Wiara

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Wiara

Ważne pytania

Jak zrozumieć słowa Ewangelii? Jak rozumieć naukę Jezusa? Jak pojąć tajemnicę Trójcy Świętej – jedynego Boga w 3 osobach? Czy droga do poznania Boga prowadzi przez rozum czy przez wiarę? A może przez jedno i drugie? Gdzie kończą się granice rozumu? Jak być wiarygodnym świadkiem Ewangelii w dzisiejszym ponowoczesnym świecie? Te pytania nurtują nas właściwie całe życie. Stawiają je sobie wszyscy – zarówno Wy świeccy jak i my zakonnicy i księża. Stawianie pytań jest częścią naszej wiary. Pytanie to nie bunt, lecz gotowość do przyjęcia prawdy. Pytanie potwierdza wiarygodność pytanego. Nie pytamy tego, komu w ogóle nie wierzymy, którego odpowiedzi nie mamy zamiaru przyjmować. Gdy kochający pyta „czy naprawdę mnie kochasz” to pytanie należy do istoty miłości, jest jej częścią. W tym pytaniu przejawia się tak e radość płynąca z wiary, że odpowiedź przyniesie potwierdzenie. Chciałbym poprzez moje rekolekcje przyczynić się, choć w małym stopniu, do Waszych poszukiwań prawdy o sobie samym i o Bogu. Mam nadzieję, że będą one także próbą zrozumienia wiary.

Poszukiwanie prawdy – historia ludzkości

Gdy sięgamy najstarszych przekazów dotyczących historii człowieka tam wszędzie widzimy obraz człowieka, który staje i pyta, stawia pytanie o prawdę! Począwszy od najstarszych religii związanych z kultem przodków, szamanizmem, idąc dalej przez wielkie religie sumeryckie, egipskie, wielkie tradycje religii Chin, Indii. Człowiek chce rozumieć, chce pojąć skąd idzie, dokąd zmierza. Dlaczego pojawił się na ziemi. Człowiek pyta o siebie samego: kim jestem, co mam robić, jak żyć! Ciemność, zagubienie, niewiedza i brak zrozumienia siebie i świata: to są źródła i motywy owych ciągle ponawianych pytań człowieka. W łańcuchu istnień ludzkich znaleźliśmy się także i my. Tu i teraz, w tym wieku w chrześcijańskiej Europie, w czasach rewolucji technologicznej, w czasach globalizacji i w czasach postmodernizmu, który zakwestionował prawdy uniwersalne.

Stajemy i pytamy: kim jestem, jak żyć, w co wierzyć? Za kim pójść? Jak myśleć o tym świecie? Czy dręczyć duszę pytaniami metafizycznymi, co będzie po śmierci, dlaczego cierpię, dlaczego inni cierpią? Jaki to wszystko ma sens? Gdzie jest dobro? A może przestać pytać o rzeczy, na które i tak nie mamy wpływu i na które i tak nie znajdziemy odpowiedzi?

Człowiek niekiedy może się wydawać takim jednym chodzącym pytaniem o sens. Jest bowiem w człowieku głód prawdy, który trudno nasycić. Już Arystoteles zauważył, że dusza ludzka jest w pewnym sensie wszystkim. Człowiek jest otwarty na poznanie wszystkiego, jakby wszystko mógł poznać, a jednocześnie nie był w stanie. Jest otwarty na wszystko, ale to wszystko przerasta jego siły.

Bardzo szybko człowiek zrozumiał, e świat, w którym żyje nie jest jedyną rzeczywistością. Bardzo wcześnie w historii ludzkości zrozumieliśmy, e to co widzimy oczyma i dotykamy rękami to nie wszystko. e gdzieś jest ukryty inny świat. Tak było już w religiach pierwotnych.

Człowiek chce jakby przebić ten niewidzialny ekran świata fizycznego oddzielający go od prawdziwej rzeczywistości. Religia, a później tak e filozofia stały się przedmiotem tego wielkiego ludzkiego wysiłku poznania świata ostatecznego. Pięknie pisze o tym Platon, największy spośród filozofów. Mówi, e człowiek na tym świecie jest jak więzień przybity do ściany w jaskini. Nie może wyjrzeć na zewnątrz, nie może poznać prawdziwego świata. Tylko na ścianie groty widzi cienie, jakie odbijają się ze świata, do którego nie mamy dostępu. Żyjemy w świecie cienia. Chcący poznać pełnię prawdy i równocześnie niezdolni do tego. Platon pisze o takim momencie, kiedy doznał takiego przebłysku, tak jakby udało mu się przebić przez niewidzialną zasłonę, którą spowity jest nasz umysł i dotrzeć do tamtego prawdziwego świata. Pisze tak: „Nie ma żadnej mojej rozprawy omawiającej te zagadnienia i z pewnością nigdy nie będzie. Nie są to bowiem rzeczy dające się ująć w słowa, tak jak wiadomości z zakresu innych nauk, ale z długotrwałego obcowania z przedmiotem, na mocy z życia się z nim, nagle, jakby pod wpływem przebiegającej iskry, zapala się w duszy światło i płonie już odtąd samo siebie podsycając”. Zapala się płomień i płonie sam już siebie odtąd podsycając. Płonie w duszy światło zrozumienia, e istnieje inny świat, inny będący jak mówił Platon samym pięknem i dobrocią. Niestety o tamtym świecie ani mówić ani myśleć nie sposób. Platon nie chciał nigdy pisać o poznaniu prawdziwego świata. Uważał go za niewyrażalny. Nie sposób bowiem wyrazić i mówić o rzeczach, które są dla człowieka najważniejsze, które są najistotniejsze, od którego zależy – jak mówił św. Tomasz – całe zbawienie człowieka. Zbawienie człowieka bowiem zależy od poznania prawdy: a cognitione veritates dependet tota hominis salus. Tak więc sytuacja człowieka jest już w punkcie wyjścia dramatyczna. Nie może dotrzeć do tego, od czego zależy całe jego szczęście, zbawienie, odnalezienie siebie, poznanie siebie i sensu własnego życia.

Pozostajemy więc na wygnaniu, w krainie ciemności. Tak jak pisze o tym księga Rodzaju: jesteśmy wygnańcami z Raju. Taka jest nasza kondycja, sierot, które straciły dom i nie wiedzą jak tam powrócić. Bo nie znamy drogi. Nie wiemy nawet, gdzie iść, ku czemu się skierować, żeby zobaczyć choć maleńkie światło w tunelu. Człowiek jednak stara się i czyni wysiłki. Człowiek wyciąga swoje ręce do nieba i pragnie powrotu do świata, z którego wyszedł.

Bóg nas nie opuścił

Myliłby się ktoś jednak, gdyby pomyślał, e Bóg wygnał ludzi na świat i pozostawił ich samym sobie. Nie jest tak, że Bóg ka e nam błądzić bezradnie po świecie w beznadziejnym poszukiwaniu prawdy i sensu. Przychodzi do nas sam.

Najpierw przez proroków, nauczycieli, prawo. A później przysyła Syna, który jest naszym przewodnikiem. Co prawda nie wiemy którędy prowadzi droga do Boga, ale wiemy, że Jezus jest tą drogą. Jest drogą, prawdą i życiem. Nie możemy jednak zapomnieć jednego. Choć Jezus jest z nami, to jednak nie opuściliśmy całkiem do końca krainy cienia. On jest naszym przewodnikiem przez tą krainę – na drugi brzeg życia. Jest naszą drogą do prawdy. Jest pokarmem na tej drodze. Jest naszym umocnieniem. Ale my tej prawdy, do której zmierzamy, jeszcze nie posiedliśmy. Żyjemy w ciemnościach wiary, jak mówił św. Paweł: Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś /zobaczymy/ twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany, 1 Kor 13, 12.

Konieczne było przyjście Boga – objawienie

Tomasz z Akwinu pisze, e było konieczne to przyjście Boga do człowieka. Ponieważ bez tego człowiek by sobie nie poradził. Nie byłby w stanie poznać prawdy o Bogu. A jak już mówiłem, od tego zależy zbawienie człowieka. Człowiek bowiem – mówi Tomasz – miał w historii poważne kłopoty z poznaniem Boga. Nie umiał Go odnaleźć, nie wiedział gdzie Go szukać. Tomasz pisze, że tylko niewielu ludzi poznało Boga i to nie w pełni. Przyjście Boga, Jego objawienie się było więc konieczne. Konieczne było ujawnienie się Boga jako  przewodnika człowieka, który pozwoli nam odnaleźć drogę do domu Ojca.

Wiara szuka zrozumienia – fides quaerens intellectus

Człowiek jest obrazem Boga przede wszystkim dlatego, że ma rozum i wolę. To najbardziej upodabnia człowieka do Stwórcy. Dlatego pragnienie zrozumienia jest w nas tak ważne. Zrozumienia tak e naszej wiary. Człowiek używając rozumu najbardziej upodabnia się do Boga. Poznając prawdę i kochając oraz wierząc w to, co przekracza granice ludzkiego umysłu.

Wiedza niszczy wiarę?

Jest czasami takie przekonanie, że wiedza niszczy wiarę. Pewnie mamy znajomych, którzy uważają się za ludzi oświeconych i dlatego nie wierzą w Boga. Często jest jednak tak, i wiedza popychająca ludzi do niewiary jest jednostronna, niepełna. A pewnie jeszcze częściej jest tak, i ludzie tracą wiarę z zupełnie innych powodów niż rozwój swojej wiedzy i świadomości. Powody są rzekłbym bardziej ludzkie, egzystencjalne.

Bywa, że człowiek zanurza się całkowicie w świat doczesny. Jest tak przekonany o swojej sile, że zaczyna wierzyć w swoją samowystarczalność, zaczyna kreować się na Boga. Taki człowiek zastępuje Boga sobą samym. Kiedy indziej przyczyną braku wiary jest utrata nadziei – w człowieku dokonuje się jakiś dramat, i to on popycha ludzi do odejścia od wiary.

Spojrzenie Tomasza

Czy więc jest nasza wiara? W historii Kościoła wielu teologów starało się wyjaśnić na czym polega wiara, jaki jest jej sens. Chciałbym przedstawić wam rozumienie, jakie zostało nam przekazane w pismach św. Tomasza z Akwinu. Na pewno nie jest to rozumienie ostateczne i uniwersalne, jest jakoś jednostronne, lecz warte abyśmy temu poświęcili trochę czasu.

Akt wiary jest aktem rozumu

Zastanówmy się więc przez chwilę czym jest wiara i jaki jest jej stosunek do rozumu. Tomasz z Akwinu mówi, e wiara jest aktem rozumu, jest działaniem umysłu, który przystaje w sposób szczególny pod wpływem woli na to w co wierzy. Nie istnieje więc z natury rzeczy zasadnicza sprzeczność pomiędzy wiarą a rozumem. Wiara bowiem jest rodzajem myślenia, jako akt rozumu.

Podobieństwo działania wiary do działania rozumu

Jeśli ktoś coś sądzi i uważa to powinien być w stanie to uzasadnić, lub przynajmniej wyjaśnić dlaczego tak myśli. Skąd wiesz, że tak jest? Rozum człowieka, gdy działa poprawnie, znajduje uzasadnienia i argumenty, lepsze i gorsze. Wiara te . Tomasz mówi, że argumentem wiary jest sam Bóg. Bóg, który jest pierwszą prawdą. Jedynym argumentem, jaki mamy na rzecz wiary jest: że objawia to Bóg. Bóg sam ukazuje nam siebie.

Rozumność wiary

Czy więc wiara jest uzasadniona? Jak najbardziej! Czy jednak jest dla naszego umysłu czymś oczywistym? Raczej nie. Wiara dotyczy bowiem rzeczy, które przekraczają nasze ludzkie możliwości poznania. W liście do Hebrajczyków (11, 1) jest napisane, że wiara jest dowodem (argumentem) na rzecz tych rzeczywistości, których nie widzimy. Dzięki wierze przyjmujemy za prawdę to, co jest niedostępne dla naszych oczu.

Czy jest rzeczą rozumną przyjmować prawdy, które nie są oczywiste same w sobie, albo których nie można uzasadnić? Różnie bywa. Czasami jest to wielka naiwność. Czasami całkiem rozsądne działanie. Wszystko zależy od tego kim jest ten, który przekazuje nam daną prawdę. Czy jest wiarygodny, czy mamy do niego zaufanie. Bóg jest poza naszym ludzkim poznaniem, nie możemy Go zobaczyć. Tak więc objawienie jest jedyną formą naszego dostępu do tamtego, boskiego świata. Dlatego św. Paweł pisze w liście do Rzymian (10 17), e wiara rodzi się z tego, co się słyszy, (tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa). Uwierzyliśmy, bo nam powiedziano, a nie dlatego, e zobaczyliśmy. Widzieć coś wprost i przyjąć za prawdę oznacza bezpośrednią wiedzę. Wiara zaś jest przyjęciem za prawdę tego, czego nie sposób zobaczyć.

Wiara nie zniewala rozumu

Wiara jest więc wyborem racjonalnym. I to wyraźnie podkreśla Św. Tomasz z Akwinu – wiara jest wyborem, nie jest bezwiednym poddaniem się komuś lub czemuś. Ks. Tischner tak piesze o wierze: Jeśli ktoś chce ufać ślepo znaczy to, że nie potrzebuje Objawienia. Ono bowiem jest adresowane do naszej rozumności, oświeca nasz rozum. Pan Bóg chce byśmy szli do niego z otwartymi oczami” .

A ja dodam jeszcze od siebie, e nie tylko z otwartymi oczami, ale dobrowolnie i świadomie. Nie możemy być ciągnięci do Boga siłą przyzwyczajeń i praktyk religijnych. Dlatego te słowa z 2 listu do Koryntian: Wszelki umysł poddajemy w posłuszeństwo Chrystusowi należy rozumieć jako poddawanie się Jezusowi aktem rozumu. Świadomym aktem rozumu i woli.

Nie sposób myśleć o wierze, e jest jakimś poddawaniem umysłu w jarzmo niewoli, posłuszeństwa i zamknięcia w jakąś klatkę doktryny. Nie można bardziej zniekształcić sensu wiary. Przecie Słowo przyszło na świat i oświeca każdego człowieka (…), światło, które świeci w ciemności –duchowe światło boskiej obecności Słowa-Sensu-Prawdy. Wiara więc rozświetla umysł, a nie go zniewala. Jest dla nas nadzieją przybliżającą do prawdy ostatecznej, jest drogą wyzwolenia z ciemności. Drogą przez ciemność, ale ze światłem wiary w ręku.

Wiara jest wyborem

Zgoda na to, w co wierzymy wynika więc z naszej decyzji. Jest wyborem woli. Człowiek decyduje coś przyjąć za prawdę. Widzimy jak łączy się harmonijnie w wierze człowieka rozum i wola. Człowiek w wierze wybiera, bo chce przyjąć to co wybiera. Wybiera, bo uznaje to za dobro. Wobec Boga i tych rzeczywistości, których nie widzimy nie wystarczą same ludzkie argumenty. Jego obecność i działanie nie jest czymś oczywistym i nieodpartym. Dlatego przyjmując to, co On mówi do nas w Piśmie Świętym, dokonujemy osobistego wyboru. Wyboru, w którym nas nikt nie zastąpi. Sami postanawiamy uznać to za prawdę.

Wiara jest łaską

I jeśli takiego wyboru dokonujemy, wtedy – jak mówi teologia – działa na nas łaska. Sami nie moglibyśmy, bez łaski Boga tego dokonać. Co więcej, taki wybór jeśli ma być sensowny, rozumny, musi być pod wpływam boskiej łaski. Inaczej mógłby być całkiem arbitralny (dotyczyć dowolnych nawet najbardziej dziwacznych prawd). Każdy mógłby sobie wybierać co chce. My zaś wierzymy, i nasza wiara jest wyborem tego, co Bóg objawił, i dlatego wierzymy, że możemy w to wierzyć dzięki Jego łasce. Wiara jest więc darem. Nie jest tylko ludzką umiejętnością, jest umiejętnością, którą człowiek ma od Boga. Jest darem sprawiającym, e nasz umysł przyjmuje boską prawdę.

Definicja wiary

Przybliża tę kwestię definicja cnoty wiary, jaką podaje Tomasz: wiara to sprawność umysłu, dzięki której rozpoczyna się w nas życie wieczne i która sprawia, e nasz umysł przystaje na to, co niewidoczne. Rozważmy poszczególne elementy tej definicji: wiara jest sprawnością umysłu. Jest jakąś umiejętnością rozumienia. Jest to jednak sprawność szczególna! Nie jest ona czymś nabytym, tak jak jakaś sprawność intelektualna, czy pamięć. Jak mówiłem, już wiara jest łaską: to że człowiek jest w stanie przyjąć prawdy o Bogu jest Jego darem. Bóg daje nam łaskę, abyśmy mogli przyjąć Go w naszej wierze.

Druga część definicji wiary powiada, e dzięki niej rozpoczyna się w nas życie wieczne. To ważny element naszej wiary. Życie wieczne nie jest czymś, co dopiero nas czeka. Dzięki wierze rozpoczyna się ono w nas już teraz. Życie wieczne to znaczy posiadanie życia w pełni posiadamy dzięki wierze już teraz. Bo wiara pozwala nam przylgnąć do tego, co niewidzialne. Do niewidzialnego Boga, który jest pełnią życia i miłości. Oczywiście takie stanowisko Tomasza jest uzasadnione tym, co mówi Pismo Św. A tam między innymi w Ewangelii Jana napisane jest: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia (5, 24).

Wiara w Boga, Bogu i ze względu na Boga

W wierze wyróżnia Tomasz z Akwinu trzy aspekty: możemy mówić, e wierzymy w Boga, że wierzymy Bogu i wierzymy łącząc się i lgnąc do Boga. Wiara w Boga dotyczy tego, e Bóg jest oraz wszystkiego co Bóg nam objawił. Tak mówi klasyczna, stara definicja katechizmowa. Ale to za mało. Już dla Tomasza było to za mało. Tak rozumiana wiara i tak prezentowana to zbiór poglądów do przyjęcia. Czysty formalizm (tak działała inkwizycja, cenzura kiedyś).

Są jednak jeszcze dwa inne wymiary wiary. Wiara Bogu dotyczy nie tyle tego, co Bóg mówi, ale tego, e jest wiarygodny. To właśnie wdzięki autorytetowi Boga, który się objawia przyjmujemy za prawdę to, co nam przekazuje. Wierzymy mu, wierzymy i ufamy Jego słowom. I jest jeszcze trzeci aspekt wiary: wierzymy łącząc się z Bogiem. Wiara to nie tylko przyjmowanie jakichś prawd do wierzenia. To nie tylko posłuszeństwo wiary: uznawanie objawienia. Wiara to tak e coś więcej. Owo zaufanie do Boga prowadzi człowieka do szczególnej więzi: więzi miłości w wierze. Ten rodzaj wiary jest to złączenie z Bogiem dzięki miłości nadprzyrodzonej, dzięki cnocie teologicznej miłości.

Wiara nie jest wiedzą: nie jesteśmy właścicielami prawdy

Ważne jest by zdać sobie sprawę z konsekwencji takiego właśnie pojmowania wiary, które przedstawiłem. Jeśli wiara nie jest wiedzą, a jedynie (czy też aż !) naszą świadomą decyzją o przyjęciu czegoś za prawdę, to oznacza to , e my nie posiadamy pełnej prawdy o tym w co wierzymy.

Tomasz analizując definicję wiary z listu do Hebrajczyków, zwraca uwagę na słowa: wiara jest dowodem (argumentem) na to, czego się w nadziei spodziewamy. Jeśli się czegoś spodziewamy, to tego nie posiadamy jeszcze: wyjaśnia Tomasz. Nie posiadamy, ale oczekujemy. Na razie tylko w nią wierzymy i czekamy a się ujawni. Taka świadomość chroni nas od pychy. Wyobraźmy sobie, e wydaje nam się, e posiadamy prawdę, podczas gdy w rzeczywistości jej nie mamy. Często widzieliśmy w historii, nawet najnowszej, takie sytuacje, kiedy grupa ludzi uważająca się za posiadaczy prawdy siłą narzuca innym swój punkt widzenia. Mało tego, w imię tej e prawdy posuwa się do najstraszniejszych zbrodni.

Na przykład: dyktatorzy fanatycy.

Wystarczy tu wspomnieć nazistowską prawdę o czystej rasie prawdziwych ludzi i dążenie do wyeliminowania wszystkich tych, którzy prawdziwymi ludźmi nie byli. Oczywiście w imię dobra i prawdy o człowieku! To straszne! Tacy ludzie uważają się za bogów. Dekretują, co dobre a co złe, co prawdziwe a co fałszywe. Czynią tyle zła!

Dlatego bardzo ważnym jest by podchodzić do prawdy z pokorą. Rozumieć, e jesteśmy ludźmi poszukującymi prawdy, i e w tych poszukiwaniach możemy błądzić. Maszerujemy w ciemnościach wiary, jak mówi św. Paweł by dotrzeć do światła. I dopiero w tym świetle zobaczymy prawdziwe oblicze Boga. Zobaczymy Go twarzą w twarz.

Św. Ambroży, biskup Mediolanu, wielki Ojciec Kościoła z V wieku mówił, że prawda stopniowo ukazywała się człowiekowi. Stary Testament według niego to cień prawdy. Odbicie niejasne, niewyraźne. Taki cień. Nowy Testament to obraz prawdy. A więc odbicie pełniejsze, mające kolory, głębię. Jednak jest to tylko obraz. Sama prawda będzie dla nas dostępna dopiero w yciu przyszłym. Nie posiadamy więc prawdy ostatecznej, ale cale życie jej poszukujemy. Ju nam się wydaje, e ją uchwyciliśmy, a ona jednak się nam wymyka. I znowu ją odkrywamy w najbardziej nieoczekiwanym momencie.

Ta świadomość ciągłego poszukiwania nie oznacza jednak bynajmniej relatywizmu. Prawda jest jedna, tyle, że my ją odkrywamy jakby po trosze, w różnych odsłonach przez całe życie, po to by u jego kresu poznać ją w całości. Zdarza się te , że coś przyjmujemy za prawdę, a po jakimś czasie okazuje się, e wcale nią nie była.

Pamiętajmy więc, że jesteśmy w drodze, ta droga jest raz prosta i jasna, a innym razem wąska, mroczna i niebezpieczna.  Wierzymy, jednak, e Jezus, któremu zaufaliśmy pomoże nam szczęśliwie dojść do jej końca. Pomo e nam odnaleźć dom Boga Ojca. Ale ta moja wewnętrzna pewność wynika nie z wiedzy, lecz z zaufania. Wierzę nie znaczy, że wiem. Wręcz przeciwnie, nie wiem i dlatego wierzę. Nie wiem wcale tego, że Jezus jest Mesjaszem. I dlatego wierzę, e jest Mesjaszem. To nie ja jestem gwarantem tej prawdy. Wierzę ze względu na Boga, który sam siebie objawia: wierzę, bo zaufałem Bogu.

Jak szukać rozumienia swej wiary dziś?

W tym świecie, w którym żyję, w kulturze, w której jestem zatopiony powinienem odkrywać sens słów Ewangelii Jezusa. Patrzeć na Jezusa i starać się zrozumieć znaczenie jego słów i czynów. Jeśli trzeba nie ma co się bać odrzucać odrzucić utarte i płytkie interpretacje. Trzeba bowiem nam najpierw poszukiwać prawdy o Jezusie i o nas samych. To bowiem Jezus objawia człowieka człowiekowi. To On każe nam inaczej spojrzeć na jego los. On uczy nas troszczyć się o te wartości, które nie przemijają – prawdę, miłość, wolność.

Zaufajmy mu, zawierzmy mu świadomym aktem naszego rozumu i woli, a wiara oświetli naszą drogę przez ycie. Wiara to rdzeń życia. To jest najpiękniejszy z ludzkich sposobów bycia. Wierzyć, zawierzyć i przyjąć Boga. Aby Bóg mógł być w nas Bogiem. Aby – jak mówił Eckhart – Ojciec mógł rodzić swego Syna w głębi nas samych. I abyśmy w ten sposób byli – już dziś – razem w bliskości i przyjaźni z naszym Ojcem oraz z naszym bratem Jezusem Chrystusem.

Droga wiary przyjaciół Jahwe – Zasłuchanie w Piśmie Świętym

Biblia jest księgą, która przemawia. Mówi do nas o Bogu, opowiada historię spotkania człowieka z Bogiem Jahwe. Przemawia do nas przedziwnymi historiami ludzi, którzy spotkali Jahwe, którzy z nim rozmawiali, których Jahwe prowadził przez życie. Biblia jest księgą opowiadającą historie Przyjaciół Boga, Abrahama, Mojżesza, Jakuba który walczy z Bogiem, Jeremiasza i innych. Te przyjaźnie ludzi z Bogiem Jahwe były dla nich sposobem życia, były ich drogą przez życie. Chciałbym tak odczytywać historie tych ludzi. Taki jest świat Biblii, taki jest świat myśli hebrajskiej i chrześcijańskiej. Spójrzmy więc na historię jednego Bożych przyjaciół, Abrahama.

Abraham wychodzi z ziemi Ur. Posłuchajmy słów powołania Abrahama: Pan rzekł do Abrama: Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. (2) Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się  błogosławieństwem. (3) Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi. (4) Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał, a z nim poszedł i Lot. Abraham usłuchał słów Pana. Miał już wtedy 75 lat, dobytek i stabilizację w Charanie, gdzie mieszkał. Uwierzył jednak głosowi Pana, który mu się objawił. Poszedł za głosem swego serca.

Jak to się stało, że Abram posłuchał Boga? Jaki stan ducha przepełniał go, e odważył się pójść za tym głosem? Cóż za dobro ukazało się przed jego oczami, e postanowił za nim podążyć? Może Abraham był zupełnie bezwolnym narzędziem w rękach Boga? Trzeba więc zapytać czy był wolny, kiedy wybierał opuszczenie miejsca rodzinnego, na którym prze żył 75 lat? Bardzo chętnie wykorzystują między innymi tę przypowieść różnego typu religijnie nawiedzeni manipulatorzy, którzy sobie chcą podporządkować ludzi. Mówią „masz mi zawierzyć, ja cię poprowadzę, masz porzucić wszystko, sprzedać dom i oddać pieniądze wspólnocie”.

Czy tak było w przypadku Abrahama? Bynajmniej. Wtedy bowiem nie byłaby to wiara, ale raczej psychiczne uwiedzenie. Proponuję więc spojrzeć na powołanie Abrahama tak. Poszedł on za swoim Bogiem. Dlaczego poszedł? Bo ten mu się ukazał! Poszedł, bo ufał Mu i wiedział, że z Jego ręki nie stanie mu się krzywda! Abraham żył ze swoim Bogiem jakby na co dzień. Jemu składał ofiary i z Nim był zaprzyjaźniony. Możemy pomyśleć, e droga do Kanaan to była wspólna wyprawa Abrahama ze jego Bogiem. Oni tam razem się udali, by razem w tej obiecanej ziemi zamieszkać. Nie powinniśmy sobie wyobrażać powołania Abrahama jakby spadł grom z jasnego nieba i sprawił, że Abraham biernie się wyrokom boskim podporządkowuje. Abraham ma widzenia Pana. Pan go wspiera, mówi na przykład: Nie obawiaj się Abramie, bo ja jestem twoim obrońcą, nagroda twoja będzie sowita. Bóg więc jest patronem i przyjacielem Abrahama. Obiecuje mu nagrodę za trud. I wtedy Abraham zaczyna się skarżyć Bogu: O Panie, mój Boże, na cóż mi ona, skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka; przyszłym zaś spadkobiercą mojej majętności jest Damasceńczyk Eliezer.

Abraham ma Jahwe za przyjaciela, ale jest w głębi serca nieszczęśliwy. Ma swojego Boga jest mu wierny i co z tego! Wszystko, co w życiu osiągnął, zdobył, kim się stał, nie może nikomu bliskiemu przekazać. Musi przekazać słudze Eliezerowi. Jest Abraham do głębi zrozpaczony. To ciekawe. Jest w bliskości i przyjaźni ze swoim Bogiem, a mimo to jest nieszczęśliwy. Dlaczego? Bo jest człowiekiem z krwi i kości, a człowiek ma swoje pragnienia, plany, marzenia, i jeśli się nie spełniają, to jest nieszczęśliwy. Przyjaźń z Bogiem nie bardzo może to zastąpić. Nie jest rozwiązaniem, ani kompensacją wszystkich ludzkich problemów: wiele z nich musi być rozwiązanych na ludzki sposób. Sama religia wszystkiego nie załatwi. I nie powinna. Bo byłaby ucieczką od życia. Abraham od życia na pewno nie ucieka.

Cóż więc! Co robi? Otóż, on z alem i pretensją o swój los mówi o tym Jahwe. Jego serce jest szczere przed Bogiem. Nie boi się okazać nieszczęśliwym przed Jahwe. Jego Przyjaźń z Bogiem jest tego rodzaju, i nie musi on zawsze udawać, i jest szczęśliwy i że wszystko jest zawsze w porządku. Mo e z Bogiem szczerze i po przyjacielsku rozmawiać. Mo e Mu się skarżyć. I wtedy Bóg daje Abrahamowi obietnicę. Każe mu wyjść z namiotu i spojrzeć na niebo. „Widzisz te gwiazdy” – mówi – „tak liczne będzie Twoje potomstwo”. I rzecz przedziwna, najprzedziwniejsza ze wszystkich. Jak dobrze i pięknie myślał Abraham o swoim Bogu, że Mu uwierzył! To przecie było całkiem nieprawdopodobne, ta obietnica. A Abraham uwierzył Bogu. Uwierzył temu, który był wiernym jego druhem, towarzyszem życia. Abraham nie boi się swojego Boga. To nie był bynajmniej Bóg wyniesiony władca, Pan na tronie wyniosłym. Nikt nie odważa się zadawać kłopotliwych pytań despocie, albo nawet nerwowemu szefowi w pracy. Abraham zaś nie boi się pytać swojego Boga Jahwe. Taki ma zwyczaj. Na tym polega Jego przyjaźń z Bogiem. I tak na przykład kiedy stojąc u progu ziemi Kannan Bóg obiecuje Abrahamowi, że da mu tę ziemię na własność, Abraham pyta od razu: O Panie, mój Bo e, jak będę mógł się upewnić, że otrzymam go na własność?

Ma wątpliwość i pyta, choć przecie takie pytanie zawiera pewien element podważania wiarygodności obietnicy. Ale on jest wobec Boga sobą, nie udaje i jak wątpi to prosi o uzasadnienie. Jego wiara i ufność nie jest tylko deklarowana, nie jest na pokaz. Bo wtedy o nic by nie pytał. Bo wyszło by na jaw słabość wiary. Jest więc Abraham, autentyczny wobec Boga nie odgrywa roli pobożnego i ufnego, ale ufa z serca. Abraham pyta o gwarancje obietnicy. A Pan się nie obraża. Daje te gwarancje. I co robi?Zawiera przymierze! Jakby podpisuje umowę, zobowiązuje się formalnie do dotrzymania.

Posłuchajmy: Wtedy Pan rzekł: «Wybierz dla Mnie trzyletnią jałowicę, trzyletnią kozę i trzyletniego barana, a nadto synogarlicę i gołębicę». 10 Wybrawszy to wszystko, Abram poprzerąbywał je wzdłuż na połowy i przerąbane części ułożył jedną naprzeciw drugiej; ptaków nie porozcinał. 11 Kiedy zaś do tego mięsa zaczęło zlatywać się ptactwo drapieżne, Abram je odpędził. 12 A gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Abram zapadł w głęboki sen i opanowało go uczucie lęku, jak gdyby ogarnęła go wielka ciemność. 13 I wtedy to Pan rzekł do Abrama: «Wiedz o tym dobrze, i twoi potomkowie będą przebywać jako przybysze w kraju, który nie będzie ich krajem, i przez czterysta lat będą tam ciemiężeni jako niewolnicy; 14 a wreszcie ześlę zasłużoną karę na ten naród, którego będą niewolnikami, po czym oni wyjdą z wielkim dobytkiem. 15 Ale ty odejdziesz do twych przodków w pokoju, w późnej starości zejdziesz do grobu. 16 Twoi potomkowie powrócą tu dopiero w czwartym pokoleniu, gdy już dopełni się miara niegodziwości Amorytów». 17 A kiedy słońce zaszło i nastał mrok nieprzenikniony, ukazał się dym jakby wydobywający się z pieca i ogień niby gorejąca pochodnia i przesunęły się między tymi połowami zwierząt. 18 Wtedy to właśnie Pan zawarł przymierze z Abramem, mówiąc: «Potomstwu twemu daję ten kraj, od Rzeki Egipskiej a do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat.

To jest niezwykle interesujące. Człowiek nie jest przedmiotem w ręku Boga dlatego, i Bóg traktuje człowieka po partnersku. Przymierze to jest kontrakt, umowa, gdzie dwie strony się zobowiązują. To zakłada pewną równość stron. Nie równość rzeczywistą, ale równość w sposobie podejścia do siebie.

Przecie Jahwe nie musiał się do niczego zobowiązywać. Mógłby powiedzieć: „Ja jestem Bóg a ty człowiek. Ty masz mnie słuchać, bo ja jestem Bóg i zawsze czynię dobrze i nigdy się nie mylę. Nie pytaj tylko mi wierz. Takie jest twoje zadania – wierzyć – proszę cię nie wychylaj się z szeregu”.

Bynajmniej nie tak traktuje Bóg Jahwe swojego przyjaciela Abrahama. To nie było jedyne przymierze, kontrakt Boga z Abrahamem. W 17 rozdziale czytamy o następnym. Gdy Abraham miał 90 lat Bóg znów mu się ukazał i powiedział: Jam jest Bóg Wszechmogący. Służ Mi i bądź nieskazitelny, 2 chcę bowiem zawrzeć moje przymierze pomiędzy Mną a tobą i dać ci niezmiernie liczne potomstwo». 3 Abram padł na oblicze, a Bóg tak do niego mówił: 4 «Oto moje przymierze z tobą: staniesz się ojcem mnóstwa narodów. 5 Nie będziesz więc odtąd nazywał się Abram, lecz imię twoje będzie Abraham, bo uczynię ciebie ojcem mnóstwa narodów (…). Przymierze moje, które zawieram pomiędzy Mną a tobą oraz twoim potomstwem, będzie trwało z pokolenia w pokolenie jako przymierze wieczne, abym był Bogiem twoim, a potem twego potomstwa. Znakiem tego przymierza miało być obrzezanie. Wtedy te Bóg obiecał Abrahamowi, że jego ona Sara urodzi syna. To oczywiście doprowadziło Abrahama do śmiechu. I co prawda padł na twarz przed Bogiem, ale od śmiechu powstrzymać się nie mógł, jak sobie to wyobraził: on miał 90 lat a Sara 80. Dlatego mówi Bogu nie specjalnie wierząc w taką zapowiedź, żeby chociaż jego synowi z niewolnicy Izmaelowi Bóg pobłogosławił. I co na to Jahwe. Nie obraża się w ogóle na Abrahama. I mówi: Izmaelowi też pobłogosławię, będzie płodny i będzie ojcem wielkiego narodu.

Jednak Pan Bóg słowa dotrzymuje nawet wtedy kiedy Abraham tylko się mógł zaśmiać z takiej obietnicy. Przychodzi do Abrahama w gościnę osobiście. Pod dębami Mamre Abraham przyjął Boga, który ukazał mu się pod postacią trzech gości. I oni powtarzają obietnicę Boga. Tym razem Sara, która podsłuchiwała rozmowę się zaśmiała z pomysłu, e za rok urodzi dziecko. Bóg jej więc mówi: „Dlaczego się śmiejesz”. A Sara się przestraszyła i mówi: „Wcale się nie śmiałam”. Na to jej Bóg odpowiedział: „Nieprawda. Śmiałaś się”.

Widzimy więc jak coraz bardziej zażyłe są więzi Abrahama z Bogiem. Jak coraz pełniej i hojniej Jahwe obdarowuje swojego przyjaciela i jak się nie obraża, gdy oni, Abraham i Sara, mówią przy Nim to, co myślą.

Widzimy jak rozwija się ta przyjaźń. Wśród innych historii tej przyjaźni mamy opis negocjacji Abrahama i Bogiem w sprawie obrony Sodomy i Gomory. Rozbudowane, jakby handlowe negocjacje: „Gdyby było 10 sprawiedliwych zniszczyłbyś?”. „Wtedy nie zniszczę” – odpowiada Bóg. Itd. Znamy tę historię. I przychodzi najszczęśliwszy dzień w życiu Abrahama. Rodzi mu się syn – Izaak. Bóg spełnia swoją niezwykłą obietnicę. Tak wiele więzów łączy ju Abrahama z Bogiem, tyle wspólnie przeżytych chwil, tak wielkie wsparcie, przyjaźń, wdzięczność, tak wielka radość.

I przychodzi ten dzień katastrofy, dzień, który przekreślił wszystko, co dotychczas pięknego się wydarzyło. Przerażająca prośba Boga: Weź twego syna jedynego, którego miłujesz (SIC!), Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę. Nie wiemy co się mogło dziać wtedy w sercu Abrahama. Jak sprzeczne mogły szarpać go odczucia: całe jego szczęście i radość ma oddać Bogu. Bóg mu chce zabrać to wszystko, co najpierw dał. My sami mówimy: „Kto daje i odbiera ten się w piekle poniewiera”. Co mógł sobie pomyśleć Abraham o takim Bogu. Po co to wszystko, po co cała ta historia z przyjaźnią, przymierzem, obdarowywaniem, eby na końcu wszystko przekreślić. Nie wiemy co się działo w sercu  Abrahama. Wiemy, e Abraham bez głosu sprzeciwu, jak pisze księga rodzaju: „Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego osła, zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu Bóg powiedział.”

Ostatecznie wszystko kończy się dobrze. Bóg powstrzymuje Abrahama przed zabiciem syna. I jest bardzo zadowolony z Abrahama. Jakby wzruszony uroczyście potwierdza swoje obietnice i przymierze: Anioł Pański przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz drugi: 16 «Przysięgam na siebie, wyrocznia Pana, e ponieważ uczyniłeś to, a nie oszczędziłeś syna twego jedynego, 17 będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. 18 Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia [takiego, jakie jest udziałem] twego potomstwa, dlatego e usłuchałeś mego rozkazu».

Okazało się, i to, co łączy Abrahama z jego Bogiem Jahwe to nie tylko układ o wzajemnej pomocy. Coś się stało w sercu Abrahama dzięki opiece jaką Jahwe nad nim sprawował, e on mu ufał i wiedział, e jego Jahwe nie może chcieć źle dla niego. Tysiąc lat później autor listu do Hebrajczyków tak komentował to wydarzenie ofiary z Izaaka: Pomyślał bowiem [Abraham], i Bóg mocen wskrzesić tak e umarłych, i dlatego odzyskał go, jako podobieństwo [śmierci i zmartwychwstania Chrystusa].

Ta wiara, która tak pięknie zaowocowała w życiu Abrahama dojrzewała w nim przez całe życie. U kresu stała się jakby zapowiedzią wypełnienia się boskich obietnic w Chrystusie, kiedy to Bóg postanowił zamieszkać wśród swojego ludu sam, osobiście, przysyłając Syna. W wierze Abraham ju widział Chrystusa, widział Boga osobiście przechadzającego się po drogach i ścieżkach ziemi Obiecanej. Widział te jego zmartwychwstanie. Bo miłość, jak powiada Pieśń nad Pieśniami, jest mocniejsza ni śmierć.

Czego uczy nas ta historia Abrahama?

Uczy wiary, która jest dialogiem, wiary, która jest rozmową z Bogiem. Bóg dał nam wolność i rozum i tego się trzyma. Respektuje naszą wolność i nie zamierza niczego nam narzucać. Pozwala nam samym podejmować decyzje, pozwala być dorosłymi. Nie trzyma nas cały czas jak małe dzieci za rękę.

Historie takich wolnych przyjaciół Boga zapisane zostały na kartach Starego Testamentu. Wielu patriarchów i proroków było nie tylko w dialogu z Bogiem, ale i w ostrym sporze. Jakub walczy z Aniołem, Mojżesz nie chce wypełniać poleconej mu misji, podobnie Jonasz i Jeremiasz. I Bóg się nie obraża!

Nowy Testament nie jest pod tym względem wcale gorszy. Proponuję, abyśmy na zakończenia zatrzymali się na chwilę przy scenie Zwiastowania. Maryja, gdy przychodzi do niej Gabriel nie rozumie go. Ma wątpliwości, waha się, pyta o szczegóły. A Bóg szanuje jej wolność. Zwróćmy uwagę, e Anioł rozmawia z Maryją po przyjacielsku. Odpowiada na jej pytania, wyjaśnia, co ma się stać. Nie przychodzi, by jedynie odczytać nieodwołalną decyzję Boga! Rozmawia i czeka na jej zgodę. Nie wywiera presji, nie manipuluje, nie straszy. Nie robi niczego na siłę! Chce bowiem, by Maryja sama podjęła decyzję o przyjęciu tego niezwykłego powołania. I tak te się stało.

To jest droga wiary człowieka dorosłego. Jeśli chcemy, możemy – ale tylko jeśli chcemy – możemy być przyjaciółmi Boga. Jeśli nie chcemy, to nie. Bóg się nie obrazi. Będzie czekał. Żeby jednak naprawdę być przyjacielem Boga i nie robić mu wstydu powinniśmy stawać się coraz bardziej ludźmi wolnymi, dojrzałymi i samodzielnymi w naszych życiowych wyborach. Tak jak Abraham, i inni niezwykli bohaterowie Biblii.

Wiara dominikanina

Przez ostatnie dwa dni zastanawialiśmy się wspólnie nad wiarą. Próbowałem Wam przybliżyć rozumienie wiary Św. Tomasza z Akwinu. Próbowaliśmy wspólnie znaleźć odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Nie na wszystkie udało nam się odpowiedzieć, bo te nie ma na nie jasnej odpowiedzi.

Wiara bowiem wprowadza nas w tajemnicę. Ale przecie nie odsłania przed nami całkowicie tej tajemnicy. Poznanie wiary jest – jak ju mówiliśmy – niejasne. Tajemnica pozostaje ukryta przed nami, nieodsłonięta. Odsłania się ale jakby przez zasłonę. Ukrywa się, choć jest już tak blisko.

Nie jest zwykłym światopoglądem, zbiorem przekonań o Bogu, świecie, religii, nie jest wiedzą. Ale jest otwarciem duszy na tajemnicę Boga. Jest ludzkim wyborem. I pozostaje bardziej pytaniem, ni odpowiedzią. Nie pytaniem, które chce wątpić, ale takim, które pyta, bo chce być blisko, jak najbliżej Boga.

Wielki filozof Martin Heidegger napisał kiedyś, że 'pytanie jest pobożnością myśli’. Nic bowiem tak nie otwiera serca i umysłu człowieka, jak pytanie, które nosi on w sobie. Dzięki niemu człowiek osiąga właściwy sobie sposób bytowania. Pytanie jest jakby zapomnianym imieniem Boga, innym imieniem Tego, który jest Nieogarnialny i Nieuchwytny. Poznawanie prawdy Bożej przemienia dogłębnie ludzkie wnętrze.

Dziś, na zakończenie, chciałbym Wam opowiedzieć, w jaki sposób my dominikanie pogłębiamy naszą wiarę. Poszukiwanie prawdy jest drogą, po której kroczy dominikanin. Tak jest od wieków. Od samego początku pasją dominikanów była prawda. Veritas – prawda – to nasze pierwsze hasło.

Oczywiście nie na wszystko mamy gotowe odpowiedzi. Często nasze poszukiwanie prawdy to raczej stawianie pytań, które nie pozwalają nam spokojnie pogrążyć się w bezmyślności. Inną dewizą naszego zakonu są słowa, o których ju mówiłem: fides querens intellectum.

Wiara (fides) ma starać się zrozumieć samą siebie (intellectum). Ma to być wiara, która jest niesiona i pielęgnowana w naszej osobistej refleksji. W taki te sposób wyra a się pobożność dominikanina, który w kontemplacji prawdy oddaje jej pierwszeństwo w swoim życiu. Postawę tę być mo e najlepiej wyra a słowo studium. Oznacza ono wysiłek, zapał, systematyczne i wytrwałe dociekanie. Taki jest sens studium w tradycji naszego zakonu.

Klasztory dominikańskie były od początku domami studium, były szkołami. Studiowano Pismo Św. i filozofię. Program dnia skoncentrowany był wokół nauki. Rano słuchano wykładów, następnie dyskutowano, a wieczorem – codziennie – robiono podsumowania, tzw. collationes – kolacje duchowe.

Refleksja i myślenie ma swoje zasady, wymaga rygoru, uzasadniania, krytyczności i wątpienia oraz systematyczności. Chociaż wasz czas, tak jak każdego z nas jest ograniczony różnymi obowiązkami, ufam, że Wy także znajdziecie chwile ciszy i samotności potrzebne do zwrócenia się myślą ku tym sprawom, które sięgają istoty naszej wiary i naszego życia.

Potrzeba w tym dociekliwości. Ale dociekliwości takiej, która umie słuchać. Dociekliwości zatroskanej o samą prawdę. Ona zaś nigdy nie daje się wyczerpać. Ciągle jest przed nami, jakby uciekała. Pokazuje się i biegnie dalej, nie dając się pochwycić i ogarnąć w całość. Stawiamy więc pytanie o prawdę nie po to, by znaleźć od razu gotowe odpowiedzi, które  zwolnią nas z obowiązku pytania i myślenia dalej. Stawiamy pytanie, by móc dalej pytać, by pytać lepiej, trafniej.

Chodzi o postawę, w której otwieramy nasze serca i umysły na sprawy najważniejsze. Chodzi o wewnętrzne pragnienie zrozumienia, poprzez dociekania znaczeń Pisma Świętego, historii naszej religii, Kościoła, myśli filozofów. Dzięki temu pragnieniu możemy żyć bardziej w prawdzie, łatwiej rozpoznawać to, co jest fałszem.

Droga poszukiwacza prawdy jest trudna. Czyhają na niego różne niebezpieczeństwa. Jednym z nich jest pycha. Pycha wynikająca z bezwzględnego podporządkowania się prawom rozumu. Pycha oparta na przekonaniu, e człowiek sam sobie wszystko zawdzięcza, że to jego rozum decyduje o wszystkim. Jak napisał ojciec Congar „człowiek oddany swej autonomicznej mocy bierze swoją moc przemiany za prawdziwe tworzenie” i zaczyna ingerować w sprawy najważniejsze życia i śmierci. I tak rodzi się samowystarczalny człowiek, który sam siebie chce w całości kreować.

Innym niebezpieczeństwem jest zniechęcenie, ucieczka od trudnych poszukiwań prawdy, zanegowanie wartości rozumu. Fideizm, odrzucenie rozumu w kwestiach wiary wynika być może właśnie ze zniechęcenia i niechęci do wysiłku. Nie chcę żyć z pytaniami, chcę mieć już gotowe odpowiedzi. Chcę raczej znaleźć pociechę, odpoczynek i wytchnienie, aniżeli wspinać się dalej, szukając, pytając, a fideista powiedziałby: podważając prawdy wiary.

Ważne jest by nie popaść w żadną z tych dwóch skrajności. Serce ma swoje racje, których rozum nie zna, mówił Pascal. Istnieje pewna granica, niewidzialna granica pomiędzy tym, co możemy sami sprawdzić i zbadać, a tym, co już jest za daleko, gdzie rozum nasz nie sięga, gdzie, jeśli możemy dotrzeć, to zupełnie inaczej. Są takie miejsca, do których dotrzeć możemy tylko z pomocą Przewodnika – Pasterza. Potrzebujemy kogoś, komu moglibyśmy zaufać, kto mógłby nas zaprowadzić tam, gdzie sami nigdy byśmy nie doszli. Potrzebujemy kogoś, kto mógłby nam opowiedzieć o Bogu i o tym, kim On jest naprawdę.

O tym Przewodniku pisze św. Jan w Pieśni o Logosie, na początku swojej Ewangelii. Mówi: Boga nikt nigdy nie widział. Ale: Jednorodzony Syn, który jest w łonie Ojca, o Nim opowiedział. Jezus, Jednorodzony Syn, jest Przewodnikiem. Jest Logosem, Słowem Ojca, które uczy nas jak żyć w prawdzie. Słuchajmy więc tej opowieści, bo tylko tak możemy dotrzeć do prawdy, do której rozum nie dociera, której dotknąć można tylko sercem.

Zakon dominikanów jest zakonem kaznodziejskim, po to powstaliśmy, po to żyjemy, by głosić Ewangelię Jezusa. Inne nasze hasło-wezwanie mówi: contemplata aliis tradere. To, co jest owocem naszej kontemplacji i refleksji mamy przekazywać, głosić. Nie mamy głosić pustych formułek, nic nie znaczących fraz, ale to czego sami doświadczyliśmy w zetknięciu z Ewangelią Jezusa i w spotkaniu z drugim człowiekiem.

Ale głosicielami Ewangelii bynajmniej nie są tylko duchowni z dowolnej formacji: głosicielami jesteście wy wszyscy, my wszyscy. Ważne jest więc abyśmy my wszyscy pamiętali o tym uważnym zasłuchaniu się w słowa Ewangelii, o pokorze i wdzięczności. Byśmy nie głosili siebie i swój wspaniały pomysł na życie, na Ewangelię, ale odsłaniali ukrytą moc słów i czynów Jezusa.

Jest wiele, jeszcze bardzo wiele do odkrycia w Ewangelii. A jeszcze więcej jest do wprowadzenia w życie tego, czego Jezus uczył. Potrzeba odwagi ale i roztropności, uwagi, pokory, łagodności. Właściwie wszystkiego, czego nam brakuje. To jednak jest nadzieja. Przed nami stoi piękne dzieło do wykonania. Aby słowa i Jezusa zabrzmiały pełniej. Aby Jego Duch, Duch Święty napełnił a okrąg ziemi.