Eucharystia

Grupa docelowa: Studenci Rodzaj nauki: Katecheza Tagi: Browary wiary, Eucharystia, Sakramenty

1. Chleb i wino

WSTĘP

Gdziekolwiek się znajdziemy na Mszy św., w którymkolwiek zakątku świata, zawsze Eucharystia będzie sprawowana przy uzyciu białego przaśnego chleba i wina gronowego z niewielką domieszką wody. Dlaczego tak się dzieje?

AKTYWIZACJA

Praca indywidualna. Formularz – mężczyzna.[1] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na następujące pytania:

Kościół zawsze używał do Eucharystii chleba pszennego i naturalnego wina gronowego. Dlaczego tych rzeczy, a nie innych? Najczęściej tłumaczy się to tym, że Pan Jezus wziął najprostsze składniki pożywienia w ówczesnej Palestynie.

Najpowszechniejsze, zwyczajne, najbardziej reprezentatywne dla tamtej kultury. Skoro tak, możemy zapytać: dlaczego w Polsce nie odprawiamy Eucharystii, powiedzmy, na chlebie żytnim i na piwie, skoro dla naszej kultury są one bardziej reprezentatywne? Albo czemu Japończycy nie odprawiają na ryżu i sake?

Dlaczego Kościół wszędzie sprawuje Eucharystię na chlebie pszennym i na winie gronowym, nawet tam, gdzie trzeba wino importować, gdzie pszenica jest mało znana, a ludzie uprawiają ryż czy kukurydzę? Dlaczego to nigdy i nigdzie nie podlega zmianom?

Czas na wykonanie zadania. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

Prześledziliśmy już obrzędy Mszy św. do liturgii Słowa i rozpoczynamy ryt przygotowania darów. Na ołtarzu kapłan rozkłada specjalną serwetę zwaną korporałem (od łacińskiego „corpus” – ciało).

Na nim kładzie patenę z chlebem i kielich z winem, do którego chwilę wcześniej domieszano odrobinę wody.

Kościół zawsze używał do Eucharystii chleba pszennego i naturalnego wina gronowego. Dlaczego tych rzeczy, a nie innych? Najczęściej tłumaczy się to tym, że Pan Jezus wziął najprostsze składniki pożywienia w ówczesnej Palestynie.

Najpowszechniejsze, zwyczajne, najbardziej reprezentatywne dla tamtej kultury. Skoro tak, możemy zapytać: dlaczego w Polsce nie odprawiamy Eucharystii, powiedzmy, na chlebie żytnim i na piwie, skoro dla naszej kultury są one bardziej reprezentatywne? Albo czemu Japończycy nie odprawiają na ryżu i sake? Dlaczego Kościół wszędzie sprawuje Eucharystię na chlebie pszennym i na winie gronowym, nawet tam, gdzie trzeba wino importować, gdzie pszenica jest mało znana, a ludzie uprawiają ryż czy kukurydzę? Dlaczego to nigdy i nigdzie nie podlega zmianom?

Najprostsza odpowiedź: tak Pan Jezus ustanowił. Właśnie te rzeczy materialne nam dał, abyśmy modlili się nad nimi wypowiadając słowa Jezusa z Ostatniej Wieczerzy, aby Duch Święty na nich spoczął i żeby stały się Eucharystią, Ciałem i Krwią Pana. Warto jednak zgłębić, co niesie ze sobą to Boże ustanowienie. Nie dotyczy ono tylko i wyłącznie samych słów sakramentu i rzeczy materialnych, które zostają w sakramencie przemienione.

Ustanowienie tego sakramentu dotyczy w pewnym sensie tego, gdzie i kiedy się ono dokonało. Ten obrzęd zobowiązuje chrześcijan ze wszystkich narodów, w całej rozmaitości ich kultur i języków, do uznania, że Bóg – Słowo w określonym miejscu i punkcie historii stał się człowiekiem. Ukazał się w konkretnym narodzie, stał się Żydem i przyjął określoną kulturę. To, że trzymamy się ściśle chleba i wina, bez względu na to, czy jest to pokarm reprezentatywny dla naszej kultury, czy nie, pokazuje głębokie zakorzenienie chrześcijaństwa w historii.

Kiedy sprawujemy Mszę, odwołujemy się zawsze do wydarzenia historycznego, które jest źródłem Eucharystii.

W żaden inny sposób nie możemy jej odprawiać, bo gdybyśmy zaczęli używać chleba żytniego i piwa, to byśmy tylko samych siebie celebrowali, a nie Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa, wydarzenia, które się konkretnie, historycznie w pewnym momencie dokonały.

Dlatego Kościół nie zmieni tych elementów ani zmienić nie może. Pochodzą one z Bożego ustanowienia, a to nie znaczy tylko, że Pan Jezus tak kazał, ale że odsyłają nas do konkretu historii, 2000 lat wstecz, do Wieczernika, do Krzyża, do Golgoty i do miejsca, w którym Pan Jezus zmartwychwstał.

Tutaj możemy zobaczyć, jak bardzo chrześcijańskie opowiadanie o zbawieniu, które dokonuje się podczas każdej Mszy św., różni się od jakiegokolwiek  religijnego mitu.

W zależności od czasu i miejsca zmieniał się rodzaj chleba używanego w celebracji: był albo kwaszony, albo niekwaszony, czyli przaśny. Obecnie chrześcijański Wschód używa chleba kwaszonego, Zachód zaś przaśnego. Jednak w pierwszych wiekach ani na Wschodzie, ani na Zachodzie nie przywiązywano do tego większej wagi. Używano takiego chleba, jaki przynieśli wierni na Mszę, zazwyczaj więc codziennego, kwaszonego, z solą lub bez soli, z dodatkiem oliwy albo bez niej.

Zmiana nastąpiła najpierw w VI wieku w Armenii, a pomiędzy IX a XI wiekiem na Zachodzie chrześcijaństwa. Zaczęto używać chleba przaśnego.

Dlaczego tak się stało?

Wydaje się, że były trzy powody. Pierwszy – praktyczny. Chleb niekwaszony lepiej i dłużej się przechowuje. Był to zresztą czas, kiedy zanikała powoli praktyka ofiarowywania przez wiernych chleba i wina na eucharystię, zwłaszcza w monasterach. W klasztorach objętych wpływem opactwa Cluny, mnisi sami przygotowywali chleb i wypiekali go w specjalny sposób. Były nawet specjalne zasady wyboru ziaren, mieszania mąki i wody, nawet ubioru piekarzy. Te zasady z biegiem lat przyjęto niemal w całej Europie.

Drugi powód to rosnące przekonanie, że Pan Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy użył właśnie chleba przaśnego, a nie kwaszonego. Tylko taki chleb miał bowiem prawo bytu w czasie Paschy. Do tej pory Żydzi zachowali rytuał poszukiwania kwasu: przed wieczerzą paschalną cała rodzina, a szczególnie dzieci, po wszystkich kątach szukają, czy się jakiś okruszek czegoś kwaszonego nie znalazł. Na Paschę wszystko musi być świeże, niekwaszone.

Trzeci powód mógł być jakoś związany z nauczaniem moralnym św. Pawła. Apostoł, piętnując grzechy Koryntian mówi: „Czyż nie wiecie, że odrobina kwasu całe ciasto zakwasza? Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, jako że przaśni jesteście. Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Tak przeto odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości i przewrotności, lecz przaśnego chleba czystości i prawdy” (1 Kor 5,6-8). Jesteście przaśni – to znaczy włączeni przez Chrystusa w jego Paschę, w jego Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie. Odrzućcie stary kwas – to znaczy postępowanie sprzeciwiające się waszej godności.

Zaznaczyć należy, że prawie cały Wschód chrześcijański, zarówno katolicki jak i niekatolicki, poza kilkoma wyjątkami, sprawuje do dziś Eucharystię na chlebie kwaszonym, jednak i tam jest to już chleb specjalnie pieczony i przygotowywany na tę okazję.

Zanim kapłan postawi kielich na korporale, dolewa do wina odrobinę wody. Mieszanie wody i wina jest bardzo starym zwyczajem. Nic tak znakomicie nie gasi pragnienia jak wino zmieszane z wodą. W Palestynie mieszano wino z wodą także dlatego, że wino nieraz było kwaśne i niesmaczne.

Pierwsze świadectwo tej praktyki w liturgii chrześcijańskiej pochodzi z II wieku, od wspominanego już św. Justyna. Ten kulinarny zwyczaj nabrał w liturgii znaczenia symbolicznego. W III wieku pisał o tym św. Cyprian, biskup Kartaginy i męczennik. Mówi on, że woda w symbolicznym języku ostatniej księgi Pisma oznacza ludzi i cytuje na poparcie fragment XVII rozdziału Apokalipsy: „Wody, które widziałeś, to są ludy i tłumy, narody i języki” (Ap 17,15).

Natomiast wino, które w starożytności nazywało się potocznie „krwią winorośli”, oznacza Chrystusa, który krwią swoją nas odkupił. Kiedy więc mieszamy wino i wodę – tłumaczy św. Cyprian – ukazujemy przez to, że zostaliśmy zjednoczeni z Chrystusem. Tak jak woda się jednoczy z winem i potem jest zupełnie nie do rozłączenia, tak samo my zostaliśmy przyjęci przez Chrystusa i z nim zjednoczeni, odkupieni Jego krwią.

W ten sposób ryt mieszania wody i wina nabrał specjalnego znaczenia jedności pomiędzy Chrystusem-Odkupicielem a ludem, który On odkupił. Było nawet tak, że jacyś heretycy nie dolewali do wina wody i spotkali się z zarzutami ze strony katolików, że w takim razie nie włączają samych siebie do Eucharystii. Skoro tak czynią, to jakby nie wierzyli, że Pan Jezus za nich umarł. To zmieszanie stało się w Kościele znakiem wiary w to, że Chrystus umarł za swój lud i zjednoczył go z sobą tak bardzo, że już się tego rozdzielić nigdy nie da.

Podobnie wyraża się modlitwa towarzysząca temu rytowi: „Przez to misterium wody i wina, daj nam Boże uczestniczyć w bóstwie Chrystusa, który przyjął nasze człowieczeństwo”.

„Misterium wody i wina”, to znaczy tajemnica Krzyża, śmierci Pana, przebitego boku Chrystusowego, z którego wypłynęły krew i woda (J 19,34).  „Przez to misterium”, to znaczy przez sprawowanie Eucharystii, która jest pamiątką Krzyża, mamy uczestniczyć w bóstwie Chrystusa, który stał się uczestnikiem naszego człowieczeństwa aż do śmierci. To zdanie nasuwa na myśl inne, autorstwa św. Augustyna, który powiedział: „Bóg stał się człowiekiem po to, żebyś ty człowiecze mógł stać się bogiem”.

Bóg stał się człowiekiem po to, żeby dać mu udział w samym sobie. Co znaczy uczestniczyć w bóstwie Chrystusa? Więcej, niż mogę sobie wyobrazić. „Głosimy, jak zostało napisane, to, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9). Eucharystia poprzez przedmioty i gesty odsyła mnie dalej, niż potrafię zrozumieć.

2. Posiłek i rola ojca

WSTĘP

W amerykańskich filmach oglądamy często sceny wspólnych rodzinnych posiłków. Przez długi czas dziwiły mnie one. Nie wyobrażałem sobie, jak można tak siedzieć wspólnie przy stole, rozmawiać… lepiej było wziąć swój talerz i wzrok zatopić w książce, i marzyć, aby nikt nie przeszkadzał. Teraz już chyba mniej dziwią mnie takie sceny. Raczej zazdroszczę takim rodzinom, które mają możliwość, czas i chęć, aby spożywać razem przynajmniej jeden posiłek wspólnie. I marzę, aby wszystkie rodziny miały takie możliwości…

AKTYWIZACJA

Praca indywidualna. Formularze – sztućce. Chodzi o to, aby przygotować pola do wpisów odpowiedzi w kształcie sztućców. Zadanie jest następujące: wpisujemy odpowiedź na pytanie: jak może wyglądać wymarzony posiłek przy rodzinnym stole?

PUENTA

Rytowi przygotowania chleba i wina do Eucharystii towarzyszą dodatkowe modlitwy. Kościół niejako „omadla” materię sakramentu.

Kapłan bierze patenę z chlebem, lekko ją podnosi i wypowiada modlitwę błogosławieństwa: „Błogosławiony jesteś Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich; Tobie go przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia”.

Biorąc w ręce kielich mówi: „Błogosławiony jesteś Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy wino, które jest owocem winnego krzewu i pracy rąk ludzkich; Tobie je przynosimy, aby stało się dla nas napojem duchowym”. Modlitwy te powstały stosunkowo niedawno, są owocem ostatniej reformy liturgicznej, ale formą przypominają hebrajskie  błogosławieństwa przy posiłku.

Ojciec rodziny brał do ręki chleb i wino, i błogosławił: „Błogosławiony jesteś Panie, Boże wszechświata, Dawco chleba…, błogosławiony jesteś, Dawco wina”. Błogosławieństwo za posiłek jest dziękczynieniem za życie, uwielbieniem Boga, który podtrzymuje mnie w istnieniu, dając mi pokarm. O modlitwie tej niestety coraz częściej zapominamy w naszej codzienności. Mszalne modlitwy nad chlebem i winem dodają do tego dziękczynienia frazę wychodzącą poza porządek życia tylko doczesnego: to, co otrzymaliśmy od Boga na podtrzymanie cielesnego życia, przynosimy, aby Duch Święty uczynił „chlebem życia” (por. J 6,35: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”) i „napojem duchowym” (por. 1 Kor 10,3-4: „wszyscy też spożywali ten sam pokarm duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a ta skała – to był Chrystus”).

Po modlitwach błogosławieństwa kapłan skłania się przed ołtarzem i wypowiada modlitwę, która jest potocznie nazywana modlitwą Azariasza. Trzeci rozdział Księgi Daniela opowiada o trzech młodzieńcach, wrzuconych do pieca ognistego. Z pomocą Bożą nic im się nie stało. Kiedy jeszcze byli w piecu, jeden z nich, imieniem Azariasz, głośno się modlił. Parafrazą fragmentu tej modlitwy posługuje się kapłan, kiedy skłoniwszy się przed ołtarzem na znak pokory mówi: „Przyjmij nas, Panie, stojących przed Tobą w duchu pokory i z sercem skruszonym; niech nasza Ofiara tak się dzisiaj dokona przed Tobą, Panie Boże, aby się Tobie podobała” (por. Dn 3,39-40).

Tego typu modlitw jest w Mszy św. kilka. Mają swoją własną nazwę – apologie. W apologii chrześcijanin – a szczególnie kapłan celebrujący – wyznaje swoją grzeszność i niegodność, i prosi Boga, żeby go pobłogosławił, żeby mógł owocnie, święcie i bez narażenia własnego zbawienia celebrować najświętsze tajemnice wiary. Jedna z tych modlitw jest nam dana w czasie przygotowania darów, bo poprzedza ona najświętszą część Mszy. Apologie są ważne. Niektórzy liturgiści radzi by je usunąć, ale na całe szczęście pozostały w mszale.

Przypominają nam one o tym, że Pana Boga nie możemy „klepać po plecach”. Niegodni jesteśmy tego, co się dokonuje na ołtarzu, a ponieważ doświadczamy tego przez wiarę, to również słabość wiary może nam przeszkodzić w należytym docenieniu rzeczywistości, z którą obcujemy.

3. Cel

WSTĘP

Rozmawiamy o Mszy św., aby pogłębić naszą wiarę, zdać sobie sprawę, w czym uczestniczymy, głębiej przeżyć spotkanie z Bogiem. A gdyby przyszedł na nasze spotkanie człowiek,który zapytałby: po co co właściwie odprawiamy Mszę św.? Po co w niej uczestniczymy? Co ona i komu daje? Czy tak bardzo byłoby mniej czegoś, gdyby jej nie było?

AKTYWIZACJA

Rozmowa na forum. Ewentualnie – lista powodów, dla których sprawujemy Mszę św. Poszukujemy odpowiedzi na pytanie: po co właściwie odprawiamy Mszę św.? Po co w niej uczestniczymy?

PUENTA

Potem kapłan przechodzi na stronę ołtarza i obmywa ręce. Ten bardzo stary obyczaj, tak samo jak domieszanie wody do wina, związany był z życiem codziennym ludzi zamieszkujących wybrzeże Morza Śródziemnego. Po wejściu do jakiegokolwiek domu obmywano ręce i nogi z pyłu. Zwykłą czynnością rozpoczynającą posiłek było mycie rąk, które czasami przybierało formę obrzędową. Obmywano również ręce przed rozpoczęciem modlitwy.

Św. Cyryl, biskup Jerozolimy, tłumaczył ten gest w ten sposób: „To umycie oznacza wolność od grzechu i wszelkiej nieprawości. Ręce bowiem są obrazem działania, a ich umycie wskazuje na szlachetność czynów. Nie słyszałeś, jak wyjaśnia tę tajemnicę błogosławiony Dawid w słowach: »Umyję między niewinnymi ręce swoje i obejdę ołtarz Twój, Panie« [Ps 26,6]? Umycie rąk jest tu oznaką wolności od grzechów” (Katecheza mystagogiczna V).

Ręce są „obrazem działania”, bo rękami czynimy, rękami dotykamy, rękami pracujemy, piszemy, trzymamy łopatę czy cokolwiek innego. Jeżeli obmywam ręce, to jakbym obmywał swoje uczynki.

Dlatego obmyciu rąk towarzyszy modlitwa – fragment Psalmu 51 – którą ksiądz wypowiada po cichu: „Obmyj mnie Panie z mojej winy, oczyść mnie z grzechu mojego”. Jest to jeszcze jedna apologia, w której celebrans prosi Boga, by oczyścił go z jego grzeszności, aby mógł owocnie świętą liturgię sprawować.

Podobnie jak kolekta kończy obrzędy wstępne, modlitwa nad darami stanowi konkluzję przygotowania darów. Ksiądz zwraca się w stronę ludu i mówi: „Módlcie się, aby moją i waszą Ofiarę przyjął Bóg, Ojciec Wszechmogący”.

W kolekcie po wezwaniu „Módlmy się” następuje chwila milczenia, a tutaj zgromadzenie odpowiada: „Niech Pan przyjmie Ofiarę z rąk twoich na cześć i chwałę swojego Imienia, a także na pożytek nasz i całego Kościoła świętego”.

Formuła ta mówi, po co sprawujemy Eucharystię. Przede wszystkim na chwałę Bożą, potem na pożytek nas tu zgromadzonych i całego Kościoła. Ważna jest kolejność. Przede wszystkim chwała Boża. Jeżeli człowiek o tym zapomni, jeśli postawi siebie i swój pożytek na pierwszym miejscu, to pozostanie zamknięty w swoim egocentryzmie. A jeśli zachowa tę kolejność, to i Eucharystia, i całe życie będzie także „na pożytek nasz”.

4. Małe jest piękne

WSTĘP

Są takie chwile w życiu człowieka, że wyrażając coś naprawdę wielkiego, poszukuje gestów, słów, przedmiotów bardzo małych i w sumie niewiele znaczących… człowiek wtedy zdaje sobie sprawę, że nie w wielkości i cenie przedmiotu leży jego znaczenie, że nie w pieknie słowa leży jego wartość, że nie potrzeba petard, ton złota, ekstrawagancji, aby ująć, wyrazić, doświadczyć czegoś naprawdę niezwykłego i wyjątkowego…

AKTYWIZACJA

Praca w grupach. Formularz – „tak niewiele…”.[2] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytania: cóż to za sytuacje, które wyrażają coś naprawdę wielkiego w życiu, posługując się środkami zupełnie niewielkimi? Jakie to sytuacje? Jakich środków używają?

PUENTA

Sakramenty są arcydziełami stworzenia – pisał średniowieczny teolog bizantyjski Mikołaj Kabasilas. Warto zboczyć na chwilę z głównego nurtu rozważań o rytach Mszy, żeby zastanowić się nad związkiem pomiędzy dziełem stworzenia i sakramentami.

Ważne jest nie tylko, że stworzenia są, ale także – jakie są. Pismo Święte mówi, że wszystko, co stworzył Bóg, było dobre. Jednocześnie świat nie jest skończony lecz znajduje się w drodze do ostatecznej, przeznaczonej mu doskonałości. Bóg bowiem nie tyle stworzył świat, co stwarza go i nieustannie podtrzymuje w istnieniu. Poważne potknięcie na tej drodze to grzech człowieka. Ale grzech wyzwolił też objawienie jeszcze większej mocy Bożej: Stwórca jest jednocześnie Naprawcą. Ta naprawa zranionego grzechem stworzenia (a Bóg zaczyna od człowieka) dokonuje się w historii. Osiąga ona swą pełnię w Chrystusie i Paweł słusznie nazywa ją nowym stworzeniem: „Bo ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, tylko nowe stworzenie” (Ga 6, 15).

Gdzie znaleźć to nowe stworzenie? Objawia się ono w człowieczeństwie Zmartwychwstałego Chrystusa i Jego Matki. Powoli ujawnia się również w innych członkach Kościoła, na miarę ich otwartości na działanie Ducha. Dlatego najbardziej widać je w świętych i w cudach przez nich zdziałanych. Byty niższe od człowieka, które aż do tej pory „jęczą w bólach rodzenia oczekując objawienia się synów Bożych” w nas (Rz 8, 22) nieomylnie rozpoznają w świętych nowy porządek stworzenia i są im posłuszne. Tutaj tkwi klucz do zrozumienia cudów wielu świętych, choćby Franciszka, który ułagodził wilka z Gubbio, czy Jacka, który podniósł zboże powalone gradem i przeprawił się przez Dniepr na własnym płaszczu.

Możemy zaryzykować twierdzenie, że pierwsze stworzenie dokonało się ze względu na drugie – na stworzenie w Chrystusie. Bowiem dopiero wtedy, kiedy wolność Boga i człowieka stają się jednym – nie tracąc jednak swej autonomii, jak to ma miejsce w Osobie Słowa Wcielonego i w tych, którzy do Niego należą – świat wchodzi na drogę stawania się tym, czym ma być w zamyśle Bożym.

Sakramenty wpisują się w tę drogę do pełni stworzenia jako jego przedsmak i zadatek, wyrażony w rytach i symbolach. W nich i poprzez nie świat ponownie odnajduje sens swego istnienia w Bogu.

Tak o tym pisze Jan Paweł II:

„W doświadczeniu liturgicznym Chrystus Pan jest światłością, która oświeca drogę i objawia przejrzystość kosmosu, podobnie jak w Piśmie Świętym. Wydarzenia przeszłości odnajdują w Chrystusie swój sens i pełnię, a stworzenie okazuje się tym , czym jest: zbiorem znaków, które jedynie w liturgii znajdują swoje spełnienie i ostateczne przeznaczenie. Oto dlaczego liturgia jest niebem na ziemi i poprzez nią Słowo, które przyjęło ciało, przenika materię swą zbawczą mocą, która objawia się w pełni w sakramentach: w ten sposób stworzenie przekazuje każdemu moc udzieloną mu przez Chrystusa. Tak właśnie Pan zanurzony w Jordanie, udziela wodom mocy, by mogły służyć do odradzającego obmycia w Chrzcie (…) Temu, kto szuka autentycznej relacji z samym sobą i z kosmosem, tak często jeszcze zniekształconej przez egoizm i zachłanność, liturgia wskazuje drogę do równowagi właściwej dla nowego człowieka i zachęca do poszanowania eucharystycznego potencjału świata stworzonego; jest on przeznaczony do tego, by być wywyższony w Eucharystii Pana, w Jego tajemnicy Paschy obecnej w ofierze ołtarza” (list apostolski Orientale lumen, 11).

Kiedy Pan przyjdzie powtórnie, by przyoblec nas w ciało zmartwychwstałe i ostatecznie odnowić stworzenie, to, co w liturgii było wskazywane, przybliżane i udzielone pod osłoną znaku, ostatecznie się spełni i ujawni.

Możemy jeszcze w inny sposób rozumieć zdanie Kabasilasa. Pierwszy rozdział Księgi Rodzaju, mówiący o stworzeniu jest poematem. To pierwsze stworzenie jest dziełem tak cudownym, że za pomocą prozy nie sposób go wyrazić. Dlatego pisarze natchnieni uciekali się do poezji.

Po upadku, gdy Bóg poszukuje człowieka, wybiera sobie naród, przemawia do niego i prowadzi go własnymi drogami. Temu wybraństwu towarzyszą znaki mocy przekraczające ludzkie pojęcie: rozstąpienie wód Morza Czerwonego i Jordanu, manna z nieba, woda ze skały, zwycięstwa bez walki, pękające mury warowni. Gdy Boże działanie zbliża się do wypełnienia swego planu poprzez człowieczeństwo Syna Bożego, Jego Wcieleniu towarzyszy gwiazda, asysta anielska, pokłon mędrców. Publicznej działalności Jezusa towarzyszą znaki i cuda takie , że ludzie mówią: „Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu!” (Mt 9, 33). Jednak w chwili centralnej dla historii całego świata, w momencie największej intensywności Bożego działania, w chwili przekraczającej wszystko, nawet cud pierwszego stworzenia, stajemy w obliczu męki nagiego, ubiczowanego i poniżonego Człowieka. Przebite ręce i nogi, świadomość opuszczenia przez przyjaciół, towarzystwo współukrzyżowanych rzezimieszków. W chwili krzyża, w pełni czasów, kiedy dokonywało się odnowienie całego stworzenia, nie było nic z zewnętrznych przejawów mocy.

Taka sama logika rządzi sakramentami, które czynią nas uczestnikami tej właśnie najważniejszej godziny w historii Bożego dzieła stwarzania. Zwłaszcza dotyczy to Eucharystii. Najważniejsza część mszy świętej, sprawiająca dla nas realną obecność Pana i Jego dzieła zbawienia, jest w gruncie rzeczy bardzo skromna.

To po prostu modlitwa jednego człowieka, wypowiedziana w imieniu i w obecności zgromadzenia. Została ona przez Ducha Świętego obdarzona niewyobrażalną potęgą. Jest w niej maksimum mocy i minimum pokazu.

Rzeczy największe i najświętsze dokonują się w najprostszych formach. Arcydzieło polega przecież właśnie na przekazaniu wielkiej treści jak najprostszymi środkami. A tu jest nam przekazana nie tylko treść nauki czy metafora, ale żywa Osoba i Jej dzieło. To szczególne działanie jednego oranta, specjalnie do tego powołanego i wyświęconego nazywa się modlitwą eucharystyczną, czyli dziękczynną.

W liturgii słowa Duch Święty objawił nam Chrystusa i Jego Ewangelię. Modlitwa eucharystyczna sprawia, iż ten właśnie Chrystus, Jego Ciało i Krew, to znaczy cały, żywy i prawdziwy Człowiek, „w którym mieszka cała pełnia: Bóstwo na sposób ciała” (Kol 2,9), staje się obecny dla nas, tu i teraz. Nie jest to  „tylko” obecność Pana pod postaciami chleba i wina, choć i to dla nas, grzeszników, zbyt do pojęcia trudne. Jest to również uobecnienie wydarzenia, które nas zbawiło: Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania, Wniebowstąpienia i Zesłania Ducha: Wielkiej Paschy, przejścia Pana przez najgłębsze ciemności ludzkiego istnienia, aż do chwały Ojca.

Tę skromną modlitwę obdarzoną tak wielką mocą różnie nazywano na przestrzeni wieków. Na Wschodzie przyjęło się określać ją mianem „anafora”, od greckiego czasownika ozna­cza­jącego wznoszenie ku górze. Tej nazwy chętnie dziś używają badacze liturgii. Podnoszenie daru ofiarnego ku górze to tradycyjny gest ofiarowania, stąd „anafora” odnosi nas do Mszy jako ofiary. Starożytny Zachód nazywał tę modlitwę po prostu „prex”- modlitwa, „oblatio”- ofiara, „oratio oblationis”- modlitwa ofiarowania, albo „canon actionis”- reguła świętego działania, czyli celebracji. Należy zwrócić uwagę, że ostatnia z nazw pochodzi z czasów, gdy w przestrzeni wpływu liturgii rzymskiej celebrowano jedną jedyną modlitwę eucharystyczną. Tak było od końca czwartego wieku aż do początku lat siedemdziesiątych naszego stulecia. Dlatego nazywamy ją Kanonem rzymskim, albo Pierwszą Modlitwą Eucharystyczną.

Modlitwa eucharystyczna jako zbiór słów nie może sama w sobie wyrazić wielkości tajemnicy, która przy jej wymawianiu się realizuje. Dlatego w tradycji chrześcijańskiej mamy wiele modlitw eucharystycznych. Tak jest w obecnym Mszale rzymskim. Niektóre z nich to kompozycje nowe, inne są wersjami starożytnych modlitw Kościoła. Każda z nich jednak jest skomponowana zgodnie z kilkoma zasadami, które nadają jej jednolity charakter, zgodny z dwudziestowiekową tradycją chrześcijaństwa.

Są to: jednakowe rozpoczęcie modlitwy, dziękczynienie (gr. eucharistia), pamiątka (gr. anamnesis), błagalne wzywanie (gr. epiklesis), uwielbienie (gr. doxologia) i ofiarowanie (gr. prosfora). Nazywam je zasadami, bo są czymś więcej, niż tylko częściami składowymi modlitwy; opisują bowiem całość chrześcijańskiej egzystencji.

5. W górę serca

WSTĘP

„W górę serca” to kolejna mruczanka w czasie liturgii Mszy św. Czasami się zastanawiam, czy to prawda, gdy ludzie odpowiadają „Wznosimy je do Pana”. Mam wrażenie, że najczęściej pozostają jednak przy sprawach ziemskich, bynajmniej nie wznosząc się zbyt wysoko ku niebu…

AKTYWIZACJA

Praca indywidualna. Formularz – tusz tusz.[3] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytanie: czasami rzeczywiście sukcesem jest wzniesienie serca ku Bogu, gdy kapłan do tego właśnie wzywa… a co właściwie rozumiemy przez wzniesienie serca do Boga? Czas na wykonanie zadania. Prezentacja na forum.

PUENTA

Tak w rycie rzymskim, jak i w innych tradycjach liturgicznych, modlitwa eucharystyczna rozpoczyna się dialogiem celebransa i zgromadzenia: „Pan z wami. – I z duchem twoim. W górę serca! – Wznosimy je do Pana. Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu. Godne to i sprawiedliwe”. Ten dialog, inspirowany praktyką żydowską, towarzyszy chrześcijanom od najdawniejszych czasów. Wszystkie zachowane do dziś starożytne modlitwy eucharystyczne rozpoczynają się tymi słowami.

Celebrans rozpoczyna: „Pan z wami”, wierni odpowiadają „I z duchem twoim”. Mówiliśmy już o znaczeniu tych słów podczas opisywania obrzędów wstępnych. Są one wzajemnym głoszeniem obecności Bożej w kapłanie i zgromadzeniu.

Jednocześnie oznajmiają: teraz dzieje się coś szczególnie ważnego.

„W górę serca” oznacza: do Boga. Gdy byliśmy dziećmi i uczono nas modlitwy, zazwyczaj kazano nam składać ręce i podnosić oczy. Modlitewna relacja z Bogiem wyrażana jest poprzez nasze gesty jako zwracanie się ku górze. Podobne znaczenie ma modlitewne wzniesienie rąk – tak, jak to czyni kapłan podczas mszy.

Oczywiście, że Bóg jest wszędzie, a nie tylko u góry i szukanie go w jakimś materialnym miejscu byłoby nieporozumieniem. On nie jest na prawo, na lewo, z przodu, z tyłu, w górę czy w dół ode mnie, lecz całkowicie przekracza te wymiary.

Jeżeli jednak mam w moim ludzkim, zmysłowym języku gestów opisać modlitwę do Boga, to odnoszę się do tego, co w górze. Zwróćmy uwagę, że także całkiem świeckie rytuały każą nam kłaniać się, to jest zająć pozycję niższą wobec osoby, którą uznajemy za wyżej od nas postawioną. Mówimy też, że ktoś ma niższe albo wyższe stanowisko czy stopień.

Wezwanie „W górę serca” każe mi zwrócić się do Boga, który jest wyższy, godny szacunku i czci. Nieskończenie mnie przerasta, nie jestem w stanie Go ogarnąć. Wyrażam tę prawdę w języku ciała: klękam, podnoszę ręce, patrzę ku górze, padam na ziemię albo kłaniam się.

„W górę serca” oznacza również: oderwij się od tego, co w dole; od spraw codziennych, od tego co przemijające. Tak właśnie tłumaczy to wezwanie św. Cyryl Jerozolimski: „Potem woła biskup „W górę serca”. Rzeczywiście w tej poważnej chwili należy wznieść serca do Boga, a nie zniżać ich ku ziemi i ziemskim zajęciom. Toteż wzywa nas tu biskup do usunięcia wszelkich trosk o życie i sprawy codzienne i do wzniesienia serc ku miłosierdziu Boga. Posłuszni jego wezwaniu odpowiadacie : „Mamy wzniesione ku Panu!” Niech nie będzie nikogo takiego, któryby tylko ustami mówił : „Mamy wzniesione ku Panu!”, a w myśli był zajęty doczesnymi sprawami. Należy zawsze myśleć o Bogu, skoro jednak wskutek słabości ludzkiej jest to niemożliwe, powinniśmy się starać o to przynajmniej w tej świętej godzinie” (Katecheza mistagogiczna V).

Dlaczego akurat serca mamy wznieść w górę? Odpowiedzi szukać trzeba w Słowie Bożym, bo stamtąd biorą swój początek słowa modlitwy Kościoła. Serce jest dla nas, współczesnych, symbolicznym wskazaniem naszej uczuciowości. Tymczasem, w języku Biblii, symbolem naszej uczuciowości są nerki. Dla ilustracji – dwa przykłady. Hiob mówi o swej tęsknocie za Bogiem: „To właśnie ja go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny, moje nerki już mdleją z tęsknoty” (Hi 19, 27). Izajasz: „drżą nerki Moabu, zalękła się jego dusza” (Iz 15,4).

Kiedy natomiast mowa o decyzjach, o wyznawanych wartościach, o woli, sumieniu – o wszystkim tym, co jest związane z wolnymi aktami człowieka – Biblia używa obrazu serca. Skądinąd słusznie mówiąc o sercu, mamy na myśli miłość. Bo miłość to nie tylko emocje i fascynacje, to decyzje, to składanie ofiary.

Mamy wznieść w górę serca, to znaczy nie naszą emocjonalność, ale nasze centrum życiowe, naszą głębię. Często nie jesteśmy w stanie przekroczyć naszej emocjonalności. Gdy przychodzimy z chandrą na Mszę św., zazwyczaj nic nie potrafimy na to poradzić. Kiedy mam niedobry nastrój i na Mszy mam mówić kazanie, jedyne co mogę zrobić, to przygotować bardzo dokładne notatki. Prawie na pewno będę musiał z nich korzystać. Gdy kapłan woła: „W górę serca”, to nie mówi przez to: „wyzbądźcie się waszych emocji, zostawcie wasze chandry”, gdyż to jest niemożliwe. Możemy za to pragnąć Pana, chcieć być bliżej Niego i wznieść się ku górze – nie przez to, że udamy że naszych uczuć nie ma, tylko że je Bogu oddamy takimi, jakie one są. Mimo tego, co nas przygnębia, mimo codziennych, nierozwiązanych spraw, mimo naszych konfliktów, ciągle możemy zwracać się do Boga i podnosić w górę nasze serca, gdyż modlitwa, zbliżenie do Najwyższego, nie zależy wyłącznie od naszej emocjonalności.

W tym wezwaniu Kościół uczy: mogę być wierny Bogu nawet wtedy, kiedy mam „dołek”, albo „nic nie czuję”. Modlitwa liturgiczna jest źródłem prawdziwej duchowości, która się sprawdza w codziennym życiu i prowadzi do kontemplacji. Nie jestem w stanie zawsze odpowiadać za moje emocje, ale zazwyczaj mogę podejmować dobre decyzje – mimo tego, że drżą moje nerki.

Pięknym przykładem wrażliwości na wezwanie „W górę serca” jest dominikański XIV-wieczny mistyk, bł. Henryk Suzo. Pytany, dlaczego podczas mszy śpiewa te słowa w tak niezwyczajnie żarliwy sposób, odpowiedział, że wzywa w ten sposób wszystkie stworzenia na niebie i ziemi, sam udzielając im głosu do chwalenia Boga, i że te słowa są również pobudką zwróconą do wszystkich letnich chrześcijan, którzy nie należą całkowicie do Boga, ale też nie są jeszcze całkowicie uwikłani w rzeczy doczesne.

Zgromadzenie odpowiada: Wznosimy je do Pana.

To wyznanie gotowości oddania Bogu własnego życia, tego co je kształtuje, naszych decyzji, naszych życiowych postaw. Decyzja pozostawienia wszystkich codziennych spraw na koniec Mszy. Trzeba nabrać dystansu. Z góry widać lepiej. Potrzebuję wejść na górę, aby zobaczyć lepiej to, co jest moim dołem, moją codziennością. Dotyczy to zresztą nie tylko modlitwy liturgicznej. Czasami mamy pokusę, by mówić: nie mam czasu się modlić. Doświadczenie uczy jednak, że jeśli ktoś „marnuje” czas na modlitwę, to jego zdolność do pracy tylko na tym zyskuje.

„Wznosić serca do Pana” ma także ściśle teologiczne znaczenie. Uwaga zgromadzenia zwraca się na te wysokości, „gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga” (Kol 3.1), Wszyscy zgromadzeni wyznają, że wznoszą serca do Zmartwychwstałego, by uczestniczyć w Jego przejściu „z tego świata do Ojca” (por. J 13,1). Starożytne bazyliki chrześcijańskie przedstawiały tę prawdę umieszczając w apsydzie mozaikę Chrystusa tronującego. On jest prawdziwym celebransem każdej liturgii i to On działa szczególnie w przestrzeni modlitwy eucharystycznej. Jego żywą ikoną jest kapłan celebrujący, dokonujący świętych czynności w Jego imieniu i Jego mocą: „in persona Christi”.

[1] Skorzystałem z fotografii umieszczonej w ulotce aliansu linii lotniczych ONEWORLD. Źródło informacji: www.oneworldalliance.com.

[2] Wykorzystałem tu reklamę Fundacji Synapsis. Źródło nieznane, prawdopodobnie tygodnik WPROST.

[3] Wykorzystałem tutaj reklamę ORIFLAME. Źródło: Wysokie Obcasy, 13 października 2001, s.27.