punktu widzenia dogmatycznego nie jest heretycki, nie neguje żadnych dogmatów ówczesnych (tzn. bez dogmatu o nieomylności papieskiej). Jego błąd polega na wywróceniu hierarchii eklezjalnej poprzez zastąpienie nieomylności papieża przez republikański (choć arystokratyczny) element jakim jest sobór.
Jednak istotny jest przede wszystkim protestantyzm. To degradacja całej hierarchicznej struktury eklezjalnej. Komunia pod dwoma postaciami to egalitaryzm, gdzie nie ma rozróżnienia na pasterza i wypasanego. Zasada samodzielnej interpretacji Biblii to idea, że moje „ja” stoi ponad wszystkimi autorytetami i hierarchiami naturalnymi. To system, gdzie moje „ja” ma większe znaczenie niż jednomyślne orzeczenie papieży, Ojców, Doktorów i soborów. Wybory pastorów poprzedzają wybory powszechne w systemie politycznym. Poparcie przez wielu władców protestantyzmu – aby wyemancypować się od papieża i cesarza – było korzyścią pozorną, gdyż wyemancypowano nie władzę królewską od potęg uniwersalistycznych, lecz lud od władzy królewskiej. Suma „ja” wszystkich ludzi to wola suwerennego ludu.
Historia Europy dowodzi tedy, że republikanizm powstaje z nurtów opozycyjnych w stosunku do katolickiej eklezjologii i katolickiego dogmatu. Przeciwko temu twierdzeniu można przedstawić jedynie przypadek Rzeczypospolitej szlacheckiej, gdzie utrzymał się katolicyzm. Wydaje się jednak, że przetrwanie katolicyzmu w republikańskiej Polsce było skutkiem braku elementarnej wiedzy teologicznej polskiej szlachty. Wiemy, że szlachta masowo w XVI wieku przechodziła na kalwinizm i luteranizm, gdyż zbór protestancki przypominał jej sejmiki. Gdyby miała większą (jakąkolwiek…) wiedzę teologiczną, to trwale by skojarzyła te fakty z dziedziny religii i polityki.
Herezje i błędy religijne XVI wieku doprowadziły do republikanizmu. Linie rozwojowe zarysowanych błędów przyczyniły się do powstania niebezpiecznych doktryn politycznych, które nadały republikanizmowi jego rozmaitą treść. Dosyć łatwo można wykryć paralele pomiędzy wywrotowymi ideologiami a błędami religijnymi, które mnożyły się w nowożytnej Europie.
Najbardziej niebezpieczny okazał się panteizm i emanatyzm, czyli negacja Boga osobowego na rzecz koncepcji przenikania świata przez boską substancję. Doktryna ta, wprowadzona do filozofii europejskiej przez Barucha Spinozę stała się politycznie niebezpieczna w chwili, gdy przepełniającą rzekomo świat pneumę połączono z ludem. Musiało się tak stać. Likwidacja Boga osobowego prowadzi logicznie do negacji władzy osobowej. Panteizm i emanatyzm faktycznie oznaczały zrównanie Boga stwarzającego świat z materią, z której świat ten stworzono. W państwie odpowiednikiem tego była kasata osobowej władzy na rzecz panowania politycznego materii z której tworzono państwo, a więc ludu. Pojawiła się pośród francuskich protestantów teoria – rozwinięta i uskrajniona przez Jeana Jacquesa Rousseau – iż lud przenika wszystkie struktury społeczne i państwowe i podejmuje decyzje, tak jak w panteizmie pneuma przenika całą materię. Ponieważ zaś pneumie filozofia przypisywała boskość, to nadała jej cechę rozumności, co było w jaskrawej sprzeczności z nierozumnością ludu. Stąd zrodziła się idea centralnego rozumu, który będzie rządził w imię suwerennego ludu i w jego imieniu przenikał wszystkie tkanki życia społecznego. Tak powstał totalitaryzm, stanowiący wynik upadku wiary w transcendencję.
Inny wpływ na filozofię polityczną miał deizm. Negował on bezpośredni wpływ Boga na świat; Stwórca stworzyć miał świat, nadać mu prawa (natury) i wycofać się. Negacja wpływu Boga osobowego pociągnęła za sobą myśl o likwidacji bezpośredniego wpływu osobowego króla. Pojawiły się tedy monarchie parlamentarne, gdzie król panuje, ale nie rządzi. Zamiast osobowego króla władzę miały sprawować bezosobowe prawa, na wzór praw natury, którymi Bóg obdarzył świat, aby następnie się zeń wycofać do sfer niebiańskich. Prowadzi to do postulatu rządów prawa w miejsce rządu osoby. Ponieważ zaś deizm głosi, że Bóg nie wtrąca się w życie codzienne, to także władza nie ma do tego prawa. W sumie tworzy to liberalizm.
Paradoksalnie najmniej niebezpieczny okazał się ateizm. Konsekwentny ateizm zawsze uważano za znamię arystokraty i jest to prawda. Masa nie umie być ateistyczna. Nawet marksizm – głosząc „ateizm naukowy” – popadł w panteizm, czym są bowiem słynne „prawa historii” jak tylko materialistyczną wersją heglowskiego panteizmu? Marksizm to zwykłe ubóstwienie materii, co pozwala mu podawać się za system ateistyczny. Prawdziwy ateista nie uznaje Boga i Jego praw. Skoro nie uznaje żadnego autorytetu religijnego, to nie uznaje także politycznego. Jest tedy anarchistą. To myślenie konsekwentne, ale poza garstką szaleńców nikt nie umie wytrzymać tej przerażającej samotności bez Boga.
Współczesne państwo demokratyczno-socjalne wydaje się być pokłosiem błędu i herezji. Teologicznie stanowi przejaw panteizmu, gdzie lud – drogą głosowań – ma prawo przeniknąć każdą komórkę społeczną. Jednak w odróżnieniu od systemów totalitarnych nie przenika wszystkiego. Ten element liberalny we współczesnej demokracji to wynik refleksji deistycznej, która czyni demokrację zamieszkiwalną dla ludzi. W sumie niczego to jednak nie zmienia: świat nowożytny herezją stoi. Został zbudowany w opozycji do katolickiej wizji świata.
Źródło tekstu: www.krucjata.org.pl