Św. Paweł w Koryncie

Datacja pierwszej misji św. Pawła w Koryncie PDF

HOMILIA 1

  1. Z Aten wędrujemy do półmilionowego Koryntu. Zgodnie z zasadą, Paweł idzie najpierw do Żydów. Ale oni sprzeciwiają się.
  2. Mieszka potem u Tycjusza, aby być blisko synagogi, nie tracić kontaktu z nikim.
  3. Pracuje i naucza. Głośnym echem odbija się w mieście nawrócenie Kryspusa – przełożonego synagogi.
  4. Tak budują się podwaliny ukochanej gminy św. Pawła.
  5. Przeciwnicy nie zniechęcają św. Pawła. Szuka natchnień i nowych dróg.

Gidle, 10 maja 2018, Dz 18, 1-8; Ps 98; J 16,16-20

HOMILIA 2

1. Smutek zamienił się w radość w dniu zmartwychwstania Pana Jezusa. Łukasz napisze przedziwne słowa: „Gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia…”

2. Po co jest ta radość? Aby odkrywać i poznawać Boga, który pragnie, by człowiek żył radośnie – w Przymierzu z Nim, korzystając z Jego darów. Aby budować w sobie pozytywne, pogodne nastawienie do świata i do tego, co życie z sobą przyniesie.

3. Możemy się tego uczyć od św. Filipa Neri, „wesołka Rzymu”. Niełatwo mu było, ale żył charyzmatem radości.

4. Św. Tomasz Moore tak się modlił: „Panie obdarz mnie zmysłem humoru. Daj mi łaskę rozumienia się na żartach, abym zaznał w życiu trochę radości, a i innych mógł nią obdarzać. Amen.”

Radonie 26 maja 2022, Dz 18, 1-8; Ps 98; J 16,16-20

HOMILIA 3

1. Sprzedawcy „chwilówek” nie obchodzą dzisiaj święta patronalnego. Wręcz przeciwnie. Gdy św. Jan siedem razy używa w małym fragmencie Ewangelii słowa „chwila”, oznacza to, że chce zwrócić uwagę na rzecz wyjątkowo ważną.

2. Dla uczniów słuchających Jezusa w czasie ostatniej wieczerzy był to czas do Jego zmartwychwstania. Lecz czym ta „chwila” będzie dla Kościoła? To akurat zapowiedź jednego z trzech ważnych tematów Ewangelii wg św. Jana.

3. Pierwszym jest temat wcielenia Chrystusa (7 razy słowa „który z nieba zstąpił”), drugim – objawienie (7 razy słowa „to wam powiedziałem”), trzecim – paruzja, czyli przyjście Pana oraz Jego obecność z uczniami i wierzącymi.

4. Paruzja Chrystusa: Jego przyjście oraz obecność dokona się dzisiaj w znaku profesji – uroczystych przyrzeczeń we fraterni świeckich dominikanów.

5. To przyjście dziś faktycznie nigdy się nie skończy. zawsze będzie obecnością w płaczu, zawodzeniu i radości.

6. Modlitwa, studium i głoszenie niech otwiera Wasze serca, umysły i życie na to spotkanie i obecność.

Radonie. 18 maja 2023, przyrzeczenia wieczyste 3 osób z fraterni, Dz 18, 1-8; Ps 98; J 16,16-20.

KOMENTARZ

„Potem opuścił Ateny i przybył do Koryntu. Znalazł tam pewnego Żyda, imieniem Akwila, rodem z Pontu, który z żoną Pryscyllą przybył niedawno z Italii, ponieważ Klaudiusz wysiedlił z Rzymu wszystkich Żydów. Przyszedł do nich, a ponieważ znał to samo rzemiosło, zamieszkał u nich i pracował; zajmowali się wyrobem namiotów. A co szabat rozprawiał w synagodze i przekonywał tak Żydów, jak i Greków. Kiedy Sylas i Tymoteusz przyszli z Macedonii, Paweł oddał się wyłącznie nauczaniu i udowadniał Żydom, że Jezus jest Mesjaszem. A kiedy się sprzeciwiali i bluźnili, otrząsnął swe szaty i powiedział do nich: «Krew wasza na waszą głowę, jam nie winien. Od tej chwili pójdę do pogan». Odszedł stamtąd i poszedł do domu pewnego „czciciela Boga”, imieniem Tycjusz Justus. Dom ten przylegał do synagogi. Przełożony synagogi, Kryspus, uwierzył w Pana z całym swym domem, wielu też słuchaczy korynckich uwierzyło i przyjmowało wiarę i chrzest. W nocy Pan przemówił do Pawła w widzeniu: «Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście». Pozostał więc i głosił im słowo Boże przez rok i sześć miesięcy” (Dz 18, 1-11).

Nie jest pewne, którą drogą Paweł dotarł do Koryntu. Mógł przybyć drogą morską. Taka podróż trwała jeden dzień. Mógł także dotrzeć lądem. Piesza droga przez Eleusis i Megarę wymagała dwóch do trzech dni.

Po przybyciu do Koryntu Apostoł skierował się do dzielnicy żydowskiej. Samotny, w nieznanym miejscu, wielokulturowym tyglu, szukał miejsca, w którym mógłby się zatrzymać. Niespodziewanie szybko znalazł je w domu Akwili i Pryscylli. Imię Akwila oznacza „orzeł”. Jest to typowo rzymskie imię. Orzeł był ptakiem świętym, atrybutem Jowisza. Akwila był jednak Żydem, urodzonym w Poncie, krainie Azji Mniejszej leżącej nad Morzem Czarnym. Jego żona nosiła również rzymskie imię Pryscylla (w skróconej formie: Pryska). Mieszkali razem w Rzymie. Gdy cesarz Klaudiusz wydał dekret skazujący wszystkich Żydów mieszkających w Rzymie na wygnanie, Akwila udał się wraz z żoną do Koryntu. W mieście tym Akwila trudnił się rzemiosłem i handlem. Szył i sprzedawał namioty. Powodziło mu się nieźle, gdyż już w niedługim czasie po opuszczeniu Rzymu mógł założyć nowy dom. To właśnie w nim znalazł gościnę Paweł. W zgodnej parze małżeńskiej odnalazł bliskich przyjaciół. Łączyła ich nie tylko wspólna praca i mieszkanie. O wiele ważniejsze były więzy duchowe. Mieli jeden cel: głosić Chrystusa zmartwychwstałego. Ten cel jeszcze bardziej scementował ich wzajemne relacje.

W Koryncie Paweł oddawał się rzemiosłu, które nabył w Tarsie. Wraz z zaprzyjaźnionym małżeństwem pracował fizycznie przy wyrobie namiotów. W świecie rzymskim praca fizyczna nie była ceniona. Sytuacja człowieka, który na swoje utrzymanie musiał zarabiać pracą własnych rąk, była gorsza od sytuacji niewolnika. Dla stałych prac starano się bowiem o niewolników; wolna praca najemna była zawsze sprawą okazyjną (A. Ohler). Inaczej było w świecie żydowskim. Żydzi, nawet wysoko urodzeni i zajmujący się profesjonalnie wyjaśnianiem Pisma, nie gardzili także fizyczną pracą lub handlem. Przypadek Pawła dowodzi aż nazbyt jasno, jak bardzo okazywało się to niekiedy zbawienne (K. Romaniuk). Praca w warsztacie żydowskiej pary małżeńskiej, produkującej namioty, nie była przyjemna; a jednak Paweł musiał odczuwać radość, że mógł pracować w dzień i w nocy (A. Ohler). W przyszłości, dokonując bilansu swej pracy i działalności, wobec starszych Efezu, powie: Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”» (Dz 20, 33-35). Zaś do Tesaloniczan skieruje mocne słowa: Kto nie chce pracować, niech też nie je! (2 Tes 3, 10).

Współpraca Pawła z Akwilą układała się nieźle; Paweł bowiem pozostał w jego domu dłuższy czas. W ciągu tygodnia wspólnie pracowali. W szabat zaś Paweł głosił Ewangelię w synagodze. Znając, choćby tylko w ogólnych zarysach z mowy w Antiochii Pizydyjskiej, poglądy Pawła na Stary Testament oraz jego uzdolnienia dialektyczne, można przypuszczać, że jego wywody budziły zainteresowanie, i to nie tylko Żydów, lecz także tych pogan, którzy grupowali się przy synagodze (E. Dąbrowski).

Sytuacja uległa zmianie z chwilą przybycia do Koryntu Tymoteusza i Sylasa. Przynieśli oni pomyślne wieści o rozwoju Kościoła macedońskiego, dodając Pawłowi nadziei i entuzjazmu: Teraz – kiedy Tymoteusz od was wrócił do nas i kiedy doniósł nam radosną wieść o wierze i miłości waszej, a i o tym, że zawsze zachowujecie o nas dobrą pamięć i że bardzo pragniecie nas zobaczyć, podobnie jak my was – zostaliśmy dzięki wam, bracia, pocieszeni: przez wiarę waszą we wszelkiej potrzebie i naszym ucisku. Teraz bowiem ożyliśmy, gdy wy przy Panu stoicie. Jakież bowiem podziękowanie możemy za was Bogu złożyć, za radość, jaką mamy z powodu was przed Bogiem naszym? (1 Tes 3, 6-9). Tesaloniczanie wsparli również Pawła finansowo (por. 2 Kor 11, 9). Od tej chwili mógł się więc poświęcić całkowicie ewangelizacji. Wykorzystując swoje zdolności retoryczne, przekonywał słuchaczy, że Jezus jest oczekiwanym Mesjaszem.

Jednak, podobnie jak w innych wspólnotach żydowskich, spotkał się z odrzuceniem i niezrozumieniem, a nawet bluźnierstwami. Pawła nie chciano więcej słuchać. W efekcie postanowił zerwać z miejscową synagogą: «Krew wasza na waszą głowę, jam nie winien. Od tej chwili pójdę do pogan» (Dz 18, 6). Opuścił także dom Akwili. Powodem rozstania z Pryscyllą i Akwilą była, być może, chęć okazania także na zewnątrz całkowitego zerwania ze środowiskiem żydowskim, choć nie ma powodów przypuszczać, że coś się popsuło w osobistych relacjach trzech misjonarzy, a zwłaszcza Pawła, z tym zacnym małżeństwem żydowskim. Przeciwnie, późniejsze, pełne życzliwości kontakty świadczą o trwałości owej przyjaźni, zawartej w tak niecodziennych warunkach (K. Romaniuk).

Zerwanie z synagogą przyniosło pewne owoce. Wraz z Pawłem opuściło ją wielu pogan i Żydów, w tym również jej przełożony, Kryspus wraz z rodziną. Paweł wymienia również imiennie Gajusa, Achaika, Fortunata, Lucjusza, Tercjusza, Kwartusa (por. 1 Kor 1, 14; 1 Kor 16, 17; Rz 16, 21-24). „Odszczepieńcy” znaleźli gościnę w domu Tycjusza Justusa. Był on poganinem, który posiadał obywatelstwo rzymskie. Dzięki wywodom Pawła, jego pasji i gorliwości, uwierzył w Chrystusa. W jego domu młoda wspólnota odnalazła pokój i bezpieczeństwo. Stał się on Kościołem domowym, w którym gromadzili się nowo ochrzczeni.

W tym czasie Apostoł Narodów przeżył duchowy kryzys. Ogarnął go niezrozumiały niepokój i lęk o siebie, swoją przyszłość i działalność apostolską. Przeżywał zniechęcenie i brak entuzjazmu do dalszej pracy misyjnej i głoszenia Ewangelii. Zachowując w pamięci różne przykre przeżycia, jak ukamienowanie i zasadzki, przeczuwał, że ktoś może dokonać kolejnego zamachu na jego życie. Wszystkim tym uczuciom towarzyszyła głęboka samotność oraz świadomość niezrozumienia i opuszczenia przez wszystkich, a nawet samego Boga; coś, co w przyszłości w teologii duchowości nazwane zostanie nocą ciemną  (W. Turek). Wspominając te doświadczenia, Paweł napisze później: Tak też i ja przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem (2 Kor 2, 1-3).

Zmartwychwstały Jezus nie pozostawił jednak Pawła w jego lękach i samotności. W wizji mistycznej zapewnił go o swoim wsparciu. Pawłowi nic nie grozi z rąk Koryntian. Powinien z odwagą dalej głosić słowa Ewangelii. Pan jest z nim. Umocniony słowami Jezusa i doświadczeniem mistycznym Paweł pozostanie w Koryncie półtora roku, pracując z mocą i pasją na rzecz nieustannego pomnażania liczby chrześcijan. Stamtąd napisze dwa listy do założonego wcześniej Kościoła w Tesalonice.

Źródło: JEZUICI.PL

Radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać…

Zapowiedź powtórnego przyjścia

Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać.

Opowiadanie pt. “O szczęśliwym Jasiu”

Jest taka bajka Braci Grimm o szczęśliwym Jasiu, który myśli, że musiał się urodzić w czepku w szczęśliwą godzinę, bo o czym tylko zamarzy, natychmiast mu się spełnia. W swej rozbrajającej niezdarności idzie za każdym pragnieniem serca i daje się bez najmniejszego oporu wykołować.

I tak, otrzymawszy za siedem lat służby kawał złota (“wielki jak Jasiowa głowa”), wymienia go na konia, konia na krowę, krowę na prosiaka, prosiaka na gęś. Za gęś otrzymuje od szlifierza dwa kamienie, które w końcu przez jego nieuwagę “wpadają z pluskiem do studni”.

Interesujące, że im mniej posiada, tym bardziej promieniuje radością. Kiedy już został bez niczego, aż podskoczył i zawołał: – Tak szczęśliwego człowieka jak ja nie ma chyba na całym świecie…

Refleksja

To my sami pozwalamy ludziom odbierać nam naszą radość z życia. Dlatego to od nas zależy, czy ktoś nas potrafi zranić, czy nie. Nie wolno pozwalać innym ludziom traktować nas jak rzeczy, które można użyć do własnych celów i… wyrzucić. Szacunek należy się każdemu z nas i musimy wciąż o niego dbać w stosunku do siebie, ale i innych ludzi. Aby tak się stało, powinniśmy być zjednoczeni z Tym, który ma moc i zapewnia nas o radości dnia codziennego…

Jezus jest realistą. Wie, że radość i smutek to dwa elementy-części życia, które przeplatają się w naszym codziennym życiu. On wie, że smutek jest tam, gdzie nie ma nadziei na lepsze jutro. Radość zaś jest udziałem nieba, które swoim zasięgiem ogrania każdy najmniejszy fragment naszego jestestwa. Smutek powinien nas zastanawiać i prowokować do jeszcze większego wysiłku, bo nie jest on sam w sobie zły, zwłaszcza wtedy, gdy prowadzi do kolejnych głębokich refleksji w naszym życiu. Jednym słowem, “zasmucenie” nie powinno być celem samym w sobie, ale miejscem naszego spotkania z Jezusem. Wypełniając przestrzeń smutku z Jezusem, dajemy sobie ogromną szansę zasmakowania radości naszego ziemskiego życia, by w końcu być ludźmi radosnymi i szczęśliwymi…

3 pytania na dobranoc i dzień dobry

1. Czy ludzie potrafią odebrać Ci radość życia?
2. Jak zjednoczyć się z Jezusem?
3. Jak urzeczywistnić w nas radość życia?

I tak na koniec…

Jakże wielką radość ma matka, kiedy widzi pierwszy uśmiech swojego dziecka. Taką samą radość odczuwa zawsze Bóg, kiedy widzi z wysokości nieba grzesznika, który zaczyna modlić się do niego całym sercem (Fiodor Dostojewski)

Źródło tekstu: mariuszhan.pl

Prośba: o doświadczanie Bożej obecności w trudnych doświadczeniach życia

Myśli pomocne w rozważaniu:

  • Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie oglądać, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie. W tych słowach Jezus zapowiedział swoją mękę i zmartwychwstanie. Niestety uczniowie nie rozumienli tego. Podobnie jak nie rozumieli tego, że Jezus idzie do Ojca. Uczniowie, mimo iż tak długo byli z Jezusem, to Jego naukę odbierali tylko swoim umysłem. Żyli w strachu, że stracą Jezusa, że nie będzie Go już z nimi. Bali się, że nigdy z Nim nie porozmawiają, nie będą z Nim jeść czy nie będą więcej świadkami Jego cudów. Apostołowie nie umieli spojrzeć na naukę Jezusa z perspektywy Jego misji zbawienia człowieka. Ich myśli, lęk i obawa przed stratą były szczere i prawdziwe na ten moment. Z jaką obawą mierzysz się dziś? W jakich przestrzeniach swojego życia doświadczasz obaw, strat, lęków? Kiedy ostatnio przyzanłeś się Jezusowi, że nie rozumiesz tego, co się dzieje w twoim życiu, że po prostu „nie ogarniasz” tego, co ci się przydarza?
  • „Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość”. To zdanie mocno komponuje ze słowami psalmu: „Idą i płaczą niosąc ziaro na zasiew, lecz powrócą z radością niosąc swoje plony”. Dzięki męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, wszystko czego w życiu doświadczamy, przeżywane w zjednoczeniu z Jezusem, znajduje w Nim radosne wypełnienie. Nie ma cierpienia, trudność i łez, które by nie zostały przemienione w pełnię życia. Droga od smutku do radości i od śmierci do życia zawsze jest drogą oczyszenia. Potrzebuje ona czasu, cierpliwości i zaufania Bogu. Radość, którą obiecuje Jezus, nie jest wesołkowatością, ale doświadczeniem wewnętrznęgo pokoju, i pewności, że nawet w chwilach przeciwności Jezus mnie prowadzi. Jak przeżywasz napotykane przeciwności? Czy masz w swoim życiu doświadczenie wewnętrznej przemiany serca, pomimo braku zmiany zewnętrznych okoliczności? Powtarzaj dziś słowa Jezusa: smutek wasz zamieni się w radość.

Źródło tekstu: e-dr.jezuici.pl

Radość – owoc miłości

Jeden z artykułów Sumy teologicznej św. Tomasza z Akwinu stanowi odpowiedź na pytanie: „Czy radość jest cnotą?”. Zdaniem Akwinaty, „radość nie jest cnotą odrębną od miłości, lecz jej przejawem i skutkiem” (STh II-II 28, 4). Dokładniej mówiąc, ta sama duchowa sprawność skłania człowieka do kochania, jak i do pragnienia obiektu miłości, a wreszcie do radowania się nim. Św. Tomasz nie widział więc w radości odrębnej cnoty, lecz traktował ją jako rezonans – przejaw i skutek – miłości w człowieku. Gdzie tego rezonansu nie ma, tam rodzi się smutek, który przyćmiewa radość, do jakiej powinna prowadzić miłość. Nie ma więc prawdziwej radości bez miłości. Dlatego też rozważania na temat radości znajdziemy w tym fragmencie Sumy, który poświęcony jest cnocie miłości. Radość istotnie wiąże się z dobrem, a dążenie do dobra – z miłością.

Za tym poglądem św. Tomasza zdaje się podążać także Benedykt XVI, który zauważa u młodych ludzi dziwny smutek, nazywając go wręcz „smutkiem metafizycznym”. Szukając zaś jego przyczyn, wskazuje ostatecznie na brak miłości i niewiarę w jej możliwość: „Niejednokrotnie na twarzach ludzi młodych widzimy dzisiaj dziwne zgorzknienie, zwątpienie, uczucia dalekie od właściwego młodości dążenia ku temu, co nieznane. Najgłębszą przyczyną tego smutku jest brak wielkiej nadziei i nieosiągalność wielkiej miłości”.

Radość wzbudzana przez miłość jest zawsze proporcjonalna do dobra. Radość płynąca z osiągnięcia czy zrealizowania dobra skończonego jest, rzecz jasna, radością ograniczoną. Dopiero „radość z Boga jest sama przez się, to jest niczym nieograniczona, zgodnie z nieograniczoną Jego dobrocią, natomiast radość z jakiegokolwiek stworzenia jest ograniczona” (STh II-II 28, 3). Taki stan pełnej radości, związany z osiągnięciem pełnego dobra – Boga, nie jest jednak całkowicie dostępny człowiekowi w obecnym życiu. „Dopiero po dojściu do pełnej szczęśliwości w niebie znikną wszelkie pragnienia, bo wówczas będzie już pełne radowanie się Bogiem, w którym człowiek otrzyma wszystko, czego pragnął” (STh II-II 28, 3).

Podkreślając nieosiągalność stanu pełnej radości w tym świecie, św. Tomasz nie negował bynajmniej wartości dostępnych nam radości. Jego stanowisko staje się bardziej zrozumiałe, gdy sięgnie się do innego fragmentu Sumy – do traktatu o uczuciach (por. STh I-II 22-48). Znajdujemy tam między innymi rozważania na temat relacji pojęcia radości do przyjemności. Otóż przyjemność jest stanem zadowolenia wzbudzonym po osiągnięciu jakiegoś dobra w dziedzinie zmysłowej (por. STh I-II 31, 1). Doznania przyjemne są dostępne także zwierzętom. „Natomiast miano radości przyznajemy jedynie tym przyjemnościom, które budzą się w nas pod wpływem rozumu. Dlatego zwierzętom nie przypisujemy radości, lecz jedynie miano przyjemności (czy zadowolenia)” (STh I-II 31, 3). Pomimo podkreślenia różnicy pomiędzy przyjemnością a radością św. Tomasz zaznacza, że „istoty mające rozum mogą radować się wszystkim, co wzbudza przyjemność” (STh I-II 31, 3). Wymaga to jednak dwóch rzeczy: „osiągnięcia odpowiedniego dobra oraz uświadomienia sobie tegoż osiągnięcia” (STh I-II 32, 1).

Jest to ważne spostrzeżenie Akwinaty wskazujące na to, że także stany przyjemności mogą prowadzić do radości (z zachowaniem proporcji), integrować się z innymi radosnymi przeżyciami człowieka. Odrzucenie hedonizmu – poglądu głoszącego, że o wartości życia stanowi przyjemność (gr. hedoné) – nie musi zatem oznaczać potępienia prostych radości i przyjemności dnia powszedniego. Dobra, które stają się źródłem przyjemności i radości, są względne i przemijające. Hedonizm je absolutyzuje, głosząc, że tylko takie dobra istnieją i tylko one mogą być źródłem radości. Trzeba więc na nich się skupić, porzucając obietnice innych dóbr i innych, nieprzemijających radości. Z kolei dla pesymizmu względność i przemijalność dóbr staje się podstawą do uznania złudnego charakteru radości. Chrześcijański realizm, także w wydaniu św. Tomasza, nie wiąże się jednak z żadną z tych skrajności. Osiągnięcie czy realizacja nawet małego dobra dostarcza nam niekłamanej radości, choć jest ona proporcjonalna do swego źródła. Nie należy jej zatem ani absolutyzować, ani negować.

Z przytoczonych rozważań św. Tomasza na temat radości płynie zatem między innymi taki wniosek, że radość pojawia się w nas nie wtedy, gdy jej szukamy, lecz wówczas, gdy troszczmy się w naszym życiu o dobro i miłość. Radość jest odblaskiem dobra i miłości w nas. Jeśli zaś troszczymy się o dobro i miłość, wówczas radość może przenikać także przyjemności. Jeśli natomiast brak dobra i miłości, wówczas cieniem na życiu człowieka kładzie się „metafizyczny” smutek, którego nie są w stanie przezwyciężyć nawet pomnażane przyjemności.

Mała rzecz, a cieszy

Zagadnienie relacji pomiędzy wiarą w pełną i wieczną radość w innym świecie oraz radościami i przyjemnościami dnia codziennego jest często przedstawiane w karykaturalny sposób. Biblijny Kohelet pisał: O śmiechu powiedziałem: „Szaleństwo!”, a o radości: „Cóż ona daje?” (Koh 2, 2). Słowa mędrca, który zdawał się uznawać codzienne radości i przyjemności za marność, bywają czasem przedstawiane jako opis postawy człowieka religijnego. Proste radości miałyby być niegodne tego, by się nimi cieszyć, gdy bierze się pod uwagę ich względny charakter, a także perspektywę oczekiwanej wiecznej radości. Jednak i ten pozornie pesymistyczny biblijny mędrzec pisał przecież, że i szczęście, i trud to dar Boży (por. Koh 3, 13).

To prawda, że w życiu ludzkim obecne są, i będą, smutki, cierpienia i łzy. Słowa religijnej pieśni Z tej biednej ziemi, z tej łez doliny z pewnością opisują prawdziwe doświadczenie człowieka dotkniętego takimi stanami. Czy jednak to adekwatny opis całego ludzkiego życia? Wiara religijna jest sprawą poważną. To fakt. Czy jednak powaga wiary faktycznie nie pozwala się cieszyć drobnymi radościami życia?

Stereotypowy pogląd głosi, że nadzieja na radość wieczną w innym świecie, jaką żywią ludzie wierzący, nie pozwala im przeżywać prostych radości w tym świecie. Jest to nieco inna wersja marksistowskiego przekonania, że nadzieja innego świata osłabia zaangażowanie w sprawy tego świata. Współczesny niemiecki pisarz ateistyczny Michael Schmidt-Salomon, propagując postawę nowego „oświeconego hedonizmu”, pisze, że aktualne życie ma człowiekowi do zaoferowania: „promienne oczy dziecka, któremu sprawiliśmy radość; uśmiech przypadkowo spotkanego nieznajomego; zapach świeżego chleba o poranku; przygodę żywej wieczornej dyskusji; urok fugi Bacha; piękno obrazu Picassa; ciepło ukochanej osoby”. Nie bardzo wiadomo, dlaczego, zdaniem autora, wymienione sytuacje miałyby sprawiać radość jedynie tym osobom, które odrzuciły istnienie Boga i innego świata. Zapach świeżego chleba o poranku chyba jednakowo cieszy każdego człowieka.

Drobne radości dnia codziennego, także te, które wymieniał Michael Schmidt-Salomon, mogą czynić nasze życie lepszym niż jest. Wprowadzają więcej pogody w nasze usposobienie i w międzyludzkie relacje. Józef M. Bocheński OP uważał nawet, że współtworzą one poczucie sensu życia. Inaczej niż wielu autorów chrześcijańskich, wiązał on kategorię sensu życia nie tylko z celami, do których się dąży, ale i z aktualnymi chwilami, które się odpowiednio przeżywa. Dowartościowując zaś drobne radości życiowe, które ani nie wykluczają dążenia do radości wiecznej, ani nie negują faktu cierpienia i smutku, dominikanin pisał: „Sami bardzo często zapatrzymy się w coś rzekomo wielkiego i chodzimy po świecie jak ślepcy, nie widząc zwykłych, małych rzeczy. […] Wystarczy mieć oczy szeroko otwarte, a życie staje się piękniejsze, a przynajmniej znośniejsze; bo więcej w nim radości. […] Gdybyśmy pilnowali tych małych rzeczy, wynikłoby z tego może nie szczęście – bo to nie jest rzecz trwała – ale przynajmniej dużo radości ludzkiej. Ludzie, którzy cierpią, cierpieliby mniej. Życie byłoby lepsze, pogodniejsze, mniej nieznośne; […] może nie stałoby się niebem, ale przynajmniej [byłoby] lepsze, niż jest”.

Codzienne radości nie są też bez znaczenia dla naszego chrześcijańskiego świadectwa i apostolstwa. Czy można bowiem głosić radosną nowinę, samemu będąc zgryźliwym i smutnym? Jacek Woroniecki OP przestrzegał: „Kto zwykł się poddawać złemu humorowi i zniechęceniu, niech się apostolstwa nie ima, bo więcej zaszkodzi niż pomoże. Aby prowadzić do źródła radości, trzeba coś z niej mieć w sobie”.

Radość i śmiech

Zastanawiając się nad radościami ludzkiego życia, nie sposób nie zapytać także o zjawisko śmiechu. Śmiech najczęściej jest wyrazem radości, a radość jest pobudką do śmiechu. W wersji błogosławieństw zamieszczonej w Ewangelii św. Łukasza ów związek radości i śmiechu wyraża makaryzm: Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie (Łk 6, 21). Śmiech jest ludzkim fenomenem oraz – zdaniem Johannesa B. Lotza SJ – darem Bożym. Śmiech towarzyszy nam w wielu sytuacjach życiowych, pełniąc niejednokrotnie funkcję „zaworu bezpieczeństwa”. Rozładowuje stres, uwalnia od złych emocji, przywraca właściwe proporcje w spojrzeniu na rzeczywistość, tworzy niezbędny dystans wobec różnych spraw. Przez swą zaraźliwość śmiech – i uśmiech – pomaga w pokonywaniu barier pomiędzy ludźmi, podobnie jak oglądanie wokół siebie twarzy agresywnych i złych utrudnia budowanie międzyludzkich relacji. A wreszcie człowieka, który potrafi się śmiać także z siebie, zabezpiecza przed zbytnim nadęciem i celebrowaniem siebie. Wojciech Chudy pisał: „Człowiek – «byt seriozny», wyposażony w rozliczne teorie naukowe, filozoficzne i teologiczne odnośnie do swojej osoby, «ważniak» z namaszczeniem celebrujący swoje problemy, twórca kultury i podmiot dziejów – spostrzega, że jest śmieszny”.

Jak każdy dar, również i śmiech może być niewłaściwie użyty. Możemy przecież wskazać różne przykłady niewłaściwego czy wręcz złego śmiechu. Są bowiem miejsca, chwile czy sytuacje, w których śmiech jest nie na miejscu. Śmiech w obliczu tragedii lub w jakiejś uroczystej sytuacji byłby niepoważną frywolnością. Śmiech z czyjegoś niepowodzenia stawałby się szyderstwem. Śmiech człowieka zgorzkniałego, niedostrzegającego ani wielkich, ani małych radości w życiu, zwykle jest wyrazem sarkazmu. Jest jeszcze śmiech fałszywy, będący rodzajem maski, któremu nie odpowiada wewnętrzny stan radości.

Niewłaściwe użycie śmiechu nie może jednak oznaczać pozbawiania go wartości. Powaga i śmiech łączą się w życiu w dziwny związek. Są chwile poważne, doniosłe i uroczyste, w których nie wypada się śmiać, są też chwile, w których zdrowy śmiech świadczy o pogodzie i życiu ducha. Zdaniem Wojciecha Chudego, „śmiech definiuje istotę ludzką (homo ridens), lecz tylko w dialektycznym związku z powagą, z życiem na serio; wesołość stanowi transgresję powagi, a powaga transgresję życia”. Owa dialektyka powagi i śmiechu ujawnia przygodność (contingentia) naszego życia. Przygodność ta – czyli niekonieczność objawia się w bogactwie wariantów, w mnogości sytuacji, zaskakujących zachowań, niespodzianek, a czasem w ich komizmie. Często naturalną reakcją na niespodziewaną, zaskakującą sytuację jest śmiech. Jeżeli ktoś potrafi się śmiać z tego, co „śmiechu warte”, może więc zyskać dodatkowy dostęp do metafizycznej przygodności. Za śmiesznością kryje się bowiem jakaś prawda o nas: „Śmiech jest tłem i stroną, środkiem i drogą, doprowadzającą do tych punktów w życiu, kiedy nie wystarczy się śmiać i kiedy człowiek staje się poważny”.

Max Scheler uważał, że możliwa jest „zdrada” radości – bądź na korzyść fałszywego heroizmu, bądź też fałszywej, nieludzkiej idei obowiązku. O niektórych formach „zdrady” radości była mowa także w niniejszym tekście. Papież Paweł VI napisał w 1975 roku w adhortacji apostolskiej o radości chrześcijańskiej Gaudete in Domino, że współczesnej społeczności ludzkiej z trudem przychodzi rodzenie radości. Papież postanowił przeto przypomnieć, że głosiciel chrześcijańskiej radości powinien dostrzegać zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne radości, będące świadectwem dobroci stworzenia. Nawiązując także do wykorzystanych w tym artykule tekstów św. Tomasza, Paweł VI niuansował różne odmiany radości, pisząc: „Najbardziej znamienną postacią [szczęścia] jest radość, albo «szczęście» w ścisłym znaczeniu, doznawane wtedy, gdy za pomocą swoich najwyższych władz cieszy się posiadaniem jakiegoś dobra poznanego i kochanego. Tak to człowiek doznaje radości, kiedy godzi się z przyrodą, a zwłaszcza kiedy spotyka się z innymi ludźmi, razem z nimi uczestniczy w załatwianiu spraw i przyłącza się do wspólnoty z nimi. Szczególniej doznaje on radości, czyli szczęścia duchowego, kiedy jego duch posiada Boga, poznając Go i kochając jako najwyższe i niezmienne Dobro”.

Źródło tekstu: zycieduchowe.pl