Zmiany w Kościele

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Katecheza Tagi: Katecheza dla dorosłych

1. Dawniej i dziś

WSTĘP

Nasi rodzice pamiętają jeszcze Kościół przedsoborowy – liturgię po łacinie, totalny szacunek dla księdza, straszenie piekłem i niedostępność Kościoła jako instytucji.

Dzisiaj jest już zupełnie inaczej. Liturgia jest w języku narodowym, na temat księdza można powiedzieć wszystko, zresztą nie tylko na temat księdza. Krytykować można właściwie każdy element chrześcijańskiej czy katolickiej wiary, poddawać w wątpliwość i sugerować swoje własne zdanie czy pogląd. Argumentacja może być różna – świat idzie naprzód, sytuacja się zmienia, życie jest inne itp.

Życie chrześcijańskie zmienia swój kształt. Zaczynając od życia świeckich wiernych aż po życie zakonne…

Można także wybiegnąć wyobraźnią w przyszłość i zapytać – jaki będzie Kościół naszych dzieci?… czy będą chciały jeszcze iść drogą przez Kościół zaproponowaną?

AKTYWIZACJA

Praca w grupach. Formularz – humor.[1] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytania: jaki będzie Kościół przyszłych 20-30 lat? Kto będzie chciał wędrować przez życie jego drogami? Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

DYSKUSJA

Propozycje pytań do wykorzystania w dyskusji:

  • Jakie zmiany mogą przyjść z czasem w Kościele?
  • Jakich zmian oczekujemy? Jakie wzbudzają nasz niepokój?
  • Do czego możemy się sami przyłożyć?
  • Czego życzylibyśmy naszym dzieciom?

PUENTA

Wraz z przemianami cywilizacyjnymi zmienia się oblicze Kościoła oraz kształt i zasady jego funkcjonowania. Zmienia się także pojmowanie ubóstwa, czystości i posłuszeństwa – trzech rad ewangelicznych, na których opiera się życie duchowe w Kościele.

Zmienia się, wszakże nie całkowicie….

2. Posłuszeństwo

WSTĘP

Zmienia się, wszakże nie całkowicie. Coś tu jest niezmienne, nienaruszalne, co przetrwa tak długo, jak długo trwać będzie Kościół. Wydobyć to ,,coś” z gąszczu zmiennych obyczajów, nawyków, stereotypów – to tak, jakby odkryć źródło życiodajnej siły.

Bóg bowiem sam kieruje Kościołem poprzez pasterzy. On chce w swoim Kościele posłuszeństwa, ale takiego posłuszeństwa, które zaprasza do służby zarówno tego, kto jest poddany władzy, jak i tego, kto ją sprawuje.

AKTYWIZACJA

Praca w grupach. Formularz – coś.[2] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na w/w pytanie. Prezentacja na forum, czas na dyskusję.

DYSKUSJA

Propozycje pytań do wykorzystania w dyskusji:

  • Jakie jest dzisiaj powszechne traktowanie nauczania Kościoła?
  • Jakie jest odniesienie do Tradycji Kościoła?
  • Na czym polega uwierzenie w dogmat podany do wierzenia?
  • Jaki jest związek z dogmatami a życiem duchowym człowieka?
  • Które dogmaty bardziej rozumiemy, a które mniej? Dlaczego?
  • Dzięki czemu może wzrastać w nas rozumienie dogmatów?

PUENTA

KKK 85 „Zadanie autentycznej interpretacji słowa Bożego, spisanego czy przekazanego przez Tradycję, powierzone zostało samemu tylko żywemu Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, który autorytatywnie działa w imieniu Jezusa Chrystusa, to znaczy biskupom w komunii z następcą Piotra, Biskupem Rzymu.

KKK 86 „Urząd ten Nauczycielski nie jest ponad słowem Bożym, lecz jemu służy, nauczając tylko tego, co zostało przekazane. Z rozkazu Bożego i przy pomocy Ducha Świętego

  • słucha on pobożnie słowa Bożego,
  • święcie go strzeże
  • i wiernie wyjaśnia.

I wszystko, co podaje do wierzenia jako objawione przez Boga, czerpie z tego jednego depozytu wiary”.

KKK 87 Pamiętając o słowach Chrystusa skierowanych do Apostołów: „Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10, 16), wierni z uległością przyjmują nauczanie i wskazania, które są im przekazywane w różnych formach przez ich pasterzy.

KKK 88 Urząd Nauczycielski Kościoła w pełni angażuje władzę otrzymaną od Chrystusa, gdy definiuje dogmaty, to znaczy, gdy w formie zobowiązującej lud chrześcijański do nieodwołalnego przylgnięcia przez wiarę przedkłada prawdy zawarte w Objawieniu Bożym lub kiedy proponuje w sposób definitywny prawdy, mające z nim konieczny związek.

KKK 89 Między naszym życiem duchowym i dogmatami istnieje organiczna więź. Dogmaty są światłem na drodze naszej wiary; oświecają ją i nadają jej pewność. I na odwrót, jeśli nasze życie jest prawe, to nasz rozum i nasze serce są otwarte na przyjęcie światła dogmatów wiary.

KKK 90 Wzajemne związki i spójność dogmatów można odnaleźć w całości Objawienia tajemnicy Chrystusa.

Trzeba bowiem pamiętać, że „różnorodność ich związków z podstawami wiary chrześcijańskiej wyznacza porządek, czyli «hierarchię» prawd nauki katolickiej”.

KKK 91 Wszyscy wierni uczestniczą w zrozumieniu i przekazywaniu prawdy objawionej. Otrzymali oni namaszczenie od Ducha Świętego, który ich poucza i prowadzi do całej prawdy.

KKK 92 „Ogół wiernych… nie może zbłądzić w wierze i tę szczególną swoją właściwość ujawnia przez nadprzyrodzony zmysł wiary całego ludu, gdy «poczynając od biskupów aż po ostatniego z wiernych świeckich» ujawnia on swą powszechną zgodność w sprawach wiary i obyczajów”.

KKK 93 „Dzięki owemu zmysłowi wiary, wzbudzonemu i podtrzymywanemu przez Ducha Prawdy, Lud Boży pod przewodem świętego Urzędu Nauczycielskiego… niezachwianie trwa przy wierze raz podanej świętym; wnika w nią głębiej z pomocą słusznego osądu i w sposób pewniejszy stosuje ją w życiu”.

KKK 94 Dzięki pomocy Ducha Świętego w życiu Kościoła może wzrastać rozumienie zarówno rzeczywistości, jak też słów depozytu wiary:

  • przez „kontemplację oraz dociekanie wiernych, którzy rozważają je w swoim sercu”, szczególnie przez „dociekania teologiczne, które zmierzają do coraz głębszego poznania prawdy objawionej”;
  • przez głębokie rozumienie „spraw duchowych”, których doświadczają wierzący; Divina eloquia cum legente crescunt – „Słowa Boże wzrastają wraz z tym, kto je czyta”;
  • przez „nauczanie tych, którzy wraz z sukcesją biskupią otrzymali niezawodny charyzmat prawdy”.

KKK 95 „Jasne więc jest, że święta Tradycja, Pismo święte i Urząd Nauczycielski Kościoła, wedle najmądrzejszego postanowienia Bożego, tak ściśle ze sobą się łączą i zespalają, że jedno bez pozostałych nie może istnieć, a wszystkie te czynniki razem, każdy na swój sposób, pod natchnieniem jednego Ducha Świętego przyczyniają się skutecznie do zbawienia dusz”.

KKK 105 Bóg jest Autorem Pisma świętego. „Prawdy przez Boga objawione, które są zawarte i wyrażone w Piśmie świętym, spisane zostały pod natchnieniem Ducha Świętego.

Święta Matka Kościół uważa, na podstawie wiary apostolskiej, księgi tak Starego, jak Nowego Testamentu w całości, ze wszystkimi ich częściami za święte i kanoniczne, dlatego że, spisane pod natchnieniem Ducha Świętego, Boga mają za Autora i jako takie zostały Kościołowi przekazane”.

KKK 106 Bóg natchnął ludzkich autorów ksiąg świętych. „Do sporządzenia ksiąg świętych Bóg wybrał ludzi, którymi posłużył się jako używającymi swoich zdolności i sił, by dzięki Jego działaniu w nich i przez nich oni sami jako prawdziwi autorzy przekazali na piśmie to wszystko, i tylko to, czego On chciał”.

KKK 107 Księgi natchnione nauczają prawdy. „Ponieważ wszystko, co twierdzą autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, powinno być uważane za stwierdzone przez Ducha Świętego, należy zatem uznawać, że księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia”.

KKK 108 Wiara chrześcijańska nie jest jednak „religią Księgi”. Chrześcijaństwo jest religią „Słowa” Bożego: „Słowa nie spisanego, lecz Słowa Wcielonego i żywego”. Aby słowa Pisma świętego nie pozostawały martwą literą, trzeba, by Chrystus, wieczne Słowo Boga żywego, przez Ducha Świętego oświecił nasze umysły, abyśmy „rozumieli Pisma”(Łk 24,45).

3. Problem parafii

WSTĘP

Ewolucja sposobu sprawowania władzy w świecie i w Kościele

Przyjmuje się, że cywilizacja europejska przeszła w swojej historii trzy etapy rozwoju. W pierwszej fazie, rolniczej, powstało społeczeństwo typu wiejskiego, wyraźnie podzielone na szlachtę, duchowieństwo i tak zwany stan trzeci. Każda z tych grup (stanów, łac. ordo) była elementem budowli świata, równie istotnym jak chóry anielskie.

Wiejski typ społeczeństwa ukształtował właściwy sobie model sprawowania władzy, opartej na własności ziemskiej – i zcentralizowanej, co najwyżej, jednostopniowo (zgodnie z zasadą: wasal mojego wasala nie jest moim wasalem). Miała ona charakter patriarchalny, była dziedziczna i niepodważalna. I choć dotyczyła spraw świeckich, to przecież z samej swej istoty była instytucją religijną; mówiło się o niej nawet, że pochodzi od Boga.

Warto pamiętać, że władza kościelna – choć w tym, co zasadnicze, oparta na niezmiennych normach wyprowadzonych z Pisma Świętego – w każdym czasie przyjmuje pewne cechy charakterystyczne dla danej epoki. W okresie, o którym mówimy, biskup to prawdziwy pan feudalny, a jego władza dotyczy również spraw ziemskich, doczesnych. Tutaj także mamy do czynienia z centralizacją jednostopniową. I tak na przykład władza papieża nie jest rozumiana jako władza nadrzędna; poddani jakiemuś biskupowi w praktyce nie mogą często znaleźć instancji odwoławczej. Z kolei patriarchalność tej władzy dobrze widać na terenie parafii: na jej czele stoi dożywotni wikariusz – jest on kimś w rodzaju opiekuna i doradcy wspólnoty mieszkańców (ci zaś są od niego w dużym stopniu zależni).

Drugi etap rozwoju cywilizacji stanowi społeczeństwo industrialne, czyli miejskie (jego istotną cechą jest anonimowość). Dużą rolę odgrywa tu mieszczaństwo, wkrótce pojawi się nowa klasa: robotnicy. Świat jest postrzegany ,,po świecku”: jako zależny w większej mierze od człowieka aniżeli od Boga. Religia schodzi na dalszy plan – wypiera ją filozofia i ideologia.

W fazie industrialnej władza (oparta przede wszystkim na własności środków produkcji) to instytucja, mająca usprawnić funkcjonowanie społeczeństwa (postrzeganego jak mechanizm), jego liczebny rozrost i bogacenie się. Nierzadko ma ona cechy despotyczne, tłumiące wolność jednostki. Dąży do centralizacji w ramach państwa (wspólna moneta, bank centralny, rząd, wojsko itp.), które ma wszędzie swoich reprezentantów. W tym sensie władza jest zcentralizowana wielostopniowo.

Centralizację widać również w Kościele. Władza papieża jest potocznie rozumiana jako nadrzędna. I jeśli Kościół to przede wszystkim ,,Mistyczne Ciało Chrystusa”, jego ,,widzialną głową” jest papież, który sprawuje władzę poprzez swoich ,,przedstawicieli” (powtarzam, że mam tu na myśli potoczne – a nie teologiczne – spojrzenie na Kościół). W tej perspektywie kapłan to coraz bardziej raczej funkcjonariusz zbawczej instytucji aniżeli opiekun i ojciec.

Kościół, tracąc swoje własne państwo, szuka dla siebie miejsca w społeczeństwie. W poczuciu zagrożenia broni zatem ostatniego bastionu, czyli sfery przeżyć i przekonań religijnych, gdzie stara się panować w sposób absolutny. I tak pojawiają się jednolite podręczniki, ujednolicony kodeks prawa kościelnego i – na początku XX wieku – przysięga antymodernistyczna.

Swój dotychczasowy charakter tracą też parafie. W miastach parafia (która jest strukturą wiejską) przeobraża się i powiększa do absurdalnych często rozmiarów. Pękają więzi międzyludzkie, do głosu zaczyna dochodzić masowość (i związana z nią anonimowość) nabożeństw odprawianych w wielkich świątyniach.

Ostatni etap rozwoju zaczyna się wraz z pojawieniem się społeczeństwa postindustrialnego. Zmienia się model rodziny: w przeszłość odchodzi rodzina wielopokoleniowa (jak w społeczeństwie wiejskim) i dwupokoleniowa (jak w społeczeństwie miejskim). W ich miejsce pojawiają się związki nieformalne, a nawet homoseksualne. Odrzuca się wszelkie aprioryczne struktury społeczne, podkreśla się natomiast wagę realnych więzi międzyosobowych. Ucieka się od anonimowości, ceniąc sobie intymność.

Wykształca się także nowy model sprawowania władzy. Znikają jej cechy patriarchalne. Władza staje się czymś zwyczajnym, przechodnim, mało widocznym; obywatele są wobec niej równorzędni i zyskują liczne prawa (np. prawo do odmowy służby wojskowej).

Świat się kurczy; każdy – nawet bardzo odległy – zakątek ziemi wydaje się leżeć w… bliskim sąsiedztwie. A wszystko to dzięki niezwykłemu postępowi komunikacji. Realną władzę – gospodarczą, a w konsekwencji także polityczną – zdobywają nie ci, którzy posiadają ziemię czy środki produkcji, ale ci, którzy mają dostęp do informacji, czyli odpowiednią wiedzę. Ta ostatnia staje się towarem najbardziej cenionym. Dostęp do informacji i umiejętność jej przetwarzania wyznacza nowy podział społeczny.

Czy tego chcemy, czy nie, władza nad światem spoczywa w rękach coraz większej liczby ludzi. W obliczu zagrożeń ekologicznych i coraz łatwiejszego dostępu do broni nuklearnej, jesteśmy – jeśli chcemy w ogóle przeżyć jako ludzkość – skazani na solidarność i współpracę. Nigdy dotąd indywidualne, wolne i niczym nieskrępowane wybory zwykłego człowieka nie były tak decydujące dla losów świata. Władza uległa rozczłonkowaniu i jeśli miałaby być na nowo zcentralizowana, to jedynie za cenę zniewolenia, jakiego nie znała dotąd historia świata.

Co to wszystko znaczy dla Kościoła? Od wieków opiera on swoje duszpasterstwo na podstawowej komórce, jaką stanowi parafia. Model taki został ukształtowany dawno temu, kiedy większość ludzi zajmowała się uprawą ziemi, a miasta były nieliczne i słabo zaludnione. Dzisiaj struktura opierająca się na tak przestarzałym fundamencie nie może liczyć na przetrwanie (podobnie jak inna struktura, która pojawiła się po rewolucji przemysłowej: tzw. Kościół mas z jego gotowością do nieustannej walki z jakimś mniej lub bardziej rzeczywistym wrogiem).

AKTYWIZACJA

Praca w grupach. Formularz – jeep.[3] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytanie: na jakim fundamencie Kościół może się oprzeć w przyszłości? Zrezygnować z parafii? Na rzecz czego? A jeśli parafia w nowym stylu, to właściwie jaka? Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

W kręgach kościelnych coraz częściej mówi się o nowym typie parafii jako wspólnocie wspólnot. Wydaje się, że takie rozwiązanie w bliskiej przyszłości zmieni dotychczasową strukturę Kościoła.

O przynależności do wspólnoty – przynajmniej w mieście – w niewielkim stopniu decyduje fakt zamieszkiwania na terenie parafii.

Decydująca jest tu duchowość tej wspólnoty oraz relacje międzyludzkie. Ludzie czują się bardziej związani z konkretną wspólnotą niż ze swoim parafialnym kościołem, do którego zaglądają bardzo rzadko.

Punktem odniesienia przestaje być więc teren (parafia), a nawet miejsce kultu (świątynia) – stają się nim więzi osobowe.

4. Nowy kapłan

WSTĘP

Należy się spodziewać, że w niedalekim czasie wykształci się w Kościele nowy model kapłana

AKTYWIZACJA

Praca w grupach. Metoda – rybi szkielet (z głową kapłana i koloratką). Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytania: jakie cechy będzie musiał posiadać nowoczesny kapłan? Dzięki czemu będzie mógł te cechy nabyć? Jakie opory mogą występować wobec nich? Odpowiedzi wpisujemy we właściwych miejscach. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

Nie będzie to typ ,,księdza-urzędnika”, przebranego w uniform, pracującego z masą ludzką w religijnej instytucji niczym w olbrzymiej firmie, która odpowiada na pewne zapotrzebowanie społeczne na zasadzie makroekonomicznie rozumianej relacji popyt – podaż. Jeśli w dzisiejszym świecie wielkie przedsiębiorstwa przenoszą coraz więcej odpowiedzialności na szeregowego pracownika, uznając, iż tylko on jest w stanie dostosować się do zindywidualizowanych potrzeb klienta, to nie inaczej sytuacja powinna wyglądać w przypadku przedsięwzięć religijnych.

Jeśli chcą być one skuteczne, muszą przerzucić większą odpowiedzialność za Kościół nie tylko na każdego szeregowego księdza, ale również na każdego świeckiego. Sklerykalizowany Kościół będzie nieskutecznym podmiotem ewangelizacji, tak jak na rynku nie zdaje egzaminu zbiurokratyzowana firma.

Kler nie jest już żadnym stanem społecznym, dlatego musi pożegnać się z sytuacją uprzywilejowania. Duchowieństwo pozostaje jednak stanem w Kościele i tylko na tle Kościoła (a nie na tle społeczeństwa) jest dla siebie czymś naturalnie zrozumiałym. Niezrozumiała zaś staje się dziś stara teologia, utożsamiająca Kościół z klerem. Prawdziwe napięcie, które rodzi się w sercu chrześcijanina, kształtuje się na linii: chrześcijaństwo-świat, a nie – jak to wyobrażano sobie niegdyś – na linii: księża-świeccy.

Prezbiterzy nie mogą już dalej nieść na sobie całej odpowiedzialności za Kościół. Nikt z własnej woli nie zechce być przecież anonimowym członkiem jakiejś instytucji. Kapłani muszą zatem nawiązać żywe relacje ze świeckimi na zasadzie wspólnej troski o Kościół. Prezbiter, zakonnik, świecki potrzebują doświadczenia Kościoła jako wspólnoty, gdzie są obecne wszystkie, wzajemnie dopełniające się powołania.

Efektywność działań duszpasterskich lub jej brak sprawi, że Kościół będzie się przeobrażał. Przestanie być Kościołem mas, a stanie się Kościołem wspólnot, w którym świeccy przestaną wreszcie czuć się przedmiotami zakrojonego na szeroką skalę duszpasterstwa. Staną się natomiast podmiotami, uczestniczącymi w misji Kościoła – swojego partykularnego Kościoła, swojej eklezjalnej wspólnoty. Jeżeli tak się nie stanie, poszukają sobie innego Kościoła – jeśli nie w tym pokoleniu, to w następnym.

5. Prawo do niezgody

WSTĘP

Na początku lat osiemdziesiątych, w czasie konferencji na temat godności osoby ludzkiej, zorganizowanej przez Instytut Katolicki w Paryżu, o. Yves Congar wystąpił z referatem pod tytułem: Le droit au désaccord5. Wypowiedź jednego z najwybitniejszych teologów dwudziestego wieku wzbudziła zastanowienie.

Nie tylko sformułował on śmiałą tezę o istnieniu czegoś, co nazwał prawem do niezgody z kościelnym autorytetem, ale podał też liczne historyczne fakty, które uwidaczniały stałą obecność takiego właśnie prawa w świadomości Kościoła.

Congar przypomniał, że już w pierwszych wiekach lokalni biskupi sprzeciwiali się Rzymowi i ten sprzeciw był akceptowany. Znany jest spór o datowanie Paschy, toczący się w czasach papieża Wiktora; znany jest także opór Kościołów wschodnich wobec zamiaru wprowadzenia łacińskich zwyczajów liturgicznych (chociażby wtedy, gdy Mikołaj I chciał je wprowadzić w Bułgarii).

Wiadomo też, że święty Cyprian sprzeciwił się papieżowi Stefanowi w kwestii ponownego chrztu heretyków, co nie spowodowało bynajmniej zerwania łączności między nim a Rzymem. Takie przykłady można by mnożyć bez liku.

Z faktów późniejszych warto przytoczyć za Congarem sprzeciw, jaki wyraził wobec papieża Robert Grosseteste, biskup Lincoln w roku 1253. Chodziło o to, że Innocenty IV chciał, aby jego protegowany Fryderyk de Lavagna posiadł pewne kościelne beneficjum, którym dysponował biskup Lincoln.

Mimo otrzymania wyraźnego polecenia od papieża, Grosseteste, znany skądinąd jako zwolennik władzy papieskiej, odmówił z całą stanowczością: ,,Ego, ex debito obedientiae et fidelitatis, quo teneor (…) fideliter et obedienter non obedio, contradico et rebello” [,,Ja, z należnego posłuszeństwa i wierności, co do których jestem zobowiązany (…) wiernie i posłusznie odmawiam posłuszeństwa, sprzeciwiam się i protestuję”].

Ciekawe jest w tym miejscu rozróżnienie dokonane przez Grosseteste. Jego rozumowanie zakłada istnienie dwóch rodzajów posłuszeństwa.

Pierwszy rodzaj to posłuszeństwo, wobec którego sprzeciwić się nie można – to, które winniśmy samemu Chrystusowi i Jego łasce (my wszyscy łącznie z biskupami i papieżem).

Drugi rodzaj to posłuszeństwo wobec władzy kościelnej. Te dwa posłuszeństwa nie zawsze muszą się utożsamiać. Istnieją przypadki, że chcąc zachować to pierwsze posłuszeństwo, trzeba sprzeciwić się temu drugiemu.

Co ciekawe – wspominał o tym Congar – zachowanie Grosseteste nie budziło wcale wielkiego zdziwienia wśród ówczesnych znawców prawa kościelnego, którzy byli przekonani, że jeśli zachowanie władzy przynosi uszczerbek i niesławę statusowi Kościoła, grzeszy się, będąc posłusznym.

Inne przykłady niezgody wobec władzy kościelnej to przypadki, kiedy papież zaangażował swój autorytet w sprawy polityczne. Belgijscy katolicy w 1879 roku nie zgodzili się ze wskazaniem papieskim, skłaniającym ich do zaakceptowania wprowadzonego przez państwo prawa szkolnego.

Podobnie w 1887 roku członkowie niemieckiej partii katolickiej Zentrum odmówili posłuszeństwa Leonowi XIII, chcącemu pogodzić się z Bismarckiem po Kulturkampfie. Papież zażądał od nich, aby uznali prawa wojskowe, które chciał wprowadzić Bismarck. Członkowie Zentrum mieli poczucie, że władza papieska nie może nakazywać im posłuszeństwa w sprawach niekościelnych. Zarówno odmowa katolików belgijskich, jak i odmowa katolików niemieckich, nie doprowadziła do wykluczenia ich z Kościoła.

Yves Congar pokazuje też przykłady niezgody z oficjalnym stanowiskiem Kościoła w kwestiach doktrynalnych – kiedy teologowie stanęli wobec wyboru między prawdą ich rozumu i serca a nauką (uzależnioną od obyczajów zeświecczonej epoki) funkcjonującą w Kościele.

Podaje przykład Lutra, który całym sobą sprzeciwiał się temu, co słyszał w ówczesnych kościołach; Loisy’ego, który odkrył coś oczywistego w interpretacji Biblii, lecz było to w sprzeczności z tym, co na temat czytania Biblii głosił ówczesny Kościół.

AKTYWIZACJA

Praca indywidualna. Formularz – krzyk. Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytanie: czy dzisiaj także posiadamy jakieś prawo do niezgody na nauczanie Kościoła? Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

Wniosek Congara jest następujący:

Mamy prawo do niezgody, kiedy nakazuje nam ją obowiązek, w imię uznanej prawdy, czy będzie nią historyczna prawda biblijna (Loisy), prawda apostolska (księża robotnicy), prawda duszpasterska (Grosseteste), czy prawda polityczna (Zentrum). Mamy do tego prawo, kiedy mamy taki obowiązek.

Od początku Kościoła istnienie takiego prawa przejawiało się w świadomości wierzących. Prawo to wszakże wiązało się nieodłącznie z poczuciem niepodważalnego obowiązku. Jest to obowiązek posłuszeństwa wobec Chrystusa, uobecniającego się nie tylko w Kościele, ale także w sercu, sumieniu, rozumie każdego wierzącego.

Od lat zastanawiam się, jak to było możliwe, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, mimo tak rozszalałych herezji (gnoza) udało się zachować ortodoksję. Jak to się stało, że zachowano jedną wiarę przy słabej komunikacji między Kościołami, przy stałym zagrożeniu prześladowaniami, przy niskiej świadomości autorytetu Rzymu? Jak opierano się sugestywnej nauce wielu fałszywych apostołów, którzy nawiedzali poszczególne Kościoły, zwodząc wiernych?

Odpowiedź, a raczej jej zarys, znajduję w Pierwszym Liście świętego Jana. Apostoł pisał go do wspólnoty dotkniętej przez działalność fałszywych nauczycieli, którzy niegdyś przynależeli do wspólnoty, choć nigdy nie zaznali jej ducha. Zaprzeczali oni temu, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, oraz temu, że przyszedł w ciele (1 J 2, 22; 4, 15; 4, 2). W tej sytuacji Jan polecił ,,badać duchy” (1 J 4, 1). Oprócz posłuszeństwa (zewnętrznego) tym, którzy oglądali i dotykali Chrystusa, a potem głosili Go (1 J 1, 1; 4, 6), wskazał inne kryterium prawdziwości usłyszanej nauki. Jest nim posłuszeństwo (wewnętrzne) temu, co zostało zrodzone w duszy chrześcijanina. To nadprzyrodzone miejsce w nas Jan nazywa namaszczeniem (gr. chrisma). Z powodu tego ,,namaszczenia” jesteśmy ,,napełnieni wiedzą” (dosł. ,,znacie wszystko” – 1 J 2, 20). Ono poucza nas o wszystkim, dlatego nie potrzebujemy pouczenia od kogokolwiek (1 J 2, 27a.b). To, że trwamy w Bogu, a On w nas, poznajemy po Duchu, którego otrzymaliśmy (1 J 3, 24). Duch Pański jest bowiem Tym, który namaszcza (Łk 4, 18). On prowadzi nas stopniowo do poznania całej prawdy, której początkowo nie umieliśmy znieść (J 16, 12n).

Te dwa rodzaje posłuszeństwa doskonale znali scholastycy. Święty Tomasz z Akwinu napisze, że ,,obedientia reddit promptam hominis voluntatem ad implendam voluntatem alterius” (S.Th., II?II, 104, 2 ad 3), czyli że posłuszeństwo jest cnotą usprawniającą własną wolę w spełnianiu cudzej woli. Może to być wola drugiego człowieka, będącego z jakiegoś względu czyimś przełożonym, a może to być wola samego Boga. Jeśli chodzi o Boga, to należy Go słuchać zawsze, natomiast nie jest jasne, czy należy zawsze słuchać poleceń człowieka.

Tomasz odwołuje się tu do porównania z procesami zachodzącymi w przyrodzie, którą kieruje i zarządza wola Boża. Otóż, w przyrodzie można wyróżnić dwa przypadki, w których jakiś czynnik, wywołujący ruch, przestaje go wywoływać. Pierwszy przypadek zachodzi wtedy, gdy powstaje przeszkoda ze strony silniejszego czynnika (np. woda przeszkadza temu, aby ogień spalił drewno). Drugi przypadek zachodzi, gdy jakaś rzecz podlega wpływowi czynnika poruszającego jedynie częściowo, czyli nie pod każdym względem (np. słaby ogień potrafi podgrzać ciecz, ale nie jest w stanie sprawić, aby ona wyparowała).

Podobnie podwładni nie są zobowiązani słuchać przełożonego w dwóch przypadkach. Po pierwsze, gdy takie posłuszeństwo sprzeciwia się wyższej władzy, czyli władzy Boga. Chodzi o sytuacje, w których przełożony nakazuje czynić coś sprzecznego z przykazaniami Bożymi (,,quandoque praecepta praelatorum sunt contra Deum”). Po drugie, gdy przełożony wydaje podwładnemu polecenie niezgodne z kompetencjami tegoż przełożonego. I tak na przykład nie jesteśmy zobowiązani do posłuszeństwa żadnej ludzkiej władzy w dziedzinie wewnętrznych poruszeń woli (,,in his quae pertinent ad interiorem motum voluntatis”). Tu obowiązuje nas posłuszeństwo jedynie względem Boga. Natomiast istnieje obowiązek posłuszeństwa w dziedzinie czynności wykonywanych za pomocą ciała (,,in his quae exterius per corpus sunt agenda”), z tym zastrzeżeniem, że w sprawach dotyczących samej natury ciała (np. utrzymanie go przy życiu i rodzenie potomstwa) ludzie są zobowiązani do posłuszeństwa jedynie Bogu. Dlatego też ani słudzy swoim panom, ani dzieci swoim rodzicom nie są zobowiązani do posłuszeństwa, jeśli chodzi o zawarcie małżeństwa czy ślub dziewictwa (por. S.Th., II-II, 104, 5).

Zakonnicy składają ślub posłuszeństwa co do zachowania reguły i stosownie do niej podlegają swoim przełożonym. To ona określa granice posłuszeństwa. Takie jest posłuszeństwo wystarczające do zbawienia (,,haec est obedientia sufficiens ad salutem”). Jeśli zakonnicy chcieliby natomiast być posłuszni w innych sprawach – o ile, oczywiście, nie są to rzeczy sprzeczne z przykazaniami Bożymi lub z samą regułą – wówczas dają świadectwo wyższej doskonałości (por. S.Th., II-II, 104, 5 ad 3).

Ważne jest to, co stanowi cel posłuszeństwa. Otóż jest nim uwolnienie własnej woli od przywiązania do dóbr doczesnych, dzięki czemu wola nabiera łatwości w kierowaniu się ku Bogu. Powiada się, że posłuszeństwo jest tym większe, im bardziej musimy się zapierać swojej woli ciążącej ku temu, co łatwiejsze i przyjemniejsze. Tomasz z Akwinu sprzeciwia się takiemu poglądowi, uznając go za powierzchowny (,,secundum illud quod exterius apparet”). Nakaz Boży przenikający serca ostatecznie jest tym, co najbardziej odpowiada woli człowieka jako dobro największe i najdoskonalsze szczęście, a więc wypełnianie Bożego nakazu jest dla woli czymś najprzyjemniejszym i najłatwiejszym. Jeśli dzieje się inaczej, to jest tak z powodu nieświadomości i słabości woli, która nie jest wówczas w pełni sobą (por. S.Th., II-II, 104, 2 ad 3).

Dzisiejsze czasy charakteryzują się tym, że każdy chrześcijanin (każdy z osobna) musi sobie odpowiedzieć na pytanie o istotę swojej wiary, swoich przekonań i zasad. Zamieszanie cywilizacyjne i kulturowe, w którym żyjemy, rodzi w nas konieczność oparcia się na czymś innym niż zewnętrzny autorytet. Nie sposób poruszać się z odwagą w tym kwestionującym wszystkie prawdy i normy świecie, jeśli ktoś nie kieruje się czymś od wewnątrz, a jedynie wskazuje na zewnętrzne przepisy kościelne. Taka sztywność postawy jest swoistym antyświadectwem wewnętrznej wolności, którą przyniósł nam Chrystus. Nie o to chodzi, aby kwestionować ortodoksję, ale żeby ją od wewnątrz „czuć”, aby wręcz z nią współodczuwać.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że to wewnętrzne posłuszeństwo Bogu, może komuś służyć jako pretekst do ulegania różnym poruszeniom emocjonalnym, które z Bogiem niewiele mają wspólnego. Ale czyż nie zdawał sobie z tego sprawę św. Jan, kiedy pisał o ,,namaszczeniu”? Zresztą rozwój cywilizacji stawia przed nami niesłychanie trudne i wielkie wybory, nie pytając o to, czy jesteśmy dojrzali, aby je podejmować. Świat rozwija się podobnie, jak rozwija się człowiek, to znaczy osiąga pewną „biologiczną” dojrzałość i związane z nią prawa (do bycia rodzicem, do czynnego uczestnictwa w życiu politycznym itp.) bez względu na to, czy towarzyszy temu rozwój duchowy.

Jak wychowywać do takiej wolności? Jak wpływać na ludzkie wybory w sposób uczciwy, bez manipulowania, nacisków, przymusów? Jak kierować wolnymi ludźmi? Jak rządzić bez uciekania się do przymusu? Jak odróżnić w sobie i w innych głos Boga od głosu wewnętrznych skłonności, lęków, chorych powinności czy upodobań? Oto pytania, na które nie możemy już nie umieć odpowiedzieć. A dotyczy to w pierwszym rzędzie ludzi Kościoła, którzy jako sól tego świata nie mogą już dalej rządzić inaczej, jak tylko służąc.

Ludzie wierzący znajdują się dzisiaj w sytuacji coraz bardziej podobnej do tej, w której znaleźli się adresaci Listu św. Jana? Stają przed wyborami, których nie mogą scedować na nikogo innego. Aby wybierać dobrze, muszą odkryć w sobie to ,,namaszczenie”, które w nich jest, i dać mu się prowadzić. Muszą odkryć wewnętrzną radość posłuszeństwa Bogu, bez której nie można słuchać ludzi, zachowując swoją odrębność, samodzielność, dojrzałość. To owa radość nagrody od Tego, który pełnił nie swoją wolę, jest światłem rozwiązującym wszelki dylemat posłuszeństwa. Jeśli Kościół chce być solą tego świata, musi prowadzić ludzi do odkrycia tegoż ,,namaszczenia”. W przeciwnym razie na tym najwolniejszym z dotychczasowych światów sól ziemi straci swój smak. Czymże ją wtedy posolić? (por. Mt 5, 13)

Jak zatem postąpiłby dzisiaj Teilhard? Co zrobiłby lub co powinien zrobić? Odejść do innego zakonu? Opublikować swoje dzieła w Internecie? A może na jego szczęście zdarzyłoby się coś innego? Może w ogóle nie miałby problemu z posłuszeństwem? Nie spotkałby bowiem tak krótkowzrocznych przełożonych, chcących pozbawić głosu człowieka w czasach, kiedy głos mają nawet dzieci. Kościół może, a nawet powinien, nie podpisać się pod czymś, czego nie uznaje za swoje, ale nie do pomyślenia staje się dziś cenzurowanie czyjejś twórczości. Nie do pomyślenia staje się to, aby w sposób ostateczny decydować za kogoś, co jest dla niego dobre, a co szkodliwe. I nie chodzi tu już w dużej mierze o to, jakie kto ma prawa, jaki jest zakres posłuszeństwa, jakie są czyjeś kompetencje. Chodzi o to, że niektóre rzeczy stają się dla nas po prostu nie do pomyślenia.

Staje się też coraz bardziej jasne dla samych pasterzy Kościoła (to znaczy dla tych, którzy w Kościele sprawują władzę), że w kwestii ochrony swej tożsamości, zwartości czy skuteczności działania posiada on – podobnie jak każdy wierny – właściwie jedno podstawowe prawo: prawo do tego, aby uznać jakąś rzecz za nieswoją. Tylko tyle. I aż tyle.

[1] Wykorzystałem rysunek Marka Raczkowskiego, źródło: POLITYKA nr 48 (2326) 1 grudnia 2001, s.10

[2] Wykorzystałem tu zdjęcie z ulotki turystycznej wyspy Bornholm, lato 2004.

[3] Wykorzystałem reklamę firmy JEEP, źródło: POLITYKA, data wydania nieznana.