Uciec z więzienia wspomnień
Kiedy z obawy przed powrotem bólu nie spoglądamy w swoją przeszłość lub kiedy boimy się, że bolesne wydarzenie powtórzy się raz jeszcze, nasza reakcja emocjonalna tylko wzmocni wspomnienie.
Ojcze, dlaczego niektóre wydarzenia z naszego życia pamiętamy nawet po latach, a inne już po kilku dniach umykają nam z pamięci?
O tym, które wspomnienie okaże się odporne na upływ czasu, decydują w dużym stopniu emocje. Im intensywniej przeżywamy jakieś wydarzenie, tym większe prawdopodobieństwo, że nawet na starość będziemy mieli o nim bardzo żywe wspomnienia.
Dlaczego akurat emocje są tak ważne? Czy nie ma znaczenia to, czego dotyczyło samo wydarzenie?
Śmierć bliskiej osoby zapamiętamy na całe życie, informacja o wypadku, w którym zginął ktoś nam nieznany, już po kilku chwilach ucieknie nam z pamięci. Te dwa wydarzenia prawie niczym się nie różnią. Treścią jednego i drugiego jest śmierć. Tym, co je odróżnia, są właśnie nasze emocje związane z tymi wydarzeniami. O wiele głębiej zapadną nam w pamięć te sytuacje, które dotkną nas w jakiś szczególny sposób – wywołają w nas pozytywne albo negatywne doświadczenia.
Nikt z nas nie chce pamiętać o bólu, jakiego doświadczył. Dlaczego więc pamięć utrwala go wbrew nam?
Jeszcze do niedawna była to dla naukowców zagadka. Sam fenomen został dość dobrze opisany przez psychologów, ale dopiero niedawno przeprowadzono eksperyment, który pozwolił neurofizjologom rozszyfrować mechanizm utrwalania negatywnych wspomnień, szczególnie tych najbardziej bolesnych. Ochotnikom pokazano dwa rodzaje zdjęć: emocjonalnie neutralne i szokujące – zmasakrowanych ludzkich ciał. Reakcje badanych rejestrowano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), który pozwalał zlokalizować w mózgu ośrodki pobudzane podczas pokazu. Kiedy uczestnicy eksperymentu oglądali drastyczne fotografie, najbardziej aktywny był hipokamp i ciała migdałowate. Hipokamp to część mózgu, która działa jak twardy dysk: gromadzi i przechowuje informacje rozsiane w wielu miejscach kory mózgowej. Z kolei ciała migdałowate są odpowiedzialne za wyzwalanie najbardziej pierwotnych emocji, takich jak strach, agresja. Po pół godzinie, poproszono ochotników o przypomnienie sobie tego, co widzieli. Okazało się wtedy, że najdokładniej zapamiętali te fotografie, które podczas oglądania wywoływały w ich mózgach największą aktywność ich hipokampu i ciał migdałowatych. Druga część eksperymentu odbyła się po dwóch tygodniach. Ponownie sprawdzono jak ochotnicy zapamiętali oglądane fotografie. I tym razem z łatwością przywoływali drastyczne sceny oglądane na zdjęciach i towarzyszyły temu te same emocje. A to oznacza, że za każdym razem, kiedy będą przywoływać obrazy z oglądanych zdjęć, w mózgu ponownie uaktywnią się ośrodki odpowiedzialne za zapamiętywanie. Emocje wzbudzane w ciałach migdałowatych, odpowiedzialne są za powtórne „wdrukowanie” przez hipokamp tych szokujących obrazów w pamięć. Co więcej, w eksperymencie tym wykazano również, że emocje te będą odżywały w badanych w taki sam sposób jak wtedy, kiedy zobaczyli zdjęcia po raz pierwszy, nawet jeśli nie będą ich oglądać, a jedynie coś przywoła ich wspomnienie.
Z takim mechanizmem spotykamy się u osób cierpiących na lęki, fobie społeczne czy zespół stresu pourazowego. Mają one bowiem „skłonność do uporczywego przywoływania przykrych wspomnień, które pojawiają się w nawet z pozoru neutralnych okolicznościach i paraliżują im życie. Przykładowo bardzo wielu weteranów wojennych cierpi na zaburzenia wywołane stresem pourazowym. Nie potrafią sobie poradzić ze wspomnieniami i bólem, jaki one wywołują, dlatego spychają je do podświadomości. Nie chcą widzieć twarzy ludzi, do których strzelali, nie chcą pamiętać widoku rozszarpanych ciał. Jeśli uda im się wyprzeć bolesne wspomnienia, nie oznacza to, że pozbyli się ich ostatecznie. Pozostają w nich emocje, które tym wydarzeniom towarzyszyły. Chociaż nie będą przywoływali wspomnień, w pewnych sytuacjach pojawi się analogiczna reakcja emocjonalna. Wystarczy np., że zobaczą na ulicy rozjechanego kota, a zareagują tak, jakby znowu byli na froncie i widzieli ciała swoich ofiar.
To tak, jakbyśmy zostali zamknięci w potrzasku własnych wspomnień.
Zgadza się. Kiedy z obawy przed powrotem bólu nie spoglądamy w swoją przeszłość lub kiedy boimy się, że bolesne wydarzenie powtórzy się raz jeszcze, nasza reakcja emocjonalna tylko wzmocni wspomnienie. Podobnie doświadczenie bardzo często towarzyszy ofiarom gwałtu. Panicznie boją się dotyku, ponieważ każdy rodzaj bliskości przywołuje dawne emocje i wspomnienia. Każda taka sytuacja powoduje, że wspomnienie trwalej zapisze się w ich pamięci i to zanim jeszcze do niego dojdzie. Lęk, wbrew ich woli, wyzwoli w pamięci mechanizm zapamiętywania. Pojawi się błędne koło – im bardziej będą próbowały zapomnieć o bolesnej przeszłości, tym intensywniej będzie ona do nich wracała.
Równie nieskuteczne okazuje się wypieranie emocji. Kiedy emocje, towarzyszące jakiemuś wydarzeniu, wywołują w nas przykre doznania, staramy się je neutralizować poprzez różne strategie kontroli emocjonalnej. Próbujemy np. zmienić swój stan emocjonalny przez wywołanie innych emocji (gdy jestem w dołku, to idę na zakupy, objadam się słodyczami, szukam doznań seksualnych itp.). Inną strategią jest przerywanie, w świadomy lub nieświadomy sposób, dostępu informacji stanowiących źródło emocji. Oddzielamy emocje od wspomnień i racjonalizujemy. Tak chociażby bronimy się przed bólem, jaki wywołuje w nas wspomnienie śmierci bliskiej osoby. Mówimy, że tak musiało być, że każdego to spotyka. Nie przyznajemy się przed sobą, że to wydarzenie jest dla nas tak bolesne. Próbujemy okłamywać samych siebie, aby uchronić się przed cierpieniem. Ale ta strategia jest ucieczką donikąd. Nawet jeśli zaprzeczamy jakimś uczuciom, one w dalszym ciągu tlą się gdzieś w nas, czekając tylko na odpowiednią chwilę, żeby wybuchnąć. Wtedy mówimy albo o nieukończonej, albo przedłużającej się żałobie.
Może powinniśmy raczej zmierzyć się ze wspomnieniami, zamiast przed nimi uciekać.
Można intencjonalnie chcieć zwalczyć jakieś wspomnienie i niekiedy taka strategia okazuje się skuteczna. Na przykład, jeśli ktoś powiedział mi coś przykrego i emocje związane z tym wydarzeniem będą do mnie uporczywie powracać, mogę „zbijać” je, przez przywoływanie innych pozytywnych doświadczeń. Po jakimś czasie przestaną mnie nękać przykre obrazy, a moja reakcja na to wspomnienie osłabnie. Tyle że nie każde wspomnienie podda się takiej operacji – zwłaszcza w przypadku traumy.
Ojciec mówi o dwóch rodzajach wspomnień: przykrych i traumatycznych. Jak je rozróżnić?
Przykre wydarzenia to część naszej codziennej rzeczywistości, wynikają one z własnych i cudzych ograniczeń, zapamiętujemy je, ale się nimi nie przejmujemy – przynajmniej w takim stopniu, żeby paraliżowały nam życie. Zdarzenie traumatyczne, nie tylko jest emocjonalnie silniejsze, ale związane jest najczęściej z zagrożeniem naszej egzystencji.
Weźmy taki oto przykład. Zawód miłosny jest zawsze trudnym i dotkliwym doświadczeniem. Porzucona osoba może nie chcieć pamiętać samego wydarzenia, może nie radzić sobie z nim, ale w jej świadomości będzie ono funkcjonowało jako zamknięty rozdział w życiu. Nie będzie przerzucać go na przyszłe intymne relacje. W skrajnych jednak przypadkach wspomnienie rozstania może nie tylko wywoływać przykre uczucia, lecz stać się przyczyną paraliżu emocjonalnego. Wtedy pojawia się trauma. Wywoływane przez pamięć emocje odrzucenia, krzywdy i rozczarowania bywają tak intensywne, że osoba, która je przeżywa, zabija w sobie wrażliwość, aby w przyszłości się nie zakochać. Unika relacji z innymi ludźmi bojąc się, że kolejny związek będzie odtworzeniem historii jej nieszczęśliwej miłości.
Dlaczego wspomnienia traumatyczne nie bledną wraz z upływem czasu?
W pamięci afektywnej, gdzie przechowywane są emocje, na poziomie nieświadomym, czas nie istnieje. Kiedy dochodzi do powrotu dawnych emocji, nie odczuwam ich jako wspomnienia, ale jako przeżycie, które uogólniam. Przykładowo ktoś przez całe życie nosi w sobie wspomnienie lekcji, na której został wyśmiany, kiedy pomylił się odpowiadając na pytanie nauczyciela. Taka osoba nie tylko będzie pamiętać bardzo dokładnie samo wydarzenie. Za każdym razem, gdy ktoś spyta ją o zdanie w jakieś sprawie, może reagować tak, jak w czasie tamtej lekcji sprzed wielu lat, zaczerwieni się i nie wydusi z siebie żadnego słowa. Co więcej, uczucie upokorzenia związane z tamtym wydarzeniem może wpływać na jej postrzeganie siebie. Będzie jej się wydawało, że jest osobą bezwartościową. Wszystkie, z pozoru obojętne sytuacje, będą potwierdzały to błędne mniemanie. Jeżeli ktoś popchnie ją w tłumie, to nie będzie przypadek, tylko kolejne upokorzenie i kolejny dowód na to jaka jest bezwartościowa. Wmówi sobie, że nie potrafiła się obronić lub że wygląda jak „popychadło” obarczone jakimś „defektem”. Podobna historia została opowiedziana w filmie „Życie ukryte w słowach”. Dla głównej bohaterki ilmu taką traumą był gwałt. Po tym wydarzeniu jej życie stało się jednowymiarowe, pracowała jak automat, jadła jak automat, tylko kurczaka z ryżem. Wyglądało to tak, jakby świat miał jej do zaoferowania tylko jeden smak, smak przeszłości.
Kobieta, która doświadczyła gwałtu, będzie unikać bliskich, intymnych kontaktów z obawy przed powtórnym wykorzystaniem. To jednak nie wystarczy, żeby obronić się przed powracającymi wspomnieniami, ponieważ ciało będzie jej przypominać o tym, co się stało kiedyś. Stąd bardzo często takie osoby radykalnie odcinają się od swojego ciała. Przypomina im ono, że są „złe”, „skalane”, „grzeszne”. Zapracowują się, ograniczają swoje potrzeby, przestają jeść. Chcą wraz ciałem odciąć swoją przeszłość.
Czy zatem nigdy nie uda się nam wymazać niektórych wspomnień?
To jest możliwe, ale niewskazane. Możemy zostać np. nafaszerowani lekami do tego stopnia, że nie będziemy już nic pamiętać. Uzdrowienie wspomnień nie oznacza wymazania części własnej przeszłości. Nie tyle bowiem wspomnienia są tu problemem, co emocje, jakie im towarzyszą. Wspomnienia należą do przeszłości, a jej się nie da anulować, natomiast emocje przeżywamy w teraźniejszości. Leczyć możemy jedynie to, do czego mamy dostęp.
Uzdrawianie wspomnień byłoby zatem próbą poradzenia sobie z własnymi emocjami?
Właśnie tak. W zdrowej pamięci wspomnienia i emocje współistnieją w równowadze. Natomiast pamięć osób, które noszą w sobie traumatyczne wspomnienia, jest strzaskana. Tkwią w niej bezkształtne i bolesne odłamki wspomnień, strzępy emocji, które dominują nad innymi wspomnieniami i uczuciami. Pierwszy etap uzdrowienia polegałby na ponownym posklejaniu tych wszystkich odłamków. Tak jak we wspomnianym przykładzie traumy wojennej. Były żołnierz wyparł pamięć o bolesnych wydarzeniach, ale w dalszym ciągu nękały go duchy przeszłości. W konfliktowy sposób reagował na różne sytuacje, nie wiedząc, że ta reakcja związana jest z traumatycznym doświadczeniem. Przywrócenie wspomnień pozwoliłoby mu zrozumieć przyczyny nieświadomych reakcji. Ta świadomość działa uzdrawiająco.
Ale czy w ten sposób nie cofamy się do punktu wyjścia? Bolesne wspomnienia mogą znowu zacząć nas niszczyć.
To prawda. Dlatego trzeba pójść dalej. Pierwszy krok polegał na przywróceniu wspomnień, drugi będzie próbą osadzenia bolesnej przeszłości we własnej historii. Jest to krok nieodzowny, ponieważ osoby po przeżytej traumie spoglądają na siebie tylko przez pryzmat tego jednego wydarzenia, które zdominowało ich pamięć. Tymczasem powinny one odnaleźć inne fragmenty opowieści o nich samych. Terapeuta prowadzi takich ludzi na zapomniane i stłumione traumą części ich osobowości tak, aby mogli, mówiąc metaforycznie, stworzyć ze swego życia witraż. Witraż, oglądany w półmroku, z bliskiej odległości nie wydaje się wcale piękny, widać jedynie szare i nieforemne kawałki szkła. Dopiero dystans i światło współtworzą jego piękno. Trzeba więc pomóc im dostrzec światło, które oni sami w sobie odbijają, i które nigdy nie zgasło, bo nie pochodzi od nich – jest darem i stanowi o ich godności. Ich wartość w oczach Boga nie straciła swego piękna, nawet jeśli ich natura została głęboko zraniona.
Uczymy się dystansować wobec własnej przeszłości…
Osoby nie mogące się uwolnić od natrętnych wspomnień traktują je jak film, w którym grają tę samą rolę, chociaż zmienia się widownia. Nie są one obserwatorami swoich wspomnień, ale biorą w nich aktywny udział, dlatego przeżywają je tak intensywnie. Dystans może pomóc im przejść z pozycji aktora na stronę widza. Kolejne etapy uzdrowienia polegałyby zatem na uczeniu się roli obserwatora swoich myśli i stanów emocjonalnych. To nic innego, jak poszerzanie swojej samoświadomości.
Na czym takie poszerzanie samoświadomości miałoby polegać?
To zdobywanie wiedzy o sobie samym. Samowiedza w przypadku bolesnych doświadczeń sprowadza się, po pierwsze, do tego, że wiem, co mnie spotkało, a po drugie: wiem dlaczego to wydarzenie wywołuje we mnie takie, a nie inne rekcje. W przedłużającej się żałobie może kryć się coś więcej niż ból po odejściu bliskiej osoby. Jeśli po latach nadal paraliżuje mnie myśl o stracie, jaką poniosłem, może to na przykład oznaczać, że w mojej podświadomości ukryty jest lęk przed tym, że sam umrę. To nie wspomnienie śmierci bliskiej osoby działa na mnie traumatycznie, tylko myśl o własnej śmierci jest dla mnie traumą. Dopiero uświadomienie sobie tej ukrytej motywacji może pomóc zakończyć okres żałoby. W tym wypadku samoświadomość będzie oznaczała z jednej strony pogodzenie się z tym, że osoba dla mnie ważna odeszła definitywnie, a z drugiej: akceptację własnej śmiertelności. Samoświadomość nie zmniejszy bólu wywołanego bolesnym wspomnieniem. Bynajmniej. Będę nadal odczuwał ból po stracie, nadal będzie ogarniać mnie wzruszenie, gdy popatrzę na zdjęcie zmarłej, jednak obrazy, które przywołam z pamięci, nie wepchną mnie już w depresję.
Samoświadomość pozwala uwolnić się od bezwiednych uczuć wywoływanych przez emocje związane z bolesnym doświadczeniem. Wolność bowiem mamy tylko w stosunku do tych rzeczy, których jesteśmy świadomi.
A jakie miejsce w uzdrowieniu ma przebaczenie?
Bardzo ważne, ale trzeba je właściwie rozumieć. Bez przebaczenia nie ma mowy o uzdrowieniu wspomnień, szczególnie takich, które odebraliśmy jako krzywdę. Bardzo często jednak przebaczenia używa się w kontekście etycznym. Wtedy słowo „przebacz” staje się synonimem zapomnij, zapomnij, że cię skrzywdzono. Takie przebaczenie może być niebezpieczne, ponieważ utwierdza pokrzywdzoną w pozycji ofiary. Przebaczenie nie powinno jednak oznaczać przekreślenia krzywdy. Ono ma ułatwić osobie pokrzywdzonej uwolnienie się od jej ciężaru, ma pokazać jej wyjście z pułapki bycia kozłem ofiarnym. Dopiero tak rozumiane przebaczenie działa uzdrawiająco, gdyż zmienia reakcję pokrzywdzonej osoby, pozwala jej spojrzeć na krzywdę, jakiej doznała, w szerszym kontekście. Przebaczenie pozwala uświadomić sobie, że życie w poczuciu krzywdy, chęci odwetu, rujnuje.
Czy można zapobiec powstawaniu bolesnych wspomnień?
Nie możemy oczywiście uchronić się przed przykrymi wydarzeniami, możemy jednak wystrzegać się działań, które pogłębiają nasze emocjonalne reakcje na nie. Nazwałbym to troską o higienę psychiczną. Jak już mówiłem, treści emocjonalnie dla nas znaczące szybciej zapadają nam w pamięci, dłużej w niej trwają, i są bardziej oporne na zmiany czy zapomnienie. Nie powinienem więc wystawiać się na sytuacje o takim ładunku emocjonalnym, które są w stanie przeciążyć moją pamięć. Mieści się tu również tzw. szukanie silnych wrażeń, pewne kompulsywne zachowania, siedzenie godzinami w sieci czy w grach komputerowych. Nie można traktować pamięci jako pojemnika, do którego można wszystko wrzucać.