19 niedziela zwykła, rok B

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Homilia Tagi: 1 Krl 19, 19 niedziela zwykła, Ef 4, Eucharystia, J 6, Komunia św., Ps 34, rok B

HOMILIA 1

1. W sierpniowe niedziele czytamy J 6, w której mowa o Jezusie jako Chlebie Żywym. Pretekstem jest cud nakarmienia wielu tysięcy ludzi na pustkowiu. Oni pójdą za Nim, aby słuchać Jego nauczania. Skąd katecheza – zapowiedź Eucharystii – Komunii świętej, którą przyjmujemy w czasie Mszy św.

2. W ub. tygodniu tematem homilii było pytanie: na czym polega życie, które Jezus daje w Komunii św. Mówiłem:

  • przyjmuję sposób widzenia świata Jezusa,
  • nie ograniczam pobożności do murów kościoła,
  • poznaję Boga, chcę wiedzieć, Kim On jest,
  • rozwijam moją wiarę = widzę + zaufanie.

3. Dzisiaj przypomnienie skutków, czyli owoców, jakie daje nam częste, pełne wiary przystępowanie do Komunii św. Takie „owoce Bożego życia w nas”:

  • Komunia pogłębia nasze zjednoczenie z Chrystusem – On żyje w nas,
  • Komunia pogłębia, podtrzymuje i odnawia łaski otrzymane na chrzcie św.,
  • Komunia chroni nas przed grzechem w przyszłości,
  • Komunia umacnia miłość, która słabnie w życiu codziennym, ta miłość gładzi grzechy powszednie,
  • Komunia zachowuje nas od przyszłych grzechów śmiertelnych – trudniej jest zerwać z Jezusem,
  • Komunia tworzy Kościół, Jezus łączy nas w jedno,
  • Komunia zobowiązuje nas do pomocy ubogim, w nich powinniśmy dostrzegać obecność Boga, mądrze im pomagać,
  • Komunia jest znakiem jedności chrześcijan – to jest nasz cel: aby każdy mógł przyjmować Chrystusa w Eucharystii, aby dążenie do jedności wiary nigdy nie ustało.

4. Mówimy w codziennym pacierzu „chleba naszego powszedniego…”. Nie chodzi tylko o jedzenie dające siłę do życia i pracy, ale także pragnienie częstej, pełnej miłości Komunii św. Niech to pragnienie w nas nie ustaje.

Gidle, 12 sierpnia 2018, 19 niedziela zwykła, rok B, 1 Krl 19,4-8; Ps 34,2-3.4-5.6-7.8-9; Ef 4,30-5,2; J 6,41-51

HOMILIA 2

1. Wiele lat temu na rodzinnym wyjeździe opowiadaliśmy o tym, co nas przyciągnęło do grona rodziców z małymi dziećmi. Jedni byli w duszpasterstwie akademickim, zostali w kręgu duchowości dominikańskiej, inni przyszli przez znajomych, inni byli na studiach i nie za bardzo przejmowali się Kościołem, ale na spacerze trafili na Mszę św. rodzinną. Inni, stojąc na początku pod chórem, przesuwali się z czasem w stronę ołtarza, zaciekawieni osobami zaangażowanymi i pomagającymi przy ołtarzu.

2. Dzisiaj słyszymy z ust Jezusa warunek kluczowy do spełnienia dla każdego, kto chce być w życiu z Jezusem: pociągnięcie do Jezusa przez Ojca. I to pociągnięcie przez Ojca na swój niezwykły urok. Na czym on polega?

3. Za Jezusem szły tłumy zachwycone Jego nauką, przypowieściami. Ludzie prosili o zdrowie, wypędzenie zła. Jezus karmił, pouczał, błogosławił. Z jakim skutkiem? Tłumy były oczarowane i wsłuchane, garstka dostrzegała w Nim Syna Bożego, Mesjasza i Zbawiciela. Niestety, same dary i cuda były upragnione na krótko, a potem odejście.

4. Czy tylko nieliczni otrzymali od Ojca łaskę przyciągnięcia do Jezusa? Nie. Łaskę otrzymywał każdy. Zupełnie jak dzisiaj. Ale nie każdy w swojej wolności odpowiadał na nią otwartym sercem.

5. Czytamy, że tłum otaczał Jezusa, zewsząd Go ściskali. Lecz możemy też powiedzieć, że obecność Zbawiciela ogarniała tłum. Karmił każdego głodnego, ale chciał przez żołądek do serca!

6. Obraz obłoku na Górze Przemienienia byłby tu najwłaściwszy – obłok otacza, ogarnia, Wchodzę w Bożą obecność – chcę dać się nią przeniknąć. Na tym polega pociągnięcie przez Ojca – łaska chce ogarnąć, przeniknąć moje życie. Miłość otwiera moje serce, aby Bóg zamieszkał w nim, i był, i prowadził do zbawienia.

7. Na tym polega urok tego przyciągania: nie do czegoś, ale w czymś. Nie z miejsca na miejsce, ale z zaproszeniem, aby rozgościć się w bliskości Bożej. I aby On sam rozgościł się we mnie, gdy przyjmuję Go w Komunii świętej, Boga żywego i prawdziwego, Miłość jedyną.

Gdańsk, 19 niedziela zwykła, rok B, 11 sierpnia 2024, 1 Krl 19,4-8; Ps 34,2-3.4-5.6-7.8-9; Ef 4,30-5,2; J 6,41-51

HOMILIA 3

„Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata ” (J 6,51)

Wielu ludzi czeka na śmierć jak na wy­bawienie. Są podobni do proroka Eliasza, zmęczonego ucieczką przed prześladowcami. Siedząc pod jałowcem modlił się: „Wielki już czas, o Panie, odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków”. Ten sam typ modlitwy spotykamy u Hioba, proroka Jeremiasza, Estery. Człowiek utrudzony życiem, a zwłaszcza wypełniony cierpie­niem, ma prawo modlić się o śmierć. Nie ma jednak prawa ani prosić innych, by go uśmier­cili, ani sam sobie życia odebrać. Panem życia i śmierci jest je­dynie Bóg. Dar życia został zło­żony w nasze ręce i jak długo go posiadamy, tak długo jesteśmy Bogu potrzebni tu na ziemi. By­wają sytuacje, w których nikt z ludzi nas już nie potrzebuje, mo­że się zdarzyć, że innym zawa­dzamy. Sami możemy dojść do wniosku, że nasze życie na ziemi nie ma już sensu, że jest to nie­potrzebne zmaganie o każdą na­stępną minutę. Tak to niejedno­krotnie wygląda z punktu wi­dzenia naszej ziemskiej ekonomii. Inaczej jednak ocenia to Bóg z punktu widzenia swojej ekonomii. Ponieważ jest to eko­nomia wiecznej miłości, w jej punkcie centralnym jest najwy­ższa troska o nasze dobro. Gdy­by pobyt na ziemi nie był dla nas dobry, Bóg nie przedłu­żałby go ani o jedną sekundę. Bywa, że troskę o nasze dobro Bóg łączy z troską o dobro naszych bliskich, nawet tych, dla których jesteśmy ciężarem.

Tego sensownego spojrzenia na cierpienie i nieprodu­ktywne życie z punktu widzenia doczesnego mogą poza­zdrościć ludziom wierzącym ci, którzy nie mają odniesie­nia do Boga i nie znają jego wiecznej ekonomii. Człowiek zamknięty wyłącznie w ekonomii doczesności nie jest w stanie uciec przed pokusą eutanazji. Ona jawi się dla niego jako jedyne sensowne rozwiązanie. Człowiek bo­wiem, nie mogący rozwiązać jakiegoś węzła, sięga po nóż, aby go przeciąć. Jest to stosunkowo łatwe w podejściu do wielu trudnych sytuacji, ale nie do życia. Z tego bowiem, że ktoś nie uznaje istnienia swej wieczności, nie wynika jeszcze, że wiecznym nie jest. Gdybyśmy mogli siebie unicestwić, to eutanazja byłaby w jakiejś mierze uspra­wiedliwiona. Ale to jest poza zasięgiem człowieka, o czym mówią wszystkie religie świata, bazując na wrodzonym zmyśle religijnym.

Dyskusje nad eutanazją i aborcją zostały podjęte przez lu­dzi niewierzących, czyli nie liczą­cych się z Bożym prawem i są testem dla wierzących. Przyjęcie motywacji, jaką oni się posługu­ją, jest równoznaczne z opuszczeniem świata wiary. Dziś rzad­ko kiedy bezpośrednio atakuje się wartości religijne. Najczęściej uderza się w wartości moralne. Pośrednio ich podważenie pro­wadzi do odrzucenia Bożego pra­wa, a razem z nim i samego Pra­wodawcy.

Ktokolwiek wchodzi na teren podejrzanych dialogów na tema­ty moralne, winien uważnie śle­dzić, gdzie kończy się skała pew­ności wynikającej z wiary Bogu, a zaczyna niebezpieczny teren ludzkich sugestii, kuszących, ale jakże groźnych. Wędrowanie ty­mi ścieżkami może nie tylko wprowadzić nieład w moralne ży­cie, ale i doprowadzić do utraty wiary.

Spojrzenie na wielkie wartości moralne należy ustalić w spotka­niu z samym Bogiem, a więc na modlitwie, tak jak to czynili świę­ci. Bóg bowiem jest dawcą tych wartości i ich właścicielem, my jedynie jesteśmy ich szafarzami.

Ks. Edward Staniek, ŹRÓDŁO, nr 32/94, 19 niedziela zwykła, rok B, 1 Krl 19,4-8; Ef 4,30-5,2; J 6,41-51