16 niedziela zwykła, rok B

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Homilia Tagi: 16 niedziela zwykła, DE, Ef 2, Jezus dobry Pasterz, Jr 23, Mk 6, Owce, Owce bez pasterza, Pasterz nowy styl, Ps 23, rok B

Pojednanie z Bogiem przez śmierć Chrystusa

CHRYSTUS JEST NASZYM POKOJEM (POR. EF 2,14). WIZJA POKOJU W LIŚCIE DO EFEZJAN

16 niedziela zwykła, rok B, biblijne konteksty. Pasterz w nowym stylu

HOMILIA 1

„Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza” (Mk 6, 34)

Kochające się małżeństwo odkrywa, że od kilku miesięcy nieustannie dochodzi do ostrych spięć mię­dzy nimi. Są umęczeni i nawet nie mają odwagi przyznać się do tego, że ich reakcje są nieproporcjonalnie wielkie w stosunku do przyczyn. W pierwszych latach małżeństwa mieli o wiele więcej poważnych kłopotów z pieniędzmi, mieszkaniem, teściami, a atmosfera między nimi była wspania­ła, tak, że otoczenie im zazdrościło ich rodzinnego szczęścia. Teraz mają własne mieszkanie, stosunkowo ła­two wiążą koniec z końcem, a ranią się wzajemnie kilka razy dziennie. Wreszcie żona mówi do męża: „Jedź do swojej matki na tydzień, odpocznij nieco, a my sobie jakoś damy radę sami. Następnie ja wyjadę z najmłod­szym dzieckiem do mojej siostry, a wy będziecie przez kilka dni radzić sobie sami”.

Mąż wyjechał. Po trzech dniach już tęsknił za żoną i dziećmi. Z trudem wytrwał w tym oddaleniu tydzień. Wrócił z radością i na progu głośno oświadczył: „Wszędzie dobrze, a najlepiej w domu”. Żona już nie musiała wyjeżdżać. Odłożyła ten wyjazd o kilka miesięcy. Postanowili tylko, ku wielkiej radości dzieci, raz na dwa tygodnie – zwłaszcza w niedziele – pół dnia przezna­czyć na wspólny spacer, odkrywając piękno świata i mając czas wyłącznie dla siebie. Dziwią się jedynie, że dopiero koło trzy­dziestki odkryli wartość wypoczynku. Zaczynają wzywać swo­ich przyjaciół, by możliwie szybko docenili dni oddechu.

Dziś często mówi się o potrzebie odpoczynku. Wielu zwraca uwagę na notkę Ewangelisty, który przytacza słowa Jezusa, skierowane do zmęczonych Apostołów: „Pójdźcie wy sami, osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco” (Mk 6, 31). Troska Boga o nasz odpoczynek jest wyrażona w opisie dzieła stworzenia. Bóg chce nam dać przykład i po stworzeniu wszech­świata, siódmego dnia odpoczął. Wiadomo, że Bóg się nie męczy, a zdanie zostało napisane w trosce o nas, o nasz odpo­czynek.

W wypowiedziach na temat zmęczenia i potrzeby odpoczyn­ku, mówi się wiele na temat szkodliwości przemęczenia dla organizmu, nieekonomicznej pracy, wzrastającego ryzyka wy­padków, rzadko natomiast o słabości moralnej człowieka zmę­czonego. Wraz ze zmęczeniem wzrasta nieodpowiedzialność człowieka. Możemy to obserwować stosunkowo łatwo, śledząc niektóre wypadki drogowe. Ileż razy są one skutkiem zmęczenia kierowcy. Każdy wypadek ma wy­miar moralny, a często jego skutki rzutują na całe życie. Ten przykład winien nam pomóc w odkryciu roli zmęczenia w naszym życiu moral­nym.

Zło potrafi zniszczyć każdego czło­wieka, jeśli tylko uda mu się doprowadzić go do wielkiego wyczerpania. Jest to jedna z podstawowych jego me­tod. Zmęczony człowiek boleśnie rani swoje otoczenie, często nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Cierpią głównie jego najbliżsi. Troska o odpoczynek należy do podstawowych obowiązków moralnych człowieka. Pozornie wyko­nanie tego obowiązku wydaje się być rzeczą prostą. W praktyce jednak jest to jedno z najtrudniejszych zadań, z jakimi mamy do czynienia na ziemi. Mądry odpoczynek to wielka sztuka. Za mało się mówi o moralnym wymiarze odpo­czynku i za mało się uczy odpoczywa­nia. Młode pokolenie prawie w ogóle tej sztuki nie opanowało. Ich formy odpoczywania najczęściej potęgują zmęczenie. Umiejętność mądrego wypoczywania sta­nowi ważny wykładnik kultury człowieka. Ten, kto nie umie odpoczywać, szybko traci kontakt z wielkimi wartościami, decydującymi o rozwoju ducha.

Ks. Edward Staniek, ŹRÓDŁO, nr 29/94, 16 niedziela zwykła

HOMILIA 2 – NIEDOKOŃCZONA

  1. Wędrówka w czasie. Początek lat 60-tych naszej ery. Po nawróceniu, podróżach misyjnych, dawny prześladowca Kościoła, teraz Apostoł Paweł, udaje się do Jerozolimy.
  2. Jest już znaną postacią. W końcu też tam się wychował i wykształcił. W Jerozolimie zostaje pewnego dnia oskarżony o to, że wprowadził na zakazany teren nie-Żyda. Za taki czyn mógł zostać od razu zabity, dosłownie na miejscu. Fałszywe oskarżenie podburza tłum, Żydzi zaczynają bić Pawła, na znak rozruchów nadbiegają Rzymianie. Dowódca popełnia poważny błąd. Myśl, że Paweł jest po prostu jednym z Żydów. Tymczasem Paweł posiada obywatelstwo rzymskie. Zostaje natychmiast rozwiązany. Żydzi chcą go postawić przed swoim sądem, on jednak odwołuje się do cesarza. Do końca życia pozostanie już więźniem rzymskim.

NIEDOKOŃCZONA!!!

Gidle, 22 lipca 2018, rok B, Jr 23,1-6; Ps 23; Ef 2,13-18; Mk 6,30-34

Jr 23, 1-6; Ef 2, 13-18; Mk 6, 30-34

HOMILIA 3

16. Sonntag im Jahreskreis B, 18. Juli 2021.

Liebe Schwestern und Brüder!

  1. Im Jahre 1974 ist ein philosophischer  Text mit dem Titel „Wie ist es eine Fledermaus zu sein?“ geschrieben worden. Im Text geht es um eine Beziehung zwischen Bewusstsein und Körper. Aber keine Angst, ich werde den Text nicht besprechen.
  2. Wir, Menschen, sind ähnlich wie diverse Tiere. Manche Menschen haben auch Tätowierungen mit Fledermäusen, Wölfen, Schlangen, Drachen, Hunden, um ihre eigene „Natur“ auszudrücken… Gibt es auch eine Tätowierung mit Schafen?  Doch! Es gibt solche!… Ich habe viele im Internet gesehen!
  3. Die Lesungen zeigen uns, was es bedeutet ein Schaf, beziehungsweise Schafe Gottes, zu sein!
  4. Ein Schaf kennt die Stimme seines Schäffers. Und es hört sie gerne. So ist es im Evangelium – die Menschen sind gewandert um Jesus zu hören. Ein christliches Schaf zu sein, bedeutet einfach Jesus zu hören und seine Stimme im Lärm der heutigen Zeit zu erkennen.
  5. Die Schafe leben immer in einer Herde, so wie wir in der Gemeinde der Kirche leben. Eine Herde gibt dem Schaf Sicherheit und Wärme. Möge Jesus auch uns dies in der Kirche  finden lassen.
  6. Der heilige Paulus schreibt im Brief an die Epheser: „Christus kam und verkündete den Frieden: euch, den Fernen, und Frieden den Nahen“. Schaf Gottes zu sein bedeutet auch den Frieden zu erleben… Das ist aber schwierig, wenn Probleme kommen. Doch wir glauben Christus, dass mit ihm der wahre Friede kommt! „Denn er ist unser Friede“ (Eph 2).
  7. Der heilige Markus schreibt im Evangelium: „Als er ausstieg, sah er die vielen Menschen und hatte Mitleid mit ihnen“. Ich danke dir, Jesus, für deine Barmherzigkeit! Ich danke dir für deine Augen, für deine Worte… Ein Schaf braucht deine Barmherzigkeit und Geduld, und diese können wir in den Sakramenten immer finden!
  8. Und am Ende noch was Schönes: im Psalm singen wir: „Der HERR ist mein Hirte, nichts wird mir fehlen. Er lässt mich lagern auf grünen Auen und führt mich zum Ruheplatz am Wasser. Meine Lebenskraft bringt er zurück“. Wir singen diese Worte heute aus ganzem Herzen! Weil der HERR wirklich unser Hirt ist, wird uns nichts fehlen! Deine Stimme führt uns zur Wärme und zum Frieden, deine Barmherzigkeit ist immer für uns. Dir sei Ehre in Ewigkeit. Amen!

Wien Hacking, 16. Sonntag im Jahreskreis B, 18. Juli 2021, Jr 23,1-6; Ps 23; Ef 2,13-18; Mk 6,30-34

Mk 6, 30-34; Owce nie mające pasterza…

O ile Ewangelista Łukasz „przyprowadza” do Dzieciątka pasterzy, ludzi pokornych i prostych, o tyle Mateusz stawia przy żłóbku Jezusa znakomite osobistości – Mędrców z Wschodu. Różnica wydaje się znacząca. Jednak, gdy spojrzymy na obie grupy według ówczesnej żydowskiej mentalności religijnej, zobaczymy, że należą do tej samej kategorii osób. Są traktowani jako ci ostatni: pasterze niewykształceni, wykonujący pogardzany zawód, Mędrcy zaś to poganie, ludzie nieczyści, dalecy od Boga. Święty Mateusz odnotował, że to właśnie ci najdalsi byli pierwszymi, którzy przybyli, w przeciwieństwie do Heroda, który nie tylko nie ruszył z miejsca, ale jeszcze się przeraził, a z nim cała Jerozolima. Oto pierwsze przesłanie ewangelicznego tekstu: Jezusa szukają ci, którzy są najdalej od Niego. To jednak oni otrzymują znak, światło a także odwagę do ruszenia w drogę. Owocem tego jest radość zobaczenia na własne oczy Króla Wszechświata.

W czasach, które opisuje Ewangelia św. Jana pasterskiego fachu nie uważano za szczyt marzeń. Było to zajęcie w równym stopniu niedoceniane, jak i pogardzane. Faryzeusze zawód pasterski uważali nawet za nieczysty, a judejscy arystokraci pogardzali pasterzami, jako pospolitymi robotnikami należącymi do dużo niższej warstwy społecznej.

Tymczasem Jezus w Swoim nauczaniu, kiedy mówi o samym Sobie, często posługuje się właśnie obrazem pasterza. Także w dzisiejszej Ewangelii słyszymy Jego deklarację: „Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca”. Dobrego pasterza Jezus przeciwstawia najemnikom. Nie mamy żadnych wątpliwości, na czym ta różnica polega, kiedy słyszymy Jego wyjaśnienia, że dobry pasterz „oddaje życie swoje za owce”, tymczasem najemnik, widząc zbliżającego się wilka opuszcza stado. Ucieka ponieważ jest tylko najemnikiem i nie zależy mu na owcach.

Czy, wobec takiej deklaracji mam prawo pozostać obojętną? Panie, pragnę należeć do Twojej owczarni i słuchać Twego głosu, bo Ty znasz mnie lepiej niż ja sama siebie, Ty troszczysz się o mnie, kochasz mnie, jesteś gotów za mnie umrzeć… A przy tym wszystkim szanujesz moje umiłowanie wolności i pozostawiasz mi decyzję, czy skorzystam z „dziury w płocie” i narażę się na atak wilka. Ale zawsze, gdy jestem w niebezpieczeństwie, spieszysz mi na ratunek i goisz moje rany. Znam dobrze Twój głos i wiem, że tylko Ty jesteś gwarancją mojego bezpieczeństwa.

Dzisiejszy świat jest jak owce bez pasterza. Potrzebuje zbawienia, a ono rodzi się z przepowiadania Dobrej Nowiny. Mamy ją głosić słowem i życiem jak naród wybrany. Jego członkowie mieli świadomość, że zostali wybrani, że Bóg zawarł z nimi przymierze, że On jest ich Bogiem, a oni są Jego ludem. On ich prowadzi, broni, obdarza dobrami, a oni w odpowiedzi zachowują Prawo, Boże przykazania. Okazało się, że nie są w stanie tego Prawa zachować. Mówi o tym pierwsze czytanie i zapowiada Mesjasza.

Jest prawdą, że my, wszyscy ochrzczeni, jesteśmy narodem wybranym. Mnie i ciebie wybrał Bóg. Przecież mogłem się urodzić w Chinach, w Indiach, w kraju islamskim – nie znałbym wtedy Jezusa. Skoro Bóg dał mi życie w rodzinie, w której dano mi chrzest, to nie przypadek – jestem wybrany, jesteśmy narodem wybranym. W sakramencie chrztu Bóg zawarł z nami przymierze. Mamy misję i zadanie narodu wybranego, którym jest Kościół. Celem naszego życia jest to, żeby wszystkie ludy i narody zobaczyły w naszym życiu, w historii Kościoła „mocną rękę Pana”, działanie naszego Zbawiciela, aby Kościół, będący sakramentem zbawienia dla świata, nie tylko głosił zbawcze orędzie Chrystusa, ale także Go uobecniał. Ciałem Jezusa w tym świecie jest Kościół i w nim mocą Chrystusa przez Ducha Świętego dokonuje się zbawienie tego pokolenia, w którym żyjemy. To Kościół Chrystusowy, my, jego członki, głosimy, cierpimy, umieramy dla zbawienia tego pokolenia. „Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele” (2 Kor 4, 10). Nie swoją mocą, ale mocą Ducha Świętego. Tylko Jezus „wypełnił Prawo i Proroków”, On jeden wypełnił starotestamentalne przymierze i zawarł nowe na mocy swojej krwi, wylanej za nas. Zmartwychwstając i zasiadając w chwale Boga, daje nam dar Ducha Świętego, aby Jego mocą w nas dopełniła się ta tajemnica zbawienia. To Jezus przez Ducha Świętego zbawia to pokolenie, posługując się nim i żyjąc w ciele, jakim jest Lud Nowego Przymierza, Kościół, Jego ciało, którego On jest głową, a my członkami w Jego ciele.

To uobecnianie się naszego Pana w świecie znajduje swój szczyt w przepowiadaniu Ewangelii i w sakramentach. Wypełnia się w nas, ludzie Bożym, w Kościele. Znakiem widocznym jest konsekwencja przyjętej wiary, postawa widoczna dla świata: życie bez lęku przed śmiercią, nie tylko przed śmiercią „cmentarną”, ale kiedy tracę życie, czas, zdrowie, kochając, ponieważ kochać to żyć dla drugiego. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Drugim znakiem jest postawa, o której mówi druga lektura: jedność i miłość. „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 35).

Piotr — galilejski rybak, uczeń Jezusa, świadek Zmartwychwstania, woła: Ratujcie się z tego przewrotnego pokolenia! W jego wołaniu brzmi troska, nie chęć sądzenia. Tego uczył Jezus. Uzdrawiał chorych na ciele. Leczył chore dusze. Wskrzeszał umarłych. Ożywiał martwe sumienia. Karmił chlebem. Ale najpierw słowem prawdy, bo widział, że „byli jak owce nie mające pasterza” (Mk 6,34). Troski o człowieka Apostołowie nauczyli się od Jezusa. Dlatego Piotr woła: „Ratujcie się!”. Ale czy to znaczy: uciekajcie albo zamknijcie się w swoim kręgu? Bynajmniej. „Cały lud odnosił się do nich życzliwie” — pisze kronikarz tamtych dni (Dz 2,47). Wołanie Piotra jest aktualne i dziś. Trzeba nam — pozostając w świecie — ratować siebie i kogo tylko możemy od czającego się wokół nas zła.

Kto nas poprowadzi? Musi się znaleźć ktoś, czyjego głosu owce posłuchają. Ktoś, kto będzie znał je po imieniu. Ktoś, kto stanie na ich czele i wyprowadzi w miejsca bezpieczne. Tak mówił Jezus, wskazując na siebie. I dobrym pasterzem siebie nazwał, i bramą owiec. Nie ma Go jednak wśród nas. Nie ma? A obietnica: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20)? Traktujemy tę obietnicę poważnie. On jest z nami. Ale człowiek potrzebuje obecności kogoś realnego w wymiarze czasu i przestrzeni. I to jest nasz problem. Nasz — ludzi każdej epoki. Potrzebujemy wodzów i przewodników. Ileż razy w historii świata sprawdzały się przestrogi Jezusa przed tymi, co to złodziejami są i rozbójnikami. Miniony wiek był tragiczny — świat poszedł za oszustami, którzy zdołali omamić całe narody. Jak się więc ratować z tego przewrotnego pokolenia? Za kim pójść, by mieć życie i mieć je w obfitości? By nie błądzić jak owce, lecz nawrócić się do Pasterza i Stróża dusz naszych?

Chrześcijanie mają odpowiedź sprawdzoną od wieków. Wskazując na Jezusa jako Dobrego Pasterza, duszpasterzami nazywają tych spośród siebie, którzy w imieniu Jezusa prowadzą ich drogami Ewangelii. Nikt sam sobie tej godności przywłaszczyć nie może (por. Hbr 5,4). Decyduje o niej powaga Kościoła wyrastająca z tradycji apostolskiej. A duszpasterze, prowadząc lud, pierwsi winni iść za Jezusem. Czasem są święci, czasem grzeszni. Raz wielcy duchem, innym razem mali ludzkimi błędami. Ale wciąż potrzebni. Bez pasterza, choćby lichego, stado się rozproszy. Bez przywódcy żadna ludzka społeczność istnieć nie może. W tej szczególnej społeczności, jaką jest Kościół, słowo „przywódca” jest jednak nie na miejscu. Dlatego zwykło się mówić właśnie o duszpasterzach. Iluż wspaniałych, wielkich, a nawet świętych duszpasterzy Kościół miał i ma? A jeśli czasem nie dorastają do powierzonej im misji, nie wolno zapomnieć, że każdy z nich „z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany… Sam podlega słabości. I ze względu na nią powinien jak za lud, tak i za samego siebie składać ofiary za grzechy” (Hbr 5,1—4). Ofiara w istocie jest jedna: Chrystus poniósł nasze grzechy na drzewo krzyża i Krwią Jego ran zostaliśmy uzdrowieni.

Św. Marek opisuje następujące wydarzenie ewangeliczne. Jezus wraz z uczniami po intensywnej ewangelizacji udają się łodzią na drugą stronę jeziora Genezaret, aby odpocząć w miejscu pustynnym. Ludzie dowiedziawszy się o tym pieszo podążyli brzegiem jeziora, ponieważ nadal chcieli słuchać Jezusa i przebywać w Jego towarzystwie. Dotknięci łaską, poruszeni Jego nauczaniem i cudami, żyli już nową nadzieją. Zrozumieli, że w Jego nauczaniu jest prawda, chcieli być nadal z Nim. Co im zostanie bez Jezusa? Szukali Go zamiast wracać do domu. Widząc ich Jezus odstąpił od wcześniejszego zamiaru i ulitował się nad nimi, bo byli jak owce nie mające pasterza. Bóg zmienia swoje plany, kiedy człowiek Go szuka i ufa Jemu.

Nic nie dzieje się przez przypadek. Bóg inicjuje różne sytuacje, aby z nas wydobyć wiarę i zaufanie. Takich sytuacji jest wiele: choroba, bezradność, gdy od wiary odchodzą bliscy, ubóstwo, utrata pracy. Bezsilność i bezradność są wpisane w zakres działania Boga byśmy byli otwarci na Niego.

Owce intensywnie szukają pasterza. Dusze uporczywie szukają Jezusa pomimo trudności i w trudnościąch. Duch Święty działa i upomina się o postawę wiary. Uczniowie zastanawiają się: jak to jest możliwe, byśmy nakarmili kilkoma chlebami i rybami tysiące ludzi? Człowiek zastanawia się, jak mogę wypełnić wolę Bożą, kiedy nie mam czasu, ani siły? Co będzie, kiedy się nie uda i się skompromituję? Wtedy Bóg daje polecenie, aby usiąść i udziela błogosławieństwa. Spróbuj wbrew temu, co czujesz i widzisz i wiesz.

Pewien ksiądz, nie znający języka angielskiego, udał się w podróż do USA. Zamartwiał się, jak dotrze do celu podróży, gdy nie będzie potrafił zapytać się nikogo o radę, ani zrozumieć odpowiedzi. W czasie podróży samolotem zapoznał młodą osobę, która już na amerykańskim lotnisku zorganizowała osoby potrafiące pokierować go w dalszej drodze. Najważniejsze to nie panikować. Trzeba przyjąć to, co Bóg daje, a nie patrzeć na wszystko poprzez braki i lęki. Bóg przeprowadzi przez wszelkie trudności człowieka, który chce realizować Jego wolę.

Bóg oczekuje od nas zaufania, by mogły dziać się cuda. Dziecięca ufność powoduje, że Bóg o wszystko się troszczy. Przykładem może być cud w Kanie Galilejskiej Ufność Maryi spowodowała cud przemiany wody w wino. Jeśli nie masz podstaw, aby ufać, to ufaj. Kolejnym przykładem jest wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej. Szli przez 40 lat i w tym czasie nie zniszczyły się im buty, ani nie przedarły się ubrania. Inny przykład można przytoczyć z życia św. Jana Vianeya. Prowadził on szkołę dla dziewcząt, a jego gospodyni zajmowała się wyżywieniem dzieci. Kiedy zabrakło ziarna na przygotowanie posiłku gospodyni zgłosiła problem proboszczowi, który polecił, aby poszła na strych i wymiotła resztki rozsypanych ziaren. Gospodyni wymiotła wszystkie ziarna, których ilość okazała się wystarczająca do nakarmienia wychowane. Następnego dnia, gdy ponownie zabrakło na posiłek ziarna, na polecenie księdza gospodyni znów wymiotła odpowiednią ilość ziaren, Tak działo się przez kolejne dni, Rozum podpowiada: „nie możliwe”, a ufność powoduje cuda.

Bóg ma sposoby, które mogą nas zaskakiwać. Może to być cudowne rozmnożenie, albo może spowodować, że przestaniemy odczuwać głód. Bóg jest pomysłowy i nie ograniczają Go żadne stereotypy.

Kiedy św. Józef nie miał odpowiednich środków, aby utrzymać swoją rodzinę, to jego Małżonka zachęcała go, aby w takiej sytuacji bardziej się cieszył niż martwił. Trzeba się radować, że zostaliśmy wyzbyci ze wszystkiego, ponieważ Bóg nasyci nas swoją łaską. Dlatego św. Józef dziękował Bogu za tak wyrozumiałą żonę.

Najważniejszą potrzebą człowieka jest potrzeba Boga, potrzeba relacji z Nim. Ewangelia zachęca nas do przeżywania swoich trudności z ufnością i z wiarą, bo wtedy doświadczymy Bożej mocy, miłości i miłosierdzia. Matka Boża jest mistrzynią wiary i zaufania Bogu w sytuacjach bezradności.

Dzisiaj również usta różnych samozwańczych proroków pełne są wzniosłego mówienia o Bogu. Otóż dobrze byłoby, gdybyśmy w swoich duszach umieścili następujący dzwonek alarmowy. Jeśli ktoś wiele mówi o Bogu, ale nigdy nie wspomni o Bożym miłosierdziu – o tym, że Bóg przejmuje się naszymi grzechami, że lituje się nad nami z powodu naszego zagubienia, że w swoim miłosierdziu słucha nas, i lituje się nad nami grzesznymi, taki człowiek prawdopodobnie wyobraża sobie Boga na sposób panteistyczny.

W dzisiejszej Ewangelii czytamy, że kiedy Jezus zobaczył wielki tłum, ogarnęła Go litość nad tymi ludźmi. Boża reakcja na ludzkie zagubienia i ludzką niedolę i ludzki grzech jest właśnie taka. W Księdze Wyjścia czytamy, że Bóg nie mógł już dłużej patrzeć na udrękę swojego ludu w niewoli egipskiej. A w Księdze Izajasza Bóg wyznaje nam, że naszymi grzechami sprawiamy Mu udrękę. Z największą też czułością Bóg patrzy na rany i sińce, któreśmy sobie sami nabili naszymi grzechami.


Przypomnijmy trzy sytuacje, kiedy Jezus objawiający nam swojego Ojca ulitował się nad nami. Sytuacja pierwsza to jest ta z dzisiejszej Ewangelii, kiedy Jezus ulitował się nad ludźmi, którzy byli jak owce bez pasterza i zaczął im głosić słowo Boże. Sądzę, że jest to również sytuacja naszych współczesnych zdechrystianizowanych społeczeństw, które zgubiły Jedynego prawdziwego Pasterza Chrystusa i rozproszyły się w poszukiwaniu mądrości po różnych obcych górach.


Warto tu przytoczyć słowa z Księgi Ezdrasza, napisane jakby specjalnie na dzień dzisiejszy: „Rozproszyły się owce moje, bo nie miały pasterza i stały się żerem wszelkiego dzikiego zwierza. Rozproszyły się, błądzą moje owce po wszystkich górach (…), a nikt o nie nie pytał i nikt ich nie szukał” (34,5).

Kiedy indziej Pan Jezus zobaczył tłumy i litując się nad nimi, zaczął mówić: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało, proście więc Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje”. Może dlatego społeczeństwa są tak zdechrystianizowane, że troskę o sprawy duchowe zostawiliśmy księżom, a sami czujemy się zwolnieni od odpowiedzialności nawet za wiarę naszych najbliższych.

Trzecia sytuacja, kiedy Ewangelia wyraźnie mówi, że żal Mu tego ludu, związana jest z drugim cudownym rozmnożeniem chleba: „Żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze”. A przecież ci ludzie słuchali słowa Bożego! Można słuchać bowiem słowa Bożego i umrzeć z głodu, jeśli słuchanie słowa Bożego nie prowadzi nas do spożywania Eucharystii. o. Jacek Salij OP

Kościół wydaje się być dziś podobny do udręczonego i przygnębionego tłumu, nad którym z troskliwością pochyla się Jezus. Ten lud jest pokaleczony, zagubiony „niby owce nie mające pasterza” (Lb 27, 17). Chrystus więc modli się o „dobrych pasterzy i robotników w winnicy”, zachęca także nas do modlitwy o oddanych wychowawców i nauczycieli, o gorliwych kapłanów i rodziców chrześcijańskich.

Trzeba jednak pamiętać, że to Bóg jest pierwszym Wychowawcą swego ludu. To On wybiera i ustanawia „jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami” (Ef 4,11). Najstraszniejszą karą, jaka mogłaby dotknąć lud wybrany – Kościół, nie są prześladowania, ale poczucie osamotnienia, że Bóg przestał go prowadzić i posyłać swoich wysłanników obdarzonych określoną misją.

Jednym z pierwszych posłanych do ludu był Mojżesz. On tak pięknie opisał działanie wychowawcze Boga: Na pustynnej ziemi go [lud] znalazł, na pustkowiu, wśród dzikiego wycia, opiekował się nim i pouczał, strzegł jak źrenicy oka. Jak orzeł, co gniazdo swe ożywia, nad pisklętami swymi krąży, rozwija swe skrzydła i bierze je, na sobie samym je nosi – tak Pan sam go prowadził… (Pwt 32, 10-12; por. Wj 19, 4).

Każdy współczesny rodzic, pasterz i wychowawca musi mieć świadomość, że został zaproszony do współpracy w wielkim dziele wychowawczym Boga. W to dzieło wpisuje się również misja Dwunastu Apostołów. Jezus wybrał ich, „aby z Nim byli” (Mk 3, 14). Historia ewangeliczna ukazuje wspólne życie Jezusa ze swoimi uczniami. Był z nimi w dniach radosnych, jak np. w Kanie (J 2, 2), w momentach odpoczynku i pokoju (Mk 6, 31), ale także w dniach bolesnego niezrozumienia (J 6, 68; Łk 22, 28). Jezusowa „szkoła w drodze” przygotowywała Dwunastu do szczególnych zadań.

Formacja uczniów nie była jednak pozbawiona trudności. Nie można bowiem pominąć tego, że Jezus jako Wychowawca sam doświadczył porażki. Musiał nieraz przyznać, że nie udało Mu się uczniom „wbić czegoś do głowy” (Mk 4, 13; 4, 40; 7, 18; 8, 16-21). On sam nie jeden raz zapłakał! (por. Łk 19, 41; J 11, 35). Musiał też pogodzić się z faktem, że nawet jego słowa, osobista troska, cała jego miłość nie wystarcza, żeby uchronić Judasza od zdrady (Mk 14, 43). Nie udało mu się również przekonać swoich rodaków w Nazarecie (Mt 13, 53-58; Łk 4, 16-30), jak i w ogóle całego ludu Izraela (por. Rz 9, 30 – 10, 3). Samarytanie też odrzucili Jego uczniów-misjonarzy (Łk 9, 52-56; J 4, 9).

Pomimo tak wielu słabości i niedoskonałości, to właśnie ich Jezus wciąż posyła z misją: „Idźcie i głoście: Bliskie jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duch. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie” (Mt 10, 8).

Biskup Albino Luciani, późniejszy papież Jan Paweł I, w podręczniku poświęconym kształceniu katechetów pisał: „W dużej mierze od katechety zależy, czy jego misja uda się czy nie. Św. Filip Neri i św. Jan Bosko katechizowali dzieci w jakimś kącie zakrystii, czy nawet na ulicy, bez otaczającego ich luksusu, bez specjalnych środków, a jednak oczarowywali i przeobrażali swoich uczniów. Mieli w sobie to, co najważniejsze: dary duchowe, które czynią chrześcijaninem, zalety moralne, które czynią prawdziwym człowiekiem; umiejętności zawodowe (pedagogiczne), które czynią mistrzem-nauczycielem” (por. Catechetica in briciole). Tych trzech darów potrzebuje każdy powołany: ojciec i matka, nauczyciel i wychowawca, kapłan i katecheta.

W czasie każdej Mszy św. Jezus Jedyny Nauczyciel i Mistrz (Mt 23, 8; J 13, 13) przychodzi, żeby na czas wydzielić nam pokarm, pouczyć, umocnić, dodać sił. On też na koniec Eucharystii wzywa każdego z nas: „Idźcie w pokoju Chrystusa – idźcie jesteście posłani”! Potrzeba zatem zapytać: Czy rozeznałem swoje powołanie i posłannictwo? Jak odpowiedziałem na posłanie (misję): „Idź i głoś” – „Idź i kochaj” (Lednica)? Jakimi darami zostałem obdarowany, a jakimi sam obdarowuję?

MÓDL SIĘ!

Dziękujemy Ci, Panie, za to, że po zmartwychwstaniu ukazałeś się Piotrowi, Apostołom, uczniom i powierzyłeś im na nowo zadanie głoszenia Ewangelii i pasterzowania. Dziękujemy Ci za wylanie na nich Twego Ducha, który ich napełnił pewnością Twojej żywej obecności, napełnił ich usta właściwymi słowami i prowadził ich w radościach i trudnościach. Prosimy Cię, Panie, abyś objawił się podobnie wśród nas; prosimy Cię, byś objawił się z Twoim Duchem, tak jak objawiłeś się w Wieczerniku Apostołom zebranym razem z Maryją. Włóż w nasze usta Twoje słowa, Twoje zamiary, uczyń nas na nowo uczestnikami Twego posłannictwa. Spraw, byśmy wyjechali stąd z nową świadomością daru świadczenia o Tobie, który w swoim miłosierdziu złożyłeś w naszych sercach, byśmy mogli być pomocą dla tylu ludzi. Prosimy Cię o to, Panie, który żyjesz i królujesz z Ojcem i z Duchem Świętym przez wszystkie wieki wieków. Amen.

 kard. C.M. Martini

ŻYJ SŁOWEM!

Zdobądź się w tym tygodniu na rozmowę o wierze z kimś z rodziny, sąsiadów, przyjaciół lub z przypadkowo spotkaną osobą. Daj świadectwo – nie poszerzaj grona pogan – obojętnych – niezaangażowanych. „Idź i kochaj”!

Wszyscy znacie porównanie Jezusa do dobrego pasterza. Wierzymy, że Jezus Dobry Pasterz troszczy się o nas i dba. Skoro jednak Jezus jest pasterzem, to my musimy być owcami. Jak Wam się podoba takie porównanie, Drogie Owieczki? Mnie ono nieustannie zachwyca. Oto jestem owcą. Nie taką samotną, zagubioną i wystraszoną. Jestem owcą, która po pierwsze ma swojego pasterza, a po drugie jest częścią większego stada. Owce wiedzą, że pasterz nad nimi czuwa, że w razie potrzeby odpędzi złego wilka, że gdy jedna z nich zaginie, pasterz wyruszy na jej poszukiwanie. Takiego właśnie mamy Pasterza – Jezusa Chrystusa.

Jest jednak jeszcze coś. Nie wiem, czy widzieliście kiedyś, jak zachowuje się prawdziwe stado owiec. One troszczą się także wzajemnie jedna o drugą. Gdy stado atakuje drapieżnik, to jego przewodnicy, przywódcy, stają w pierwszej linii, by przyjąć na siebie impet uderzenia tak, by uratować inne owce. Gdy na pastwisku jest zimno, owce skupiają się w jedną ciasną gromadę tak, by jedno zwierzę ogrzewało inne. Naszym zadaniem jako chrześcijan jest też taka właśnie troska o innych. Jest jednak jeden warunek bycia w tej niezwykłej owczarni. Jezus mówi: „moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne”. Słuchajmy zatem słów Jezusa i podążajmy za Nim.