Eucharystia
1. Przedziwna roślinka
WSTĘP
Każdy człowiek zna trzy „magiczne” słowa: dziękuję, proszę, przepraszam. Na chwilę pochylmy się nad słowem pierwszym: DZIĘKUJĘ.
AKTYWIZACJA
Praca w grupach. Formularz – roślinka.[1] Zadanie jest następujące: za pomocą narysowanej roślinki jak najwięcej opowiedzieć o treści słowa DZIĘKUJĘ.[2]
PUENTA
Dialog (…) rozpoczyna część zwaną prefacją. Słowo to kojarzy się zazwyczaj ze wstępem czy przedmową, bo tak jest w wieku językach nowożytnych (wł. prefazione, franc. prefation, ang. preface). W swym łacińskim źródłosłowie oznacza ono jednak uroczystą mowę, wygłaszaną przez jedną osobę wobec zgromadzenia.
To nie wstęp czy przygrywka do czegoś zasadniczego – prefacja sama w sobie jest czymś istotnym, modlitwą dziękczynną, od której cała Msza bierze swoją nazwę – Eucharystia, dziękczynienie.
Prefacja jest modlitwą charakterystyczną dla tradycji rzymskiej. Jak już powiedzieliśmy Kościół na Zachodzie przez wieki posługiwał się tylko jedną anaforą, kanonem rzymskim. Do kanonu wprowadzała prefacja, zmieniająca się w zależności od okresu liturgicznego czy przypadającego święta. W najstarszym znanym zbiorze modlitw mszalnych starożytnego Kościoła Zachodniego, tak zwanym Sakramentarzu z Werony (VI wiek), mamy aż 267 prefacji. W obecnym Mszale rzymskim mamy ich dziewięćdziesiąt. Pochodzą z różnych okresów historii Kościoła: niektóre mają ponad tysiąc trzysta lat, inne mniej niż trzydzieści. Tych starszych jest zdecydowanie więcej, modlimy się więc tymi samymi słowami, co całe pokolenia chrześcijan przed nami. Wprowadzają nas one w szczególność celebracji, uczą o tajemnicy zbawienia i jak za nią dziękować.
Charakterystyczna dla rzymskiej prefacji jest zwięzłość. Poza nielicznymi wyjątkami składa się z trzech zdań:
- rozpoczęcia (zwanego też protokołem),
- rozwinięcia (zwanego embolizmem)
- i wprowadzenia do śpiewu „Sanctus”.
Prefacja zazwyczaj rozpoczyna się tymi, lub podobnymi słowami: „Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie wysławiali Ciebie, wszechmogący, wieczny Boże przez naszego Pana Jezusa Chrystusa”. To nawiązanie do ostatnich słów wypowiedzianych przez dialogujące z celebransem zgromadzenie: „Godne to i sprawiedliwe”.
Kapłan podejmuje tę aklamację i dodaje, że modlitwa dziękczynna jest słuszna, tzn. że się Bogu należy i zbawienna, czyli przynosząca zbawienie. Taką modlitwę dziękczynną jasno nakazuje Pismo: „W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was” (1 Tes 5, 18).
2. Analiza
WSTĘP
Zajrzyjmy zatem na chwilę do mszału, którym posługuje się kapłan, aby sprawdzić, jak to wygląda w rzeczywistości.
AKTYWIZACJA
Praca w grupach. Pomoce – kilka prefacji recytowanych i śpiewanych odbitych na ksero. Zadanie: poszukujemy trzech części, z których składa się prefacja. Czas na lekturę. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.
PUENTA
Dlaczego akurat dziękczynienie ma przynosić zbawienie? Na pewno nie dlatego, żeby Pan Bóg dziękczynienia potrzebował. Jasno wyraża to jedna z prefacji przeznaczonych niż dni powszednie: „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia”.
Człowiek, który dziękuje, poszerza własne serce. Stopniowo staje się coraz bardziej zdolny do porzucenia koncentracji jedynie na własnych potrzebach i pragnieniach. Jednocześnie zaczyna widzieć więcej, rozpoznawać Boże działanie we własnym życiu, otwierać się na łaskę, to jest na działanie Ducha Świętego.
Dziękczynienie jest potrzebne mnie, grzesznemu człowiekowi. Tak mówi św. Paweł: „Wszystko to bowiem dla was, ażeby w pełni obfitująca łaska zwiększyła chwałę Bożą przez dziękczynienie wielu” (2 Kor 4, 15). A chwałą Bożą, powie św. Ireneusz (III w.), jest żywy człowiek. Dziękczynienie jest dla mnie, abym potrafił otworzyć się na to, co Bóg chce mi ofiarować, aby we mnie rozświelił się odblask chwały i piękności Bożej.
W prefacji dziękujemy zawsze Ojcu przez Chrystusa. Tak nas uczy św. Paweł: „I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko (czyńcie) w imię Pana Jezusa, dziękujcie Bogu Ojcu przez niego”(Kol 3, 17). Taki porządek modlitwy nie jest formalną konwencją. Nie dziękujemy nigdy jako przypadkowa grupa ludzi, ale jako Kościół, zgromadzenie odkupionych przez Chrystusa i należących do Niego, bo też tylko „przez Niego (…) mamy przystęp do Ojca” (Ef 2, 18).
Embolizm, czyli rozwinięcie prefacji, podaje nam powód dziękczynienia. Jest nim Boże działanie w historii człowieka i świata. Przykładowo, w okresie Wielkiego Postu będziemy dziękować Ojcu za łaskę nawrócenia i odnowienia życia przez pokutę – bo to, że podejmujemy wysiłek zmiany życia i podjęcia pokuty, to również łaska Boża. Dwa tygodnie przed Wielkanocą będzie to dziękczynienie za Krzyż Pana Jezusa. Prefacje wielkanocne mówić będą o zmartwychwstaniu, pokonaniu śmierci i grzechu przez Chrystusa, a w okresie Adwentu i Bożego Narodzenia mowa będzie o Wcieleniu. W pięknej IV Modlitwie Eucharystycznej, która ma zawsze tę samą prefację bez względu na przypadający okres liturgiczny, dziękujemy Bogu za dzieło stworzenia świata i nadanie mu sensu.
Zakończenie prefacji jest wprowadzeniem do uwielbienia Boga przez śpiew „Święty”. Brzmi ono zazwyczaj tak: „dlatego z aniołami i archaniołami oraz ze wszystkimi chórami niebios wysławiamy Ciebie bez końca wołając:…” Od dziękczynienia przechodzimy do uwielbienia – to zrozumiałe, skoro wszelkie dobrodziejstwa Boże, za które dziękujemy, są objawieniem Jego samego. Przed Nim stworzenie może jedynie upaść na twarz i oddać chwałę w zachwycie.
3. Tersanctus
WSTĘP
Tuż po prefacji wszyscy śpiewamy „Święty, święty, święty Pan, Bóg Zastępów…” Żeby lepiej zrozumieć sens tych słów użyjmy negacji.
AKTYWIZACJA
Praca w grupach. Formularz – kierowca.[3] Zadanie jest następujące: poszukujemy wyrazów bliskoznacznych do słowa „nie – święty”. Czas na wykonanie zadania. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.
PUENTA
Hymn „Święty” używany był w chrześcijańskiej modlitwie wspólnej bardzo wcześnie. Piszą o nim autorzy trzeciego wieku, w Mszy mamy go na pewno od wieku czwartego. Po grecku nazywa się Trisagion, po łacinie Sanctus albo Tersanctus. Modląc się nim, włączamy nasze uwielbienie w tę pieśń chwały, którą oddają Bogu aniołowie.
Tak tłumaczy św. Cyryl Jerozolimski: „Wspominamy też Serafinów, których Izajasz widział w Duchu Świętym koło tronu Boga, jak dwoma skrzydłami zasłaniali sobie oblicze, dwoma zaś latali wołając: „Święty, święty, święty Pan Zastępów!” (Iz 6, 2). Dlatego zaś czcimy Boga hymnem anielskim, bo chcemy się w nim złączyć z niebieskimi zastępami” (Katecheza mistagogiczna V).
Liturgia ziemska, w której uczestniczymy łączy się z niebiańskim uwielbieniem Boga, w którym uczestniczą duchy czyste. Celebracja, w której uczestniczymy przekracza przestrzeń Kościoła, pozwala nam już teraz, pod osłoną znaków, uczestniczyć w tym, co będzie naszym udziałem w wieczności. Jednocześnie pokazuje nam, że w Mszy sprawy ziemskie i niebieskie łączą się ze sobą, a harmonia wszechświata, zniszczona przez grzech Adama daje się odkryć na nowo.
Bóg jest trzykroć święty. Liczba trzy w symbolice biblijnej symbolizuje Boga, bo w Starym Przymierzu objawia się On przez słowo, moc i mądrość, a w Nowym przedstawia się nam jako Ojciec, Syn i Duch.
Co znaczy „Święty”? W języku hebrajskim to słowo brzmi KaDoSZ. Poprawnie wymówione, tak jak to tylko Semici potrafią, jest onomatopeją, przywołuje skojarzenie z grzmotem błyskawicy. Oznacza rzeczywistość nie dająca się wpisać tak po prostu w nasze życie. KaDoSZ niesie w sobie znaczenie „oddzielony, inny, nie taki jak my”. Jednocześnie ten Bóg inny i oddzielony, jest wszechogarniający: „pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej”. Całkowicie oddzielony i całkowicie bliski.
Te pozornie przeciwstawne cechy są w Bogu jednym i tym samym. Śpiew serafinów wyraża, że Bóg jest nie do objęcia przez człowieka. Mówiąc obrazowo, możemy Go dotknąć ale nie ogarnąć. To co my postrzegamy jako sprzeczność, jest w Nim doskonałą jednością i harmonią.
Druga część pieśni uwielbienia brzmi: „Hosanna na wysokości. Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. Hosanna na wysokości”. Hosanna obok Amen i Alleluja, to jeszcze jedno wyrażenie semickie, którego w liturgii nie tłumaczymy. Dosłownie tłumaczące się jako „wspomóż, prosimy”, z czasem nabrały znaczenia pełnej czci inwokacji „bądź pozdrowiony”.
„Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie”. Ten fragment Psalmu 117 (werset 25) odnosi się do Chrystusa. Po pierwsze przypomina on uroczysty wjazd Pana do Jerozolimy przed męką. Wtedy śpiewano Mu tymi samymi słowami. Po drugie, zwrot „Ten, który przychodzi” długo przed Chrystusem używany był w Izraelu na oznaczenie Mesjasza.
Złączenie tych dwu tekstów w jeden hymn dokonało się w Galii (dzisiejsza Francja) prawdopodobnie już w VI wieku, a w Rzymie o wiek później. Chodziło najwyraźniej o pokazanie, że chwała Pana, Świętego czyli innego i oddzielonego, a jednak wypełniającego cały wszechświat, najpełniej jaśnieje w Osobie Chrystusa, Syna Wcielonego. W Nim jednają się wszelkie pozorne przeciwieństwa i On jest odpowiedzią Boga na ludzkie pragnienie poznania Najwyższego.
Ten śpiew przekazuje jeszcze inną ważną duchowo prawdę. Początek hymnu odwołuje się do wizji Izajasza, którą prorok miał u początków swego powołania. Ujrzał chwałę Bożą, serafinów śpiewających trisagion i był przekonany, że umrze. „Powiedziałem: biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!” (Iz 6, 5). Jest grzesznikiem, a grzesznik nie może ujrzeć Trzykroć Świętego i nie zginąć. Jednak Bóg nie dopuszcza do śmierci proroka, ale posyła serafina, aby oczyścić go z grzechu nieczystych warg. Nieczyste wargi to takie, które – skalane kłamstwem, złością, obmową – nie potrafią godnie chwalić Pana. Jak czytać to wydarzenie w chrześcijańskim kontekście?
Jesteśmy przecież chrześcijanami, to znaczy, że należymy do Chrystusa, dajemy się Mu prowadzić i kształtować. Jesteśmy dziećmi Bożymi i mamy „śmiały przystęp do Ojca” (Ef 3, 12). Nieczystość warg nie jest już takim problemem, skoro Pismo wzywa nas: „Przez (Chrystusa) składamy Bogu ofiarę, to jest owoc warg, które wyznają Jego imię” (Hbr 13, 15). Nie należy jednak zapominać, że Pan Bóg zniżając się ku nam, nazywając przyjaciółmi i dziećmi, nadal pozostaje sobą: Świętym, KaDoSZ. Nie można się z nim „skumplować”. Trzeba uważać, co myślimy, kiedy mówimy, że traktujemy Boga jako przyjaciela. Czy nie jest to przypadkiem wyobrażanie Go sobie jako dobrego wujka w bamboszach? Niewątpliwie jest prawdą, że Bóg, jeśli tak można się wyrazić, szaleńczo nas kocha. Jest prawdą, że Chrystus nazywał nas nie sługami, ale przyjaciółmi. Jednak dojdziemy do głębi tych prawd tylko wtedy, gdy nie przestaniemy pamiętać, że On jest nieskończenie inny od nas, że jest Trzykroć Święty, a my jesteśmy ludem o nieczystych wargach. Spłycimy, zinfantylizujemy w sobie obraz Boga, jeśli zbyt łatwo będziemy przechodzić od Jego wielkości do Jego przyjaźni. I odwrotnie, Jego bliskość zajaśnieje jeszcze bardziej w naszym życiu, jeśli będziemy pamiętali o Jego świętej inności.
4. Pamięć
WSTĘP
Znalazłem książeczkę z ładnymi kolorowankami dla dzieci. Rzeczywiście z pasją można się poświęcić rysowaniu kredkami. Każdy z rysunków przedstawia scenę z życia Pana Jezusa i każdy chce przestawić tę scenę nie tylko ładnie, ale też ukazać jakby pewne przesłanie. Intrygujący jest zwłaszcza ostatni rysunek, który pokazuje postać Zmartwychwstałego z dziećmi.
AKTYWIZACJA
Praca indywidualna. Formularz – kolorowanka.[4] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na następujące pytania: na rysunku Jezus pokazuje dzieciom swoje rany, które pozostały po Jego Zmartwychwstaniu… dlaczego właściwie one pozostały? Jakie znaczenie ma ten fakt dla chrześcijanina? Jakie znaczenie ma dla mnie? Po co pamięćo tych strasznych rzeczach? Przecież ciało Chrystusa mogło być doskonałe po Zmartwychwstaniu? Wiemy, że na tym znaku ran zyskał św. Tomasz… a my? Czas na wykonanie zadania. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.
PUENTA
Kiedy, będąc w domu rodzinnym, oglądam albumy z fotografiami, wspominam ludzi i zdarzenia, patrzę na moich przodków, których znam już tylko z opowiadań rodziców, zawsze doświadczam czegoś jedynego w swoim rodzaju: nie jestem z nikąd! Na moje istnienie, nawet na to, jaki jestem, nałożyło się mnóstwo istnień ludzkich, wydarzeń dobrych i złych, zamieszkiwanych miejsc. Podobnie jest, gdy odwołuję się do wspólnej pamięci mojej zakonnej rodziny, raz chwalebnej, kiedy indziej trudnej i bolesnej. Czuję się uczestnikiem wielkiego ruchu myśli i działania, który zainspirował trzynastowieczny kanonik z kastylijskiej Osmy, Dominik de Guzman. Mam korzenie, nie jestem znikąd, pamięć o tym daje siłę do życia.
Pamięć jest jednym z boskich darów dla człowieka. Dobra pamięć jest czymś nieocenionym. Mówię: dobra pamięć, bo istnieje jeszcze ta zła, niszcząca. Ona często bardziej się w nas wpisuje, zatruwając sen, utrudniając relacje z ludźmi.
Zazwyczaj łatwiej pamiętamy zło niż dobro, ale chodzi tu nie tyle o to, co pamiętamy, ale jak pamiętamy.
Może być zła pamięć dobrych wydarzeń, choćby wtedy, kiedy wywyższamy się z powodu naszych minionych sukcesów. Możemy też dobrze pamiętać złe rzeczy, zobaczyć głębiej rzeczywistość, odnaleźć sens w wydarzeniach na pozór beznadziejnych, przebaczyć krzywdy i odnaleźć z powrotem siłę do życia. Bolesne rany odniesione w życiu, mogą stać się ranami chwalebnymi, tak jak u Pana po zmartwychwstaniu. Nie musiał zachowywać przebitych rąk, nóg i boku, skoro całe Jego ciało było przemienione. Nie zrobił tego tylko dla Tomasza, żeby miał gdzie włożyć palec i uwierzyć. Zachował rany, bo nie chodzi o to, by zapomnieć, ale by dobrze pamiętać. Średniowieczni teologowie zapatrzeni w tę prawdę nauczali, że męczennicy po zmartwychwstaniu będą mieli widoczne rany, zadane im przez katów, ale będą to rany chwalebne, w niczym nie umniejszające piękna ciała zmartwychwstałego. Coś z tego udało się pokazać Stefanowi Maderno w rzymskiej bazylice św. Cecylii. Wyrzeźbiona przez niego w 1599 roku męczennica ma na szyi wyraźnie zaznaczoną rysę od cięcia mieczem, która nie zabiera delikatnej piękności leżącej dziewczynie.
Pamięć jest fundamentalną rzeczywistością chrześcijańskiej egzystencji. Chrześcijanie są ludem noszącym w pamięci Boże dzieła i związane z nimi obietnice. W nich są nasze korzenie. Modlitwa eucharystyczna, która ma w sobie wszystkie elementy chrześcijańskiej egzystencji, nie może być pozbawiona tego wspominania. Ten „pamiętający” wymiar modlitwy eucharystycznej nazywa się z grecka anamnezą.
Modląc się słowami „Święty, święty, święty” wraz z duchami czystymi wyznawaliśmy inność, nieogarnioność i niedostępność Boga. W dalszym ciągu anafory kapłan wypowiada słowa, które można by określić jako dziękczynne wspomnienie. Zwrócony do Ojca, mówi o niewysłowionym: o boskim uniżeniu się ku nam. Wspomina miłość Boga działającą i skuteczną przez wieki, a na pierwszym miejscu ogołocenie Syna Bożego: przyjęcie ludzkiej natury aż po śmiertelne ciemności człowieczego losu.
Anamneza – wspomnienie, w „technicznym” sensie oznacza tę część tekstu, w której wspomina się mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Te wydarzenia są centrum całej tajemnicy Bożego działania w ludzkiej historii, do nich wszystko zmierzało, z nich wszystko wypływa. Przez Ewangelię św. Jana nazwane „godziną Jezusa” są początkiem i przyczyną wszystkich sakramentów. Tak brzmi początek zdania zawierający słowa anamnezy w kanonie rzymskim: „Boże Ojcze, my Twoi słudzy, oraz lud Twój święty, wspominając błogosławioną mękę, zmartwychwstanie, oraz chwalebne wniebowstąpienie Twojego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa…”. W niektórych modlitwach eucharystycznych anamneza rozszerza się o wspomnienie całej historii zbawienia, zazwyczaj zaraz po Sanctus a przed konsekracją.
Pamięcią naszą ogarniamy również – i to najważniejsze – wydarzenie, które jest bezpośrednim źródłem mszy: Ostatnią Wieczerzę i to, co Pan Jezus wtedy mówił i czynił. Ta pamięć wyraża się w szczególny sposób, podkreślony zachowaniem zgromadzenia.
Podczas całej modlitwy eucharystycznej zgromadzenie stoi, wyrażając swe rozpięcie pomiędzy ziemią a niebem, owo „już” uczestnictwa w Chrystusie i Jego zmartwych – w s t a n i u, i „jeszcze nie” naszego zamieszkiwania na ziemi, której prawa jakże są odległe od ewangelii. Jednak w chwili opowiadania o ustanowieniu eucharystii, gdy kapłan wypowiada słowa Pana „To jest Ciało moje, to jest Krew moja…”, Kościół klęczy w adoracji, gdyż to wspomnienie nie jest zwykłym przypominaniem sobie, ale czyni obecnym całego Jezusa: Jego Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo. Dlatego od wielu wieków kapłan ukazuje zgromadzeniu konsekrowany chleb, który już nie jest chlebem, ale Ciałem Pana i kielich z winem, które nie jest już winem, ale Jego Krwią. Ukazuje Je do milczącej adoracji Obecnego.
[1] Farby, pędzle, papier, woda. Ewentualnie kredki, czy cokolwiek innego. Vivat prace plastyczne studentów!
[2] Korzenie mogą pokazywać, jakie są jego podstawy, łodyżka – co jest jego siłą, kwiaty – jakie są skutki używania tego słowa…praca z wyobraźnią!
[3] Wykorzystałem grafikę umieszczoną w czasopiśmie PC FORMAT wiele lat temu. Nie pamiętam numeru, ani daty wydania.
[4] Jezus i dzieci, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2000.