Trudności w małżeństwie

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Trudności małzeńskie
  1. POJĘCIE  TRUDNOŚCI  W  ODNIESIENIU  DO  MAŁŻEŃSTWA

Pojęcie „trudności” jako sytuacji występującej w małżeństwie wymaga wyjaśnienia. Trudność w rozumieniu potocznym oznacza stan czy sytuację „nienormalną”, o zabarwieniu negatywnym, sytuację, której wystąpienia należy unikać, wymagającą określonego wysiłku do pokonania jej, a zatem sytuację niemile widzianą. Toteż nic w tym dziwnego, że nikt nie chce przeżywać trudności.

W odniesieniu do życia małżeńskiego, w świadomości wielu ludzi trudności też mają wydźwięk negatywny. Stwierdzenie „małżeństwo przeżywa trudności” sugeruje, że w tym małżeństwie występują sytuacje niewłaściwe, że tam dzieje się coś niedobrego, że trzeba im czym prędzej pomóc, że grozi im rozpad.

Takie podejście do trudności w małżeństwie jest błędne. Proszę zauważyć, że „wejście” w małżeństwo jest sytuacją nową. Zmiana charakteru życia, zmiana mieszkania (przynajmniej przez jednego z małżonków), konieczność podejmowania decyzji w sprawach nowych, dotychczas nieznanych, konieczność podjęcia nowych obowiązków, ciągłe liczenie się ze zdaniem współmałżonka i wiele innych spraw powoduje, że życie małżeńskie jest sytuacją nową. A każda nowa sytuacja (np. nowa praca, nowe otoczenie, nowe obowiązki) jest w sposób naturalny sytuacją trudną. Nikogo nie dziwi, że podjęcie nowej pracy powoduje określone trudności, bo to jest normalne. Czy zatem można oczekiwać, że podjęcie życia małżeńskiego będzie pozbawione trudności? Oczywiście, że nie. Trzeba jasno powiedzieć, że trudności szczególnie w pierwszym okresie małżeństwa są rzeczą normalną, są naturalnym elementem życia małżeńskiego. Są to sytuacje, którym oczywiście trzeba stawić czoło, ale pojawienie się trudności nie oznacza żadnej nieprawidłowości. To brak trudności w małżeństwie byłby podejrzany.

Podsumowując te rozważania należy stwierdzić, że trudności są elementem występującym w każdym normalnie rozwijającym się małżeństwie, a wynikają głównie ze specyfiki małżeństwa.

Istnieje powszechne przekonanie, że trudności dotyczą tylko początkowego okresu małżeństwa. Czy tak jest istotnie? Doświadczenie wykazuje, że trudności istnieją w całym życiu małżeńskim. Zmienia się tylko ich charakter, intensywność, skala. Obserwacje życiowe dowodzą, że trudności występujące w późniejszym okresie małżeństwa mogą być bardziej „niebezpieczne” dla trwałości związku, ponieważ małżonkowie „ze stażem” są na ogół mniej czujni na nie, nie widzą potrzeby podejmowania trudu rozwiązania tych trudności, a nagromadzenie ich może doprowadzić do kryzysów. Natomiast „młodzi” małżonkowie, świadomi występujących trudności i doświadczający ich codziennie, zazwyczaj reagują szybko podejmując, a przynajmniej starając się podjąć, działania zapobiegające występowaniu tych trudności czy też łagodzące skutki ich istnienia.

Największym błędem jest wchodzenie w życie małżeńskie z nieświadomością oczekujących trudności lub przeświadczeniem, że one nas ominą. Niektóre mogą ominąć, ale na pewno nie wszystkie.

Omawianie trudności bez podawania propozycji rozwiązywania ich byłoby mało przydatne w procesie formacji młodych ludzi do życia małżeńskiego. Toteż artykuł nie ogranicza się jedynie do wymienienia trudności i ich analizy, ale przedstawia sugestie mogące być pomocą w rozwiązywaniu i przezwyciężaniu trudności. Trzeba jednak pamiętać, że żadne rady, nawet najlepsze nie zastąpią wytrwałej pracy obydwojga małżonków nad budowaniem atmosfery ich związku.

Tematyka trudności małżeńskich, z uwagi na szeroki zakres zagadnień winna być ujęta w pewien system omawiania i posiadać określone ramy. Stąd też konieczność dokonania pewnych założeń.

Omawianie wszystkich trudności występujących w małżeństwie jest technicznie niemożliwe, a także niecelowe. Ograniczono się zatem do trudności „typowych” występujących najczęściej i w największej grupie małżeństw.

Omawiane trudności nie dotyczą „statystycznych” małżeństw, to znaczy nie wszystkie omawiane tu trudności występują w „statystycznych” małżeństwach (a jeżeli już występują to w znikomej części małżeństw). Natomiast same trudności są „statystyczne”, tzn. występujące najczęściej.

Usystematyzowanie trudności występujących w małżeństwie jest działaniem bardzo ryzykownym i obarczonym możliwością błędu. Wynika to z faktu, że moment wystąpienia trudności, czas ich trwania, intensywność czy skutki są w różnych małżeństwach różne. Poza tym w jednym przypadku mogą wystąpić od samego początku, w innym w późniejszym czasie, a jeszcze w innym nie wystąpią w ogóle. Podobnie ma się sprawa z czasem (stażem małżeńskim), w którym mogą wystąpić określone trudności, chociaż tu już istnieje większa szansa ukazania trudności typowych dla danego okresu małżeństwa. Zawsze jednak istnieje element dużego uproszczenia.

Uwzględniając powyższe założenia, można pogrupować trudności w małżeństwie z uwagi na staż małżeński ich występowania:

u progu życia małżeńskiego to znaczy w pierwszym okresie małżeństwa,

pojawiające się (lub dochodzące) po urodzeniu się dziecka,

w okresie dojrzałości, stabilności i odejścia dzieci z domu.

  1. PIERWSZY  OKRES  MAŁŻEŃSTWA
  2. 1.  TRUDNOŚCI WYNIKAJĄCE Z ODMIENNOŚCI MĘŻCZYZNY I KOBIETY

Podstawową trudnością przewijającą się przez cały okres małżeństwa, ale w sposób najbardziej wyrazisty i uderzający w pierwszym okresie jego tworzenia, jest konieczność uświadomienia sobie i zaakceptowania odrębności płciowej mężczyzny i kobiety, a co za tym idzie odmienności współmałżonka nie tyle w sferze biologicznej (bo to na ogół jest akceptowane), ile w sferze psychicznej.

Różnice w sferze psychicznej będące stanem rzeczywistym człowieka określonej płci tworzą odrębność płciową, a w małżeństwie wymagają akceptacji. Właśnie konieczność akceptacji tej odmienności, „inności” w myśleniu, decydowaniu, wartościowaniu, działaniu czy wreszcie oczekiwaniach jest podstawową trudnością. Może zrodzić się pytanie: Czy w zamyśle Bożym łączenie w małżeństwa osób o tak różnych strukturach psychicznych nie jest jakimś utrudnieniem im życia? Chociaż pozornie tak by się mogło wydawać, to w istocie różne struktury psychiczne kobiety i mężczyzny mają pozytywny element i uzasadnienie. Jeżeli podstawą psychiki mężczyzny jest realizm, rzeczowość, działanie, logika, a kobiety – uczuciowość, intuicja, wrażenie, emocje to w małżeństwie, które będą tworzyć zaistnieje zarówno pierwiastek „realistyczny”, jak i „uczuciowy”. Istnienie obydwóch elementów i wzajemne uzupełnianie się cech psychicznych współmałżonków stworzy najlepszą, optymalną atmosferę zarówno dla nich samych, jak i w przyszłości dla wychowania dzieci.

Poniżej podjęto próbę omówienia różnic pomiędzy mężczyzną i kobietą jako czynników powodujących określony rodzaj trudności. Wyodrębniono następujące różnice:

  • w „modelu psychicznym”,
  • w działaniu,
  • w przeżywaniu swojej wartości.

Analizując cechy mężczyzn czy kobiet należy pamiętać, że dotyczą one „statystycznej” większości, to znaczy, że występują u podstawowej grupy mężczyzn lub kobiet. Ale nie każdy mężczyzna i nie każda kobieta musi odnaleźć u siebie wszystkie przedstawione cechy. Jest sprawą oczywistą, że brak jakiejś charakterystycznej dla danej płci cechy psychicznej w niczym nie zmniejsza „wartości” danej osoby jako kobiety czy mężczyzny.

Różnice  w  „modelu  psychicznym”

Wchodząc w obszar psychologii małżeństwa wypada wyjaśnić, że takie pojęcia, jak „model psychiczny”, psychika, hormony czy „biologia” człowieka rozumiane są tu w ogólnie przyjętym, obiegowym znaczeniu, a nie są definiowane naukowo.

Psychika mężczyzny jest stabilna, na co wpływ ma „biologia” powodująca zachowanie stałego (w funkcji czasu) stężenia hormonów we krwi. Powszechnie wiadomo, że na psychikę człowieka właśnie hormony mają ogromny wpływ. Psychika kobiety jest niestabilna, chwiejna, ponieważ tu różne stężenie hormonów jest naturalnym wynikiem biologicznego rytmu płodności. I chociaż różne stany psychiczne kobiety (a tym samym jej zachowanie) są w pewnym sensie usprawiedliwione, to kobieta świadoma wpływu hormonów w określonej fazie cyklu miesiączkowego, powinna wykazać się czujnością i nie poddawać się wpływom tejże „biologii”. Każda kobieta wie, w jakiej fazie cyklu jest najbardziej pobudliwa i podatna na „wyprowadzenie z równowagi” przez nawet błahe sprawy. Mając świadomość tego, właśnie w takich dniach winna swoje emocje trzymać bardziej na wodzy. Natomiast mąż znający powody zmiennych (często złych) nastrojów żony powinien wykazać się w tym czasie większą tolerancją i zrozumieniem.

Mężczyznę charakteryzuje jasne, logiczne rozumowanie, logiczna ocena sytuacji, decyzje poparte argumentacją. Te cechy, a szczególnie mocne osadzenie w realiach, stanowią trzon psychiki męskiej. Uczuciowość czy wrażliwość też znajduje miejsce w psychice mężczyzny, ale ich znaczenie jest znikome, a przez niektórych nawet ukrywane jako „nie pasujące do mężczyzny”.

Psychika kobiety jest silnie związana ze światem uczuć, emocji, intuicji i wrażeń. Dominującym elementem psychiki kobiety jest uczuciowość. Ona to „nakazuje” kobiecie podejmować takie, a nie inne decyzje bez przeprowadzania logicznej analizy (przecież często niemożliwej). Decyzje podejmowane przez kobiety często spontanicznie, pod wpływem uczuciowości, mimo że pozbawione logicznej argumentacji, są najczęściej trafne co wyraźnie widać w kontaktach matek z dziećmi. Typowym przykładem jest mówienie do maleńkiego dziecka, czego z zasady ojciec nie podejmuje, bo „po co, skoro nie rozumie”. Natomiast matki mówią właśnie do tych malutkich dzieci (dawniej jeszcze śpiewały kołysanki), nawiązując kontakt głosowy wbrew logicznej argumentacji. A doświadczenia i badania dowodzą, że właśnie głos matki daje dziecku – nie rozumiejącemu przecież znaczenia słów – poczucie bliskości, ciepła, bezpieczeństwa tak bardzo potrzebnego dla prawidłowego rozwoju od pierwszych chwil życia.

Takie przykłady można by mnożyć, ale nie jest to konieczne. Ważne, aby mężowie byli świadomi, że podejmowane przez żony decyzje zwykle nie są poprzedzone analizą logiczną i nie ma potrzeby wymagać argumentacji. Decyzje podejmowane pod wpływem uczuciowości są często trafniejsze od logicznej oceny, tym bardziej że niemożliwe jest ujęcie w ramy logicznej argumentacji wszystkich działań psychicznych. Natomiast wszelkie ważniejsze decyzje powinny być podejmowane wspólnie, wówczas nie zabraknie ani elementu spontaniczno-uczuciowego, ani logiczno-rozumowego.

Uczuciowość dominująca w psychice kobiety zakłada w niej bogate „życie wewnętrzne” (w sensie psychicznym), większą wrażliwość na sztukę, kolorystykę, obrazy, kwiaty, piękno. Panowie powinni pamiętać, że kwiaty dla kobiety mają inny, wymowniejszy; głębszy wymiar i znaczenie niż dla nich. Zatem warto czasem – także bez okazji – wręczyć żonie kwiaty.

Charakterystyczną cechą psychiki kobiecej jest dar wyczuwania nastrojów u drugiej osoby, co pomaga w podjęciu decyzji, np. czy sprawę omawiać natychmiast, czy pozostawić jej rozwiązanie na czas późniejszy. Wydaje się, że nastrój panujący w małżeństwie w znacznej mierze zależy od reakcji kobiety. Mężczyzna – jak już wspomniano wcześniej – ma psychikę nieskomplikowaną. Reaguje na zasadzie prostej: akcja – reakcja. Agresja czy napastliwość ze strony żony powoduje podobną reakcję męża. Wyczucie właściwego momentu, w którym należy daną sprawę omówić czy wyjaśnić jest cechą niezwykle cenną i pomocną dla osiągnięcia oczekiwanego celu. Kobieca intuicja poparta rozwagą jest tu niezastąpiona.

Bardzo ważny jest również sposób prowadzenia rozmowy, a szczególnie zwracanie uwagi na pewne błędy czy uchybienia drugiej osoby. Trzeba pamiętać, że człowiek atakowany będzie się zawsze bronił, bez względu na racjonalność swoich argumentów. Prowadzenie rozmowy w stylu: „bo ty” z góry skazane jest na niepowodzenie, ponieważ jest to atak, a nie rozmowa, atak który uruchamia postawę obronną. Mówiąc o sobie np. „jest mi przykro z powodu…..” (i tu wskazać powód, którym może być np. zachowanie współmałżonka) nikogo się nie oskarża, mówi się o sobie, o swoich nastrojach, a osiąga się zdecydowanie lepszy efekt.

Problem dialogu w małżeństwie jest tematem bardzo istotnym, wymagającym szerszego omówienia, stąd też do tego zagadnienia wrócimy w jednym z następnych numerów „Katechety”.

Kobieta dostrzega więcej szczegółów, ale grozi jej rozproszenie w drobiazgach, ma trudności z uporządkowaniem i opanowaniem tego, co chce powiedzieć, przekazać, napisać. Trudność sprawia kobiecie ogarnięcie jakiegoś większego obszaru zagadnień (np. duży zakład, wielka budowa), natomiast w zajęciach gdzie potrzebna jest cierpliwość, dokładność i precyzja jest niezastąpiona.

Mężczyznę charakteryzuje natomiast rozumowanie stopniowe, pozbawione skrótów myślowych a praca umysłowa wymaga skupienia. Mężczyźni przejawiają skłonność do myślenia abstrakcyjnego i częstego teoretyzowania. Potrafią emocjonować się teoriami ogólnymi bez wyraźnej, określonej w danej chwili przydatności (chyba dlatego tylu wynalazców to mężczyźni). Potrafią całkowicie oddać się jakiejś sprawie, teorii, ideologii. Chcą zmieniać świat. Trafny jest aforyzm: „Sercem mężczyzny są sprawy świata, a światem kobiety są sprawy jej serca”. Istotnie „sprawy serca” są dla kobiety najważniejsze.

To właśnie kobieta – „łatwiej” niż mężczyzna – potrafi porzucić swój dom rodzinny, dotychczasowe życie i podążyć za głosem serca. To kobieta zostaje częściej i bardziej zraniona uczuciowo. To kobieta bardziej niż mężczyzna odczuwa ból rozstania czy porzucenia.

Kobieta nie chce zmieniać świata. Jej zainteresowania są bardziej „skromne”. Lubi tematykę dotyczącą ludzi, ludzkich spraw, ich niepokojów i radości; niekiedy przejawia nadmierną ciekawość cudzych spraw i chęć podzielenia się nimi. Psychika kobiety powoduje, że trudniej jej być dyskretną, źle znosi samotność, ciągle odczuwa potrzebę okazywania uczuć i doznawania dowodów sympatii, zapewnień o miłości, czuje też potrzebę komunikowania o swoich przeżyciach (co jest wyraźnie zauważalne już u młodych dziewczyn). Mężczyzna jest bardziej powściągliwy w okazywaniu uczuć. Nie lubi się z nimi obnosić a nawet ich ujawniać. Unika wszystkiego co mogłoby świadczyć o jego uczuciowości. Panuje powszechnie błędne przekonanie, że uczuciowość i jej okazywanie jest „niemęskie”, że mężczyźnie „nie wypada” być uczuciowym czy okazywać uczucie. Jest to podejście pozbawione sensu i realności, tworzące „wzór” mężczyzny „twardziela”, bez wrażliwości, własnych przeżyć czy uczuciowości. Taki kaleki wzór lansują (także „upośledzone”) media. Bo czy mężczyzna nie ma prawa mówić o tym, co mu leży na sercu, ma to tłumić i udawać, że go nie obchodzi? Bezsens. To, że mężczyzna jest mocno osadzony w realiach nie pozbawia go całkowicie uczuciowości, wrażliwości, delikatności i czułości, chociaż czasem trudno to z niego wydobyć.

Różnice  w  działaniu

Różnice występujące między mężczyzną i kobietą w działaniu są równie ważne – jeżeli nie ważniejsze – jak różnice w „modelu psychicznym”, ponieważ w tym „działaniu” małżonkowie się codziennie spotykają.

Działania mężczyzny dyktowane są przez rozum. Nawet wola jest pod panowaniem rozumu. W działaniu mężczyzny najwyraźniej widać dominującą rolę realizmu, logiki, rozumu. Mężczyzna działa na zasadzie: plan – logiczna koordynacja wysiłku – szukanie najbardziej skutecznych metod działania – po drodze likwidacja występujących trudności – osiągnięcie celu.

Działania kobiety dyktuje uczuciowość, to ona jest dominującym elementem psychiki. Uczuciowość stwarza pewną „swobodę” psychiki, czyli psychikę trudniejszą do opanowania czy pokierowania. Kobieta zazwyczaj łatwo ulega nastrojom, charakteryzuje się mniejszą stałością postanowień i mniejszym zdecydowaniem. Cechy te są w życiu małżeńskim dostrzegane przez męża, ale najczęściej nie zrozumiane, dlatego mogą prowadzić do nieporozumień. Dla przykładu, jeżeli żona dokona jakiegoś postanowienia (np. codzienna gimnastyka) i zwierzy się z tego mężowi, to bez względu na wagę tego postanowienia, on – jeżeli decyzję zaakceptuje – będzie pilnował realizacji. W momencie kiedy jej to postanowienie minie i potraktuje to normalnie czyli zrezygnuje, mąż nie potrafi tego zrozumieć, bo „gdybym ja sobie coś postanowił, to…”. No właśnie, gdyby on sobie coś postanowił, to „punktem honoru”, „ambicją” byłoby dotrzymanie tego postanowienia, nawet dużym kosztem, nieadekwatnym do wagi postanowienia. Inna sprawa, że „rozumowe” działanie mężczyzny skutecznie chroni przed spontanicznym podejmowaniem mało istotnych i trudnych do dłuższej realizacji postanowień.

Druga cecha – brak zdecydowania u żon jest często dostrzegana przez mężów przy okazji towarzyszenia im w zakupie „czegoś”, co sobie wymyśliły czy wymarzyły („…bo wiesz, to jest teraz takie modne…”). A to „coś” – jak wykazuje doświadczenie – wcale nie tak łatwo dostać. Kiedy w końcu udaje się trafić na ów przedmiot poszukiwań, często z ust żony padają słowa: „Nie wiem czy mam to kupić?” Takie postawienie sprawy budzi uzasadnione zdziwienie męża, tym bardziej, że on się na tym nie zna, o czym żona doskonale wie. Mąż – przewidując możliwość dalszych poszukiwań, najczęściej zachęca żonę do dokonania zakupu i zakończenia wędrówek po sklepach. Powyższy obraz jest charakterystyczny, chociaż mogą się też zdarzyć sytuacje inne. Są panie zdecydowane, nie oczekujące zdania męża, są panowie lubiący w celu dokonania zakupów przemierzać miasto, ale to jest mniejszość, a zgodnie z przyjętą na wstępie zasadą omawiamy cechy właściwe dla zdecydowanej większości.

Z przedstawionej scenki wyłania się najważniejsze zadanie męża w małżeństwie. Mąż powinien być dla żony wsparciem.Chwiejna, niestabilna psychika kobieca, tak podatna na nastroje musi mieć silne oparcie, zbudowane na realnych przesłankach, spokoju i opanowaniu. Tym oparciem winien być mąż. Kobieta, która nie ma w mężu wsparcia, nie będzie w małżeństwie szczęśliwa.

Mężczyzna potrafi angażować się w pracę dotyczącą problemów ogólnych, nie osobistych. Natomiast kobieta chętniej podejmuje prace dla konkretnego adresata. Znane są przypadki heroicznych działań kobiet opiekujących się nieuleczalnie chorymi, upośledzonymi, umierającymi. Ale i w życiu codziennym osobistym, niekiedy zawodowym, a szczególnie rodzinnym troska o innych jest bardzo wyraźna. Konkretny człowiek potrzebujący pomocy jest dla kobiety wystarczającą motywacją i wyzwaniem. Różnice między kobietą i mężczyzną w podejmowanych pracach trafnie przedstawia aforyzm: „Mężczyzna chce być w życiu kimś, kobieta – kimś dla kogoś”.

Mężczyzna źle znosi zajęcia o małej (jego zdaniem) przydatności, nie wymagające wysiłku umysłowego czy fizycznego. Do takich zajęć można zaliczyć prace związane z prowadzeniem domu i stąd zapewne niechęć większości panów do ich podejmowania. Kobieta nie lubi cięższych i długotrwałych prac. Woli zajęcia lżejsze i bardziej urozmaicone, woli kilka prac mniejszych i lżejszych, niż jedną długą i intensywną.

Mężczyzna działa w skupieniu, wyłącza się na bodźce uboczne, zewnętrzne. Żona musi być świadoma, że ewentualne uwagi przekazywane mężowi w momencie, gdy jest czymś intensywnie zajęty, zaabsorbowany nie są przez niego absolutnie rejestrowane (mimo przytakiwania), czyli inaczej mówiąc „nie docierają”.

Kobietę natomiast cechuje duża podzielność uwagi, umożliwiająca wykonywanie i kontrolowanie kilku czynności jednocześnie. Jest to cecha ułatwiająca kobiecie sprawne wykonywanie wielu zadań, jakie składają się na tzw. prowadzenie domu. Mężczyzna przed rozpoczęciem jakiejś pracy (np. remontu w domu) musi ją „przemyśleć”. Dotyczy to materiałów, narzędzi, technologii wykonania i efektów pracy. Kobieta – żona nieświadoma takiego podejścia męża do konkretnego zajęcia często traktuje owo „przygotowanie” jako ociąganie się z podjęciem tej pracy, co ją irytuje. Ona łatwo rozpoczyna pracę, bez analiz, reaguje spontaniczni. Natomiast mężczyzna ma trudności w szybkim przerzucaniu się od zajęcia do zajęcia.

Mężczyzna intensywnie działa i intensywnie wypoczywa. Cechą charakterystyczną większości mężczyzn jest duże zaangażowanie emocjonalne w pracę zawodową, powodujące znaczne zmęczenie. Natomiast większość kobiet traktuje pracę zawodową „normalnie” jako jeszcze jedno, kolejne zadanie do wykonania. Mężczyzna szybko wypoczywa – niekiedy 15-20 minut snu niweluje zmęczenie i pozwala odzyskać dobrą formę fizyczną i psychiczną. Natomiast kobieta odpoczywa krótko i „powierzchownie”; trudno jest jej odpocząć jeżeli w zasięgu wzroku jest coś do zrobienia (a w domu najczęściej jest), do odpoczynku musi mieć czas i warunki. Krótki sen (w ciągu dnia) bardziej „rozbija” kobietę niż pozwala odpocząć. Kobieta źle znosi dłuższą bezczynność i bardzo źle – znacznie gorzej niż mężczyzna – samotność.

Na marginesie rozważań o różnicach w psychice i działaniu między mężczyzną i kobietą, pojawiło się pytanie, czy większa i powszechniejsza (w porównaniu z mężczyzną) religijność kobiet jest następstwem ich cech wewnętrznych, psychicznych czy też realiów życia. Pozornie wydaje się, że uczuciowość i wrażliwość w sposób oczywisty predysponują i popychają kobiety w kierunku pobożności, religijności, powierzenia się Bogu.

Z pewnością ma to znaczenie, ale głębsza analiza zagadnienia każe szukać podstawowych motywacji w charakterze i sposobie codziennego życia kobiety. Życie kobiety w większości składa się z prostych, ale ciągłych i koniecznych zajęć. Nie ma ona ambicji „zmieniania świata” jak to ma miejsce u mężczyzn, a z pokornym realizmem przyjmuje przypisane jej zadania. W hierarchii spraw, najważniejsze miejsce ma miłość i potrzeby najbliższych.

Kobieta skrępowana realiami życia dostrzega i doświadcza ograniczoności i niewystarczalności. Ta niewystarczalność dotyczy także spraw dla niej najważniejszych. Na początku życia małżeńskiego wydawało się, że miłość wszystko załatwi i za wszystko wystarczy. Z biegiem czasu życie weryfikuje taką nadzieję. Ponadto nieporozumienia i niezrozumienie będące, m. in. wynikiem różnic między mężczyzną i kobietą przekonują ją, że nawet człowiekowi najlepszemu, ukochanemu, wybranemu nie zawsze można powierzyć wszystko. Dlatego zaangażowanie kobiety w życie wewnętrzne, religijność, „szukanie” Boga pojawia się w momencie uświadomienia sobie, że realny kształt miłości ludzkiej mimo wszystko jest ograniczony i niewystarczalny. Wtedy pojawia się ogromna potrzeba bezgranicznego zaufania, oddania i zawierzenia wszystkiego Bogu. a także ciągłego czerpania pomocy ze wzorca miłości: miłości Boga ku ludziom.

Różnice  w  przeżywaniu  swojej  wartości

Każdy człowiek inaczej przeżywa swoją wartość. Przeżywanie poczucia własnej wartości jest zwróceniem uwagi na te cechy, z którymi to poczucie jest najbardziej uczuciowo sprzężone.

Poczucie własnej wartości jest trwałym przeżyciem w dorosłym życiu człowieka, jest źródłem podstawowego nastroju i tzw. dobrego samopoczucia psychicznego.

Od niego też zależą zainteresowania i – co najważniejsze – stosunek do innych ludzi: otwarty, szczery, skierowany ku innym lub zamknięty, izolujący się.

Inaczej przeżywa swoją wartość kobieta, a inaczej mężczyzna. Kobieta najczęściej przeżywa swoją wartość w kategoriach estetycznych: dobra i piękna. Kobieta młoda pragnie być przede wszystkim piękna. Jeśli posiada świadomość wyraźnej urody, skłonna jest widzieć w niej główną swoją wartość. Wkłada ona znaczny wysiłek w zaakcentowanie walorów, które posiada i chętnie przyjmuje komplementy odnoszące się do nich. Wiele kobiet (oprócz dbałości o wygląd) za swoje istotne wartości uważa: „rozdawanie dobra” wokół siebie, starania o estetykę otoczenia, wystrój mieszkania, warunki do odpoczynku itp. Kobiety przeżywają swoją wartość również w kategoriach moralnych, zwracają większą uwagę na elementy etyczne i estetyczne, szczególnie w dziedzinie obyczajowości.

Zdziwienie mężów (a czasami podejrzliwość) budzi zakres i skala starań żon o wygląd czy ubiór. Wystarczy wymienić podejście do wymogów mody, częste wizyty u fryzjera, codzienny staranny makijaż, częste zmiany garderoby itd. Zdziwienie mężów jest spowodowane tym, że dla większości z nich te sprawy nie są aż tak ważne. Charakterystyczne dla kobiety pragnienie częstych zmian części garderoby pociąga za sobą konieczność dokonywania zakupów z większą częstotliwością, a tym samym przeznaczania większej sumy na ubiór – co z oczywistych powodów irytuje męża. Ta sprawa powodująca wiele nieporozumień w małżeństwie musi być rozwiązana kompromisowo. Kobieta, mając świadomość niemodnego czy niestosownego ubioru, będzie czuła się nieszczęśliwa. Żaden mąż nie chciałby tego. Ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że istnieje wiele innych potrzeb, ważniejszych niż ciągłe zakupy nowych „ciuszków”, które i tak są tylko dodatkiem do tego co najcenniejsze – osoby. Nadmierne zainteresowanie własnym ubiorem czy wyglądem nie tylko nie podnosi wartości kobiety, a niekiedy wręcz odwrotnie – świadczy o próżności.

Chęć i pragnienie częstych zmian przejawia kobieta nie tylko w odniesieniu do elementów garderoby, ale także np. wystroju mieszkania, niekiedy z przemeblowaniem włącznie. Na takie propozycje żony, mąż musi być zawsze przygotowany; pozwoli mu to uniknąć zbyt dużego stresu, gdy taka sytuacja zaistnieje.

Mężczyzna przeżywa swoją wartość w kategoriach siły intelektualnej, umiejętności, ale także sprawności fizycznej, kompetencji zawodowych, pozycji materialnej czy społecznej. Na tych płaszczyznach realizuje się i tu oczekuje uznania. Uroda nie ma dla mężczyzny większego znaczenia, o ile nie przeszkadza w realizacji powyższych celów.

Współczesny człowiek otoczony mnóstwem urządzeń jest narażony na konieczność dokonywania napraw, usuwania awarii czy przeprowadzania niewielkich remontów. Dla wielu mężów (w początkowym okresie małżeństwa), wystąpienie takiej konieczności jest często zaskoczeniem i szczególnym wyzwaniem, jako że przyjęło się uważać, iż to jest jego zadanie. Zaskoczenie wynika najczęściej z faktu, że sprawy najróżniejszych potrzeb związanych z utrzymaniem rodzinnego domu były w zasadzie zadaniem rodziców, a zatem znajdowały się jakoby poza zasięgiem zainteresowania nawet dorosłych dzieci. Teraz sytuacja jest inna. Dla mężczyzny podejmowanie pracy, do której nie ma przygotowania, na której się nie zna jest poważnym stresem obciążonym dodatkowo brakiem pewności, czy działanie to zakończy się powodzeniem. Jeżeli mimo wysiłków nie osiągnie się oczekiwanego skutku, mężczyzna zazwyczaj przeżywa to (zupełnie bezzasadnie) jako osobistą, poważną porażkę. W takich sytuacjach ewentualne – nawet żartobliwe – komentarze żony o braku umiejętności czy znajomości rzeczy są niedopuszczalne, bo bolesne dla męża, a ponadto mogą spowodować, że on nigdy nie podejmie żadnych działań, jeżeli nie będzie miał pewności co do pozytywnego efektu. Inaczej mówiąc, będzie robił tylko to, na czym się zna, co wie, że zrobi dobrze. Ucieczka od innych zajęć będzie spowodowana strachem przed ironiczną oceną jego umiejętności przez żonę. Żona powinna raczej zachęcać męża do podejmowania prób i zadań zupełnie nowych, nieznanych, jednocześnie bagatelizując i usprawiedliwiając ewentualne niepowodzenia. Natomiast zawsze trzeba doceniać dobre chęci i wysiłki oraz koniecznie pochwalić i wyrazić uznanie, jeśli są ku temu powody.

Obydwoje, zarówno kobieta, jak i mężczyzna oczekują uznania. Każdy pragnie uznania właśnie tych cech, z którymi najbardziej jest związane poczucie własnej wartości.

Kobieta pragnie, aby jej starania zarówno o wygląd, jak i o estetykę mieszkania, posiłków itd. były zauważane i doceniane szczególnie przez świat mężczyzn. Wkłada wiele wysiłku w ukazanie i podkreślenie tego, co jest dla niej wartościowe, co stanowi o jej poczuciu własnej wartości. Kobieta oczekuje akceptacji i uznania szczególnie ze strony najbliższych. I tu uwidacznia się ogromna rola i pole działania dla męża. Można śmiało powiedzieć, że „obowiązkiem” męża jest dostrzeganie podejmowanych starań żony i wyrażenie podziwu, uznania. Właśnie wyrażenie tego w sposób jasny i prosty jest tak bardzo istotne dla kobiety. Niedopuszczalną sprawą jest dokonywanie przez męża niekorzystnych porównań.

Mężczyzna natomiast oczekuje uznania jego umiejętności organizacyjnych, starań o zabezpieczenie materialne rodziny, osiągniętej pozycji społecznej czy sukcesów zawodowych. Domaga się wiary w jego możliwości. Wiele kobiet nie zdaje sobie sprawy, ile energii i chęci do działania wyzwala w mężu nawet „skromna” pochwała żony. Jeżeli jakieś wykonane zadanie znajdzie uznanie w oczach żony i da ona temu wyraz, to starania jego, aby zrobić więcej i lepiej, potrafią ją zadziwić. Pochwałę żony dla działań męża można przyrównać do szybkiego naładowania „akumulatorka”, który wystarcza na długo.

  1. PIERWSZY  OKRES  MAŁŻEŃSTWA
  2. 2.  NIESPEŁNIONE  OCZEKIWANIA

Stan emocjonalny, jakiego człowiek doznaje, ilekroć zawiedzione zostają jego oczekiwania, nazywa się frustracją. Inaczej mówiąc, jest to przeżywanie sytuacji, w której żywione uprzednio oczekiwania stają się niemożliwe do spełnienia. Następstwem frustracji są stany wzmożonej agresji, skierowanej przeciwko sobie samemu, przeciwko najbliższym, rodzinie, współpracownikom, społeczeństwu, całemu światu, a nawet przeciwko Bogu. Człowiek szuka wokół siebie winnych. Nie zauważa, że źródłem frustracji są jego nie spełnione oczekiwania, często wyidealizowane, wymarzone, trudne lub niemożliwe do spełnienia przez drugiego człowieka (np. współmałżonka), wręcz przekraczające jego możliwości.

Frustracje w małżeństwie nie są zjawiskiem rzadkim. Każdy człowiek wchodzący w życie małżeńskie wnosi jakieś oczekiwania związane zarówno z samym małżeństwem, jak i z osobą współmałżonka. W marzeniach o życiu małżeńskim często tworzy się scenariusz oczekiwanych sytuacji, które choć teoretycznie możliwe, w praktyce jednak nie występują. Z czasem te marzenia mogą stać się „koncertem życzeń”. Nie dostrzega się braku możliwości ich spełnienia. Bywa, że charakter i poziom oczekiwań uniemożliwia ich spełnienie i wtedy „ofiarą” pretensji staje się współmałżonek, którego obarcza się winą za nie spełnione pragnienia.

Nie zauważa się, że druga osoba być może przejawia dużo dobrej woli i chce spełnić oczekiwania, one jednak go przerastają. Poprzeczka została ustawiona stanowczo za wysoko, bez uwzględnienia możliwości, bez uwzględnienia słabości drugiego człowieka. Właśnie słabości, bo w oczekiwaniach najczęściej nie uwzględnia się tego, że poślubia się człowieka takiego jakim jest, ma każdy z nas. Toteż powodem niespełnionych oczekiwań nie jest współmałżonek czy jakakolwiek inna osoba, ale sameoczekiwania, ich zbyt wysoki poziom lub nierealność.

Frustracja rodzi agresję przejawiającą się najczęściej w dwóch odmianach: utajonej i otwartej.

Stany otwartej agresji nie wymagają komentarza. Ich wpływ na atmosferę w małżeństwie jest oczywisty. Wywołują sytuacje zauważalne (również dla otoczenia) i może dlatego w piśmiennictwie poświęca się sporo uwagi konfliktom małżeńskim. Natomiast agresja utajona jest jakoby niezauważalna i pomijana.

Agresja utajona najczęściej przybiera formę obojętności. Zdaniem niektórych specjalistów jest ona jedną z przyczyn obojętności seksualnej, która występuje u ponad połowy kobiet żyjących w małżeństwie. Nie ma potrzeby przekonywać, że unikanie współżycia małżeńskiego, mającego również znaczenie jednoczące, jest świadomym rozluźnianiem więzi między małżonkami.

Innym przejawem agresji utajonej są tak zwane „ciche dni”, całkiem niesłusznie bagatelizowane. Są one „początkiem końca dobrego małżeństwa”, a można zaryzykować stwierdzenie, że są bardziej niebezpieczne dla trwałości małżeństwa niż „głośne dni”. Ponieważ rozmawia się (chociaż głośno), to zawsze istnieje możliwość przekazania swoich uwag czy pretensji, a zatem i szansa ich zauważenia i uwzględnienia. Natomiast kiedy przestaje się mówić, tej możliwości już nie ma i tym samym ogranicza się, czy wręcz likwiduje, możliwość porozumienia.

Przed kilku laty słyszałem bardzo trafne powiedzenie: „Lepiej gdy w małżeństwie słychać brzęk tłuczonych talerzy niż brzęk przelatującej muchy”. Jeżeli powiedzenie to straciło na aktualności, to tylko w kwestii braku efektu tłuczonych talerzy, które coraz częściej wykonuje się jako nietłukące.

Frustracja jest zjawiskiem, które bez wątpienia wpływa na zły stan psychiczny człowieka, na negatywne samopoczucie. Każdy z nas zapewne przeżył kiedyś taką sytuację, kiedy zaplanowane i oczekiwane wyjście, zajęcie czy wyjazd z pewnych względów nie mogły być zrealizowane. Pozostaje wtedy na długo zawód, smutek, żal i zniechęcenie, a często pretensje do rzeczywistych czy wymyślonych „sprawców” tej sytuacji.

Frustracje w małżeństwie są wynikiem niespełnionych oczekiwań związanych z:

  • modelem małżeństwa,
  • osobą współmałżonka,
  • współżyciem małżeńskim.

Oczekiwania  związane  z  modelem  małżeństwa

Kiedyś istniał jednolity, akceptowany społecznie model małżeństwa. Istniały niemal jednakowe poglądy na role i obowiązki męża i żony, a także na wychowanie dzieci. Od młodych lat przygotowywano chłopców i dziewczynki do przyszłych ról w małżeństwie. Wiadomo było, czego w małżeństwie można oczekiwać.

Obecnie sytuacja jest zupełnie inna. Nie ma jednolitego modelu małżeństwa. Małżeństwo będzie takim, jakim je uczynią młodzi. Toteż oczekiwania odgrywają tu znaczną rolę. Często bywa, że małżonkowie mają różne oczekiwania związane z małżeństwem.

Z przeprowadzonych przed kilku laty wśród młodych ludzi ankiet wynika, że zdecydowana większość dziewczyn wyobraża sobie i oczekuje w małżeństwie relacji o typie partnerskim, w którym „wszystko będziemy robili razem, sprzątanie, gotowanie, pranie, o dom będziemy się razem troszczyć”. Natomiast znaczna część chłopaków widzi w małżeństwie przedłużenie domu rodzinnego, w którym ktoś musi prać, sprzątać i gotować. Ktoś o ten dom musi się zatroszczyć. Może tą osobą w domu rodzinnym była mama, a teraz…

Ta różnica oczekiwań – pozornie niewielka – może powodować już na wstępie małżeństwa pewien zawód (często niewypowiedziany, a nawet nieuświadomiony). Inne frustracje jakie niesie życie, nakładane na tę pierwotną, mogą stopniowo prowadzić do poważnych konfliktów.

Oczekiwania  związane  z  osobą  współmałżonka

Oczekiwania dużej części kobiet związane z małżeństwem zamykają się w słowach: „(…) będę miała męża, dom, dzieci, urządzę sobie życie…”. W tych oczekiwaniach mąż to ktoś, kto ma pomóc „ułożyć sobie życie”. Rola męża jest tu ściśle (chociaż nie otwarcie) określona. Ponieważ „kochany” do tych oczekiwań pasuje, należy zadbać o to, by go „mieć”, godząc się nawet na podjęcie rozmaitych „świadczeń” ze współżyciem włącznie. Z przeprowadzonych badań ankietowych wynika, że aż 90% kobiet współżyjących przed ślubem żywiło nadzieję, że współżycie to pozwoli jej zdobyć lub utrzymać chłopaka.

Niekiedy motywem podjęcia decyzji o zawarciu związku małżeńskiego jest poczęcie dziecka. Temat ten związany z pytaniem „brać ślub czy nie” – budzi wiele kontrowersji i powoduje burzliwe dyskusje podczas spotkań ze starszą młodzieżą.

Wśród dyskutantów przeważa pogląd, że poczęcie dziecka stanowi dostateczny, a nawet bezdyskusyjny powód i uzasadnienie do zawarcia związku małżeńskiego, nawet gdyby jedno z nich (częściej chłopak) nie miało na to ochoty. Na pierwszy plan wysuwa się względy natury „humanitarnej”. Według tych opinii zostawienie dziewczyny z dzieckiem jest „niedopuszczalne, niemęskie a nawet chamskie”. Podkreślają też, że w potocznej mowie funkcjonuje powiedzenie „musieli się żenić” i tak prawdę powiedziawszy nikogo to nie dziwi, a staje się prawie normą.

Zwykle pytam tych ludzi jak owo „musieli się żenić” wygląda w kontekście pytania kapłana podczas zawierania sakramentalnego związku małżeńskiego: „Czy chcecie… bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?” i ich odpowiedzią: „Chcemy”. Zatem był przymus czy go nie było? Decyzja była wynikiem przymusu czy dobrowolna „bez żadnego przymusu”? Najczęstszą odpowiedzią jest konsternacja dyskutantów.

Trzeba jasno powiedzieć: Nie ma żadnego prawa kanonicznego ani cywilnego, pisanego czy ustnego „zmuszającego” rodziców poczętego dziecka do związania się sakramentalnym małżeństwem. Oczywistym i podstawowym obowiązkiem ojca tego dziecka jest zapewnienie dziecku – i w odpowiednim wymiarze także matce dziecka – godziwych warunków do życia. To jest normalną konsekwencją poczęcia, ale sprawa sakramentu małżeństwa nie jest z tym czynem ściśle związana. Należy ubolewać, że nastąpiło takie „odwrócenie kolejności”, ale nie można do tej sytuacji, która już jest dużą trudnością dokładać drugiej, bardziej brzemiennej w skutki trudności, a taką jest małżeństwo „z przymusu”.

Bywa, że dochodzi do poczęcia dziecka przez narzeczonych, ludzi którzy planowali zawarcie związku małżeńskiego w niedalekiej przyszłości. To też nie jest dobre ani normalne, ale w tej sytuacji przyspieszenie terminu ślubu jest rozsądnym wyjściem, możliwym do przyjęcia bez zbędnych komentarzy. Natomiast, jeżeli przed poczęciem dziecka nie było mowy o zawarciu związku małżeńskiego, to z taką decyzją należałoby poczekać aż do urodzenia dziecka. Ma to swoje logiczne uzasadnienie:

Decyzja młodych ludzi o zawarciu związku małżeńskiego (ponieważ poczęło się dziecko) nie jest w tej sytuacji żadną „decyzją”, a próbą usankcjonowania nieodpowiedzialnego czynu poważną przysięgą.

Nie jest wskazane, aby kobieta szczególnie w początkowym okresie ciąży przeżywała stresy, trudności i kłopoty związane z formalnościami ślubnymi i organizacją uroczystości weselnych. Zawsze jest to związane z wysiłkiem zarówno psychicznym, jak i fizycznym a to ma niewątpliwie negatywny wpływ także na przebieg ciąży i rozwój dziecka.

Praktyka dowodzi, że tego typu „decyzje” podejmują ludzie młodzi (niekiedy tak młodzi, że konieczny jest udział rodziców). Młody wiek nie sprzyja podejmowaniu poważnych, odpowiedzialnych decyzji na całe życie.

„Przymus” zawarcia związku małżeńskiego w świadomości młodych mężczyzn wyzwala reakcję „buntu” i tym samym osłabia poczucie odpowiedzialności, a stąd łatwa droga do opuszczenia rodziny.

Jeżeli ów mąż okaże się człowiekiem nieodpowiedzialnym, to istnieje duże prawdopodobieństwo ucieczki przed odpowiedzialnością, czyli porzucenia żony i dziecka. W tym wypadku kobieta i tak zostaje „samotnie wychowującą dziecko”, tyle że w świetle prawa Bożego oraz formalnie jest żoną (chociaż mąż jest praktycznie nieobecny). Nawet jeżeli ta kobieta spotka w swoim życiu odpowiedzialnego mężczyznę, który przyjąłby ją i dziecko – nie mogą zostać małżeństwem, ponieważ ona jest żoną, a ślubowała… do końca, czyli śmierci jednego z nich.

Tak „młoda” i szybko założona rodzina, często bez odpowiednich warunków mieszkaniowych, a bywa że i bez środków na utrzymanie, nie rokuje nadziei na prawidłowy rozwój; wręcz odwrotnie.

Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest oczekiwanie na urodzenie dziecka i poznawanie się bliżej. Decyzja o ewentualnym wspólnym życiu może dojrzewać. Dziecko może stać się „elementem” prawdziwie łączącym ich i wtedy – po podjęciu autentycznej decyzji (a także powrocie organizmu kobiety do pełni sił fizycznych i psychicznych) – można zawrzeć związek małżeński i stać się prawdziwą, pełną i odpowiedzialną rodziną.

Reasumując, należy stwierdzić, że poczęcie dziecka przyspieszające tylko termin ślubu i ewentualnie zmieniające plany ludzi wcześniej zdecydowanych na zawarcie związku małżeńskiego nie stanowi dla tych ludzi (i dziecka) jakiegoś dramatu czy poważnych trudności. Natomiast w sytuacji, gdy poczęcie dziecka staje się pierwszym i jedynym argumentem do zawarcia związku małżeńskiego, zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że „decyzja” ta będzie chybiona, a szanse przetrwania małżeństwa nikłe (co potwierdza życie).

Dalej idącym wnioskiem, wynikającym z powyższych rozważań, jest stwierdzenie, że na skalę czy charakter trudności znaczący wpływ mają warunki, w jakich zrodziła się decyzja o zawarciu związku małżeńskiego. Warunkiem podstawowym i zasadniczym winna być wzajemna miłość. Ale wiadomo, że często jest inaczej. Bywa, że motywacją do zawarcia związku małżeńskiego stają się:

  • chęć usamodzielnienia się,
  • obawa przed samotnością,
  • miłość jednostronna,
  • chęć zmiany środowiska,
  • „nie wypada się wycofać”,
  • pożądanie (wybitna akceptacja walorów fizycznych),
  • sugestie lub nacisk rodziny,
  • możliwość zdobycia (powiększenia) zasobów materialnych.

Jest oczywiste, że warunków, w jakich nastąpiła decyzja o zawarciu małżeństwa zmienić nie można, bo ona (decyzja) już miała miejsce. Chodzi raczej o to, aby mieć świadomość, że jeżeli czynnikiem decydującym był któryś z wymienionych czy podobnych warunków, to należy liczyć się z możliwością poważniejszych trudności szczególnie jeśli zabraknie warunku najważniejszego – miłości. Natomiast nie mogąc zmienić przyczyn tych trudności, przynajmniej należy łagodzić ich skutki.

Oczekiwania  związane  ze  współżyciem

Znaczna część mężczyzn oczekuje, że małżeństwo rozwiąże czy ustawi w jakiś niekonfliktowy sposób problemy seksualne. I to oczekiwanie jest złudne. Ciągła bliskość małżonków powoduje naturalną dążność do współżycia, a zatem większą trudność rezygnacji z kontaktów małżeńskich, gdy jest to konieczne. Małżeństwo nie tylko nie rozwiązuje problemów, ale można stwierdzić, że rodzi nowe trudności związane z koniecznością kierowania swoją płodnością i rezygnacją ze współżycia w określonych sytuacjach (np. niedyspozycja, regulacja poczęć).

Współżycie małżeńskie samo z siebie też może powodować znaczne trudności, przy czym nie dotyczą one – jak mogłoby się wydawać – praktycznej realizacji współżycia w małżeństwie, ile różnic w aktywności przed i po ślubie. Zatem trudności te dotyczą tych małżonków, którzy podejmowali współżycie przed ślubem.

Ma to swoje uzasadnienie biologiczne. W normalnie rozwijającej się psychice kobiecej istnieje ogromna potrzeba i pragnienie czułości, opieki, poczucia bezpieczeństwa, bliskości. Nie ma natomiast potrzeby realizacji (praktycznej) współżycia. Te pragnienia zaspokajane w różnoraki sposób (bez udziału współżycia) potrafią kobietę w pełni usatysfakcjonować.

Każda kobieta posiada zakodowany w sobie pewien mechanizm obronny, którym jest lęk przed współżyciem. Akt płciowy dokonuje się w niej, ona niejako udostępnia swoje „terytorium”, zawsze bierze pod uwagę możliwość poczęcia dziecka (nawet przy antykoncepcji – zawodność), ciąży i porodu. Ponadto współżycie przedmałżeńskie nie gwarantuje pełnego komfortu psychicznego tak niezbędnego dla psychiki kobiety, dla właściwego przeżycia zbliżenia. Współżycie to zawsze niesie w sobie konflikt z sumieniem, często z przyjętymi zasadami, a także obawę przed poczęciem dziecka.

Kobieta wie natomiast (albo się dowiaduje), że dla mężczyzny współżycie odgrywa znacznie większą rolę niż dla niej. Mężczyzna domaga się w sposób bezpośredni lub pośredni współżycia, namawia, przekonuje lub też daje znać, że mu na tym bardzo zależy. Kobieta – mimo że to nie wynika z jej naturalnych potrzeb – nie chcąc chłopaka zrazić lub utracić, zgadza się na podjęcie współżycia. Powstaje więc mechanizm, który można określić mianem „przymusu sytuacyjnego”. Inaczej mówiąc, sytuacja spowodowała (wymusiła) zgodę kobiety na kontakt fizyczny. Jest to jednak niezgodne z jej naturą.

Sprawia to, że podejmując współżycie przedmałżeńskie, w systemie psychicznym kobiety tworzy się (bez jej udziału i świadomości) sprzeciw natury, której to naturze narzucono działanie wyraźnie jej przeszkadzające. „Wdrukowuje się” informacja, że współżycie jest koniecznością (przymus sytuacyjny), zostaje zakodowany sygnał niechęci psychiki do podejmowania tych działań. Ale jest to niezauważalne, ponieważ dominuje ów „przymus sytuacyjny”, który niejako szczelnie zakrywa wszelkie „przeciwności”.

U mężczyzny tworzy się w tym czasie nawyk nieograniczonego współżycia wtedy, kiedy ma na to ochotę, jako że kobieta z zasady (po podjęciu współżycia przedmałżeńskiego) nie odmawia tych kontaktów przed ślubem.

W takiej atmosferze wchodzą w małżeństwo. Sytuacja ulega nagle radykalnej zmianie: w psychice kobiety ginie ów „przymus sytuacyjny”. Współżycie, będące przywilejem małżeństwa, winno być teraz realizowane w atmosferze pełnego komfortu, natomiast w psychice kobiety pozostał zakodowany wcześniej negatywny sygnał łączący współżycie z niechęcią. Żona ze zdziwieniem zauważa, że pojawia się u niej niechęć do podejmowania kontaktów. Dąży zatem przynajmniej do ograniczenia ich częstotliwości. Natomiast mąż oczekujący, że w małżeństwie współżycie będzie bardziej aktywne, natrafia na mur niechęci ze strony żony, u której pojawia się swoista „oziębłość płciowa”. Do tego dochodzi niekiedy obawa przed nieplanowanym poczęciem dziecka. Sytuacja taka prowadzi do bardzo poważnych konfliktów.

Narzeczeni winni mieć świadomość, że podejmując współżycie przedmałżeńskie – poza poważnym wykroczeniem moralnym – narażają się na kłopoty związane ze współżyciem w małżeństwie.

Przeżywanie  własnej  płciowości

Źródłem głębokiej frustracji w małżeństwie może być niewłaściwe przeżywanie własnej płciowości.

Kobiety. Znaczna część kobiet niechętnie odnosi się do własnej płci, nie akceptuje swojej kobiecości. W zdecydowanej formie niechęć ta występuje u ok. 30% kobiet, a dalszych 20% zaledwie swą płeć toleruje.

Taka postawa frustruje mężczyznę, który chciałby kochać kobietę, w sytuacji kiedy ona nie chce być kobietą. Unika ona lub z trudem podejmuje czynności czy zadania, w których nie można jej zastąpić. Takim zadaniem jest macierzyństwo. Do współżycia podchodzi z niechęcią, podobnie jak do wszystkiego, co charakteryzuje kobiecość.

Kobieta nie znajdująca oparcia i uznania u innych, nie mająca określonego adresata swoich działań – osób, dla których mogłaby się poświęcić, a w małżeństwie – męża i dzieci, nie czuje się spełniona. Ta znana prawda nie pasuje do lansowanego przez media modelu „kobiety wyzwolonej”, „kobiety biznesu”, „kobiety niezależnej” za wszelką cenę chcącej dorównać mężczyznom w osiągnięciach zawodowych lub ich prześcignąć. Ale kobiecie żyjącej według takiego modelu czegoś brakuje. Musi brakować, bo taki właśnie styl życia kobiety jest przeciwny jej naturze, jej potrzebom i oczekiwaniom psychicznym.

Niektóre pisma kobiece podjęły rozpaczliwą kampanię „dowartościowania” tych kobiet, proponując im drogie stroje i kosmetyki, nieustającą troskę o wygląd, figurę i formę, opanowanie sztuki uwodzenia mężczyzn czy… przelotne znajomości. Ale taki styl życia nie daje szczęścia, m.in. dlatego, że uniemożliwia nawiązywanie trwałych kontaktów, co potwierdza życie i co kobiety te zauważają. Wiedzą, że nie są pożądanym przez mężczyzn „modelem” żony, że „wyzwolenie, biznes, niezależność” odstrasza, że mogą liczyć tylko na znajomości okazyjne i niewiążące, a zatem nietrwałe. Naturalne potrzeby kobiety są inne, a natury oszukać się nie da.

Mężczyźni. Mężczyźni w zasadzie akceptują swoją płeć, natomiast często występują tu zaburzenia identyfikacji psychoseksualnej. Dla takiego człowieka, doznania seksualne mogą stać się potrzebą ze względu na pragnienie potwierdzenia swojej męskości przez działania seksualne. Dla wielu mężczyzn męskość mierzy się i ocenia właśnie działalnością seksualną. Postawa „sprawdzania się” zostaje niekiedy wniesiona z doświadczeń wcześniejszych do małżeństwa. Takie podejście mężczyzny do kontaktów małżeńskich bywa powodem frustracji żony, która oczekuje we współżyciu wyrazu miłości, jedności i więzi, a nie doznań. Na pewno nie jest dla niej interesujące służenie za „sprawdzian męskości” swojego męża.

Próby  wyjścia

Co można zrobić, aby opisane wyżej trudności nie spowodowały nawarstwienia się i w konsekwencji konfliktów lub nawet kryzysów w małżeństwie? Czy istnieją jakieś możliwości rozwiązania problemów? Poniżej przedstawiono pewne propozycje mogące ułatwić rozwikłanie zaistniałych problemów.

W zakresie nie spełnionych oczekiwań:

nie „rozliczać” współmałżonka i najbliższych z nie spełnionych oczekiwań, bo to nie jest ich wina,

obniżyć „poprzeczkę” jaką postawiono drugiej osobie w swoich oczekiwaniach; może te wymagania ich przerastają i mimo najlepszych chęci nie potrafią im sprostać,

być tolerancyjnym dla niedoskonałości, słabości i wad współmałżonka, mając świadomość że my też nie jesteśmy ich pozbawieni,

więcej dawać, a mniej oczekiwać; miłość to „dawanie” (czasu, siły, siebie…),

pamiętać, że wchodzi się w małżeństwo z bagażem wieloletnich przyzwyczajeń, które – jak się często mówi – „są drugą naturą człowieka”; do zmiany ich potrzeba sporo czasu, a to wymaga cierpliwości drugiej osoby.

W zakresie akceptacji swojej płci – najważniejszą sprawą jest zaakceptowanie siebie całego takim, jakim się jest; trzeba „pokochać siebie”. Na marginesie tego zagadnienia warto zwrócić uwagę, że dążenie do dorównania modelom telewizyjnym czy gazetowym jest z góry skazane na niepowodzenie. I tak być musi, bo sugerowanie przez media, że prezentowany model czy modelka jest osiągalnym „standardem” jest wielkim oszustwem, jako że taki model jest wybranym spośród setek. Należy stworzyć swój „jedyny, niepowtarzalny” ale osiągalny styl i zaakceptować go, szanując wartości, jakie posiada się i jakie wnosi się w otoczenie.

W zakresie współżycia małżeńskiego – nigdy nie może być ono nastawione na intensywność doznań. Współżycie jest wyrazem miłości, wierności i jedności małżeńskiej, jest „dawaniem” siebie drugiej osobie, jest wyrazem daru z siebie. Z tego jasno wynika, że szukanie we współżyciu przyjemności dla siebie czy innych swoich celów jest sprzeczne z ideą współżycia małżeńskiego, jest działaniem egoistycznym, a zatem przeciwnym miłości.

  1. 3.  TRUDNOŚCI  „ZEWNĘTRZNE”

Tym określeniem objęto trudności, których przyczyny występują niejako poza samymi małżonkami, na które nie mają wpływu albo mają wpływ w niewielkim stopniu.

Dotychczas omawiane trudności zamykały się w obrębie danego małżeństwa; rozwiązanie ich było możliwe przez samych zainteresowanych i zależało w dużej mierze od ich dobrej woli.

W niniejszym rozdziale podjęto próbę przeanalizowania podstawowych trudności wynikających z przyczyn od małżonków niezależnych, a co gorsze – trudności najczęściej niemożliwych do rozwiązania własnymi siłami. Do najważniejszych należą:

  • warunki ekonomiczne,
  • warunki mieszkaniowe.

Warunki  ekonomiczne

Bardzo ważny wpływ na właściwą egzystencję małżeństwa, a zatem także na atmosferę panującą w tej wspólnocie mają warunki materialne i socjalne, w jakich małżeństwo się rozwija.

Warunki materialne to źródło utrzymania – stała i możliwie pewna praca dająca określony, godziwy zarobek, natomiast warunki socjalne to głównie mieszkanie.

Zdziwienie, oburzenie i wreszcie niepokój musi budzić decyzja o założeniu rodziny przez ludzi nie mających stałych środków utrzymania. Jeżeli z jakichkolwiek powodów nie posiada się własnych środków utrzymania, nie można zakładać rodziny!Małżeństwo nie może być wspólnotą będącą na utrzymaniu, np. rodziców, bo taka sytuacja jest współcześnie patologią rodziny. W dawniejszych czasach, kiedy małżeństwo było częścią, ogniwem większej wspólnoty zwanej rodem, normalną rzeczą było utrzymywanie się ze wspólnych zasobów należących do rodu. Jednak brak autonomii i samodzielności ówczesnych małżeństw źle wpływał na ich rozwój, co potwierdza historia.

Jeżeli współczesne małżeństwo żyje na utrzymaniu rodziców, musi liczyć się z możliwością ingerencji w ich życie tych, którzy płacą na utrzymanie, bo będą się czuli upoważnieni do kontrolowania wydatków. Małżeństwo to będzie pozbawione tożsamości.

Nie można pomocy rodziców mylić z utrzymaniem. Rodzice starają się w najróżniejszy sposób pomagać młodym małżonkom świadomi tego, że ich potrzeby związane z „urządzaniem się” są w tym okresie duże. Pomoc rodziców w miarę ich możliwości w jakiejkolwiek formie jest naturalnym odruchem i zawsze winna być przez „młodych” przyjmowana z wdzięcznością. Ale pomoc tym się różni od utrzymania, że nie jest koniecznością rodziców, realizowaną w określonej wysokości i w sposób ciągły.

Istnieje powiedzenie, iż „pieniądze szczęścia nie dają” i mimo, że jest to prawdą, to również prawdziwe jest stwierdzenie, że „bez nich żyć się nie da”. Szczególnie w początkowym okresie małżeństwa, kiedy potrzeby znacznie przekraczają możliwości, bardzo ważna okazuje się umiejętność gospodarowania tym, co się posiada.

Dla uniknięcia rozczarowań i frustracji ważna jest świadomość, że do urządzenia się na odpowiednim poziomie najczęściej dochodzi się przez wiele lat. I to młode małżeństwo, teraz borykające się w sposób szczególny z trudnościami finansowymi, żyjące skromnie, też urządzi się ale to wymaga czasu. Taki porządek rzeczy jest powszechny i naturalny. Wielokrotnie stwierdzano, że mozolne zdobywanie określonych dóbr własną pracą daje bardzo dużo satysfakcji i radości. Natomiast najważniejsze jest posiadanie stałego źródła utrzymania.

Warunki  mieszkaniowe

Drugim poważnym powodem trudności „zewnętrznych” są warunki mieszkaniowe młodych małżonków. Byłoby idealnie, gdyby młodzi ludzie rozpoczynali życie w małżeństwie w swoim mieszkaniu. Tak byłoby najlepiej, ale rzeczywistość jest bardziej brutalna. Zdecydowana większość małżonków rozpoczyna życie małżeńskie u boku rodziców. Sytuacja taka często bywa jedynym wyjściem i chociaż zostaje akceptowana przez obydwie strony, może być (i niestety często jest) powodem nieporozumień, niezgody, a niekiedy nawet poważnych konfliktów między rodzicami a „młodymi”.

Można wspólnie zamieszkać w „jej” rodzinie lub w „jego” – z rodzicami i ewentualnie rodzeństwem. Najczęściej małżonkowie nie mają wyboru, z którą rodziną zamieszkają, ponieważ jest tylko taka określona możliwość. Należy jednak zauważyć, że mieszkanie „u niej” czy „u niego” stwarza różne relacje, a tym samym inne problemy, na które warto zwrócić uwagę. Świadomość możliwości wystąpienia określonych sytuacji daje szansę zapobiegania lub złagodzenia napięć i ich skutków.

Chociaż zamieszkanie z jedną czy drugą rodziną niesie w sobie możliwość konfliktów, to jednak zamieszkiwanie z „jej” rodziną stwarza mniejsze ryzyko. Spróbujmy to uzasadnić.

Używając bardzo uproszczonej oceny wspólnego życia dwojga rodzin można przyjąć, że najczęstszym źródłem nieporozumień są miejsca wspólnie używane, a do takich należą: łazienka i kuchnia. Jakkolwiek w kwestii łazienki chodzi głównie o termin i długość czasu jej „używania”, tak w kuchni nieuniknione są spotkania domowników. Warunki panujące w jednej kuchni utrudniają prowadzenie osobnych „gospodarstw” obydwóch rodzin. Niektóre rodziny rozwiązują to wspólnym przygotowaniem obiadu, natomiast samodzielnym organizowaniem pozostałych posiłków.

Spotkania w kuchni matki z córką (już w roli „pani domu”) zwykle nie wnoszą więcej konfliktów niż ich było przed ślubem, a wręcz odwrotnie. Jest może więcej życzliwych uwag i porad, jest też przyjęcie przez córkę większej niż poprzednio części obowiązków związanych ze wspólnym prowadzeniem domu. Praktycznie kontakty między zamieszkującymi rodzinami ograniczać się mogą tylko do tych spotkań. Jeżeli są one poprawne, to i atmosfera tam panująca jest właściwa. Zięć powinien się „wpisać” w życie rodziny, do której wchodzi, pamiętając że i w tej rodzinie – jak w każdej innej – istnieją już od wielu lat przyjęte zwyczaje i jego wejście nie powinno ich burzyć. Istnieje co prawda ryzyko konfliktów spowodowanych pojawieniem się drugiej „głowy rodziny” i koniecznością określenia terytorium jej działania. Może to być trudne dla teścia, który być może do tego czasu sam o wszystkim decydował. Jednak doświadczenie wykazuje, że nie są to sytuacje częste.

Powstanie drugiej rodziny i wspólne zamieszkanie zawsze powodują pewne zamieszanie, ale jeżeli jest to w „jej” rodzinie i przy dobrej woli zainteresowanych można je zminimalizować.

W analogicznej sytuacji, zamieszkanie młodego małżeństwa w domu męża, niesie dla żony trudności „wpisania się” w ten dom i większe ryzyko konfliktów z… teściową. Nie ulega wątpliwości, że sytuacja synowej w domu teściów jest znacznie trudniejsza niż zięcia w domu teściów. Do konieczności wspólnego dzielenia zadań i spotkań w kuchni, różnej organizacji i mniejszej wprawie w pracach domowych, trudności „poruszania się po nowej kuchni” dochodzi często (nawet nieuświadomiona) niechęć teściowej do synowej, w której widzi ona „rywalkę” o względy jej syna.

Z badań psychologicznych oraz doświadczeń życiowych wynika, że bardzo częstym zjawiskiem jest „zazdrość” matki o względy i zainteresowanie syna. Relacja matki do syna pod względem natężenia i powszechności jest specyficzna i nie znajduje porównania z innymi relacjami.

W omawianej sytuacji mieszkaniowej bardzo ważna jest rola i stanowisko, jakie przyjmuje młody małżonek względem żony i względem matki. Sprawą najważniejszą jest to, aby we wszystkich sprawach, a szczególnie większych czy mniejszych nieporozumieniach, mąż zawsze brał stronę żony. Brak zdecydowanego stanowiska z jego strony w tej kwestii może spowodować powstanie „obozu rodzinnego” przeciw młodej mężatce, czego ona najczęściej długo nie wytrzyma. W przypadku nawet drobnych nieporozumień między żoną i matką czy jakichkolwiek uwag, wyraźne opowiedzenie się po stronie żony może uświadomić „zazdrosnej” matce, że nie akceptując synowej, „straci” definitywnie syna, wywołując jego niechęć, a nawet wrogość. Wyjściem z tego jest zaakceptowanie synowej.

Chociaż niewłaściwe relacje „chorobliwego” przywiązania matki do syna nie są jedynymi, jakie występują, to skala zła, które mogą wyrządzić młodemu małżeństwu jest tak duża, że warto temu zagadnieniu poświęcić więcej uwagi.

Są mi znane cztery bolesne przypadki, kiedy relacje matki do syna, jej „małpia” miłość i zazdrość oraz ciągłe „zatruwanie życia” synowej pod pretekstem dobra dla syna, spowodowały rozbicie tych małżeństw. Trzy z nich się niestety rozeszły, czwartej też to grozi. Pamiętam szokujące słowa wypowiedziane do męża przez jedną z żon „(…) wiesz, że do ciebie mam tylko jedną pretensję, że nie potrafisz się oderwać od swojej matki, a ona robi wszystko żeby cię oderwać od nas. Wiesz dobrze, że cię kocham, ale ja tak żyć nie mogę. Chcesz, abyśmy byli normalną rodziną, ja też tego chcę, ale to jest możliwe dopiero wtedy, gdy twoja matka umrze…”. Przerażające słowa psychicznie wyczerpanej kobiety. Inne małżeństwo dziewiętnaście lat po rozwodzie i pół roku po śmierci matki zaczęło się ponownie spotykać (chociaż dziecko zawsze miało kontakt z obydwojgiem rodziców) i jest duża szansa na stworzenie normalnej rodziny i wspólne życie.

Skala zagrożenia jest duża. Wyraźny jest też powód. Młody mężczyzna, który nie potrafi oderwać się od matki, „odciąć pępowiny”, mieć swoje zdanie, podjąć odpowiedzialności za żonę i dzieci i uświadomić sobie, że w jego życiu one są najważniejsze, taki człowiek nie jest dojrzały do małżeństwa i jeżeli założy rodzinę, będzie to wielkim błędem. Człowiek uzależniony nie potrafi sobą dysponować, a w tym wypadku jest „uzależniony” od matki, jeżeli nie w sensie fizycznym to psychicznym. Pismo św. wyraźnie mówi: „(…) opuści (…) ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną …” (Mk 10,7-8), a „opuszczenie” to dotyczy głównie sfery psychicznej. „Oderwanie się” jest najczęściej utrudnione ze względu na zachowanie matki, manifestowanie zaborczej, nierozumnej miłości, wciskanie się w życie młodego małżeństwa, okazywanie niechęci do synowej, wytykanie jej wad, błędów itp. W takich relacjach młody małżonek często „odciągany” jest przez matkę od swojej rodziny pod pozorem konieczności przyjścia do samotnej, stęsknionej, „chorej” matki, aby jej dotrzymać towarzystwa, pocieszyć, porozmawiać, pomóc…

Oczywiście założenie własnej rodziny nie zwalnia od obowiązku opieki nad rodzicami, jeżeli jest to potrzebne i uzasadnione. A granica konieczności i uzasadnienia jest wyraźna, szczególnie dla wrażliwego, ale trzeźwo patrzącego dziecka. Kiedy granica ta jest bezzasadnie przekraczana ze szkodą dla reszty rodziny, syn może i powinien odpowiedzieć „(…) nie, to nie jest konieczne, natomiast moja obecność jest konieczna przy żonie (i dzieciach)”.

Na szczęście nie jest to jedyny rodzaj relacji między matką a synem i synową. Znane są nierzadkie przypadki wspaniałych i mądrych stosunków między matką a synem, a także autentycznych, pełnych sympatii relacji między tymi dwiema – tak ważnymi w życiu mężczyzny – kobietami, z których najważniejszą od dnia ślubu jest żona.

Trudności „zewnętrznych” jest wiele. Tu ograniczono się jedynie do najważniejszych. Specyfiką tych trudności jest niemożliwość ich rozwiązania. Nie mając większego wpływu na zmianę (przynajmniej aktualnie) istniejącego stanu rzeczy i określonych sytuacji powodujących trudności, warto przynajmniej nabrać do nich odpowiedniego dystansu i starać się łagodzić ich skutki.

III.  MAŁŻEŃSTWO  PO  URODZENIU  DZIECKA

Wyodrębnienie trudności w małżeństwie w okresie po urodzeniu dziecka może sugerować, że to właśnie wówczas pojawiają się „schody” nie do przebycia. A tak przecież nie jest.

Pojawienie się dziecka w rodzinie w oczywisty sposób zmienia dotychczasowe życie rodziców, często również pozostałych domowników, zmienia rytm dnia, rodzi nowe problemy, nowe sytuacje. Naturalną konsekwencją nowych sytuacji, w jakich żyją małżonkowie jest pojawienie się trudności (co wyjaśnione zostało w rozdz. I). Zatem obecność dziecka w rodzinie, tworząc nową sytuację, powoduje – w sposób jak najbardziej normalny – nowe trudności.

Trudności dotąd występujące w małżeństwie zazwyczaj nie zanikają automatycznie po urodzeniu dziecka, ale często schodzą na plan dalszy, bywa że giną lub ustępują miejsca innym. I tym trudnościom, „dochodzącym” w małżeństwie od momentu urodzenia dziecka, poświęcono niniejszy rozdział. W dalszym ciągu aktualne pozostaje założenie, że trudności te mogą, ale nie muszą wystąpić. Na pewno świadomość powodów i możliwości ich wystąpienia ułatwia podjęcie środków przeciwdziałających lub rozwiązujących trudności.

„Rewolucja” jaką powoduje wejście dziecka w życie małżeństwa nie jest zbyt „bolesna”, jeżeli małżonkowie są na tą sytuację psychicznie przygotowani. Praktyczną trudność może sprawić brak wprawy w opiece nad małym dzieckiem, ale tego nie można traktować jako „trudności w małżeństwie”. Doświadczenie dowodzi, że przyjście dziecka na świat może spowodować w relacjach małżeńskich wiele negatywnych sytuacji.

Pierwszą i często występującą jest poświęcanie przez „młode” matki całego czasu i całego zainteresowania dziecku. Mąż, który dotychczas tworzył z żoną wspólnotę został niejako „odsunięty” na plan dalszy, a pierwsze i jedyne miejsce w zainteresowaniach kobiety zajęło dziecko, które jej całkowicie wystarcza.

Jest zrozumiałe, że małe dziecko wymaga wyjątkowej opieki, zabierającej sporo czasu. Ale czy aż takiej, aby kobieta zapomniała, że istnieje również mąż, ojciec dziecka? W psychologii małżeństwa funkcjonuje już powiedzenie: „Kobieta zdradza męża z dzieckiem”. Wytworzenie modelu rodziny: „tandem” matka – dziecko i gdzieś tam ojciec powoduje, że mężczyzna – czując się niepotrzebny, niezauważany, odtrącony, zwolniony z odpowiedzialności – szuka sobie zajęcia najczęściej poza domem i znajduje je w… kobietach, wódce, kolegach. Żona zaabsorbowana dzieckiem, które jest dla niej „wszystkim” nawet nie zauważa zbliżającego się niebezpieczeństwa.

Kobieta nie musi „uczyć” się macierzyństwa. Ono jest w niej. Jest wpisane w jej psychikę, a później tylko się rozwija i dojrzewa poprzez ciążę, poród, karmienie, opiekę.

Mężczyzna nie rodzi się ojcem w sensie psychicznym, on się nim dopiero musi stać. Między ojcem a dzieckiem nie ma relacji uczuciowej, jaka łączy matkę z dzieckiem. Ta relacja może i powinna się wytworzyć, ale to wymaga czasu. W „stawaniu się ojcem” musi mężowi pomóc żona. Jej obowiązkiem jest „nauczyć” swego męża ojcostwa w sensie psychicznym.

Pewną szansą „wejścia w ojcostwo” jest udział mężczyzny przy porodzie ich dziecka, chociaż jest to sprawa bardzo delikatna i wymagająca indywidualnej decyzji zainteresowanych. Natomiast najlepszym sposobem jest włączenie ojca w obowiązki opieki nad dzieckiem, powierzenie mu określonych zadań. Może na początku nie będzie zbyt chętny, może skrępowany, ale to chwilowo – później bez wątpienia da sobie radę. Zdaniem wielu specjalistów dobrym sposobem nawiązania kontaktów ojca z dzieckiem jest powierzenie mu obowiązku kąpania dziecka. Przeprowadzone w Szkole Rodzenia obserwacje dotyczące poziomu przygotowania przyszłych ojców do kąpania dziecka wykazały, że przewyższali w tym względzie panie, likwidując jednocześnie ich obawy odnośnie do „braku” delikatności, dokładności i bezpieczeństwa kąpanych maleństw.

Każda forma kontaktu ojca z dzieckiem – z początku może nieporadna – wytworzy a potem zacieśni więź między tymi dwiema osobami, więź rosnącą przy dyskretnej i czułej pomocy żony. Wydaje się, że bycie z dzieckiem w tym czasie jest bardziej „potrzebne” ojcu niż dziecku. I o to także winna zadbać żona.

Karol Wojtyła jako biskup krakowski wielokrotnie zwracał się do kobiet, a później także pisał, iż w relacjach kobiety nie może istnieć „prymat dzieci nad mężem”, bowiem męża kobieta sobie wybiera, jemu ślubuje i z nim pozostaje „do końca”. Dzieci przychodzą i odchodzą. One są rodzicom dane niejako w depozyt. Trzeba je urodzić, wychować i „oddać”. Z mężem małżeństwo rozpoczyna się i z nim się kończy.

Warto te cenne myśli zachować w pamięci, aby je mądrze zastosować w małżeństwie w odpowiednim czasie, ku wspólnemu pożytkowi.

Drugim mankamentem występującym w zaostrzonej formie po urodzeniu dziecka, a mającym negatywny wpływ na małżeństwo jest unikanie przez kobietę współżycia małżeńskiego. Istnieje powszechna opinia, że powodem tego jest obawa przed nie zamierzoną ciążą, co przy nieumiejętności wyznaczania płodności po porodzie czyni ją wysoce uzasadnioną. Wizja następnej ciąży przy świeżych jeszcze wspomnieniach odbytego porodu i pracochłonnej opieki nad dzieckiem jest wystarczająco silną motywacją do rezygnacji ze współżycia za wszelką cenę. To powoduje, że kobiety uciekają się do najróżniejszych sposobów, od celowego zmniejszania swojej atrakcyjności do „troskliwego” proponowania mężowi spania w drugim pokoju, „aby cię dziecko w nocy nie budziło”.

Unikanie współżycia może w pewnych związkach doprowadzić do zdrady małżeńskiej ze strony męża i – co gorsze – bez poczucia winy z jego strony („skoro żona nie chce się zgodzić…”). Ten tragiczny obraz dopełnia fakt, że owe zdradzane żony niekiedy o tym wiedzą, ale albo sobie tłumaczą, że to nie jest prawdą, albo uważają, że „lepiej że (na razie) jest tak, niż by miało być następne dziecko”.

Doświadczenie dowodzi, że opisane sytuacje nie są zjawiskiem rzadkim. W działaniach tych przebija rozpaczliwa ucieczka kobiety przed problemem nie planowanego poczęcia, a równocześnie zadziwia egoizm i brak odpowiedzialności ze strony męża. Znajomość wyznaczania dni płodności i niepłodności po porodzie mogłaby rozwiązać problem współżycia i zlikwidować lub przynajmniej załagodzić powstałe trudności.

Innym zagrożeniem dla atmosfery w małżeństwie, które nabiera szczególnej ostrości po urodzeniu dziecka jest długotrwała nieobecność ojca i męża w domu, spowodowana „pracą”.

Od kilkunastu lat – zapewne pod wpływem „zachodnich” wzorców – zapanowała „moda” na życie, którego celem i jedynym zadaniem jest praca. Wzór „biznesmena” z koniecznymi zewnętrznymi atrybutami i zajętego pracą od rana do wieczora zaimponował wielu młodym ludziom. Młody, samotny człowiek – jeżeli chce – może sobie na takie życie pozwolić, bez szkody dla innych. Powstaje tylko pytanie: Jak pogodzić taki styl pracy i życia z małżeństwem, gdzie obecność męża i ojca jest nie tylko pożądana, ale i konieczna? Chroniczny jego brak w domu sprawia, że rodzina staje się niepełna ze wszystkimi konsekwencjami oraz dodatkowo zagrożona rozbiciem więzi małżeńskiej z towarzyszącymi temu frustracjami.

Sytuacja staje się bardziej dramatyczna, gdy mężczyzna nie tylko ulega modzie wielogodzinnej pracy, ale lubi (a nawet „musi”) pracować. Praca, a raczej pobyt w pracy, przeradza się w hobby, człowiek – na własne życzenie, uzależniony od pracy – staje się „pracoholikiem”.

Dla części mężczyzn praca stanowi „wszystko”. Tak jak nieprawidłową i powodującą poważne trudności była sytuacja, gdy dziecko było „wszystkim” dla matki, podobnie nieprawidłową i powodującą negatywne skutki jest sytuacja, kiedy praca jest „wszystkim” dla mężczyzny. Coraz częściej funkcjonujące powiedzenie, że „mężczyzna zdradza żonę z pracą” nie jest bezpodstawnym sloganem.

Istnieje część mężczyzn, która czuje się dowartościowana i nawet w rozmowach podkreśla fakt poświęcania pracy, np. dwunastu godzin na dobę, jakby miało ich to nobilitować. Wydaje im się, że w ten sposób stają się bardziej nowocześni (na wzór „zachodni”). A tak naprawdę, to właśnie tam, w szanujących się firmach, praca przebiega w ściśle określonych ramach czasowych. Gdyby pracownik na wykonanie określonego na dzień zakresu zadań musiał przeznaczyć 10 czy 12 godzin, świadczyłoby to o nieumiejętności zorganizowania sobie pracy i stałoby się podstawowym argumentem do zwolnienia go. Badania przeprowadzone przez specjalistów medycyny pracy wykazały, że maksymalnie dziewięciogodzinna aktywna praca z godzinną przerwą daje jeszcze pożądane efekty, natomiast dalsze godziny to już „pozory pracy” i efekty wątpliwe. Organizm też ma swoje granice możliwości.

Życie rodzinne wymaga obecności i aktywnego działania obydwojga małżonków. To prawda, że występują niekiedy sytuacje wymagające podjęcia dodatkowych prac, czy to zarobkowych, czy np. polepszających warunki mieszkaniowe; jeżeli są to przypadki sporadyczne, nie budzą zastrzeżeń.

Natomiast zarówno „pracoholizm” (będący patologią), jak i przypadki zajmowania się pracą lub innymi zajęciami powodującymi nieobecność w domu przez prawie cały dzień, prowadzą do poważnych kryzysów małżeńskich, co niestety ma miejsce – jak wykazuje doświadczenie – coraz częściej.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na zagadnienie „nieobecności” w domu i dla domu. Sam fakt fizycznego pobytu w domu nie oznacza jeszcze obecności dla rodziny. Można być fizycznie w domu, a psychicznie przy innych zajęciach. A chodzi o obecność także, a może przede wszystkim, psychiczną.

Oczywiście przedstawione tu problemy nie dotyczą wszystkich małżeństw. Istnieje zdecydowana większość wspaniałych rodzin z zaangażowaniem obydwojga rodziców w życie rodzinne i opiekę nad dzieckiem. Chociaż jest to działanie wysoce pozytywne, godne naśladowania i opisania, tu zostaje tylko odnotowane, jako że w niniejszym artykule – zgodnie z tytułem – omawiane i analizowane są przede wszystkim trudności i im poświęca się głównie uwagę.

  1. MAŁŻEŃSTWO  „DOJRZAŁE”

Małżeństwa „dojrzałe” – w rozumieniu niniejszego artykułu – to małżeństwa mające już za sobą problemy i kłopoty charakterystyczne dla wczesnego okresu małżeńskiego łącznie z problemami dotyczącymi małych dzieci. Są to zatem małżeństwa posiadające co najmniej sześcio- ośmioletni staż, aż do czasu odejścia dzieci z domu i dalej pozostania we dwoje.

Chociaż zagadnienia związane z życiem małżeństwa „dojrzałego” są dla młodego człowieka zbyt odległe, aby się nad nimi zastanawiać, to nie są zjawiskiem abstrakcyjnym, ponieważ to ich rodzice zwykle stanowią takie właśnie małżeństwa. Ponadto dla pełnego obrazu trudności występujących w małżeństwie nie można pominąć tego okresu, obejmującego przecież wiele lat.

Niemniej jednak, uwzględniając wiek odbiorców naszych spotkań i katechez oraz odległą przyszłość omawianych zagadnień, w niniejszym rozdziale przyjęto formę ogólnego przedstawienia charakterystyki tej grupy małżeństw i trudności w niej występujących.

Przyjęło się uważać, że u małżeństw „dojrzałych” trudności nie występują, a przynajmniej nie w takim stopniu, aby o nich mówić. Głębsza analiza tego zagadnienia, poparta doświadczeniami poradnictwa rodzinnego wykazuje, że ten okres małżeństwa wcale nie jest pozbawiony trudności, chociaż może nie poświęca się im należytej uwagi, godząc się na istniejący stan rzeczy, przyjmując go za niemożliwy do zmiany.

Cechą charakterystyczną małżeństwa „dojrzałego” jest pewna stabilność; każdy z małżonków zajmuje się zwykle „swoimi” sprawami, a więź małżeńska – jeśli nie jest pielęgnowana – ulega osłabieniu. Kontakty małżeńskie ograniczają się do rozmów i informacji związanych z organizacją życia rodzinnego i zapewnieniem właściwych warunków życia. Małżonkowie zwykle pracują. Po pracy kobieta najczęściej zajęta jest sprawami domu, a przede wszystkim dziećmi. Mąż czasami stara się po pracy „dorobić” trochę pieniędzy, ewentualnie wykonuje w domu niezbędne naprawy czy jakieś inne prace. Brak wspólnych punktów zaczepienia powoduje, że małżonkowie żyją jakby „swoim” życiem.

Powtarzalność i „szarość” dnia codziennego, osłabienie więzi uczuciowych między małżonkami sprzyjają poszukiwaniu czy raczej nieunikaniu okazji do nawiązywania kontaktów, które mają urozmaicić ową nudę, wnieść „nowe życie”, energię, entuzjazm, a co najważniejsze dowieść, że mimo upływu lat jest się jeszcze sprawnym i atrakcyjnym.

Właśnie owa potrzeba potwierdzania atrakcyjności jest głównym powodem szukania i niekiedy podejmowania kontaktów pozamałżeńskich. Bywa, że nadaje się im pozory rozsądku i logiki. Przykładem tego może być praktyka osobnych wakacji „(…) aby od siebie odpocząć”. Należałoby spytać tych małżonków, ile godzin dziennie ze sobą przebywają razem, że aż tak są sobą zmęczeni, może męczy ich to, że nie potrafią już ze sobą rozmawiać, może chodzi o to, aby pod pozorami przyzwoitości i za małżeńskim przyzwoleniem wyrwać się od współmałżonka, zapomnieć o przysiędze wierności, szukać okazji, aby jeszcze raz „zaszaleć” i „zapomnieć się”.

Dla małżonków, którzy istotnie mają mało czasu dla siebie właśnie wspólny urlop (może bez dzieci) jest wielką szansą na odświeżenie więzi i ponowne znalezienie siebie. Jeżeli dzieci są starsze, można im zorganizować niezbędną opiekę i spróbować pobyć ze sobą i tylko ze sobą. Jeżeli dzieci są małe, wspólne wakacje są wspaniałą okazją do nawiązania ściślejszej więzi z nimi, czemu sprzyja sporo wolnego czasu i możliwość wspólnych zabaw, rozmów, spacerów.

Wspomniane wcześniej „osobne” wyjazdy, choć nie są powszechne, nie są też zjawiskiem rzadkim. Dla części osób (w większości kobiet) takim miejscem „oderwania się” były sanatoria. Badania ankietowe przeprowadzone przed kilku laty wśród pensjonariuszy sanatoriów wykazały, że prawie 50% z nich miało ciche nadzieje na „nawiązanie znajomości nie wiążącej i tylko na ten czas”.

Mówiąc o trudnościach małżeńskich nie można pominąć zagadnienia zdrady małżeńskiej, której negatywne skutki nie wymagają komentarza.

Według opinii specjalistów, potwierdzonych wynikami badań, częściej zdradzają mężczyźni, chociaż zwykle zdrady te nie są groźne dla trwałości małżeństwa. Wynika to z faktu, że mężczyzna dopuszczając się okazyjnych stosunków z przygodnymi, łatwymi lub prowokującymi partnerkami, nie wiąże się z nimi uczuciowo. Traktuje to jako przelotny romans, przypadek, zdarzenie, przygodę. Natomiast podobny epizod w życiu kobiety pociąga za sobą zwykle silne zaangażowanie uczuciowe i tendencję do zerwania dotychczasowego związku. Przelotne kontakty u kobiet zamężnych należą do rzadkości, przygodne – mają miejsce częściej.

Ujmując zatem to zagadnienie w sposób ogólny, chociaż uproszczony, można stwierdzić, że mężowie zdradzają częściej niż żony, natomiast skutki zdrady żony są dla małżeństwa znacznie poważniejsze. Nie znaczy to, że zdrada męża – bez względu na motywy i chociaż skrzętnie ukrywana – nie ma wpływu na jego relację do żony; zawsze jest to bardzo poważne wykroczenie moralne, złamanie podjętych zobowiązań i przyjętych zasad, natomiast najczęściej nie ma większego wpływu na trwałość małżeństwa.

Bolesnym i trudnym psychologicznie tematem związanym ze zdradą, są przeżycia i reakcje żon zorientowanych, że są zdradzane. Od awantur i działań zmierzających do rozwodu, do cichego pogodzenia się z losem „dla świętego spokoju” lub „dla dobra dzieci”. Jednak bez względu na sposób reakcji jest to wielki ból i mąż musi być tego świadomy.

Lęk przed zdradą nazywa się zazdrością. Poruszenie zagadnienia zazdrości w tym miejscu nie jest przypadkowe. Chociaż mogłoby się wydawać, że zazdrość jest właściwa dla młodej miłości, to doświadczenie dowodzi, że jej nasilenie często występuje u małżeństw „dojrzałych”. Nie ma jednoznacznej opinii odnośnie do powodów takiego stanu rzeczy. Prawdopodobnie występuje tu kilka czynników. Mogą to być, np. poczucie zagrożenia związane z mniejszą atrakcyjnością, większe poczucie „prawa” do danej osoby, zagrożenie własnej wartości itp.

Zazdrość towarzyszy miłości i jest zjawiskiem normalnym, gdy występuje w stopniu nie absorbującym uwagi. Młodych zakochanych cieszą nieraz objawy zazdrości u partnera, gdyż są odczytywane jako znaki miłości.

Gorzej jest, gdy zazdrość staje się obsesją, gdy absorbuje całą osobowość, wzmaga podejrzliwość, wyciąga bezpodstawne wnioski dotyczące zdrady współmałżonka, gdy w każdym słowie i geście dopatruje się zdrady. Takie postępowanie – posądzanie o zdradę, może psychicznie zniszczyć zarówno osobę zazdrosną, która właściwie już jest chora, jak i współmałżonka.

Chorobliwa zazdrość może wystąpić zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn, choć istnieje opinia, że u mężczyzn występuje częściej. Dochodzi do tego, że zrezygnowane i zmęczone ciągłymi bezpodstawnymi podejrzeniami żony twierdzą, że „teraz gotowe są nawet zdradzić męża, żeby przynajmniej miał o co posądzać”. Chociaż najczęściej jest to na szczęście tylko słowna groźba, w dobitny sposób oddaje stan psychiczny tych kobiet.

Odejście  dzieci  z  domu

Odejście dzieci z domu, będące normalnym procesem ludzkiego dojrzewania i samodzielnego podejmowania przez nich zadań, jakie niesie dorosłe życie, może być dla rodziców okresem trudnym.

Z jednej strony jest to „uwolnienie się” od obowiązków rodzicielskich, z drugiej – usunięcie „dziecka”, obiektu wieloletniego zaabsorbowania, zainteresowania i działania rodziców a szczególnie matki. Odejście dziecka rodzi poczucie niepokoju i zagrożenia trudnego nawet do sprecyzowania. Obawą napawa myśl pozostania tylko we dwoje z mężem – człowiekiem, który przez wiele lat „niezauważania” i braku bliższego kontaktu stał się niejako „obcy”. Toteż pojawia się pokusa zatrzymania dojrzałego już dziecka, wyrażana w najróżniejszy sposób. Może to być forma zapewniania, że tak dobrze i bezpiecznie jak w domu u rodziców, nie będzie miał nigdzie i nigdy; może też to być forma szantażu uczuciowego, odwołującego się do powinności i miłości wobec rodziców, a czasem obowiązku, czego wyrazem miałoby być niezostawianie ich samych.

Taka postawa rodziców – jeżeli dotyka nie tylko przywiązania, ale i poczucia obowiązku wobec rodziców a trafi na wrażliwy, podatny grunt – może młodego człowieka skrępować i pozbawić inicjatywy w realizacji swojego powołania. Doświadczenie dowodzi, że cel rodziców osiągnięty w ten sposób, po latach obraca się przeciwko nim postawą niechęci, a nawet wrogości „zatrzymanych” dzieci.

Kobiety, które swoją główną rolę widziały w wychowywaniu dzieci, przeżywają lęk przed „niepotrzebnością”. One to najłatwiej przechodzą z roli matki do roli babci, przejmując (niekiedy zbyt dużo) zadań. Takie działanie przyjmowane bywa z wdzięcznością, lecz może też stać się źródłem konfliktów. Trzeba dużego taktu i czujności, aby zauważyć, kiedy pomoc ta jest potrzebna a kiedy zbyteczna i może być odczytana jako narzucanie się. Natomiast deklaracja gotowości pomocy młodemu małżeństwu zawsze będzie przyjmowana z radością i zapewne często będą z niej korzystać.

Współdziałanie rodziców i teściów z młodymi małżeństwami i ich dziećmi obejmuje znacznie szerszy zakres zagadnień niż tu przedstawiono, jednak mając na względzie cel i charakter niniejszego artykułu tu tego nie będę dalej rozwijał.

Wiek uwolnienia się od obowiązków rodzicielskich zazwyczaj zbiega się z okresem premenopauzy – menopauzy (przekwitania), który mimo że jest normalną fazą rozwojową, stanowi pewien wstrząs endokrynologiczny (hormonalny), co z kolei wpływa na psychikę kobiety.

Okres ten powoduje specyficzną sytuację w małżeństwie. Jeżeli miłość między małżonkami nie utrwaliła się w stałej formie przyjaźni (a dotyczyła np. atrakcyjności), może być zagrożona. Natomiast jeżeli podczas trwania małżeństwa przechodziła właściwe fazy rozwoju, to w tym czasie małżeństwu nic już nie grozi.

Zmiany nastrojów towarzyszące menopauzie mogą powodować stany zniecierpliwienia i niepotrzebnych reakcji ze strony męża i najbliższych, co pogarsza i tak już osłabioną kondycję psychiczną kobiety. Wszystko to wpływa na atmosferę w życiu i sprawia, że jest to bez wątpienia trudny okres „dojrzałego” małżeństwa.

Ważny jest stosunek kobiety do aktualnej sytuacji „zewnętrznej”, w jakiej się znalazła i do siebie samej. Te sytuacje „zewnętrzne” to np. zwolnienie z obowiązków rodzicielstwa, a zatem mniejsza potrzeba opieki ze strony dzieci, zwykle osiągnięcie już pułapu kariery zawodowej, „zagrożenie” ze strony młodej kadry itp. Natomiast stosunek do siebie samej to odniesienie do własnej wartości.

To jak kobieta przeżywa swoją wartość w tym okresie i w czym widzi zagrożenie zależy od czynnika, który był dla niej najważniejszy. Jeżeli była to atrakcyjność, uroda, sprawność fizyczna to pogodzenie się z normalnymi zmianami, które są wynikiem czasu jest trudne i często bolesne. Potrzeba tu pewnej pokory i szacunku wobec siebie, swojego wieku i pogodzenia się z nieuchronnością ciągłego przemijania dotyczącego również człowieka.

Ale okres ten stanowi też pewną szansę, często niemożliwą do wykorzystania w sytuacji zaabsorbowania np. dziećmi czy aktywną pracą zawodową. Zasób wiedzy, doświadczenia i czasu, a także dojrzałe spojrzenie na życie powoduje, że kobiety te mogą stać się dobrym doradcą, wychowawcą, pomocnikiem. Otwarcie się na pracę dla dobra ludzi mniej dojrzałych czy potrzebujących spowoduje, że okres ten nie będzie sprzyjał kryzysom psychicznym i depresjom, a stanie się czasem aktywnej działalności dającej innym wiele dobra, natomiast sobie zadowolenie i satysfakcję.

Dokonany w niniejszym trzyczęściowym artykule przegląd trudności – bardziej szczegółowo dla pierwszych lat małżeństwa (cz. I i II) i ogólnie dla okresu późniejszego – świadczy o tym, że małżeństwo w całym okresie swego trwania „narażone” jest na różnego rodzaju zagrożenia. Inaczej mówiąc, trudności są normalnym, nieodłącznym elementem każdego małżeństwa. Zatem zadaniem małżonków jest czujność i ciągłe staranie się o rozwiązywanie ich na bieżąco lub – jeżeli rozwiązanie jest niemożliwe – przynajmniej łagodzenie skutków tych trudności.