Uzdrowienie sparaliżowanego przy sadzawce

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Homilia Tagi: Betesda, Ez 47, Ezechiel, J 5, Kościół, Nowa świątynia, Ps 46, Sadzawka, Uzdrowienie sparaliżowanego

ZWIĄZEK NOWEJ ŚWIĄTYNI Z ODNOWIONYM PRZYMIERZEM (wg Ez 47,1-12)

ŹRÓDŁO WODY ŻYWEJ W PROROCKICH TEKSTACH ESCHATOLOGICZNYCH

HOMILIA 1

1. W drugiej części Wielkiego Postu zmienia się charakter czytań mszalnych. Nadal jest wezwanie do nawrócenia i pokuty, lecz coraz częściej będą się pojawiać elementy przymierza Boga z ludem, wybrania, wierności w utrapieniach oraz… lania wody. W pozytywnym sensie. Jak dziś u proroka Ezechiela.

2. Wizję proroka – jej wypełnienie Kościół widzi w osobie Jezusa Chrystusa. Pan jest nową świątynią! Z Jego przebitego boku wypłynęła krew i woda – uzdrawiające i życiodajne sakramenty Kościoła – chrztu i Eucharystii.

3. Rozlewają się na cały świat, aby napełnić go Bożym błogosławieństwem. Nowym Izraelem wokół Jezusa jest wspólnota Kościoła. Dlatego wołajmy: „Przyjdźcie, zobaczcie dzieła Pana”.

Radonie, 29 marca 2022, Ez 47,1-12; Ps 46; J 5,1-16

HOMILIA 2

1. Księga Rodzaju opowiada o istnieniu Edenu – raju, miejsca urodzaju i obfitości wody i wszelkiego życia. Z Edenu wypływała rzeka, dawała początek czterem rzekom, które były jakby arteriami życia całego świata.

2. W wizji proroka Ezechiela jest podobna idea: obecność Boga napełnia świat życiem, to życie pomnaża, uzdrawia to, co słabe. Nowy Eden, miasto Boże, otwarte, bezpieczne, niepokonane. Nowe arterie życia – rzeki z niego wypływające.

3. W Jerozolimie Jezus będzie wołał: „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we mnie, niech przyjdzie do Mnie i pije”. Wejrzyj, Panie, na nasze pragnienia!

Radonie, 21 marca 2023, Ez 47,1-12; Ps 46; J 5,1-16

HOMILIA 3

1. Przy studiowaniu zwyczajów szabatowych trzeba mieć poczucie humoru. Bowiem ważną rolę odgrywał w nich… zwyczajny sznurek.

2. Dla ułatwienia sobie życia rabini ustalili, że podstawowe czynności można czynić na terenie prywatnym.

3. Zatem dom, ulicę, dzielnicę czynili terenem prywatnym obwiązując go sznurkiem rozpiętym na wysokości oczu. Na tym terenie można było robić rzeczy zabronione normalnie w szabat.

4. Takie zwyczaje kultywowali ludzie nazywani u św. Jana „Żydami” – przywiązaniu do zwyczajów, wypaczyli jednakże sens Prawa.

5. Tacy ludzie nastają na uzdrowionego… być może wyszedł poza sznurek?…

6. Zdrowie przywrócił Mu po tylu latach nie anioł, nie zbiornik wody, ale Pan i Zbawiciel, Jego słowo i wiara wytrwała cierpiącego człowieka.

7. Nie trzeba zatem być pierwszym w wyścigu o uzdrowienie, można być drugim lub ostatnim. Ponieważ „Bóg mój jest dla mnie ucieczką i siłą…”

Radonie, 12 marca 2024, Ez 47,1-12; Ps 46; J 5,1-16

LEKTURA DODATKOWA

Chorzy z przytoczonego fragmentu Ewangelii pokładają ufność w sadzawce. Tam szukają ocalenia mając nadzieję na ozdrowienie. W dodatku sadzawka Betesda kieruje się bardzo światowym kryterium w wybieraniu godnych dostąpienia łaski: kto pierwszy ten lepszy. Nie ma w niej nic świętego, nic wzruszającego prócz mętnej wody poruszanej jakimś zaklęciem. Zdaje się być reliktem pogańskich wierzeń, które wzbudzają lęk a zarazem pożądanie. Gdy pojawia się Jezus, wiele się zmienia. Łaski uzdrowienia dostępuje nie pierwszy lecz ostatni. Bezsilny człowiek, który nie ma ani jednego chcącego mu pomóc przyjaciela i który nie wzbudza żadnej litości wśród przepychających się ludzi, myślących tylko o sobie. On staje się raptem jednym z bohaterów dobrej nowiny o tym, że sadzawkę Betesda, pełną stojącej i skisłej wody, zastąpi strumień żywej wody płynącej ze źródła, które nigdy się nie wyczerpie. Łaski zbawienia nie szuka się w czczonej przez ludzi sadzawce, w słynnym obrazie, czy w cudownym medaliku. Jedynie Jezus może ugasić pragnienia człowieka, który chce żyć w zdrowiu, w wewnętrznym pokoju i w prawdziwej wolności. Zanurzając się w Nim uśmiercamy nasz egoizm i zyskujemy pełnię życia.

Źródło tekstu: jezuici.pl, dostęp: marzec 2024.

W czasach Jezusa znajdowała się poza murami miasta. Sadzawka zasilana była deszczówką gromadzoną w porze zimowych i wiosennych opadów. Została zbudowana za czasów arcykapłana Szymona (220-195 p.n.e.).  Zajmowała powierzchnię sto dwadzieścia na sześćdziesiąt metrów. Składała się z dwóch zbiorników położonych obok siebie, do których przylegały naturalne groty, przekształcone w łaźnie. Otaczały ją cztery wspaniałe portyki; piąty znajdował się na murze działowym dzielącym baseny. Pod portykami znajdowali schronienie liczni chorzy zażywający kąpieli w celach leczniczych.

W czasach hellenistycznych uzdrawiające działanie wody połączono z kultem boga, opiekuna sztuki lekarskiej, Asklepiosa. Z kolei Rzymianie założyli nad sadzawką ośrodek leczniczy serapejon oraz świątynię poświęconą jego opiekunowi, Serapisowi. „Odwiedzający świątynię Serapisa najpierw kąpał się w basenie, a potem spał w zaciemnionym, sklepionym pomieszczeniu; wywołane narkotykiem sny stanowiły podstawę do postawienia diagnozy przez kapłana” (J. Murphy-O’Connor).

W V wieku zbudowano bizantyjski „Kościół Paralityka” o trzech nawach; środkowa opierała się na piątym portyku sadzawki, południowa zawieszona była nad sadzawką, a północna na znajdujących się przy niej zabudowaniach. Po zburzeniu kościoła na początku XI wieku, odbudowali go w znacznie skromniejszej postaci krzyżowcy. Dobudowali oni również oratorium, z  którego można było schodzić bezpośrednio do sadzawki.

Nad pozostałościami sadzawki Betesda wspominam wydarzenie, które tu miało miejsce. Jezus uzdrowił paralityka cierpiącego trzydzieści osiem lat. „Gdy ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: Czy chcesz stać się zdrowym? Odpowiedział Mu chory: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną. Rzekł do niego Jezus: Wstań, weź swoje łoże i chodź! Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził” (J 5, 6-9). Zastanawia mnie pytanie, które Jezus postawił paralitykowi. Czyż nie jest czymś oczywistym, że człowiek pragnie zdrowia? A jednak nie. Są ludzie, którzy nie chcą wyzdrowieć. Choroba daje im bowiem pewne wymierne korzyści: opiekę, troskę ze strony innych, zwolnienie z trudu życia i odpowiedzialności za nie. W efekcie prowadzi do postawy pretensjonalnej. Nic więc dziwnego, że Jezus odwołuje się do wolnej woli paralityka, zachęca go do wglądu w siebie. Chory musi sam pragnąć wyzdrowieć.

Zastanawia mnie jeszcze brak wdzięczności uzdrowionego paralityka. „Człowiek ów odszedł i doniósł Żydom, że to Jezus go uzdrowił” (J 5, 15). Odtąd apologeci żydowscy przestali interesować się cudem i uzdrowionym, a swoją uwagę przenieśli na Jezusa, zarzucając Mu łamanie szabatu. W ten sposób paralityk (świadomie bądź nie) zaszkodził Jezusowi. Zamiast okazanej wiary i wdzięczności, sprowadził na Niego prześladowanie i niebezpieczeństwo śmierci. Wdzięczność okazała się, niestety, zbyt trudną cnotą.

Źródło tekstu: jezuici.pl, dostęp: marzec 2024. Więcej w książce: Na ziemi Boga. podróże do miejsc świętych i nieświętych, WAM 2017.

W Ewangelii według św. Jana znajdują się jedynie trzy sceny uzdrowienia: syna urzędnika królewskiego (4,43-54), chromego (5,1-18) oraz niewidomego (9,1-12). Pierwsza scena podkreśla uzdrawiające działanie wiary, wyrażonej w zaufaniu słowu Jezusa. Z kolei scena druga i trzecia rozgrywa się w szabat. W obu tych przypadkach uzdrowienie jest połączone z dyskusją na tematy teologiczne. Uzdrowienie staje się manifestacją chwały Boga, objawionej w święty dzień szabatu, w który to należy Bogu oddać cześć.

W rozważanej scenie uzdrowienia, obok chromych, zostają wymienieni jeszcze ślepi i sparaliżowani. Dolegliwości te są symbolem duchowego stanu człowieka; oczu zamkniętych na prawdę o samym sobie i otaczającej rzeczywistości, braku otwartości na dostrzeżenie przestrzeni ciemności w sobie samym; bycia sparaliżowanym przez lęk, który blokuje człowieka wewnętrznie, uniemożliwia mu duchowy rozwój. Człowiek jest również chromy, ponieważ z powodu różnych ograniczeń, nie pozwolił na pełny rozkwit różnych możliwości, predyspozycji, które w nim drzemią. Doznane urazy, zranienia stanowią tamę dla dalszego rozwoju.

Ewangelista podaje, że uzdrowiony chromy cierpiał na swoją chorobę od 38 lat. Dla Jana liczby zawsze posiadają symboliczne znaczenie. Izraelici przebywali na pustyni 40 lat, mimo że cel wędrówki osiągnęli już po dwóch latach. Nie ufali jednak Bogu, co pociągnęło za sobą konieczność dalszego przebywania na pustyni, „aż wyginęło w obozie całe pokolenie mężów zdatnych do walki” (Pwt 2,14). Uzdrowiony chromy symbolizuje człowieka, który już nie stawia oporu, który jest już pozbawiony broni, oręża, który już nie walczy z całym światem, ale się poddaje, staje się wewnętrznie bezbronny.

Jezus zadając pytanie „czy chcesz być zdrowy”, odwołuje się do woli chromego, który winą za swoje tak długie chorowanie obarcza innych (w. 7). Jezus go wzywa, aby nie oglądał się na innych, ale sam zmierzył się z rzeczywistością, by wziął odpowiedzialność za swoje życie, by nie koncentrował się na swoim poczuciu krzywdy. Jezus kieruje do niego wezwanie „Wstań, weź swoje łoże i chodź!”. Wskazuje mu przy tym, że to nie od innych zależy jego zdrowie, ale od niego samego. To on sam ma uczynić pierwszy krok. Bliskość Jezusa i Jego słowo przywracają chromemu wiarę we własne siły; to nie Jezus go podnosi, ale on sam wstaje, umocniony obecnością Jezusa i mocą Jego słowa.

Uzdrowienie dokonuje się przy sadzawce Betesda, gdzie przebywali liczni chorzy, mający nadzieję na odzyskanie zdrowia. Jezus uzdrawia chromego swoim słowem, doprowadzając go do źródła, bijącego w jego wnętrzu. Źródłem tym ostatecznie jest źródło Ducha Świętego (zob. rozmowę Jezusa z Samarytanką w rozdz. 4). Tak jak odcięcie od strumienia boskiego życia powoduje chorobę, tak powrót do niego uzdrawia.

Uzdrowienie dokonuje się w dzień szabatu, przypominając stworzenie człowieka przez Boga, boskie tchnienie powołujące człowieka do życia. Zerwanie pierwotnej, intymnej więzi z Bogiem sprowadziło na człowieka chorobę, śmierć. Uzdrowienie w szabat podkreśla pierwotną godność człowieka. Chrześcijańska cześć dla dnia świętego wyraża się m. in. w świętowaniu dzieła stworzenia. Eucharystia jest źródłem uzdrawiającej mocy Boga. Doświadczanie obecności Jezusa, karmienie się Jego ciałem, słuchanie Jego słowa odnawiają człowieka i czynią go wewnętrznie zdrowym.

Ojcowie Kościoła

  • Grzegorz z Nazjanzu, Mowa 40 „O świętym chrzcie”, 33

«Wczoraj leżałeś na łożu, osłabiony i roztrzęsiony i nie miałeś człowieka, który by cię wsadził do sadzawki, kiedy woda została poruszona, dziś znalazłeś człowieka, który jest zarazem Bogiem, a raczej Boga-człowieka. Zostałeś podniesiony z łoża, a raczej podniosłeś łoże i wystawiłeś na widok publiczny otrzymane dobrodziejstwo; nie zostań znowu przez grzech rzucony na łoże, to jest [nie bądź skazany na] zły odpoczynek ciała, osłabionego rozkoszami, lecz tak, jak jesteś, idź, pamiętając o tym nakazie: „Oto jesteś zdrów. Już nie grzesz, żeby ci się co gorszego nie stało”, gdybyś po otrzymaniu dobrodziejstwa okazał się złym».

  • Augustyn, Komentarz do Ewangelii Jana (Traktat XVII)

Według św. Augustyna pięć krużganków sadzawki symbolizuje Pięcioksiąg, natomiast woda symbolizuje ludy (zob. Ap 17,15). Owe ludy, niczym woda w tej sadzawce, są „zamknięte” przez prawo Mojżeszowe, które nie jest w stanie uzdrowić człowieka. Dopiero Jezus, który przychodzi, przynosi uzdrowienie.

Augustyn wyjaśnia, że liczbę 38 należy rozpatrywać w kluczu 40 minus 2. Liczba 40 reprezentuje wypełnianie Prawa. Chromy cierpiał na swoja chorobę, ponieważ nie wypełniał przykazania miłości Boga i przykazania miłości bliźniego – dwóch przykazań przyniesionych przez Jezusa.

Aktualizacja w życiu Kościoła

  • Jan Paweł II, Encyklika „Laborem Exercens”, 25

«Ów opis stworzenia, jaki znajdujemy już w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju, jest równocześnie jakby pierwszą „ewangelią pracy”, ukazuje bowiem, na czym polega jej godność — uczy, że człowiek pracując, winien naśladować Boga, swojego Stwórcę, nosi bowiem w sobie — on jeden — ów szczególny pierwiastek podobieństwa do Niego. Powinien naśladować Boga zarówno pracując, jak i odpoczywając — skoro Bóg sam zechciał przedstawić mu swoje stwórcze działanie pod postacią pracy i odpoczynku. Owo zaś działanie Boga w świecie trwa stale, jak o tym świadczą słowa Chrystusa „Ojciec mój działa aż do tej chwili (…)” (J 5, 17); działa stwórczą mocą, podtrzymując w istnieniu świat, który powołał do bytu z nicości — i działa mocą zbawczą w sercach ludzi, których od początku przeznaczył do „odpoczynku” (por. Hbr 4, 1. 9 n.) w zjednoczeniu z Sobą, w „domu Ojca” (por. J 14, 2)».

  • Jan Paweł II, List Apostolski „Dies Domini”, 11

«Skoro «praca» Boga, opisana na pierwszych stronicach Ksiegi Rodzaju, jest przykładem dla człowieka, to jest nim również Boży «odpoczynek». «Odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął» (Rdz 2,2). Także tutaj mamy do czynienia z wizja antropomorficzna, której bogate przesłanie staje się zaczynem płodnej refleksji. «Odpoczynku» Boga nie należy rozumieć powierzchownie jako swego rodzaju «braku działania». Akt stwórczy, stanowiący fundament świata, jest bowiem ze swej natury nieustanny, Bóg zatem nigdy nie przestaje działać, o czym sam Jezus z naciskiem przypomina, mówiąc właśnie o nakazie świętowania szabatu: «Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam» (J 5, 17)».

  • Jan Paweł II, List Apostolski „Novo millennio ineunte”, 24

«Wolno sądzić, że skoro Jezus jako człowiek wzrastał «w mądrości, w latach i w łasce» (Łk 2, 52), to również Jego ludzka świadomość własnej tajemnicy rozwijała się stopniowo, aż wyraziła się w pełni w Jego uwielbionym człowieczeństwie; mimo to nie ulega wątpliwości, że w swoim doczesnym życiu miał On świadomość swej tożsamości Syna Bożego. Podkreśla to Jan, posuwając się wręcz do stwierdzenia, że w istocie rzeczy właśnie dlatego Jezus został odrzucony i potępiony: próbowano Go zabić, «bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu» (J 5, 18). W Getsemani i na Golgocie ludzka świadomość Jezusa zostanie poddana najtrudniejszej próbie. Ale nawet dramat męki i śmierci nie zdoła podważyć Jego niewzruszonej pewności, że jest Synem Ojca niebieskiego».

Źródło tekstu: ekai.pl, dostęp: marzec 2024.

Opowieść ta budzi zdumienie. Trzeba jednak zaznaczyć, że to, co dziwi w tym opowiadaniu, a mianowicie ustęp 5,3a–4, stanowi tekst krytycznie zakwestionowany. Rozdział 5. zawiera najpierw opis uzdrowienia paralityka, a potem wynikłe na tym tle starcie Jezusa z faryzeuszami i wielką mowę znaną pod nazwą apologii Jezusa. Rozdział ten ma duże podobieństwa z rozdziałem 7. i 8., ale tutaj przemawia cały czas Jezus, podczas, gdy tam jest polemika. W każdym razie wydaje się, że cud uzdrowienia paralityka miał znaczenie decydujące i że od tego momentu przywódcy Izraela zaczęli poważnie myśleć o zgładzeniu Jezusa. Pojawienie się Zbawiciela nad sadzawką przy bramie Owczej ma również symboliczne znaczenie. Była tam prawdziwa koncentracja nędzy wszelakiej, jakby reprezentacja cierpiącej i chorej ludzkości.

Była tam wielka liczba chorych, ślepych, chromych, wyschniętych (sic!), czekających na poruszenie wody. Cóż za widok! Cóż za zbiorowisko nędzy i bezsilności! Ludzie ci stracili już zupełnie wiarę we własne siły. Niczego się już od siebie nie spodziewali, a tylko wyczekiwali poruszenia wody jako jedynej nadziei. Dogorywające członki, z których uchodziło już życie, chcieli włączyć w prąd życia, który przez chwilę poruszał wody sadzawki.

Ewangelista obrazowo przedstawia prawdziwy, duchowy stan ludzkości, wleczonej ku ostatecznej śmierci i pragnącej jeszcze uratować resztki gasnącego życia. Już z siebie nie mogła ona nic ożywczego wydobyć, oczekiwała ratunku z zewnątrz, oczekiwała mgliście jakiegoś poruszenia wody, jakiejś nowej interwencji Boga, Dawcy życia.

A oto przy sadzawce stanął sam Dawca życia, Ten, który sprawia prawdziwe poruszenia wody, Ten, który wodę uczynił narzędziem ku wyleczeniu i wskrzeszeniu całej ludzkości, czyniąc ją materią chrztu Duchem Świętym i ogniem. Dzięki temu wielkiemu poruszeniu wody, zatrzymała się niszcząca potęga śmierci i zaczęliśmy żyć. Uderza tu zupełna bezradność człowieka wobec problemu życia, zupełna niemożność ożywienia w sobie życia, lub zatrzymania go. Człowiek, który umie dziś tyle problemów rozwiązać, tylu trudnościom zaradzić, wobec tego najistotniejszego problemu życia i śmierci jest tak samo radykalnie bezsilny, jak ci biedni znad sadzawki Betesda. Choroba ludzkości nie tylko, że jest beznadziejna, ale jest i długotrwała, co pogłębia jeszcze stan beznadziejności. Chory mówi, że żadnej ludzkiej pomocy nie ma: Nie mam człowieka. Tymi słowami jakby wyznaje, że dla zbawienia ludzkości potrzebny jest człowiek, który by tę umierającą ludzkość umieścił w samym prądzie życia. Ten Człowiek stał właśnie przy nim. I oto w tej chwili nie woda się poruszyła, ale potężny nurt życia przeniknął go i porwał: Wstań, weź łoże twe i idź. A on natychmiast wstał zdrów, wziął łoże swe i poszedł.

Jezus lubił uzdrawiać w szabat, jakby chciał dać do zrozumienia, że Dzień Pański jest najodpowiedniejszym dniem dla dzieł Pańskich, które są uwielbieniem Jego Imienia i objawieniem się Jego dobroci. Dla mentalności faryzeuszów charakterystyczny jest werset 5,12. Jak już zwróciliśmy uwagę w rozdziale pierwszym, faryzeusze, którzy przyszli do Jana Chrzciciela nie interesowali się Jego posłannictwem, ani nauką, którą głosił, ale kwestią czysto formalną – czy chrzcząc nie przekracza swoich kompetencji. Tutaj sytuacja jest podobna. Mają przed sobą człowieka, który mówi, że to Ten, który mnie uzdrowił, powiedział mi, wstań, weź łoże twe i idź. Każdy zwykły człowiek zainteresowałby się tym uzdrowieniem i zapytałby: któż to taki ten człowiek, co cię uzdrowił? Reakcja faryzeuszów jest charakterystyczna. Nie pytają: kto cię uzdrowił? Ale pytają: Któż to jest ten człowiek, który ci powiedział: weź łoże twe i idź. Tamto nie było ważne. Samo uzdrowienie nie było ważne, ważne było natomiast, że formalny przepis sobotni został naruszony…

Uzdrowiciel ludzkości napomina nas: Stałeś się zdrów, już więcej nie grzesz, aby co gorszego nie przyszło na cię. Dzięki Ci, Chryste, za uzdrowienie, dzięki Ci za wskrzeszenie. Daj siłę zwrócić się ku Tobie, który jesteś Życiem, oddać się Tobie całkowicie, by nie ulec już śmierci!

Z powodu tego uzdrowienia zaczęli Żydzi prześladować Jezusa, gdyż tego dokonał w szabat. Co za przerażająca mentalność! Nie obchodzi jej ani człowiek, któremu przywrócono zdrowie, ani Bóg, Który sam jeden czyni cuda i cudami się objawia, ale jedynie ich własne wymysły i przepisy, na podobieństwo których wytworzyli sobie obraz, którym zasłonili Oblicze Żywego Boga Izraela.

Autor: O. Piotr Roztworowski OSB/CE. Źródło tekstu: cspb.pl, dostęp: marzec 2024.

Jezus przybył do Jerozolimy ze swymi uczniami na święto Namiotów (J 5, 1-18). Po drodze zatrzymał się obok sadzawki, która leżała przy Bramie Owczej w pobliżu świątyni. Sadzawka nazywała się Betesda, co oznacza „dom miłosierdzia”. Miejsce to, prawdopodobnie związane wcześniej z pogańską świątynią,  składało się z dwóch bliźniaczych sadzawek, zwane było również Sadzawką Pięciu Krużganków. Nawa była odwołaniem do Pięcioksięgu, Tory.

Z sadzawki, z podziemnego źródła, tryskała woda, która posiadała właściwości lecznicze, zwłaszcza, gdy źródło zaczynało bić i napełniało się wodą. W ludowym tłumaczeniu wskazywano na anioła, który zstępował w stosownym czasie i poruszał wodę (J 5, 4)Kto pierwszy znalazł się w niej po jej poruszeniu, odzyskiwał zdrowie. Poruszenie wody można oczywiście wytłumaczyć w sposób naturalny. Jedna możliwość to małe trzęsienie ziemi. Druga to nierównomierny dopływ wody. Mógł on wynikać po prostu z podnoszenia i zamykania jazów na kanaliku prowadzącym wodę ze wzgórz. Jeśli basen był zasilany przez źródło, mogło ono bić okresowo jak główne źródło w Jerozolimie, Gihon. Nieregularność byłaby wtedy skutkiem efektu „syfonu” (M. Wojciechowski).

Nad sadzawką Betesda rozgrywał się dramat chorych oczekujących na cud. Z jednej strony towarzyszyła im nadzieja, pragnienia, oczekiwanie. Z drugiej jednak strony pojawiała się rywalizacja, zazdrość, zawiść wobec uzdrowionych. Całej aurze towarzyszyło cierpienie i ból. Było to swoiste getto cierpienia.

W grupie chorych oczekujących na cud uzdrowienia znajdował się człowiek, który cierpiał od trzydziestu ośmiu lat. Ewangelista nie określa jego choroby. Wynika jednak z niej, że chodziło o człowieka, który od młodości nie był w stanie wstać o własnych silach, natomiast umysłowo był sprawny. Wymieniono go po „sparaliżowanych”. Sugeruje to niedowład na skutek uszkodzenia kręgosłupa albo jakieś kalectwo nóg. Nagłe wyleczenie nie wydaje się tu medycznie możliwe. W dodatku człowiek leżący tak długo musiałby jeszcze wyćwiczyć mięśnie, by móc się poruszać (M. Wojciechowski). Ojcowie Kościoła porównują czas jego cierpienia do wędrówki Izraela przez pustynię, podczas której zmarli wszyscy Izraelici zdolni do walki (por. Pwt 2, 14). Paralityk od trzydziestu ośmiu lat przebywał na pustyni, jaką jest cierpienie. W tym czasie zanikła jego moc, siła oporu i walki. Chory nie mógł, nie potrafił już walczyć. Poddał się. Ale może był to warunek, aby mógł dotrzeć do Domu Miłosierdzia i doświadczyć Bożej litości (A. Grün).

Paralityk leżący przy sadzawce jest symbolem cierpień i dramatów każdego człowieka wszystkich epok i czasów, także nas. Jakże często czujemy się sparaliżowani, zablokowani, jakby zaklinowani w sobie. Ulegamy zahamowaniom. Strach przed tym, by nie zawieść, by nie popełnić błędu, hamuje nas przed otwarciem na innych, przed uaktywnieniem się. […] Wyschnięty, wyniszczony, kaleki – to pojęcia opisujące podobną postawę. Członki wyschły, obumarły, utraciły wszelką moc. Nie można się już poruszać. Ręka może uschnąć (Mk 3, 3). Wtedy człowiek już się na nic nie zdobywa. Staje się bierny, wycofuje się. Albo uschły nogi, i nie może już pójść tam, dokąd by chciał (A. Grün).

Paralityk nie należy do osób proszących o uzdrowienie. Należy do nielicznej grupy uprzywilejowanych, których Jezus uzdrawia z własnej inicjatywy. Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas (J 5, 6). W ogromnym tłumie chorych, potrzebujących, cierpiących Jezus zauważył właśnie tego człowieka. I od razu rozpoznał jego stan duchowy i psychiczny. Ten człowiek jest chory od dawna, jest wyczerpany i kaleki, w głębi duszy zrezygnował z dalszej walki. Paralityk czuje się życiowym przegranym. Inni i tak są uprzywilejowani.

Wydaje się, że paralitykowi brakuje nie tylko cnoty cierpliwości, wytrwałości, nadziei. Brakuje jeszcze jednego czynnika, dominującego w innych uzdrowieniach – wiary. Nie wykazuje jej paralityk, przyjaciele ani krewni. Zostaje zostawiony samemu sobie, w walce z bólem i rozpaczą.

W tym przypadku Jezus nie wymaga wiary, nawet o nią nie pyta. Stawia inne zasadnicze pytanie: Czy chcesz stać się zdrowym? (J 5, 6). W tym pytaniu odwołuje się do wolnej woli chorego, zachęca go do wglądu w siebie. Wola wyzdrowienia stanowi minimum i musi być własną decyzją chorego. Nie można jej zrzucić na innych. Paralityk powinien sam pragnąć wyzdrowieć.

Niektórzy ludzie pozostają chorzy tylko dlatego, że nie chcą wyzdrowieć. W jakiś sposób „urządzili się” w chorobie, ponieważ choroba daje im pewnej korzyści – jak mówi psychologia: daje im poczucie wtórnego zadowolenia. Nie muszą już dalej walczyć, są pielęgnowani przez innych, inni się o nich troszczą. Przyjmują, cofając się, postawę dziecka: że to matka o wszystko się zatroszczy (A. Grün). Choroba może zwalniać z trudu życia i odpowiedzialności za nie. Może również rodzić przekonanie, że nie jest niczym złym, a nawet wygodnym i w konsekwencji prowadzić do postawy pretensjonalnej: jestem chory, więc wszystko mi się należy, wszyscy powinni się o mnie troszczyć.

Paralityk nie odpowiada wprost Jezusowi. Próbuje usprawiedliwiać swoją bezczynność. Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody (J 5, 7)Jego odpowiedź z jednej strony może być wymówką. Czy to jego wina, że jest chory, że nigdy nie zdąży na czas, gdyż inni są szybsi? Może być więc próbą usprawiedliwienia braku wysiłku i podejmowania dalszych środków w celu wyzdrowienia. Z drugiej jednak strony może być stwierdzeniem istoty choroby. Nie ma pomocnego człowieka. Jest samotny i biedny. Z dziewiątego wersetu dowiadujemy się, że leżał na noszach. Słowo przetłumaczone tu jako „nosze” oznacza pryczę lub materac, używany przez ludzi biednych. Tak więc był on nie tylko chory, lecz – co zbytnio nas nie dziwi – także ubogi. Co więcej, jak się dowiadujemy, z tych właśnie powodów nie miał przyjaciół (R. Ascough).

Samotność, brak relacji, nieumiejętność nawiązywania więzi to choroba naszych czasów. Wielu ludzi choruje dzisiaj, bo nie mają żadnego człowieka, który wzbudzałby w nich wolę życia, zachęcał do życia. Uważają się za ludzi bezwartościowych, wyschniętych, wyczerpanych, bo nikt ich nie kocha, nikt ich nie przyciąga do życia miłością. Człowiek może żyć w zdrowiu tylko wtedy, gdy doświadcza miłości i miłością obdarza. Bez kontaktów  z innymi ludźmi jego źródło życia wysycha (A. Grün).

Po wysłuchaniu usprawiedliwień paralityka, Jezus rozkazuje mu: Wstań, weź swoje łoże i chodź! (J 5, 8). Jezus każe choremu wstać. Oderwać się od łoża, od tego, co go przykuwa, paraliżuje, wbrew rezygnacji, lękom i temu wszystkiemu, co przeszkadza prawdziwie, w pełni żyć.

Uzdrowienie nie oznacza całkowitego wyzwolenia od „łoża”: od niepewności, choroby, zniewoleń, trudu egzystencji. Pozostawione „łoże” jest znakiem, który przypomina ludzką słabość i kruchość życia i kieruje do Boga. Jest to lek na ludzką amnezję, brak pamięci i marzenia o samowystarczalności. Człowiek sam się nie zbawi, ani nie osiągnie nieśmiertelności. Nie wymusi też uzdrowienia. Niektóre ułomności psychiczne lub fizyczne zostaną nieuleczone aż do śmierci. Niektóre duchowe rany zabiorę z sobą do grobu. Przyznanie się do tego jest niemodne, ale realistyczne. Bardzo ciężko jest czekać na nowe życie i ufać, że Bóg uleczy wtedy wszystkie nasze cierpienia. Ale czy Bóg nie dał nam wspaniałej obietnicy? (S. Kiechle).

Uzdrowienie, jakiego dokonuje Jezus oznacza, że niepewność, trud i krzyż (chociaż pozostaną) nie będą przeszkodą w  głębokim i świadomym życiu. Paralityk dobrze zrozumiał słowa Jezusa. Natychmiast wyzdrowiał […], wziął swoje łoże i chodził (J 5, 9). Uleczyło go słowo Jezusa. Spotkanie z Jezusem wzmocniło jego wolę życia. Jezus nie zaprowadził go do sadzawki, lecz skontaktował go z sobą samym, ze źródłem w nim samym, które ma dość siły, aby utrzymać go przy życiu (A. Grün).

Źródło: czestochowa-jezuici.pl, dostęp: marzec 2024.