Święto św. Andrzeja, Apostoła
HOMILIA 1
1. Wyznawanie, uwierzenie sercem, wyznawanie ustami, zbawienie, głoszenie, posłanie, słuchanie – to wszystko tańczy dzisiaj w czytaniu jak płatki śniegu lecące z nieba.
2. Cel tego tańca jest jeden – osiągnięcie zbawienia, czyli przebaczenie grzechów i niepojęta jedność z Chrystusem dla każdego z ludzi oraz całego świata, jego każdej cząsteczki.
3. To dar absolutnie przekraczający naszą wyobraźnię, np. zbawienie „spłaszczone” tylko do jakiegoś pojęcia, że „wiecznie będziemy szczęśliwi”.
4. Niech ogarnia nas i cały świat to zbawienie, i wszystko niech głosi Twoją chwałę.
Radonie, 30 listopada 2021, Rz 10, 9-18; Ps 19; Mt 4, 18-22
HOMILIA 2
1. Zarzucanie sieci, ich naprawianie to podstawowe zadanie rybaków. Potem – także w duchowym sensie – zadanie Apostołów.
Coś Jezus zobaczył w uczniach, braciach… powołał… nie wypadało zostawić wszystkiego i iść… ale mimo tego wybrali Jezusa i poszli…
2. Będą od tej pory zarzucać i naprawiać sieci Kościoła…
Gidle, święto św. Andrzeja Apostoła, 30 listopada 2015, Rz 10, 9-18; Ps 19; Mt 4, 18-22
HOMILIA 3
1. Nad brzegiem Jeziora Galilejskiego Jezus spotyka swoich znajomych, Szymona Piotra i jego brata, Andrzeja. Znajomych, bo spotkali się już wcześniej.
2. Andrzej był towarzyszem św. Jana Chrzciciela, słyszał słowa Jana o Jezusie: „On jest Synem Bożym”. Poszedł za Jezusem i przyprowadził do Niego swojego barat, Szymona Piotra.
3. Zobaczyli, gdzie Jezus mieszka i pewnie na drugi dzień wrócili do domu. To była ich ciekawość i ich decyzja.
4. Nad brzegiem Jeziora Galilejskiego dokona się prawdziwe powołanie. Inicjatywa będzie wyłącznie po stronie Jezusa. Przechodził, ujrzał, rzekł.
5. To wezwanie odmieniło ich życie na zawsze.
Radonie, 30 listopada 2022, święto św. Andrzeja, Apostoła, Rz 10, 9-18; Ps 19; Mt 4, 18-22
LEKTURA DODATKOWA
Wyszedł na ryby i już trzy lata go nie ma – mogłaby pomyśleć teściowa Piotra, gdy ten został powołany do grona apostołów i rozpoczął swą wędrówkę u boku Mistrza z Nazaretu. Mogłaby, gdyby prawdą okazały się stereotypy krążące wokół sceny powołania uczniów: „Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: 'Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi’. Oni natychmiast zostawili wszystko i poszli za Nim” (Mt 4,18-20).
To, że bracia poszli za Jezusem nie oznacza wcale, że zaniedbywali swoje rodziny lub przestali się troszczyć o najbliższych. Aby zburzyć ten stereotyp, wystarczy spojrzeć na mapę dawnej Galilei. Znajdziemy tam Tyberiadę i Kafarnaum, Tabghę i Magdalę, Korozain czy Górę Błogosławieństw. Wszystkie one oddalone są od siebie o kilka lub kilkanaście kilometrów. Nawet Tabor, Kana czy rodzinne miasto Jezusa – Nazaret, jest w zasięgu jednego dnia drogi. Przypuścić należy, że apostołowie zasadniczo mieszkali w swych domach i trudnili się swymi zawodami, dbając o własne rodziny. To wcale nie przeszkadzało im często spotykać Jezusa i słuchać Jego nauk. Na dłuższe wyprawy wypierali się pod wodzą Mistrza zapewne do Jerozolimy. Każdy pobożny Żyd winien – zgodnie z nakazem Prawa – trzykrotnie w ciągu roku uczestniczyć w takiej pielgrzymce: na Święto Paschy, Pięćdziesiątnicę i Święto Namiotów.
Gdy więc ewangelista stwierdza, że apostołowie „zostawili wszystko”, by pójść za Jezusem, może wcale nie ma na myśli ich rodzin i dobytku? Może chodzi raczej o odcięcie się od wszystkiego, co w najmniejszym choćby stopniu przeszkadza w kroczeniu za Panem?
Źródło tekstu: mariuszrosik.pl
Jezus znajduje się najprawdopodobniej w okolicach Kafarnaum. To właśnie tam, na brzegu Jeziora Galilejskiego, powołuje czterech pierwszych uczniów. Są nimi Szymon Piotr, jego brat Andrzej, Jakub i jego brat Jan.
To Jezus przechodząc brzegiem pierwszy ich zobaczył. Fakt ten wskazuje na inicjatywę powołującego. Jako pierwszy powołany pojawia się Szymon. Nie jest to przypadek. To Piotr występuje zawsze na czele katalogu apostołów, co poświadcza pośrednio późniejszy jego prymat. Już tutaj, w scenie powołania, nazwany jest Piotrem, choć nadanie tego imienia nastąpi dużo później.
W tradycji biblijnej imię wskazuje często na misję osoby, która je nosi. Dobór imienia tuż po narodzinach dziecka był niezwykle istotny. Tak było zresztą w przypadku wszystkich ludów semickich. Wierzono, że imię wpływa na los człowieka, w pewien sposób determinuje jego przeznaczenie. Przez etymologię imienia próbowano niekiedy odgadnąć przyszłość nowonarodzonego. Stary Testament zna imiona, których znaczenie oddaje konkretną sytuację historyczną: Kain – „otrzymany od Jahwe” (Rdz 4,1); Samuel – „Bóg wysłuchał” (1Sm 1,20); Gerszom – „cudzoziemiec” (Wj 2,22). Największe znaczenie miały imiona teoforyczne, w których (często w formie skróconej) pojawiało się imię Boga. Przykłady takich imion to Natan, Jeremiasz, Ezechiel, Jerubbal czy Jezus. We wcześniejszych epokach historii Izraela dużo częściej stosowano imiona teoforyczne. Onomastka biblijna zna np. około czterdziestu imion odwołujących się do idei ojcostwa Bożego, zawierających morfem ab. Poza imionami własnymi unikano jednak w Izraelu nazywania Boga Ojcem. Jest jedynie kilka wyjątków od tej zasady (Ps 2,7; 89,27; 1Krn 28,6). W biblijnej historii zbawienia zmiana imienia związana jest niekiedy z powierzeniem misji (Abram – Abraham, Saraj – Sara, Jakub – Izrael). Nazwanie Szymona Piotrem już w scenie powołania wskazuje na późniejszą misję apostoła: Piotr to po aramejsku Kefa, czyli „skała”. Właśnie na tej skale Jezus budować będzie wspólnotę Kościoła. Drugi z powołanych to Andrzej, brat Szymona. Pochodził z Betsaidy i był uczniem Jana Chrzciciela (J 1,35-49). Według relacji Janowej, usłyszawszy słowa Chrzciciela o Jezusie przyprowadził do Niego także Szymona. Tradycja umieszcza jego późniejszą działalność misyjną w Scytii i Achai, gdzie poniósł śmierć męczeńską na ukośnym krzyżu, zwanym krzyżem św. Andrzeja. Jezus powołuje tych dwóch braci podczas ich codziennych czynności. Byli rybakami, a więc trudnili się pracą na Jeziorze Galilejskim. Mateusz zauważa, że właśnie zarzucali sieci. Sieci obciążone były na końcach kamieniami, które powodowały szybkie ich zanurzanie i uniemożliwiały schwytanym rybom ucieczkę.
Jezus wzywa dwóch pierwszych uczniów za pomocą tzw. formuły powołaniowej: „Pójdźcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi” (Mt 4,19). Podobne formuły w formie rozkazu znane są ze Starego Testamentu (1Krl 11,31; 19,15-21; 1Sm 16,1). Nakaz zawarty w formule obejmuje „pójście za” Jezusem, czyli wyraża ideę naśladowania. Metafora „rybaków ludzi” nawiązuje do gromadzenia ludzi w nowo tworzonej wspólnocie – wspólnocie Kościoła. Jak rybacy gromadzą wyłowione ryby w jednej sieci, tak uczniowie Jezusa będą gromadzić w Kościele wszystkich przyjmujących wiarę.
W posynodalnej adhortacji apostolskiej Vita consecrata św. Jan Paweł II zawarł zachętę skierowaną do osób życia konsekrowanego: „Szczere i odnowione dążenie osób konsekrowanych do świętości jest dziś szczególnie potrzebne także dlatego, że należy popierać i umacniać w każdym chrześcijaninie pragnienie doskonałości. Trzeba rozbudzić w każdym wierzącym prawdziwą tęsknotę za świętością, mocne pragnienie nawrócenia i osobistej odnowy w klimacie coraz żarliwszej modlitwy i solidarności z bliźnimi, zwłaszcza z tymi najbardziej potrzebującymi” (Vita consecrata 39). Jednym ze źródeł takiego dążenia do świętości, o którym pisze Jan Paweł II, jest radość płynąca z faktu powołania.
Sięgnijmy więc po krótki opis sceny powołania przez Jezusa czterech pierwszych uczniów, starając się dostrzec naturę samego powołania w ujęciu biblijnym i wynikającą z niego dynamikę dążenia do świętości: „Gdy [Jezus] przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi». Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci: Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.” (Mt 4,18-22).
Jezus powołujący uczniów (Mt 4,18-22)
Jezus znajduje się najprawdopodobniej w okolicach Kafarnaum, na co wskazuje kontekst omawianej perykopy. To właśnie tam, na brzegu Jeziora Galilejskiego, powołuje czterech pierwszych uczniów. Są nimi Szymon Piotr, jego brat Andrzej, Jakub i jego brat Jan. Jezus przechodząc brzegiem pierwszy ich zobaczył. Fakt ten wskazuje na inicjatywę powołującego. Jako pierwszy powołany pojawia się Szymon. Nie jest to przypadek. Piotr występuje zawsze na czele katalogu apostołów, co poświadcza pośrednio późniejszy jego prymat. Już tutaj, w scenie powołania, nazwany jest Piotrem, choć nadanie tego imienia nastąpi dużo później.
W tradycji biblijnej imię wskazuje często na misję osoby, która je nosi. Dobór imienia tuż po narodzinach dziecka był niezwykle istotny. Tak było zresztą w przypadku wszystkich ludów semickich. Wierzono, że imię wpływa na los człowieka, w pewien sposób determinuje jego przeznaczenie. Przez etymologię imienia próbowano niekiedy odgadnąć przyszłość nowonarodzonego. Stary Testament zna imiona, których znaczenie oddaje konkretną sytuację historyczną: Kain – „otrzymany od Jahwe” (Rdz 4,1); Samuel – „Bóg wysłuchał” (1Sm 1,20); Gerszom – „cudzoziemiec” (Wj 2,22). Największe znaczenie miały imiona teoforyczne, w których (często w formie skróconej) pojawiało się imię Boga. Przykłady takich imion to Natan, Jeremiasz, Ezechiel, Jerubbal czy Jezus. We wcześniejszych epokach historii Izraela dużo częściej stosowano imiona teoforyczne. Onomastka biblijna zna np. około czterdziestu imion odwołujących się do idei ojcostwa Bożego, zawierających morfem ab. Poza imionami własnymi unikano jednak w Izraelu nazywania Boga Ojcem. Jest jedynie kilka wyjątków od tej zasady (Ps 2,7; 89,27; 1Krn 28,6). W biblijnej historii zbawienia zmiana imienia związana jest niekiedy z powierzeniem misji (Abram – Abraham, Saraj – Sara, Jakub – Izrael). Nazwanie Szymona Piotrem już w scenie powołania wskazuje na późniejszą misję apostoła: Piotr to po aramejsku Kefa, czyli „skała”. Właśnie na tej skale Jezus budować będzie wspólnotę Kościoła.
Drugi z powołanych to Andrzej, brat Szymona. Pochodził z Betsaidy i był uczniem Jana Chrzciciela (J 1,35-49). Według relacji Janowej, usłyszawszy słowa Chrzciciela o Jezusie przyprowadził do Niego także Szymona. Tradycja umieszcza jego późniejszą działalność misyjną w Scytii i Achai, gdzie poniósł śmierć męczeńską na ukośnym krzyżu, zwanym krzyżem św. Andrzeja. Jezus powołuje tych dwóch braci podczas ich codziennych czynności. Byli rybakami, a więc trudnili się pracą na Jeziorze Galilejskim. Mateusz zauważa, że właśnie zarzucali sieci. Sieci obciążone były na końcach kamieniami, które powodowały szybkie ich zanurzanie i uniemożliwiały schwytanym rybom ucieczkę.
Jezus wzywa dwóch pierwszych uczniów za pomocą tzw. formuły powołaniowej: „Pójdźcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi” (Mt 4,19). Podobne formuły w formie rozkazu znane są ze Starego Testamentu (1Krl 11,31; 19,15-21; 1Sm 16,1). Nakaz zawarty w formule obejmuje „pójście za” Jezusem, czyli wyraża ideę naśladowania. Metafora „rybaków ludzi” nawiązuje do gromadzenia ludzi w nowo tworzonej wspólnocie – wspólnocie Kościoła. Jak rybacy gromadzą wyłowione ryby w jednej sieci, tak uczniowie Jezusa będą gromadzić w Kościele wszystkich przyjmujących wiarę. Niektórzy metaforę ciągną jeszcze dalej: ponieważ skutkiem działania rybaków jest śmierć ryb, skutkiem działania uczniów Jezusa będzie śmierć ludzi dla grzechu, a więc nawrócenie. Szymon i Andrzej nie okazują żadnego wahania w przyjęciu wezwania; sieci zostawiają „natychmiast”. Ważne jest podkreślenie, że bracia porzucili wykonywaną pracę („zostawiwszy sieci”). W tradycji żydowskiej, gdy rabini wzywali kogoś do naśladownictwa, nie nakazywali mu porzucać dotychczasowych zajęć. W tej radykalnej zmianie przejawia się więc novum działalności Jezusa, która odbiega od tradycyjnych form.
Dwóch innych braci, Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, Jezus również zastaje przy zwykłej czynności rybaków – przy naprawianiu sieci. Chodzi o Jakuba Starszego, który został stracony za Agrypy I w 44 roku oraz o Jana, który po zmartwychwstaniu był jednym z filarów gminy jerozolimskiej. Temu ostatniemu tradycja przypisuje autorstwo pięciu pism Nowego Testamentu: Ewangelii, trzech listów i Apokalipsy. Obaj zwani byli także „synami gromu” (Boanerges), co sugerowało niektórym biblistom, iż przynależeli do grona zelotów, gorących zwolenników utworzenia królestwa Izraela po zbrojnym wystąpieniu przeciw Rzymianom. Również i w tym wypadku Mateusz podkreśla natychmiastowość decyzji braci: „natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim” (Mt 4,22). Jeśli widzieć tę wzmiankę na tle starotestamentalnego opowiadania o powołaniu Elizeusza przez Eliasza, narzuca się duży kontrast. Elizeusz prosi o możliwość pożegnania się z rodzicami (1Krl 19,19-21). W przypadku Jakuba i Jana podkreślony zostaje fakt, że zostawili oni ojca, a fakt ten znajduje wytłumaczenie w Mowie Misyjnej: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest mnie godzien” (Mt 10,37).
Osobista więź ze Zmartwychwstałym – źródłem radości
Trzej spośród czterech powołanych uczniów, Piotr, Jakub i Jan, byli przygotowywani przez Jezusa na szczególnych świadków zmartwychwstania. Byli obecni przy wskrzeszeniu córki Jaira, gdy Jezus okazał swą władzę nad śmiercią (Mk 5,21-24.35-43). Byli świadkami przemienienia na górze Tabor, gdzie Jezus mówił o swoim odejściu, a więc również o powstaniu z martwych (Mk 9,2-11). Wreszcie towarzyszyli Jezusowi podczas modlitwy w Ogrodzie Oliwnym, a więc w wydarzeniu rozpoczynającym Jego mękę, która poprzez śmierć prowadzi do zmartwychwstania (Mk 14,32-42). Te trzy wydarzenia, których świadkami byli Piotr, Jakub i Jan, udowodniło im, że Jezus ma władzę nad śmiercią, a pokonując ją, dokonuje zbawienia.
Narracje opisujące te wydarzenia rozmieszczone są z dużą precyzją niemal równomiernie na kartach dzieła Markowego. Relacja o przemienieniu usytuowana zastała centralnie, natomiast dwie pozostałe zajmują centralne pozycje w pierwszej i drugiej części Markowej ewangelii. Już samo rozmieszczenie perykop w strukturze dzieła sugerować może zamiar teologiczny autora: wraz z progresywnym ujawnianiem tożsamości Jezusa, ewangelista stopniowo przygotowuje trójkę apostołów na autorytatywnych świadków swego zmartwychwstania. We wszystkich trzech narracjach pojawia się implicite lub expressis verbis motyw śmierci i zmartwychwstania. Wskrzeszenie córki Jaira, jak każde wskrzeszenie opisane przez ewangelistów, jest pośrednią zapowiedzią zmartwychwstania: jak Jezus pokonał śmierć przywracając zmarłych do życia, tak też pokona ostatecznie panowanie śmierci powstając z grobu. Przy zejściu z góry przemienienia Jezus wprost zapowiada zmartwychwstanie Syna Człowieczego; z relacji paralelnych wiadomo, że śmierć i zmartwychwstanie Jezusa było także przedmiotem rozmowy Jezusa z Mojżeszem i Eliaszem. Wreszcie scena modlitwy w Getsemani jest już bezpośrednim przygotowaniem do śmierci i zmartwychwstania. Jezus modli się, by wypełniła się wola Ojca i do modlitwy zachęca trzykrotnie zmożonych snem swoich uczniów. Trzy perykopy, w których pojawiają się Piotr, Jakub i Jan, ułożone zostały przez ewangelistę na zasadzie climaxu: początkowo apostołowie poznają jedynie moc Jezusa nad śmiercią, następnie słyszą bezpośrednią zapowiedź zmartwychwstania i wreszcie sami uczestniczą w wydarzeniach bezpośrednio prowadzących do śmierci i powstania z martwych Jezusa. Motyw zmartwychwstania z każdym opowiadaniem zarysowuje się więc coraz silniej. Piotr, Jakub i Jan są przygotowani, by stać się świadkami zmartwychwstania: widzieli przywróconą do życia dziewczynkę, słyszeli z ust Mistrza zapowiedź powstania z grobu i wreszcie sami uczestniczyli w początkach męki Jezusa. W prawie żydowskim cyfra trzech świadków jest optymalna, by potwierdzić jakieś wydarzenia: choć dla uwiarygodnienia wydarzenia wystarczało świadectwo dwóch osób, potrójne świadectwo niwelowało wszelkie wątpliwości: Jezus żyje i tef fakt staje się przyczyną szaleńczej radości uczniów! Jako osoby przez Niego powołane zawsze będą mogli cieszyć się Jego obecnością i bliskością.
Natura powołania w scenach biblijnych
Na kanwie opowiadania o powołaniu pierwszych apostołów w sposób naturalny rodzi się refleksja nad naturą powołania. W języku biblijnym jest to wezwanie Boga do spełnienia powierzonej misji. Obejmuje ono wszystkie wymiary życia powołanego i ustanawia zupełnie nową jakość relacji z Bogiem. Powołanie jest decyzją Boga, na którą nie można zasłużyć i dokonuje się ze względu na innych, nie ze względu na samego powołanego. Nie jest więc nagrodą, lecz wezwaniem do służby. Klasyczne sceny powołania przedstawione w Biblii składają się zazwyczaj z trzech elementów: (1) deklaracja wyboru i powierzenia misji (2) obiekcje powołanego oraz (3) zapewnienie Bożej asystencji. Według tego modelu strukturowane są opowiadania o powołaniu innych charyzmatycznych przywódców Izraela: Mojżesza (Wj 3-4), Gedeona (Sdz 6,11-17), Saula (1Sm 9,17-10,7) czy Jeremiasza (Jr 1,4-8). Element pierwszy do formuła powołaniowa i powierzenia misji. W przypadku Piotra i Andrzeja brzmiała: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi” (Mt 4,19). Dwa pozostałe elementy (obiekcje i zapewnienie asystencji) zostały w tym wypadku pominięte. U podstaw obiekcji przeciw podjęciu wezwania leży najczęściej lęk w różnych jego odcieniach: lęk przed nieumiejętnością przeprowadzenia pomyślnie wyznaczonego posłannictwa, lęk przed prześladowaniami ze strony słuchaczy słowa bądź lęk przed majestatem Powołującego, wobec którego powołany czuje się niegodny. Obiekcje ze strony powołanego nie mogą stać się odpowiednim motywem do odrzucenia powołania, gdyż obietnica asystencji Bożej niweluje przyczyny wszelkich obiekcji. Model: wybór, powołanie, powierzenie misji – obiekcje powołanego – zapewnienie o Bożej asystencji, stanowi schemat, w którym odnajduje się każda osoba powołana. Każdy powołany odczuwa w pewnym momencie swego życia przynaglenie do służby Bożej, przynaglenie, które odczytuje właśnie jako powołanie. Każdemu również towarzyszą obawy i poczucie niegodności wyznaczonej misji. Obietnica Bożej asystencji (w księgach prorockich wyrażana najczęściej za pomocą formuły: „Ja jestem z tobą”), pozwala jednak pokonać lęk i z ufnością podjąć zadanie wyznaczone przez Boga. Odpowiedź na dar powołania pozostaje zawsze wolną decyzją człowieka. Można go przyjąć bądź odrzucić. A jeśli serce targane jest wątpliwościami, czy przynaglenie rzeczywiście pochodzi od Boga, św. Paweł wzywa do zwrócenia uwagi na swe własne pragnienia. Jeśli osoba, która odczuwa wewnętrzne przynaglenie, pragnie, choć nie bez lęku, wkroczenia na drogę służby Bożej, można to pragnienie odczytać jako głos Boży, „albowiem to Bóg jest sprawcą chcenia [pragnienia] i działania zgodnie w Jego wolą” (Flp 2,13).
Powołani wezwani do świętości
Realizację powołania cechuje dynamizm. Nie jest ono bowiem biernym oczekiwaniem przyszłości zbawczej, ale praktykowaniem wiary, która wyraża się w głębokiej, intymnej i dynamicznej zarazem więzi z Bogiem i Jego Synem Jezusem Chrystusem w Duchu Świętym. Jest to droga uświęcenia, do jakiej wzywa św. Jan ewangelista: „Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty” (1J 3,3). Warto zwrócić uwagę na używaną przez Jana terminologię. Czasownik „uświęca się” oddaje za pomocą greckiego hagnidzo, natomiast „święty” to hagnos. Zazwyczaj czytelnik oczekiwałby tu terminów hagiadzo i hagios, po które często sięga św. Paweł. Jednak u Pawła zarówno czasownik, jak i przymiotnik mogą wskazywać na stan ontyczny, nie moralny (chrześcijanie są „święci”, gdyż przyjęli chrzest). Tymczasem, aby podkreślić konieczność moralnego wysiłku chrześcijan, Jan wybiera terminy, które go akcentują, a które można także oddać za pomocą „stać się nieskalanym” i „nieskalany”; takie terminy z pewnością mają konotacje moralne. Choć więc chrześcijanin już jest dzieckiem Bożym, może w pewnym sensie stawać się nim bardziej poprzez proces uświęcania się. Motywacją do podjęcia wysiłku moralnego jest pragnienie, by stać się nieskalanym jak Chrystus. Tylko osoba o czystym, nieskalanym sercu, będzie mogła cieszyć się bliskością Chrystusa w gronie zbawionych. Dla Żydów jawna wydaje się tu aluzja do psalmów wstępowania do świątyni – mieszkania Boga. Jeden z nich głosi:
„Kto wstąpi na górę Pana
lub kto stanie w Jego świętym miejscu?
Człowiek rąk nieskalanych i czystego serca,
który nie skłonił swej duszy ku marnościom” (Ps 24,3).
Psalmista stwierdza, że oblicze Boga oglądać mogą na Syjonie tylko ci, których serce jest czyste. Chodzi więc o coś więcej, niż tylko zachowanie przepisów rytualnych. Wstępujący do świątyni winien mieć „serce czyste”, czyli być wolny od grzechu. Wiadomą jest rzeczą, że te starotestamentowe oczekiwania oglądania oblicza Boga nie spełniły się; przeniesiono je na czasy mesjańskie, kiedy to zakróluje oczekiwany Boży Pomazaniec. W tym sensie właśnie chrześcijaństwo przejęło obietnice mesjańskie, ukazując ich wypełnienie w Chrystusie. Wierzący w Niego będą oglądać Go takim, jakim jest, gdyż serce ich będzie uświęcone.
Konkluzja
Analiza Mateuszowego opisu powołania przez Jezusa pierwszych uczniów prowadzi do wniosku, że powołanie realizuje się na drodze nieustannego towarzyszenia Jezusowi (gr. akoluthein – „iść za”). Staje się to możliwe dzięki zmartwychwstaniu Jezusa. Fakt ten jest największym źródłem radości dla tych, którzy szczerym sercem odpowiadają na Boże wezwanie. Zmartwychwstały wciąż żyje i wciąż wzywa kolejnych uczniów i uczennice na drogę powołania. Droga ta jest drogą uświęcania się, zgodnie ze słowami Jana Pawła II: „Wszystkie dzieci Kościoła, powołane przez Ojca, aby słuchać Chrystusa, muszą odczuwać głęboką potrzebę nawrócenia i świętości. Jak jednak podkreślano na Synodzie, potrzeba ta odnosi się przede wszystkim do życia konsekrowanego. Istotnie, powołanie skierowane do osób konsekrowanych, aby szukały najpierw Królestwa Bożego, jest nade wszystko wezwaniem do pełnego nawrócenia, to znaczy do wyrzeczenia się samych siebie i do życia wyłącznie dla Pana, tak aby Bóg był wszystkim we wszystkich” (Vita consecrata 35).
Źródło tekstu: mariuszrosik.pl
Jezus nie był jak inni nauczyciele, których można sobie było wybrać. Jezus jest jedynym nauczycielem, który sam dokonuje wyboru. Jedynym, kto ma prawo decydować o czyimś życiu, zarządzać czyimś losem.
1. Jakub i Jan „zostawili łódź i ojca, i poszli za Nim”. Św. Marek doda jeszcze, że wraz z ojcem i łodzią zostawili najemników. Dwaj inni bracia, Piotr i Andrzej, też „zostawiwszy sieci, poszli za Nim”. Co jeszcze zostawili prócz pracy i zarobku? Na pewno domy, w których zostały rodziny, Piotr miał przecież żonę, skoro miał teściową. Zostawili to wszystko i poszli za Nim „natychmiast”, to znaczy bez ociągania się, bez wahania, bez wątpliwości. On rzekł „Pójdźcie ze mną”, a oni poszli. On im zapowiedział „uczynię was rybakami ludzi”, a oni uwierzyli w te przedziwne słowa. Co takiego wydarzyło się nad Jeziorem Galilejskim, że ci praktyczni mężczyźni nagle porzucili pracę, a więc pieniądze, pewność i stabilizację, porzucili dom, a więc bezpieczeństwo, porzucili bliskich, a więc rodzinę dającą w życiu wsparcie, i poszli na Nim?
Jeśli chodzi o Piotra i Andrzeja, to nie było ich pierwsze spotkanie z Jezusem. Przecież spotkali już Go nad Jordanem, gdy przyjmował chrzest od Jana. To Andrzej był tym, który przyprowadził do Jezusa swego brata, Piotra. Kiedy nad Jordanem usłyszeli, jak Jan mówi o Jezusie, że jest Barankiem Bożym, poszli za Nim, „zobaczyli, gdzie mieszka i tego dnia pozostali u Niego”. Jeszcze jednak nie pozostali na zawsze, prawdopodobnie nazajutrz wrócili do siebie, choć już nie do Jana Chrzciciela, ale do codziennych zajęć. To właśnie wtedy, przy pracy, Chrystus ich wezwał słowami „Pójdźcie za Mną”. Już teraz pozostaną z Nim na zawsze, do śmierci i wniebowstąpienia.
2. W tamtym czasie w Palestynie wielu było nauczycieli i mistrzów. Można było sobie wybrać duchowego przewodnika, mędrca, któremu się zaufa, przywódcę, któremu powierzy się los. Po ziemi izraelskiej wielu chodziło nauczycieli, którzy wędrowali ze swoimi uczniami. Takim nauczycielem był także Jan Chrzciciel, który miał swoich uczniów, swoją duchową szkołę. Tak też Andrzej i Piotr najpierw potraktowali Jezusa. Gdy po raz pierwszy poszli za Nim, zwrócili się do Niego słowami „Rabbi, to znaczy Nauczycielu”. I poszli zobaczyć, gdzie mieszka. Tamto „powołanie” wcale nie było jeszcze powołaniem. Oni poszli za Nim z własnej inicjatywy. To oni Jego wybrali, a nie On ich. „Czego szukacie” – pytał Jezus. Bo to oni Go szukali, a nie On ich. Prawdziwe powołanie dokona się dopiero nad Jeziorem Galilejskim, gdy inicjatywa będzie wyłącznie po stronie Jezusa: przechodząc, ujrzał i rzekł. Jezus nie był jak inni nauczyciele, których można sobie było wybrać. Jezus jest jedynym nauczycielem, który sam dokonuje wyboru. Jedynym, kto ma prawo decydować o czyimś życiu, zarządzać czyimś losem.
3. Dzisiaj się bardzo dużo mówi o tzw. Kościele wyboru. Samo pojęcie oczywiście nie jest fałszywe. Używa się go, by opisać nową formę przynależności do Kościoła. Kiedyś dominował tzw. Kościół tradycji. W katolickim środowisku człowiek stawał się katolikiem niejako w sposób naturalny, dziedziczył wiarę po rodzicach i przodkach, czasami niezbyt się nawet nad tym dziedzictwem zastanawiając. Dzisiaj coraz częściej mówi się, że nie tylko Kościół trzeba świadomie wybrać, ale że trzeba także wybrać Jezusa i ogłosić Go swoim osobistym Panem. Czasami, niestety, zamiast prawdziwego Jezusa z Ewangelii, tym wybranym Jezusem jest– jak w piosence zespołu Depeche Mode – trochę taki „Personal Jesus”, „Twój własny, osobisty Jezus”. Niby wszystko w porządku, ale to przecież tylko taki Jezus na zawołanie:
Przy telefonie
Zbawię cię
Podnieś słuchawkę
A sprawię, że uwierzysz
Wiesz, że łatwo wybaczam
Sięgnij po wiarę i dotknij jej
Jezus, w którego wierzymy, nie jest Jezusem naszego ułomnego wyboru, ale Jezusem, który wybiera nas. U Jezusa, którego sami sobie wybrali, Andrzej i Piotr zostali jeden dzień, no, może kilka, ale przecież wrócili do siebie, do dawnych zajęć. U Jezusa, który ich wybrał, Andrzej i Piotr zostali już na zawsze. Nie, w wierze nie chodzi o to, by sobie Jezusa wybrać, bo wybór taki będzie zawsze wyborem według własnych kryteriów. To będzie zawsze jakiś „osobisty” Jezus. Chodzi o to, by się dać Mu uwieść – jak w miłości od pierwszego wejrzenia. Ale w tej miłości nie chodzi o to spojrzenie, którym my na Niego patrzymy. Chodzi o Jego spojrzenie na nas. Tam, nad jeziorem, to nie oni Go zobaczyli, to On ich ujrzał. I było to spojrzenie, któremu nie mogli się oprzeć.
4. W encyklice Spe salvi papież Benedykt pisze: „chrześcijańskie orędzie nie tylko «informuje», ale również «sprawia». Oznacza to: Ewangelia nie jest jedynie przekazem treści, które mogą być poznane, ale jest przesłaniem, które tworzy fakty i zmienia życie” (n. 2). Słowa Jezusa sprawiały i zmieniały ludzkie życie. Tak przecież było nad jeziorem, gdy spotkał tych rybaków przy sieciach. Czy dzisiaj siła Jego słów jest taka sama? Czy dzisiaj już słowa Jezusa nie uwodzą? Jeden z teologów reformowanych, Timothy Keller, pisze: „Jeżeli nauczanie naszych duchownych i działania naszych parafian nie mają takiego samego wpływu na ludzi jak nauczanie Jezusa, [to znaczy, że] nie przekazujemy tego samego przesłania co On”. To bardzo oskarżycielska teza. Przecież słowa Jezusa nie straciły mocy, a Ewangelia wciąż sprawia nowe życie. Problem polega tylko na tym, że Jezusowa Ewangelia dociera do współczesnych ludzi już nie bezpośrednio z ust Jezusa, ale za naszym pośrednictwem, to znaczy przez słowo Kościoła. Może to już nie jest słowo Jezusa i Jego Ewangelia?
A może problem jest gdzie indziej? Może spojrzenie Kościoła zbyt rzadko jest już spojrzeniem Jezusowym? Może Kościół, który patrzy na człowieka, nie uwodzi swym wzrokiem?
Jak wiemy, Jezus jeszcze raz spojrzy na Piotra. A będzie to na dziedzińcu arcykapłana, w chwilę po tym, gdy Piotr się Go zaprze. Może wtedy przypomni sobie to pierwsze spojrzenie znad Jeziora Genezaret? Bo czy szukamy Jezusa, czy też może Go zdradzamy, On patrzy wciąż tak samo. I jeszcze jedno. Jezusowe spojrzenie uwodzi, ale przecież nie zniewala. Na bogatego młodzieńca Jezus też spojrzy z miłością. I też mu powie „chodź za Mną”. Ale ten – jak wiemy – „spochmurniał i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości”. Wiara jest bowiem dla ryzykantów. Dla tych, co są gotowi powierzyć się słowu, porzucając wszystko, co dotychczas dawało gwarancję życiowego bezpieczeństwa. Jezus patrzy wciąż tak samo. Tylko my mamy coraz cięższe sieci i coraz większe łódki. I coraz więcej do stracenia.
Źródło tekstu: wiez.pl