19 niedziela zwykła, rok B
HOMILIA 1
1. W sierpniowe niedziele czytamy J 6, w której mowa o Jezusie jako Chlebie Żywym. Pretekstem jest cud nakarmienia wielu tysięcy ludzi na pustkowiu. Oni pójdą za Nim, aby słuchać Jego nauczania. Skąd katecheza – zapowiedź Eucharystii – Komunii świętej, którą przyjmujemy w czasie Mszy św.
2. W ub. tygodniu tematem homilii było pytanie: na czym polega życie, które Jezus daje w Komunii św. Mówiłem:
- przyjmuję sposób widzenia świata Jezusa,
- nie ograniczam pobożności do murów kościoła,
- poznaję Boga, chcę wiedzieć, Kim On jest,
- rozwijam moją wiarę = widzę + zaufanie.
3. Dzisiaj przypomnienie skutków, czyli owoców, jakie daje nam częste, pełne wiary przystępowanie do Komunii św. Takie „owoce Bożego życia w nas”:
- Komunia pogłębia nasze zjednoczenie z Chrystusem – On żyje w nas,
- Komunia pogłębia, podtrzymuje i odnawia łaski otrzymane na chrzcie św.,
- Komunia chroni nas przed grzechem w przyszłości,
- Komunia umacnia miłość, która słabnie w życiu codziennym, ta miłość gładzi grzechy powszednie,
- Komunia zachowuje nas od przyszłych grzechów śmiertelnych – trudniej jest zerwać z Jezusem,
- Komunia tworzy Kościół, Jezus łączy nas w jedno,
- Komunia zobowiązuje nas do pomocy ubogim, w nich powinniśmy dostrzegać obecność Boga, mądrze im pomagać,
- Komunia jest znakiem jedności chrześcijan – to jest nasz cel: aby każdy mógł przyjmować Chrystusa w Eucharystii, aby dążenie do jedności wiary nigdy nie ustało.
4. Mówimy w codziennym pacierzu „chleba naszego powszedniego…”. Nie chodzi tylko o jedzenie dające siłę do życia i pracy, ale także pragnienie częstej, pełnej miłości Komunii św. Niech to pragnienie w nas nie ustaje.
Gidle, 12 sierpnia 2018, 19 niedziela zwykła, rok B, 1 Krl 19,4-8; Ps 34,2-3.4-5.6-7.8-9; Ef 4,30-5,2; J 6,41-51
HOMILIA 2
„Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata ” (J 6,51)
Wielu ludzi czeka na śmierć jak na wybawienie. Są podobni do proroka Eliasza, zmęczonego ucieczką przed prześladowcami. Siedząc pod jałowcem modlił się: „Wielki już czas, o Panie, odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków”. Ten sam typ modlitwy spotykamy u Hioba, proroka Jeremiasza, Estery. Człowiek utrudzony życiem, a zwłaszcza wypełniony cierpieniem, ma prawo modlić się o śmierć. Nie ma jednak prawa ani prosić innych, by go uśmiercili, ani sam sobie życia odebrać. Panem życia i śmierci jest jedynie Bóg. Dar życia został złożony w nasze ręce i jak długo go posiadamy, tak długo jesteśmy Bogu potrzebni tu na ziemi. Bywają sytuacje, w których nikt z ludzi nas już nie potrzebuje, może się zdarzyć, że innym zawadzamy. Sami możemy dojść do wniosku, że nasze życie na ziemi nie ma już sensu, że jest to niepotrzebne zmaganie o każdą następną minutę. Tak to niejednokrotnie wygląda z punktu widzenia naszej ziemskiej ekonomii. Inaczej jednak ocenia to Bóg z punktu widzenia swojej ekonomii. Ponieważ jest to ekonomia wiecznej miłości, w jej punkcie centralnym jest najwyższa troska o nasze dobro. Gdyby pobyt na ziemi nie był dla nas dobry, Bóg nie przedłużałby go ani o jedną sekundę. Bywa, że troskę o nasze dobro Bóg łączy z troską o dobro naszych bliskich, nawet tych, dla których jesteśmy ciężarem.
Tego sensownego spojrzenia na cierpienie i nieproduktywne życie z punktu widzenia doczesnego mogą pozazdrościć ludziom wierzącym ci, którzy nie mają odniesienia do Boga i nie znają jego wiecznej ekonomii. Człowiek zamknięty wyłącznie w ekonomii doczesności nie jest w stanie uciec przed pokusą eutanazji. Ona jawi się dla niego jako jedyne sensowne rozwiązanie. Człowiek bowiem, nie mogący rozwiązać jakiegoś węzła, sięga po nóż, aby go przeciąć. Jest to stosunkowo łatwe w podejściu do wielu trudnych sytuacji, ale nie do życia. Z tego bowiem, że ktoś nie uznaje istnienia swej wieczności, nie wynika jeszcze, że wiecznym nie jest. Gdybyśmy mogli siebie unicestwić, to eutanazja byłaby w jakiejś mierze usprawiedliwiona. Ale to jest poza zasięgiem człowieka, o czym mówią wszystkie religie świata, bazując na wrodzonym zmyśle religijnym.
Dyskusje nad eutanazją i aborcją zostały podjęte przez ludzi niewierzących, czyli nie liczących się z Bożym prawem i są testem dla wierzących. Przyjęcie motywacji, jaką oni się posługują, jest równoznaczne z opuszczeniem świata wiary. Dziś rzadko kiedy bezpośrednio atakuje się wartości religijne. Najczęściej uderza się w wartości moralne. Pośrednio ich podważenie prowadzi do odrzucenia Bożego prawa, a razem z nim i samego Prawodawcy.
Ktokolwiek wchodzi na teren podejrzanych dialogów na tematy moralne, winien uważnie śledzić, gdzie kończy się skała pewności wynikającej z wiary Bogu, a zaczyna niebezpieczny teren ludzkich sugestii, kuszących, ale jakże groźnych. Wędrowanie tymi ścieżkami może nie tylko wprowadzić nieład w moralne życie, ale i doprowadzić do utraty wiary.
Spojrzenie na wielkie wartości moralne należy ustalić w spotkaniu z samym Bogiem, a więc na modlitwie, tak jak to czynili święci. Bóg bowiem jest dawcą tych wartości i ich właścicielem, my jedynie jesteśmy ich szafarzami.
Ks. Edward Staniek, ŹRÓDŁO, nr 32/94, 19 niedziela zwykła, rok B, 1 Krl 19,4-8; Ef 4,30-5,2; J 6,41-51