Trudna samotność

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Homilia Tagi: 27 niedziela zwykła, Mk 10

„Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10, 9)

Pierwszym problemem z jakim zmagał się Adam była samo­tność. Autor natchniony, mówiąc o ukończeniu przez Boga stwa­rzania świata, wspomina o Adamie, który uważnie przeglądnął dzieło po dziele, na­dając mu nazwę, podziwiając zarazem jego piękno i bogactwo. Równocześnie pier­wszy człowiek przeżywa boleśnie swoją samotność. Nie znalazł bowiem w całym dziele stworzenia, odpowiedniej dla siebie pomocy. Innymi słowy, żadne ze stworzeń nie było w stanie uwolnić człowieka z jego samotności. Trzeba tu dodać, że Adam przestawał i rozmawiał z samym Bogiem, ale i ten kontakt nie usuwał jego samotno­ści. Dopiero po stworzeniu Ewy, Adam z zadowoleniem stwierdził: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego cia­ła”. Znalazł istotę podobną sobie, która otwarła przed nim możliwość przezwycię­żenia samotności. Jedynie bowiem więzy przyjaźni, braterstwa i miłości są w stanie uleczyć człowieka z samotności.

Każdy człowiek przez wiele lat podej­muje szereg wysiłków, by nie wpaść w głęboką studnię samotności. Dziecko pła­czem wzywa kogoś z obecnych, by się nim zainteresowano, by nie było samotne. Chory prosi o pomoc, nie zawsze potrzebną, byle tylko ktoś się nad nim pochylił, by nie był sam. Młoda kobieta stara się być atra­kcyjną, by nie zostać niezauważoną. Rów­nież mężczyzna, by nie być samotnym szu­ka towarzystwa innych ludzi.

Lęk przed samotnością jest tak silny, że wielu ludzi sięga nawet do środków niedo­zwolonych, byle tylko uciec od samotno­ści. Jakże często, ten właśnie lęk decyduje o wyborze niebezpiecznego towarzystwa. Jeśli się to nie udaje, człowiek sięga po to, co go niszczy, co na dłuższą metę prowadzi do śmierci – po alkohol, narkotyki, wynisz­czający seks. Przez tę gehennę przechodzi miedzy innymi wielu emigrantów otoczo­nych zimnym, obcym światem, bez konta­ktu językowego, bez środków do życia. Jeśli pracują, zapominają o swym samo­tnym losie, ale w niedzielę lub dni wolne od pracy stają oko w oko z koszmarnym widmem samotności. Słabsi tej próby nie wytrzymują i giną na zawsze.

Samotność to najtrudniejsza i naj­groźniejsza przeszkoda, z którą człowiek musi się umieć uporać. Tych, którzy w tym zmaganiu przegrywają jest wielu. Bywa, że samotność prowadzi ludzi za kratki wię­zienia lub do zakładów dla psychicznie i nerwowo chorych. Samotność jest rów­nie groźna dla ludzi prostych, jak i wy­kształconych, młodych i doświadczonych życiem, chorych i zdrowych, mężczyzn i kobiet. Wydaje się że młodość i zdrowie dają większe szansę na jej przezwycięże­nie, lecz życie tego nie potwierdza. Do wielu dramatów, wynikających z samotno­ści, dochodzi już na progu wchodzenia w świat człowieka dorosłego.

Sekret pokonania samotności jest ukry­ty w sile przebicia jaką dysponuje kocha­jące serce. Tylko ten, kto kocha nie jest samotny, bo on żyje dla kogoś. On traktuje drugiego jako siebie samego, „jako kość ze swojej kości i ciało ze swego ciała”. W takim podejściu pomaga w dużej mierze wiara. Jezus stał się naszym Bratem, by wezwać nas do odkrycia i przeżycia nasze­go braterstwa w Bogu. Dostrzegł to w szczególny sposób św. Franciszek z Asyżu, który całą duchowość oparł na przeżyciu prawdy, iż Bóg nas kocha, i my winniśmy się kochać wzajemnie. Zrealizujemy to, jeśli potrafimy utworzyć braterskie środo­wisko, pomagające sobie na co dzień we wszystkich wymiarach życia. W takiej wspólnocie o samotności nie ma mowy.

ks. Edward Staniek, ŹRÓDŁO, nr 40/94, 27 niedziela zwykła

Rdz 2, 18-24; Hbr 2, 9-11; Mk 10, 2-16